Masakra w Dniu Świętego Walentego

– Młody! Młodyyyy!!!!!!- wrzask tej oto treści rozniósł się po mieszkaniu Kaktusińskich.
– Młodyyyyyyyyyyy! – tym razem zabrzmiał bardziej żałośnie. Być może, to właśnie ta smutna nuta we wrzasku siostry skłoniła brata Kaktusińskiej do oderwania się od najnowszej gry komputerowej.

– Czego chcesz, jędzo?
– Przynieś mi coś do piciaa!!
– Przecież przynosiłem ci dwie godziny temu!
– Przynieś mi coś do picia, albo powiem mamie, że oglądałeś pornosy!!! głos z żałosnego stał się grożący.
– Eee… no dobra… Co chcesz? Colę? Sok?
– Colę.
– Może… dodać do niej lodu? – brat zasugerował złośliwie.
– ŻADNEGO LODU, MAŁY ZŁOŚLIWCZE!!! A tak w ogóle, to podaj mi tamtą linijkę, muszę się podrapać… Aaa-psik kichnęła.

W tym miejscu opowieści czytelnikom należą się wyjaśnienia. Otóż brat Kaktusińskiej nie nabrał nagle i dla nikogo niespodziewanie cech uczynności, a Kaktusińska nie zrobiła się nagle leniwa. Po prostu kilka dni temu dała się namówić koleżankom na wyprawę na łyżwy. Uznały one, że Kaktusińskiej przyda się trochę oderwania od myślenia o Ryszardzie. A że całkiem niedaleko znajduje się bardzo fajne jeziorko, zamarzające praktycznie do dna, to warto było skorzystać z okazji i w te ferie przypomnieć sobie rozrywkę, której oddawała się we wczesnym dzieciństwie.
– Zobaczysz, to jest jak jazda na rowerze. Tego się nie da zapomnieć – zapewniała Ewelina. Kaktusińska spojrzała na nią spode łba, bo nagle się jej przypomniało, jak w poprzednie wakacje o mało nie wybiła sobie zęba, kiedy wsiadła na rower koleżanki. Jednak nasza bohaterka nie jest miękka i nigdy się nie poddaje, więc cokolwiek sobie w głębi ducha myślała na temat jazdy na łyżwach, mężnie założyła ciut za małe, zaopatrzone w ostrza obuwie. Ukrywając, jak bardzo się boi, weszła na lód, zrobiła kilka kroków, zdążyła pomyśleć, że to łatwe i… następna część tej historyjki rozegrała się na izbie przyjęć szpitala im. Krasickiego, gdzie założono jej efektowny, biały gipsowy but typu kozak, taki za kolano… W ten sposób przyszło jej spędzić ferie w fotelu, zdana na łaskę i niełaskę swojego złośliwego brata. Ale przynajmniej nie musiała sprzątać, zmywać, gotować itd. Nie było nawet tak źle – miała dobrą wymówkę, żeby zaniechać wszelkich form gimnastyki wyszczuplającej, wreszcie nikt niczego od niej nie chciał, a Ewelina z Kasią nawet czasem do niej zajrzały. Oczywiście zawsze przywoziły ze sobą coś dobrego do jedzenia.

Kiedy już brat spełnił jej podstawowe potrzeby w dziedzinie aprowizacji w pożywienie i napoje, zadzwonił telefon.
– Hej, co robisz w ulubiony dzień wszystkich samotnych kobiet? – zapytał zagadkowo brzmiący głos Eweliny. Kaktusińska smętnie spojrzała w kalendarz i zdała sobie sprawę, że faktycznie, jest 14 lutego. „Cholera, po co ona mi o tym przypomniała? Jeszcze 10 godzin i ten koszmar przebiegłby niezauważenie”
– Eee, chyba nic.
– No to mam dla ciebie pewną propozycję… – głos Eweliny zabrzmiał jeszcze bardziej tajemniczo.

Kilka godzin później nasza bohaterka siedziała w samochodzie koleżanki, usiłując jakoś upchnąć swoją długą, zagipsowaną nogę w ciasnym wnętrzu. Były we trzy, towarzyszył im jeden kolega, potrzebujący wsparcia, bo nadal ciężko przeżywał fakt, że został porzucony przez swoją dotychczasową kobietę. Mieli zamiar jechać do kina, a wcześniej zjeść jakąś pizzę.

