Co prawda mamy już marzec, a dzień zakochanych był w połowie lutego, ale ja uważam, że o miłości można pisać cały rok. Nie wiem, jaka pogoda będzie, jak będziecie to czytać. W momencie, kiedy to piszę, na dworze jest -15 stopni, a więc nie za ciepło. Ważne jednak, że serducho mam gorące.
Bardzo lubię słuchać historii o miłości. Mam nadzieję, że Wy też, bo to będzie właśnie taka historia. Z góry przepraszam tych, którzy po przeczytaniu mojego artykułu będą rozczarowani. Nie jest to bowiem porywająca historia o namiętności i pasji, która połączyła dwoje młodych ludzi z dwóch skłóconych rodów ( o ile mi wiadomo, to coś takiego ktoś już napisał i był to Szekspir). Ale bez wątpienia jest o miłości.. To może od początku…
Tak się stało, że musiałam zmienić szkołę i to w ostatniej klasie gimnazjum. Okazało się jednak, że miało mnie spotkać coś naprawdę wspaniałego – miłość… Można powiedzieć, że na początku ja i ON przez przypadek (a później za karę) siedzieliśmy w jednej ławce. Mieliśmy dużo czasu, żeby lepiej się poznać i dokładniej się sobie przyjrzeć. Tamten rok był wyjątkowy, bo wszystko było nowe. Po raz pierwszy ktoś zaprosił mnie na randkę, dostałam pierwszą walentynkę (a właściwie sześć walentynek!), i pierwszy bukiet róż. Wiem, że cokolwiek by się nie działo w moim życiu, na zawsze będę miło wspominać tamten czas. Sama nie wiem, kiedy się zakochałam. Pewnego dnia po prostu uświadomiłam sobie, że ON bardzo wiele dla mnie znaczy. I że to, co nas łączy nie jest jedynie przyjaźnią (choć opiera się przede wszystkim na niej).
Czym jest dla mnie jego miłość? W tej chwili jest wspólną rozpaczą (niedawno szukaliśmy miejsca na biwak dla naszych kochanych dzieci i musieliśmy pogodzić się z tym, że wszyscy mają nas w … nie są nam życzliwi…). Jest myślą, że także teraz sobie poradzimy. Miłość jest spojrzeniem w oczy, które każe wierzyć, że będzie dobrze, choć dobrze nie jest. Ludzie rodzą się, żyją i starają się być szczęśliwymi ( z różnymi efektami). Ludzie umierają. Na moim ostatnim dyżurze stało się coś, czego bałam się najbardziej. Spotkaliśmy się następnego dnia. Widział moją rozpacz, bezsilność i te głupie łzy, które zawsze biorą się nie wiadomo skąd i po co. Dla mnie miłość jest świadomością, że kiedy wszystko traci sens, mogę ukryć twarz w jego ramionach i po prostu płakać. I ta myśl, że jest na świecie ktoś (oprócz mojej kochanej mamy, którą bardzo serdecznie pozdrawiam), komu na mnie zależy. Ktoś, o kogo i ja mogę się troszczyć. Nasza miłość jest również każdą wspólną chwilą radości (które odwrotnie do smutków, gdy dzielimy, to się mnożą)! Chodzimy do tej samej szkoły i każdą wolną chwilę spędzamy razem. Dementuję plotki- nie jesteśmy idealną parą (nie uwierzylibyście, ile razy coś takiego słyszałam!). Kłócimy się prawie codziennie, a już na pewno raz w tygodniu! A jak miło jest się później godzić… Wspólnie uczymy się patrzeć na świat oczami dorosłych ludzi, starając się rozumieć to, co już na starcie okazuje się być niemożliwe do zrozumienia.
Są czasem takie chwile, kiedy mam wrażenie, że jesteśmy z zupełnie innej bajki. Że choćby pocałował mnie tysiąc razy to ja i tak pozostanę żabą i nie zmienię się w królewnę, na którą on czeka, mój rycerz w lśniącej zbroi (oczywiście, na białym koniu!)… A może to ja jestem księżniczką? Jestem przecież rozkapryszona i próżna, więc chyba bym się nadawała? Wszystko zależy od punktu widzenia.
Bardzo się stara, żebym myślała, że jest zupełnie nieromantyczny. Jednak ja i tak wiem swoje – w końcu po coś kobiety mają tą swoją intuicję 😉 Z resztą nie mogę myśleć inaczej skoro wieczorem dostaję takie sms-y :,,śpij smacznie aniołku i niech pluszowe misie utulą Cię do snu…” Mała dygresja skierowana do facetów: po takiej wiadomości nie można po prostu zasnąć! Ale za to można rozpłynąć się w objęciach Morfeusza, a to jest o wiele przyjemniejsze.
Podziwiam go. Jest bardzo mądry. Jest odpowiedzialny i troskliwy, czuły i wrażliwy, ambitny, świetnie tańczy i… ma co najmniej 50 innych zalet!
Jego rodzice naprawdę świetnie go wychowali i mam nadzieję, że są z niego bardzo dumni.
Nie oszukujmy się, ideały nie istnieją, ale gdyby istniały, ON byłby jednym z nich (musiałby jednak najpierw przestać tak szybko się obrażać!). Takich ludzi nie spotyka się często. A jeszcze rzadziej można się pochwalić, że są częścią naszego życia. Mam wielkie szczęście!
Guśka
P.S. Tak na zakończenie, życzę wszystkim aby wytrwale poszukiwali szczęścia i zawsze mieli odwagę o nie walczyć! Krótko mówiąc :kochajmy się! „Próżno uciec, próżno się przed miłością schronić, bo jak lotny nie ma pieszego dogonić”
P.P.S. Pozazdrościłam Kasi i chcę, żebyście wiedzieli, że my też bawiliśmy się w styczniu na studniówce!