Koszmar Młodej Kaktusińskiej

W związku z nadciągającymi nieubłaganie wakacjami, pewnego słonecznego popołudnia Kaktusińscy zasiedli przy stole. Na stole leżała sterta folderów i ofert biur podróży. Stół chwiał się i stukał w podłogę. Sąsiad z dołu stukał w swój sufit. Chyba kijem od szczotki. Ciekawe, na co mu szczotka na kiju?
Córka Kaktusińskich, nauczona koszmarnymi doświadczeniami poprzedniego roku, nie dała się namówić na żadne superatrakcyjne kolonie, ani tym bardziej – obóz harcerski. Obozowi harcerskiemu przeciwna była także pani Kaktusińska – przecież ledwo udało jej się odpaść córcię po poprzednim. Synek Kaktusińskich miał posępną minę, ponieważ w ramach akcji usamodzielniania najmłodszej latorośli miał zostać wysłany na obóz survivalowy – cokolwiek to znaczy. W każdym bądź razie – obóz za 1,5 tysiąca złotych nie może być zły. Na pewno będą łazienki w pokojach itd. Pozostali Kaktusińscy zdecydowali się pojechać do Grecji. Ale – oczywiście – nastąpiły pewne … komplikacje.

Zaczęło się od paszportów. Wydane jeszcze przez PRL dokumenty już dość dawno utraciły ważność. Pan Kaktusiński udał się zatem do biura paszportowego po dwa formularze, które przyniósł żonie, aby wypełniła je swoim starannym pismem. Kolejnym etapem było zrobienie zdjęć. Obyło się bez większych komplikacji. Co prawda pani Kaktusińska na swoim lekko przymknęła oczy, a panu Kaktusińskiemu troszkę zaświeciła się łysina, ale kto by na to zwracał uwagę. Paszporty zostały wyrobione na czas. Obie Kaktusińskie sprawiły sobie nowe kostiumy kąpielowe. Stwierdziły jednak, że wyglądają strasznie blado i nie mogą się tak pokazać na greckiej plaży. Młodsza Kaktusińska zasugerowała solarium, ale propozycja została odrzucona przez starszą.

Ostatecznie kupiły tubkę samoopalacza, którym dokładnie się wysmarowały. Troszkę za dokładnie. Opalone wnętrza dłoni i przestrzeń między palcami wygląda trochę nienaturalnie. Trudno. Pan Kaktusiński, nie chcąc nabawić się zbytnich kompleksów przy posągu Apolla , udał się na siłownię. No cóż – tygodniowy trening robi swoje, a jego najlepiej odczuwanym skutkiem są zakwasy.

Do wyjazdu pozostały dwa tygodnie. Wszyscy się bardzo cieszyli. Młody Kaktusiński w ulotce o swoim obozie wyczytał, że „dostarcza on wszystkich atrakcji, o jakich marzy dorastający chłopiec”. Uśmiechnął się pod nosem. Tylko jedno nie dawało mu spokoju – co to może być ten survival? Obie Kaktusińskie planowały, jak to oszołomią wszystkich opalenizną, zwłaszcza, że lato w kraju miało być bardzo, ale to bardzo deszczowe. Zwłaszcza na Mazurach.

Pewnego dnia pan i pani Kaktusińscy wrócili do domu w marnych nastrojach. Okazało się, że Kaktusiński nie dostanie jednak urlopu, a Kaktusińska musi wziąć udział w bardzo ważnym szkoleniu – właśnie w terminie wyjazdu do Grecji. Na dodatek okazało się, że nie można nijak zmienić terminu wyjazdu, bo wtedy nie obowiązuje promocja i trzecia osoba nie może jechać za 50% ceny.

Wszyscy się bardzo zmartwili. Następnego dnia Kaktusiński wrócił do domu bardzo szczęśliwy. Znalazł bowiem cudowne rozwiązanie: on z żoną pojadą do Grecji. A za pieniądze przeznaczone na wyjazd córki (to 50% zniżki) załatwi się jej inne atrakcyjne lato:

– Córciu, zapisałem cię na wyjątkowo atrakcyjny, trzytygodniowy obóz na Mazurach, za jedyne 560 zł!

– Ale Bartek jedzie za 1,5 tysiąca!

– Dlatego zapisałem cię na dwa turnusy!

– Jaki to obóz, tato?

– Eee… harcerski…

-!?!?!?!?!?

– … a w hufcu powiedzieli, że brakuje im ludzi na jakąś kwaterkę – dwa kolejne tygodnie pobytu na Mazurach za darmo. Też cię zapisałem… Córciu, dlaczego drzesz tą poduszkę? I co robisz z tym wazonikiem?!

Ola Kasperska