W popularnej warszawskiej pizzerii panował dość duży ruch, ale udało im się znaleźć miejsce. Kaktusińska, ze swoją złamaną nogą, z wyraźnym entuzjazmem opychała się pizzą i tłumaczyła koledze, że nie ma co się martwić i że ona mu od początku mówiła itd. Cała czwórka starała się zignorować, wyprzeć ze świadomości fakt, że wszystko jest udekorowane czerwonymi serduszkami, a ona sama siedzi na krześle z napisem „Kochajmy się”. Kiedy byli już przy wyjściu, Kaktusińskiej nagle coś rzuciło się w oczy. Coś, co sprawiło, że zapomniała, że musi się opierać o ścianę bo inaczej się przywróci. Przypomniała sobie o tym, leżąc na podłodze z boleśnie zbitą kością ogonową. Nad nią pochylał się kolega, któremu upadając podbiła oko kulą.
– Co jest?
– Tam… Za nimi… Podły padalec…
– O co jej chodzi? zapytał zdezorientowany.
– Nic, zobaczyła Ryszarda z nową niuńką – odpowiedziała Ewelina a Kaktusińska wysyczała:
– ZA NIMI!!!

Kaktusińska całkiem sprawnie dokuśtykała do samochodu i już po chwili gonili Niewiernego po warszawskich ulicach “białą strzałą” Eweliny. Dopadli ich na parkingu pod kinem. Niestety, okazało się, że nie mają rezerwacji na bilety.
– Coś wymyślimy – powiedziała Kaktusińska, jej ton wskazywał na to, że jest gotowa stratować biletera.
– Skąd wiemy, na jaki film oni idą?
– Zakładam, że na najgłupszy, jaki grają o tej porze. Idziemy do środka!
Jakoś przedarli się przez stanowisko biletera i dopadli do sali kinowej. Wprawne oko Kaśki wypatrzyło Ryszarda:
– Tam są! – wrzasnęła. Niestety, film się już zaczynał i ktoś syknął na nich, by byli cicho.
– Widzisz ich? Co robią? Co im zrobimy?
Plan narodził się właściwie sam i był bardzo prosty: mieli po prostu zabrać colę parce siedzącej obok Ryszarda, wylać ją na niego i obrzucić skradzionym popcornem.
– A masz, draniu! – wrzasnęła Kaktusińska, wylewając colę na Ryszarda.
– Ty podła flądro! – jej koleżanki zajęły się jego towarzyszką. Wywiązało się ogólne zamieszanie, było ciemno, nikt nic nie widział, do ogólnej rozróby dołączyło się jeszcze sporo innych osób. Po chwili wszyscy lepili się od coli, popcorn chrzęścił pod stopami, a awantura wcale nie miała się ku końcowi… Ktoś zaczął przebąkiwać coś o wezwaniu ochrony
– Wycofujemy się!!! – zarządziła Ewelina.
Udało im się wymknąć z sali. Ze względu na zagipsowaną nogę Kaktusińskiej, nikomu nie przyszło do głowy, że to oni odpowiadają za zamieszanie. Nieco niepokojący był tylko ich pośpiech. Już na parkingu zaczęli dzielić się wrażeniami.
– … a jak jej włożyłam ten kubek na głowę…
– … ale byli oboje wściekli!
Jednak nagle uśmiech zniknął z twarzy Kaktusińkiej:
– E, jakie jest prawdopodobieństwo, że istnieją dwa niemal identyczne BMW, o takim samym numerze rejestracyjnym, różniącym się tylko jedną literką, których właściciele wyglądają jak bliźniacy?
– Nie wiem jak reszta, ale z tym bratem bliźniakiem to bardzo prawdopodobne, a co? rezolutnie zapytała Kaśka.
– Bo … tam idzie Rysiek, ze swoją panienką i nie ma na nich śladu coli ani popcornu…
– Cześć Dorota, co ci się stało w nogę? Poznałaś już Elwirę? – powiedział Ryszard, który najwyraźniej właśnie przyjechał i nie brał udziału w awanturze.
Kaktusińska nie odpowiedziała, tylko osunęła się na ziemię zemdlona. W chwili, kiedy uderzała o glebę, usłyszała, jak Kolega pyta:
– To kogo obrzuciliśmy popcornem? – nikt nie zdążył udzielić mu odpowiedzi bo właśnie w tej chwili z kina wybiegł spory tłumek, dowodzony przez ochroniarza…
– Tam są! Łapać ich!
Nasza ekipa szybko wciągnęła zemdloną Kaktusińską do samochodu i jakimś cudem udało im się nawiać. Godzinę później, na izbie przyjęć w szpitalu miejskim w Otwocku stwierdzono u Kaktusińskiej wstrząs mózgu i złamanie ręki z przemieszczeniem.

Jak to dobrze, że następne Walentynki dopiero za rok.

Ola Kasperska