Jak to na początku czerwca zwykle bywa, harcerze z otwockiego hufca świętują tzw. Dni Hufca. Tradycyjnym elementem obchodów stał się koncert zespołu Stare Dobre Małżeństwo.
Okazało się, że nie tylko harcerze lubują się w poezji śpiewanej – dowodem na to jest kilkaset sprzedanych biletów. Trzeba dodać, że rozchodziły się jak świeże bułeczki – jednego dnia udało mi się sprzedać 50 biletów w przeciągu 2 godzin i to nie ruszając się z miejsca.
Upalnego, czwartego dnia czerwca, w porze Dobranocki przed LO im. Gałczyńskiego zebrał się przeogromny tłum. Mniej więcej pół godziny później zgromadzenie przeniosło się do środka, do przygotowanej auli. Z lekkim, acz nie denerwującym poślizgiem w końcu ruszyło. Jako support wystąpił grający mniej więcej w stylu SDM „Szczyt możliwości” – czterech młodych chłopaków oraz jedna młoda dama. Część z nich to harcerze.
Po kilku utworach okraszonych aktorskimi popisami jednego z wokalistów, nareszcie pojawili się Najbardziej Tego Wieczora Oczekiwani: Krzysztof Myszkowski, Wojciech Czemplik, Roman Ziobro i Ryszard Żarowski, czyli Stare Dobre w pełnym składzie. Nie obeznanym wymienienie tytułów kolejno pojawiających się podczas koncertu piosenek i tak nic nie rozjaśni, a obeznanym z repertuarem SDM wystarczy jak powiem, że zagrali swoje najlepsze utwory.
Podczas przerwy na deskach pojawił się Adam Ziemianin wraz ze swoim nowym tomikiem wierszy (niestety nie do nabycia w księgarniach). Po występie poety muzycy w doskonałych nastrojach powrócili na scenę. Grali, grali, potem kilka razy bisowali… a wszystko skończyło się 60 min przed godziną duchów.
W pierwszych kilku rzędach słuchacze bawili się chyba najlepiej, bo gwiazda wieczoru była na wyciagnięcie ręki, bo wszystko było dobrze słychać (na końcu sali chyba dolby surround siadło, bo krzyczeli: „głośniej!!!”), bo SDM grali to co znane, więc można było razem pośpiewać. Na dodatek co chwila ktoś wstawał i wywijał biodrami ósemki i gdyby nie ławki, to kto wie co by się tam, pod samą sceną działo :).
I ja tam byłam, dobrze się bawiłam, chrypy nabawiłam, zgrzałam, a potem daleką drogę do domu na piechotę pokonałam.
Fanka z podłogi