Banalne zadanie, które przewija się przez stopnie harcerskie wszystkich szczebli. W każdym wymagają tego samego… gimnastyki, sportu. Banał, który niektórzy zbywają śmiechem, inni milczeniem inni jeszcze wpisują sobie w realizację tego wymagania szkolny wf czy sksy…
Nudne to, nic konkretnego, niezbyt spektakularne, bo co jest ciekawego i trudnego w gimnastyce? W jakimś tam uprawianiu sportu? Przecież się ruszam, potrafię się gimnastykować, realizuję to wymaganie i już…. Hehe nic bardziej mylnego.
Najtrudniejsze w tym wymaganiu, nie bez powodu powtarzanym w każdym ze stopni, jest konsekwentne realizowanie go. Nie od czasu do czasu, nie na początku i na końcu próby, tylko co dzień, co tydzień, przez całe życie.
Ten temat przewija się przez wszystkie stopnie, nie tylko te dla dzieci. Ochotniczka/Młodzik
Systematycznie uczestniczę w zajęciach ruchowych (np. gimnastyka, gra w piłkę, jazda na rowerze, aerobik, jazda na rolkach).
Czyli niedużo – wystarczy aktywnie spędzać czas. Ale już w tym wieku warto przyzwyczajać się do ruchu. Jeżeli nie wówczas, to kiedy? Następny stopień wymaga jeszcze więcej, w dodatku stałych zajęć i aktywności.
Tropicielka/Wywiadowca:
Regularnie uprawiam wybraną dziedzinę sportu lub aktywności ruchowej. Poprawiłam/em swoje osiągnięcia.
Dalsze dwa stopnie tylko przypominają o higienicznym trybie życia i aktywnym wypoczynku.
Dbam o zdrowie i pamiętam o aktywnym odpoczynku, odpowiedniej ilości snu, prawidłowym odżywianiu się, umiem radzić sobie z problemami okresu dojrzewania.
Ale już stopnie wędrownicze….
Prowadzę higieniczny tryb życia i doskonalę swoją sprawność fizyczną. Znam granice swojej wytrzymałości fizycznej.
Dba o zdrowie i kondycję fizyczną.
Właśnie. Chwila zastanowienia w trakcie rozmowy z probantką na HO zainspirowała mnie do tego artykułu. To rzeczywiście śmieszne, żeby wymagać od dorosłego człowieka gimnastyki. Jakiegoś tam sportu. Przecież wiadomo, że nie ma na to czasu. Szkoła, matura, studia, imprezy, prowadzenie drużyny, tyle jest rzeczy ważniejszych niż jakieś tam bieganie, zresztą, komu by się chciało. Pływać? Na to trzeba mieć pieniądze. Rower? E, no jeżdżę czasem. Ja dużo się ruszam, mi żaden sport nie potrzebny. Zaraz zaraz… ŚMIESZNE? A może jednak ważne?
Opowiem wam o dwóch moich znajomych. Obaj mają ok. pięćdziesiątki. Obaj dojrzali, inteligentni, aktywni w swoich zawodach, w działalności społecznej. Ludzie, od których warto się uczyć życia i aktywności. Jeden z nich, kiedy go spotykam na szlaku prawie biegnie pod górę, bez cienia zmęczenia. Kondycją nie dorównuje mu żaden z młodszych kolegów, a jak zepsuje mu się samochód to bez słowa przesiada się na rower. Drugi… on wspomina, że kiedyś, jak był młody, to owszem, bywał w górach, teraz też, chętnie by pojechał, popatrzył, ale żeby gdzieś tam chodzić…
Pierwszy w te wakacje, po raz kolejny wszedł na Mount Blanc, drugi mógłby o tym przeczytać w gazecie.
Obu bardzo szanuję. Jednak jest coś, co znacznie ich różni. Pierwszy nie śmiał się z gimnastyki. Włączył sport, rekreacyjny, nie wyczynowy, do codziennego życia. Potraktował wysiłek fizyczny, jako element higienicznego trybu życia. I teraz, po latach wiem, że ma tego efekty. Jest młody ciałem i duchem także, dużo mniej choruje, tryska optymizmem. Drugi mówi o sobie, że jest starym człowiekiem i tak pewnie się czuje.
Jeżeli wydaje wam się, że sport to takie nic ważnego, coś banalnego, pomyślcie o sobie za 30 lat. Najważniejsza jest wytrwałość, uzależnienie od sportu. Traktujcie codzienny, cotygodniowy wysiłek jak mycie zębów. Nie można tego zaniedbać, bo czeka nas próchnica i protezy. Ze sportem jest podobnie.
Dlatego warto serio potraktować wymagania na stopnie.
Anna Michalina Nowakowska