Pewnego wybitnie paskudnego poniedziałku młoda Kaktusińska powolnym krokiem wracała ze szkoły do domu.
Była ledwo żywa, bo dzień wcześniej wróciła z rajdu (Trzeba mieć nieźle narąbane w głowie, żeby zasuwać dwa dni po 25 kilometrów w strugach marznącego deszczu przez las tylko po to, żeby na ogromnej polanie zjeść talerz arcykalorycznej grochówki z arcyniehigienicznego kotła. Co prawda serwował ją arcyprzystojny żołnierz…). Na dodatek pamiętała, że komendant hufca czegoś od niej znowu chce – jakiś plan pracy, czy coś? Na co komu plan pracy, jak jest tak lodowato? Na dodatek w szkolnym sklepiku zabrakło czekolady, musiała więc wyjść do spożywczego naprzeciwko. Pech chciał, że jak wyszła ze szkoły, to ochroniarz zamknął drzwi i musiała wchodzić przez okno ubikacji na parterze. Jak już prawie była w środku, weszła pani dyrektor, zwabiona niezwykle pilną potrzebą do uczniowskiego ustępu i Kaktusińska spędziła ponad dwie godziny w dyrektorskim gabinecie tłumacząc, że nie uciekała, a wchodziła do szkoły. Tak, ten dzień to koszmar. No i jeszcze te zakupy! Kto to słyszał, żeby codziennie kupować chleb. Czy ta rodzina nie może jeść jakoś mniej? A tak w ogóle, to znowu pada, jest błoto, a ona ma na sobie jasnokremowe spodnie i taką sama kurtkę. Ugh… do przystanku jeszcze tylko 50 metrów i nie jedzie żaden samochód…
Nagle jak spod ziemi wyskoczyło czarne BMW i wjechawszy w kałużę, odwzorowało jej zawartość na jasnokremowych spodniach i takiej samej kurtce Kaktusińskiej. Mruknęła jakieś niezrozumiałe, acz groźnie brzmiące słowa i pokazawszy kierowcy czarnego auta śliczny pierścionek na środkowym palcu lewej dłoni, udała się na przystanek. Jednak cóż to się stało? Czarne auto zahamowało z piskiem opon i wysiadł… przeuroczy, po żołniersku ostrzyżony, barczysty posiadacz skórzanej kurtki, opalony bardziej, niż mama Kaktusińskiej po zeszłorocznych wakacjach. Osobnik gnąc się w ukłonach, zaczął przepraszać Kaktusińską i zaproponował jej podwiezienie do domu. Kaktusińska, jako że była przemoczona i zziębnięta, postanowiła skorzystać z nadarzającej się okazji – przecież w razie potrzeby da sobie radę. Na wszelki wypadek (jakby chciał ją gwałcić) wyjęła z torby podręcznik do fizjologii i rozpięła dwa górne guziki swetra (jakby jej nie chciał gwałcić).
O tym, co wydarzyło się w samochodzie, pruderia autorki oraz szacunek dla pruderii czytelnika nakazuje milczeć. Istotny natomiast jest fakt, że przemiły Ryszard na stałe wpisał się w życiorys Kaktusińskiej. Jak mówi mądre przysłowie – „nie oceniaj człowieka po jego dresie”. Nasza bohaterka okazała się być wymarzoną partnerką dla kierowcy czarnego BMW. Wielokrotnie wyznawał jej miłość i zapragnął przedstawić swoim przyjaciołom. Jak się okazało, zrobiła niesamowite wrażenie na Wyrzynaczu, Lufie oraz niezwykle nieśmiałym Rzeźniku. Dlatego też postanowiła swojego nowego partnera życiowego przedstawić w swoim środowisku.
Na ten wielki dzień wybrała pewien czwartkowy wieczór, kiedy odbywało się posiedzenie Komendy Hufca, ponieważ wiedziała, że wtedy zastanie w jednym miejscu nie tylko komendanta i jego najbliższych współpracowników, ale też praktycznie wszystkich innych znajomych, którzy przyjdą, aby spotkać się z komendantem. Ponieważ komendant na ogół umawia się ze wszystkimi o tej samej porze, miała pewność, że Ryszard pozna wszystkich jednego dnia.
Komendant hufca, niejaki Tomasz G., siedząc przed ogromnym biurkiem, zacierał ręce z radości – właśnie jego komputer zaczął bombardowanie wszystkich drużynowych SMS-ami z wyraźną prośbą oddania planu pracy. Obecni w pomieszczeniu ludzie zaczęli gorączkowo odbierać wiadomości, zrobił się straszny rozgardiasz. Wtem drzwi się otwarły i do hufca weszła rozpromieniona Kaktusińska
– Masz plan pracy? – zapytał Tomasz G.
– Nie, ale poznaj mojego nowego chłopaka. Rysiu, to jest Tomek. Tomku, to jest… Tomku, co ci się stało?!! – Kaktusińska pochyliła się nad leżącym na ziemi Tomaszem, a Ryszard popatrzył z wysokości 195 cm na ratowników medycznych (których sześciu było akurat w hufcu), usiłujących ocucić komendanta.
– Oni chyba mnie nie lubią, Perełko…
– Tylko Ci się tak zdaje. Oni są strasznie uprzedzeni i ciężko im nawiązać kontakt z nowymi przyjaciółmi. Ale mój tata będzie tobą zachwycony!!!
Ola Kasperska
W następnym numerze: „Kaktusiński contra zięć”. Chcesz wiedzieć, co powiedział komendant po przebudzeniu i jak przywitał Ryszarda Kaktusiński? Poczekaj do następnego PRZECIEKU albo wyślij sms’a o treści „ZIĘĆ” pod numer 9090 (5zł +VAT).
PS. Kaktusińska będzie wdzięczna, jeśli za pośrednictwem Przecieku przekażecie jej swoje (mogą być anonimowe) opinie na temat Ryszarda.