Wszystko zaczęło się w poniedziałek 14 lutego 2005. Szczepem 33 DH i W wyjechaliśmy do Jagniątkowa w Karkonosze. Może nie było wiele osób (14 uczestników i 6 osób z kadry ;-)), bo na zimowisku nie pojawił się nikt z wędrowniczej, ale wszyscy mieli nadzieje się dobrze bawić.
Szczerze mówiąc, to nie od razu miałam zapal do tygodnia w górach (szczególnie dlatego, ze był to mój pierwszy wyjazd w kadrze oprócz Palmir i nie wyobrażałam sobie, jak będzie). Miałam tez nadzieje, ze się trochę wyspie w pociągu po powrocie z warsztatów dla funkcyjnych, ale się przeliczyłam. Na szczęście okazało się, ze podróż minęła bardzo przyjemnie i mimo zmęczenia niczego nie żałowałam. Potem dotarliśmy do Jagniątkowa (z Jeleniej Góry przyjechaliśmy tam dwoma busami) i wreszcie znaleźliśmy szkole, w której mieliśmy spędzić nasz pobyt. Kiedy już się całkiem rozłożyliśmy i zaklimatyzowalismy przyszedł czas na obiad. Przyjechali do nas ludzie z restauracji w Sobieszowie, z którymi się wcześniej umawialiśmy i przywieźli pyszna zupkę, kurczaka itp. Najśmieszniej było patrzeć na zmęczonych ludzi z drużyn, kiedy zobaczyli, że nie będą musieli jeść z menażek, ale normalnych talerzy (państwo z restauracji przywieźli wszystko ze sobą).
Po obiedzie były jakieś zajęcia, a po kolacji kominek. Ogólnie ten dzień minął bardzo szybko (z reszta jak cale zimowisko). Oczywiście potem było jeszcze podsumowanie dnia itp., ale potem już wreszcie mogłam pójść spać. Ogólnie nasze zimowisko było w konwencji rezerwatu zwierząt. Zastępy były zwierzętami, które są w Karkonoszach na wyginięciu (oni wybrali sobie wilki, wiewiórki i dziki). Po pobudce i zaprawie niektórzy przygotowywali śniadanie. Po nim był zwiad (zastępy miały się dowiedzieć o starych narzędziach używanych w okolicach Jagniątkowa, gwarze i potrawach). Wyszedł bardzo fajnie mimo tego, ze ludzie we wsi nie byli zbyt rozmowni.
Myślałam, ze pobyt na zimowisku w kadrze będzie nudny i monotonny, ale okazało się, ze było naprawdę sympatycznie. Na zimowisku praktycznie codziennie chodziliśmy na dwór, bo pogoda trafiła się nam świetna. Było bardzo dużo śniegu, a wszyscy byli zadowoleni. W czwartek poszliśmy na górkę i zjeżdżaliśmy na trochę cienkich workach (które dość szybko się porwały), ale i tak sobie poradziliśmy. Jednego dnia poszliśmy tez na zamek Chojnik i mimo późniejszego narzekania tych najmłodszych, to wszystko wyszło bardzo dobrze. Zeszliśmy do Sobieszowa i tam zjedliśmy obiad.
Tydzień minął szybko i już w sobotę musieliśmy wyjechać. W pociągu mięliśmy tylko dwa przedziały, ale i tak wszystko wyszło dobrze. Jechaliśmy w nocy, wiec czas minął szybko i już nad ranem dojechaliśmy do Warszawy, skąd ruszyliśmy do Otwocka. Na peronie czekali już zniecierpliwieni rodzice i dziadkowie. Zawiązaliśmy krąg i rozeszliśmy się w swoje strony.
Moim zdaniem zimowisko wyszło naprawdę fajnie i każdy będzie je wspominał z uśmiechem.
Ola Brożek
Szczep 33 DHiW