Dziś widziałem słowika. Widziałem i… słyszałem. Słowik to taki ptak którego trzeba słuchać. Widząc go można jedynie stwierdzić: cóż jeszcze jedno stworzenie Boże… ale słuchając i słysząc…
Oczywiście są ludzie dla których ptasie trele nic nie znaczą, są po prostu przeszkadzającym hałasem. Jednak ten, kto naprawdę się wsłucha, usłyszy pieśń wiosny, pieśń budzącej się z zimowego odrętwienia przyrody. Jeśli do tego dojdzie jeszcze doświadczenie to w śpiewie tym usłyszy już tchnienie rozgrzanej ziemi. Słowik, jeśli mu nie przeszkadzać, będzie snuł swą opowieść będącą zapowiedzią cudownego życia jakie będzie wiódł wkrótce. Podobnie jest z ludźmi. Raz na jakiś czas pojawia się wśród nas Człowiek Który Wie.
Czasem człowiek ten odczuwa w sobie przemożną potrzebę przekazania innym ludziom swej wiedzy. Potrzeba ta, zrazu ukryta, rośnie z czasem. Wzrasta ona wraz z człowiekiem. Wędruje z nim po polach i łąkach, pływa kajakiem po jeziorach wśród pięknych wschodów i zachodów słońca. I rośnie. Piękno otaczającego człowieka świata jest jej pożywką, swoistymi „drożdżami” dzięki którym rośnie. W przypadku pewnego człowieka największą chyba pożywką były nasze góry. Zwłaszcza wśród nich rosła potrzeba mówienia innym. Potrzeba bycia przewodnikiem w ludzkiej wędrówce na górę poznania. Wzrastał Człowiek z czasem, stawał się coraz większy. Jego mądrość była zauważana nie tylko przez najbliższych Mu, lecz także przez coraz większe rzesze ludzi. Stawał się Autorytetem.
Człowiek ten śpiewał swą pieśń coraz piękniej, śpiewał dla tych którzy słuchali i dla tych którzy woleli inne pieśni. Czas płynął, a Człowiek śpiewał swą pieśń coraz pewniej i coraz głośniej. Aż w końcu słało się. Inni śpiewacy uznali, że właśnie On ma w sobie Ducha najpiękniejszego i najmocniejszego ze wszystkich. I od tej pory Przewodnik mógł śpiewać dla wszystkich. Pomimo, że byli tacy którzy chcieli zagłuszyć Jego głos, ha gamonie wynajęli nawet kłusownika, Jego głosu nie dało się stłumić, a Duch czuwający nad Nim pozwolił mu ujść sprzed łap zbrodniarza. Choć zraniony, wkrótce ozdrowiał i ze zdwojoną siłą kontynuował swą misję.
Czas płynął jednak nieubłaganie urywając wciąż minuty i godziny z Jego życia. Lecz co dziwnym jest, głos jego choć wydawał się słabszy miał wciąż większą moc, moc zapadania w ludzkie dusze. Gdy śpiew stawał się problemem – pisał. Pisał przewodniki. Pisał je dla tych którzy słyszeli Jego śpiew, ale również dla tych którym nie było dane tego dostąpić. Pisał je również z myślą o potomnych którzy pojawią się gdy Jego już nie stanie. Aż pewnego dnia, w zimny wiosenny wieczór, zamilkł śpiew.
Człowiek odszedł… Wszyscy którzy do tej pory słuchali zatrzymali się w zadumie.
Nadszedł ranek po nieprzespanej nocy, nocy żalu i zadumy, nocy niepewności i łez. Właściwie to nim słońce wstało już było słychać dźwięk. Pierwej pojedynczy z czasem dołączyły inne, to … słowiki. Słowiki obudziły słońce które wzeszło, i dziwna rzecz, znana nam pieśń Przewodnika wzeszła razem ze słońcem, pojawiła się w słowiczych trelach budząc oddźwięk w naszych duszach. Z pierwszymi promykami słońca umykał z nich mrok i chłód. I przyszło zrozumienie. Zrozumienie, że teraz gdy Jego zabrakło my jesteśmy przewodnikami. Mamy wielką księgę przyrody w której zapisane jest wszystko. Mamy Jego wskazówki, mamy nasze Prawo i Przyrzeczenie. Mamy siebie, leśną mądrość spisaną na kartach dziennika, mamy o wiele więcej więc na cóż czekać ? Tak Duch został zauważony. Duch ten wzrasta w nas od zawsze, wzrasta szczególnie mocno podczas gdy jesteśmy rzuceni „na pola, do lasów, na jeziora, by tam w codziennym trudzie hartować swe dusze”. Rośnie gdy patrząc zaczynamy widzieć i słyszeć. Słyszeć jak Pan do nas mówi w śpiewie słowików i grzmocie błyskawic pokazując nam wielkość wszechświata migotaniem rojów gwiazd. Doświadczając nas cudem w którym uczestniczymy widząc narodziny dziecka i wreszcie czując Jego dotyk w muśnięciu motylich skrzydeł. Wszystkie te rzeczy czynią nas ludźmi świadomymi i silnymi duchem. Tym duchem który umacniając nas w przyrzeczeniowym postanowieniu przestrzegania 10 praw zmienia oblicze ziemi, tej ziemi.
Janusz Sikorski, Tychy 03-04-2005