Piątek…
Niby zwykły, kolejny piątek…
A jednak nie do końca….
Nasza opowieść zaczyna się dziwnie i trochę strasznie…
Mianowicie miejscem tajemniczego spotkania z niewiadomo-kim, miał być Park z Fontanną przy liceum w Otwocku. My z Dorotką zjawiłyśmy się nieco wcześniej… Patrzymy… a tu w Parku pełno niezidentyfikowanych istot w kapturach, prawdopodobnie pochodzenia ludzkiego, choć nadających na innych falach. Usiadłyśmy tak, aby nas było widać w świetle latarni. Kiedy już minęła wyznaczona pora na zbiórkę, pojawiła się w oddali osoba… Po bliższej identyfikacji (miał bojówki !!!, co wyróżniało się na tle innych osób przebywających w Parku, miał plecak i rozglądał się dookoła) doszłyśmy do wniosku że to ktoś od nas. Ktoś na kogo miałyśmy czekać! Cicho i ostrożnie podeszłyśmy… Tak!! To Marek!!
Teraz udaliśmy się do miejsca, gdzie miał czekać na nas Michał. Trochę dziwnie się poczułyśmy, kiedy dowiedziałyśmy się czym dojedziemy na miejsce… To był taki średni…biały… nie obity tapicerką w środku… i tylko z dwoma miejscami siedzącymi z przodu, oddzielonymi kratką od tyłu… taki wóz milicyjny bez siedzeń z tyłu. I kto miał siedzieć z tyłu? Oczywiście Ja z Dorotką;)
Jak się okazało, reszta grupy miała dołączyć później – mieli jeszcze zbiórkę. W tzw. międzyczasie udaliśmy się na zakupy… Po pieczołowitym wydaniu wszystkich pieniędzy na materiały programowe (bez jedzenia nie można przecież pracować) wyruszyliśmy w drogę.
Trochę śmiesznie wyglądała podróż… Jako pierwsi jedziemy my (czyli Dorotka, Michał, Marek i Ja), a zaraz za nami ekipa Kuczyna w pięknym, wyposażonym w ogrzewanie(!!!), z radiem (!!!) aucie. No ale ogólnie jazda była do wytrzymania. Oprócz tego że Tomek świecił nam przeciwmgielnymi PROSTO W OCZY!!!
Po dotarciu na miejsce zostaliśmy brutalnie opuszczeni przez Kuczyna i Michała w środku wsi, gdzie czekało na nas zadanie – musieliśmy dostać się do domu, w którym mieliśmy spać, a którego zdjęcia trzymaliśmy właśnie w ręku. Tak… to były ciekawe poszukiwania trwające ponad 1,5h choć z miejsca porzucenia do miejsca zamieszkania było naprawdę niedaleko…. Nie ma to, jak orientacja wędrowników po nieznanej wsi, przy zgaszonych latarniach!
Po dotarciu na właściwe miejsce wzięliśmy się za zasłużoną kolację i gorącą herbatkę wśród myszy 😀 a była to jakże wczesna godzina 24! 😉 Po zjedzeniu zaczęliśmy tworzyć konstytucję. Szło nam całkiem nieźle, dopóki Michał nie zarządził przerwy spożytkowanej na poszukiwania Tytusa. No więc na spacerek udaliśmy się do skansenu. Ale zanim się tam dostaliśmy mieliśmy zapierającą dech w piersiach przygodę, z której później się śmialiśmy:) (taki mały pościg policyjny, zatrzymanie, aresztowanie, 48 na dołku… ) A poza tym bardzo sympatycznie było chodzić ciemną, zimną nocą po lesie pełnym wojennych niespodzianek typu okopy, armaty i czołgi w poszukiwaniu śladów za Tytusem 🙂 Po tej jakże interesującej godzinie wróciliśmy do miejsca zamieszkania, gdzie zaczęło nam naprawdę odwalać 😀 Marek dorwał pistolecik na kulki i strzelał nim we wszystko co się ruszało (i nie ruszało) i nie uciekało! Michał i Tomek zaczęli się przebierać i wyczyniać różne dziwne rzeczy przy dźwiękach przebojów sprzed kilku/kilkunastu dobrych lat, a my, dziewczęta, patrzyłyśmy się na nich i miałyśmy niezły ubaw!! 😀 W końcu udaliśmy się na zasłużony wypoczynek, jednak nie trwał on długo (od 6 do 9), kiedy to Michał dorwał trąbkę i nam nad uchem trochę pograł! Naprawdę polecam ten sposób dla śpiochów… Momentalnie stawia na nogi….
Dokończyliśmy (prawie), co skończyć mieliśmy, nazrywaliśmy śliwek i jabłek, wysłuchaliśmy wykładów Marka na temat mumii śliwkowych i sprzątnęliśmy niemalże zdemolowany przez nas domek 🙂 Powrót szybko minął, głównie na rozmowie lub spaniu.
Ale szczerzę się przyznam, bardzo podobał mi się ten wyjazd. Dawno się tak nie uśmiałam:) I dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tak wspaniałej atmosfery! – czyli każdemu kto tam był! :):):)
Podsumowując: było miło i dość rzeczowo powstały zarysy naszej konstytucji (w niektórych przypadkach nawet mocno uszczegółowione), ale pojawiło się kilka problemów:
– po pierwsze: powinno z nami pojechać więcej osób to ma być konstytucja całego namiestnictwa, a nie jego części. Termin wyjazdu był znany wszystkim od dawna po co planować coś innego równolegle?
– po drugie: ten wyjazd był zaplanowany jako trochę dłuższy szkoda, że części z nas tak się spieszyło do domu można by jeszcze trochę popracować (i zjeść spaghetti).
Basia Bakuła/ Marek Rudnicki
(próbna JDW)