Był pochmurny wtorek po Wielkanocy. Ściślej – poranek. Kaktusińska siedziała w wannie i roztrząsała w pamięci wydarzenia minionych dni. Czwartek, piątek i sobota były absolutnym koszmarem – ciągle tylko sprzątanie, gotowanie, pieczenie i inne bzdury.
Oczywiście jej brat nawet palcem nie kiwnął, ojciec zresztą też – „To chyba oczywiste, że kobiety zajmują się TAKIMI sprawami!”. Co prawda, była przyzwyczajona do takiego przebiegu świątecznych przygotowań, ale tym razem jakoś wybitnie ją to irytowało – martwiły ją dość częste zniknięcia Ryszarda, z których ten dość dokładnie wepchnięty pod pantofel dżentelmen, pomimo próśb i gróźb nie chciał się wytłumaczyć. Potem była Wielka Niedziela – raczej Wielkie Żarcie u rodziny a wczoraj koszmarny dzień o nazwie lany poniedziałek.
Aż się wzdrygnęła na samo wspomnienie mokrego przebudzenia, jakie zafundował jej brat. Potem przyszła na obiad ciocia z wujkiem Frankiem, strasznym zgrywusem, który uwielbia polski folklor i tradycję, dlatego też oblał ją jakimiś potwornie śmierdzącymi perfumami (zabawne – kosztuje takie coś 3,50 zł ale cuchnie przez cały dzień). Kiedy myślała, że to już koniec fatalnego dnia, odwiedził ją Ryszard, uzbrojony w dziesięciolitrowe wiadro lodowatej wody.
W sumie, było nawet zabawnie, ponieważ pan Uczepiński, zaintrygowany dziwnym rekwizytem, wyszedł aż na klatkę schodową, czego efekt był taki, że część wody przeznaczona dla Kaktusińskiej spłynęła na jego łysa głowę.
Kaktusińska wzdrygnęła się ostatni raz i opuściła łazienkę. Postanowiła zadzwonić do Ryszarda i umówić się z nim na wycieczkę do ZOO (w ramach przygotowań do matury), które ostatnio znajduje się dość podejrzanie blisko skrzyżowania Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich i można nabyć w nim zaskakująco dużo artykułów odzieżowych… Niestety, telefon znowu nie odpowiadał. Wściekła dziewczyna zastanowiła się chwilę po czym wyjęła z szafy koszmarną, plisowaną granatową spódnicę, białe podkolanówki i białą bluzkę z kryzą oraz jakąś bombonierkę, która leżała tam zapomniana od sześciu lat. Zamazała markerem datę trwałości, głęboko odetchnęła i zeszła piętro niżej do sąsiada. Miała pewien bardzo chytry plan…
Uczepiński właśnie wypróbowywał na balkonie swój teleskop do podglądania sąsiadki z naprzeciwka, dlatego na początku nie usłyszał dzwonka. Kiedy otworzył drzwi, ujrzał zjawiskowo piękną, niezwykle elegancko ubraną dziewczynę (Kaktusińska dobrze znała upodobania starego świntucha), w której (ku swojemu przerażeniu) rozpoznał Kaktusińską.
– Czego chcesz? – warknął.
– Chciałam pana bardzo przeprosić za wczorajszy wypadek. Przyniosłam panu czekoladki – zaszczebiotała, energicznie mrugając oczami
– Dawaj – burknął sąsiad i już miał zatrzasnąć drzwi, ale Kaktusińska, przewidując jego ruch, zablokowała je swoją nogą. – No co ty robisz? – wrzasnął Uczepiński. Chociaż noga wydała mu się całkiem interesująca…
– Tak sobie pomyślałam, że może pokazałby mi pan, w jaki sposób pan zabezpiecza szafki przed skrzypieniem, to tata zrobiłby tak samo. A przy okazji napilibyśmy się herbaty.
Uczepiński przez chwilę kontemplował kolano Kaktusińskiej. Myśli ścierały się w jego głowie niczym armia feldmarszałka Kuzniecowa z wojskiem Napoleona pod Petersburgiem (czy gdziekolwiek ty było – w takiej sytuacji Uczepiński nie mógł sobie przypomnieć).
W końcu zadecydował.
– Właź. – wpuścił Kaktusińską do środka, rozejrzał się po klatce schodowej i dokładnie zaryglował drzwi od mieszkania.
Dziewczyna ciekawie się rozejrzała po apartamencie sąsiada. Jeszcze nigdy tu nie była, a przecież nienawidzą się już od tak dawna. Wszędzie było pełno rozmaitych rupieci – połamanych krzeseł z doczepionymi jakimiś dziwnymi, metalowymi prętami, lornetek, kawałków wykładziny. Honorowe miejsce zajmował mundur Zasadniczych Oddziałów Milicji Obywatelskiej, wiszący na wieszaku nad telewizorem. Kaktusińska była bardzo ciekawa, gdzie ma ukrytą aparaturę do podsłuchu rozmów na klatce schodowej. Chodziły plotki, że Uczepiński odkąd się wprowadził, nagrywa wszystkie rozmowy…
– Po co tu przyszłaś? Chyba nie myślisz, uwierzę, że nagle postanowiłaś mi zadośćuczynić za doznane wczoraj krzywdy? Może jestem już stary, ale nie głupi! No i mam intuicję! W końcu byłem w milicji!
– Widzę, że jest pan bystry. Myślę, że się dogadamy…
– Nie rozumiem…
– Sprawa jest prosta. W pana archiwum jest coś, co mnie interesuje. W zamian za to ja zdradzę Panu, w którym mieszkaniu w bloku obok jedna babka chodzi wieczorami nago po mieszkaniu a w oknach ma tylko firanki – żadnych zasłon, żadnych żaluzji.
– Skąd pomysł, że mnie to zainteresuje? Skąd wiesz, że już jej nie namierzyłem?
– Po prostu wiem.
– Nic z tego, moja mała. Za kogo ty mnie zresztą uważasz? Jestem żonaty, nie muszę podglądać sąsiadek!
– No dobra. To była prośba. Teraz będzie groźba – wiem, że kradnie pan prąd z klatki schodowej a Nowakowa z naprzeciwka może się dowiedzieć, że to pan walnął na parkingu w jej samochód.
– Nie masz na to dowodów!
– Zebrałam próbki lakieru.
Uczepiński podrapał się w głowę. Po chwili zastanowienia zapytał:
– To mówisz, że ile lat ma ta ekshibicjonistka z bloku obok?…
Ola Kasperska