Konstrytucja w 3 JDW

Spotykają się dwa pączki:
– Cześć, przyjęli cię do 3 PDW?
– No co ty! Pączka?!


25 lutego 2005, w piątek, spotkaliśmy się w pociągu. Niektórzy wsiedli do niego w Józefowie, inni w Otwocku, a jakiś niedobitek dosiadł się jeszcze w Śródborowie.
Wysiedliśmy na stacji w Zabieżkach. Na szczęście spotkaliśmy kolegę Siarka, który powiedział nam gdzie leży Ponurzyca. Jak to dobrze, że drużynowy wie, dokąd idziemy… Droga była pełna śniegu, śliskich powierzchni (to najlepiej wie Daria) i drzew.



Nasi konni zwiadowcy sprawdzali teren, a my brnęliśmy ponad godzinę do miejsca, gdzie mieszkają bardzo mili ludzie: powiedzą ci zawsze „dzień dobry” i, że cię kochają (zastanawialiśmy się, czy nie zacząć tam szukać sponsorów). „Troszkę” zmarznięci dotarliśmy do mieszkanka akurat na drogę krzyżową. Myśleliśmy, że zaraz się skończy, ale panie bardzo się wciągnęły (być może zaczęły drugą rundkę).

Po jakimś (nieokreślonym bliżej) czasie weszliśmy do cieplutkiej sali i niebawem rozpoczęliśmy zajęcia. Przed wyjazdem Siarek rozdał nam rozdziały pewnej książki, które musieliśmy przeczytać i teraz je sobie opowiadaliśmy. Historia była straszna. O przyszywaniu guzików do oczu, odciętych, biegających dłoniach z zakrzywionymi paznokciami, odcinaniu
głowy szczurom, kokonach z potworami w środku, kiełbaskach wyrastających dziewczynce itp. Pomiędzy pasjonującymi historiami Koraliny, Sylwia zapraszała do wspólnych zabaw, m.in.: ram-ta-ta-tum (to wcale nie jest łatwa zabawa, nawet jeśli stoicie pomiędzy dwoma Agatami!), czy żabki (O! gra zdecydowanie dla ambitnych i myślących), itp., Itd.

Na kominku rozgrzewaliśmy nasze mózgi (uuu, do czerwoności) rozwijając znane skróty (UFO, GOPR, ZHP…) nadając im nowe znaczenia, wcielając się w różne role (rozmnażających się rycerzy, jaskiniowców robiących zakupy…), marząc, malując flagi naszych własnych państw, czy mieszając zdania (co by było, gdyby zuchów w hufcu były tysiące? Dolewałbym benzyny. Co by było gdyby konie umiały mówić? Byłoby jak w Karczewie. I jeszcze parę, ale to już nie tutaj…). Tak się rozkręciliśmy, że nie mogliśmy przestać i nawijaliśmy prawie do piątej. Niektórzy nawijali do niedzieli z piętnastominutową przerwą – złooo! Nie obyło się bez kanapek i bitew o karimatę.

Następnego dnia z przerażeniem stwierdziliśmy, że jesteśmy jak zuszki, bo godzinę przed pobudką byliśmy już na nogach. Daria z Rambem bladym świtem wyruszyli po ostatnie w sklepie bochenki i wygłodniali zjedliśmy śniadanko. Potem wybraliśmy się do sądu, by zdecydować, czy konstytucja jest drużynie potrzebna. Pomimo usilnych starań dwóch dusz i dostarczeniu niezliczonych dokumentacji sąd oznajmił, że jest potrzebna, więc zabraliśmy się do jej pisania. Nie zabrakło jednak przerwy na zaczerpnięcie oddechu na świeżym powietrzu: kręcioł, rugby i ogólna przewalanka na śniegu no bo i po co jest śnieg? Jak ktoś miał zły humorek brał kasetę, na którą każdy nagrał około minutowe poprawianie nastroju uśmiech gwarantowany! Na obiadek Agata z Julitą zaserwowały wyborne jedzenie włoskie. Chwilę odpoczęliśmy i zabraliśmy do pracy umysłowej (to nie jest to, co nam wychodzi najlepiej, ale się staraliśmy). Miało być ognisko, ale pomimo usilnych prób skubane drewno nie chciało się palić, więc zostaliśmy w sali zadowalając się ogniem buchającym z kominka kaflowego. Dzień był wyczerpujący, więc grzecznie położyliśmy się spać przed północą.
Rano czekało nas już tylko sprzątanko, spacerek do Zabieżek, poszukiwania sklepu z Colą i powrót do domciu. Nie przewidzieliśmy, że drzemie w nas taka energia, pokonaliśmy trasę w nadświetlnym czasie i nie pozostało nam nic, jak pląsanie rozgrzewanie się na stacji czekając na pociąg.

Wyjazd miał na celu między innymi integrację, co spełnił w 100% (trudno nie integrować się z takimi ludźmi) oraz stworzenie konstytucji drużyny, co
też się w pewnym stopniu (choć trochę mniejszym) udało. Przeprowadzaliśmy „poważne” rozmowy (o polityce, społeczeństwie, telewizji, ćwiczyliśmy języki obce, wybieraliśmy naczelnika ZHP) i te „trochę” mniej (kabarety złooo!, niezliczone ilości dowcipów i piosenek). Nie udało nam się zaśpiewać bluesa o czwartej nad ranem. Rambo, co prawda się obudził, ale powiedział „zło” i poszedł spać.

Jak widać wiele się działo. A do Ponurzycy zawitali: Ainsztajn Siarek, Rambo Samo Zło, Sylwia Kręcioł, Daria Odchył, Agatka Rarara, Julita i ja.


Agata


I pamiętajcie! Starsza, nie znaczy wytrzymalsza!