Co mnie skłoniło do napisania tych paru zdań? Zdziwienie. Zdziwienie wielu osób, którym na pytanie „Gdzie wczoraj byłam?, lub „Co będę dziś robić?”, odpowiadam: „Byłam w Fundacji, a dzisiaj pewnie również spędzę tam całe popołudnie, pomagając w rozliczaniu XI Finału”.
Dla większości /na szczęście nie harcerzy../ nic się tam teraz nie dzieje, działalność Orkiestry to głównie jeden styczniowy dzień, no i może parę dni przygotowań. Dobrze by było…
Niestety zorganizowanie tak dużego przedsięwzięcia zajmuje dużo więcej czasu, zarówno przed jak i po /wiedzą chyba o tym wszyscy przygotowujący nasz otwocki sztab/. Przygotowania w Fundacji zaczynają się już pod koniec wakacji, a rozliczanie tego wszystkiego trwają… do wakacji. M.in. sortowanie obcej waluty, której na razie czeka ok. pół tony, (a my w hufcu w zeszłym roku cieszyliśmy się, jak udało się nam skończyć sortowanie do lutego.
Ludzie w Fundacji będą nad tym siedzieć do czerwca…), rozliczanie Sztabów, których było chyba 1200, a dokładniej – 30 pełnych segregatorów (które miałam ostatnio przyjemność układać w kolejności alfabetycznej…), rozliczanie imprez zamkniętych (z których jeszcze spora część nie przysłała nawet dowodów wpłaty na konto, a termin był do końca stycznia.. mamy prawie koniec lutego..), wysyłanie podziękowań, które może pozornie wydawać się najprzyjemniejszą czynnością, ale pozory lubią mylić…
O tym też mogę coś napisać, bo ostatnio razem z przelatującą mi przed oczami kasą, frankami szwajcarskimi, czy dolarami, śniły mi się listy, paczki, wypisywanie adresów, itp..
Otóż najpierw trzeba wydrukować listę sztabów, gdzie mamy owe podziękowania wysłać. Następnie trzeba przynieść z piwnicy paczki z wydrukowanymi podziękowaniami. Ponieważ do większości sztabów trzeba ich wysłać 50, 100, 300, a nawet 1500, ręczne odliczanie nie jest najszybszym sposobem.
Wobec tego trzeba je ważyć na takiej fajnej wadze do papieru, z której wszystkie zjeżdżają i obliczyć ile ma ważyć np. 470 sztuk podziękowań… (jeżeli 10 waży ileśtam gram, to 100 będzie ważyło 10 razy więcej, to jeszcze razy 4, i do tego jeszcze 7 razy tyle co było na początku…czyli… to będzie…). Potem trzeba zapakować je w takie granatowe paczki „Servisco” i nakleić kartkę z adresem.
Na razie wszystko w miarę proste, ale… Teraz będzie najlepsze.. Na każdą paczkę wypisać „serviscową” kartę przewozową. Już umiem na pamięć: „Rodzaj – expres, kategoria – I, ilość -1, nr kuriera – 552, podpis kuriera, cena – 24, kreska, 24, kreska, data (uwaga: w porównaniu do wcześniejszych punktów – zmienia się), mój podpis, zaznaczyć, że płaci nadawca, nabić pieczątkę Fundacji oraz wpisać adres odbiorcy…
To kalkuje się na czterech kopiach. Oryginał oraz jedną kopię odłożyć na stertę, a dwie pozostałe wsadzić w foliową koszulę i nakleić na paczkę. Paczkę zrzucić na rosnącą kupę paczek i zabrać się za następną…
Tyle roboty, a to dopiero jedna… Mi zrobienie 100 (słownie: stu!!) paczek zabrało prawie 5 godzin… Nie wiem, czy to mało, czy dużo…
I mniej więcej na takich czynnościach schodzą całe dnie w Fundacji.
Może nie są to za ambitne i wymagające za dużo myślenia zadania, ale właśnie dzięki nim wszystko jest tak dobrze zorganizowane. Tak samo jak np. wysyłanie przed Finałem paczek z gadżetami, plakatów, odbieranie nieprzestających dzwonić telefonów z ciągle tymi samymi pytaniami lub wyrabianie i laminowanie identyfikatorów.
To wszystko zajmuje masę czasu i przestrzeni, ale przecież gdyby ktoś tego nie zrobił, to nic by z Finałów i działalności Fundacji nie wyszło. A na pewno nie na taką skalę.
Nie piszę tego bynajniej aby podkreślić moją pomoc tam, ale chciałam pokazać, że naprawdę jestem pełna podziwu i szacunku dla ludzi (nie tylko z Pokojowego Patrolu), z których niektórzy przez cały rok, a inni od początku listopada, do końca stycznia, czy lutego, przyjeżdżają z różnych stron Polski, siedzą tam, prawie dniami i nocami, aby cała Polska, wszyscy ludzie z każdego krańca Polski, mogli wziąć udział w tak fantastycznej imprezie jaką są kolejne Finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. I chwała im za to…
Ania vel „Kózka”
P.S. Muszę przyznać, że do pomocy w Fundacji zachęciło mnie parę rzeczy, m.in. panujący tam świetny i zakręcony klimat; ludzie pozytywnie nastawieni do innych i do świata; to, że dzięki temu mam jakiś swój maleńki udział w tym całym niezwykłym przedsięwzięciu oraz sama możliwość bezpośredniej pomocy przy Finale, czy Przystanku Woodstock (na który będę już w takiej fajnej czerwonej koszulce – „Pokojowy Patrol”).
W następnym Przecieku napiszę coś więcej o Patrolu i szkoleniach… /wybieram się na takie 7 marca i mam nadzieję, że wrócę…/
”(…)”Pokojowy Patrol”. Młodzi, bardzo młodzi ludzie. Chłopaki i dziewczyny To, co mamy w Polsce najlepszego. Zaangażowanie, praca, entuzjazm ,zapal i poświęcenie. Śpią w namiotach koło biura. Po dwie-trzy godziny Zapamiętuję pierwsze twarze: Romeo, Magda, Martyna. Ciągle niedospani.
Ciągle pilnują. Właśnie pędzą, żeby przyjąć następne tysiąc osób, które wysiądą na przystanku „Woodstock”, wybudowanym specjalnie tylko na to wydarzenie. Tam zatrzymują się wszystkie pociągi. O dziewiątej rano i o czwartej po południu. O drugiej w nocy i dwudziestej trzeciej, a także podczas ulewnego deszczu. Pędzą pociągi i pędzą ludzie z patrolu. Prowadzą i pokazują. Prowadzą i ostrzegają. Bacznie pilnują…”
/Jurek Owsiak/