Jestem harcerzem. Ba, nawet jestem instruktorem. Niedawno zdobyłem stopień harcmistrza. Szczyt harcerskiej drogi? Nie. Jeszcze wiele rzeczy chciałbym zrobić, ale teraz mam ten komfort, że to, co robię – robię dla siebie i dla ludzi, którzy ze mną pracują. Nie dla próby. Nie dla kolejnego stopnia.
Kiedyś byłem harcerzem w jednej z józefowskich drużyn. Byłem zastępowym, przybocznym, drużynowym, komendantem szczepu i wreszcie komendantem hufca. Wyżej się nie pcham, bo wiele mogę zrobić tutaj, gdzie jestem. Byłem zastępowym na obozach, komendantem obozu, a nawet całego zgrupowania. Zdobyłem uprawnienia kierownika placówki wypoczynku, które pozwalają mi na samodzielne organizowanie obozów.
Co było moim największym osiągnięciem? Czy stopień harcmistrza? Czy ponowny wybór na komendanta hufca? Nie. Moim największym osiągnięciem było zdobycie zaufania ludzi, którzy we mnie uwierzyli i, mam nadzieję, wierzą nadal. Właśnie w tym widzę sens dalszego działania. Niedawno straciłem w dość nieoczekiwanym momencie pracę. Rozstałem się z firmą, w której spędziłem ostatnie sześć lat swojego zawodowego życia. Mamy takie czasy, że niełatwo o pracę, więc nadszedł moment, kiedy pomyślałem: „Może postawić wszystko na jedną kartę i postarać się o etat w hufcu?”. Zapewne zdobyłbym zgodę komendanta chorągwi i jakieś fundusze, żeby ten cel zrealizować, ale moja żona zapytała, kim chcę być w harcerstwie. Zastanowiłem się. Wolę być menadżerem, czy liderem? Czy chciałbym iść do hufca jak do zakładu pracy? Nie, to nie dla mnie. Poszukam jakiejś innej pracy, a harcerzem będę dlatego, że takie jest moje życie, a nie dlatego, że nie mam pieniędzy na spłacanie kredytu za samochód i mieszkanie.
Co jest moją największą porażką? Czy to, że w czasie mojego pierwszego obozu w Przerwankach zawieszono mnie w drużynie na pół roku z zakazem noszenia munduru? Czy to, że są w hufcu osoby, które nie postępują w zgodzie z Prawem Harcerskim? Nie. Największą moją porażką jest to, że straciłem zaufanie do kilku osób. A wydawać by się mogło, że mam do większości z nich bezgraniczne zaufanie. Wybrali się na Sylwestra w góry i zapomnieli o tym, że są harcerzami. Zapomnieli o tym, że istnieje dziesiąty punkt Prawa Harcerskiego, a oni składali Przyrzeczenie Harcerskie. Pili alkohol, chociaż sami spotykają się z harcerzami i mówią im, dlaczego tego robić nie wolno. Naprawdę marne jest tłumaczenie, że to było grzane wino do obiadu w górach i szampan w noc sylwestrową. Wydawało im się, że skoro był to wyjazd „prywatny”, to można zapomnieć o panujących w harcerstwie zasadach. Błąd. Harcerstwo to „styl życia”. Albo jesteś harcerzem, albo nie. Mundur to tylko oznaka przynależności do ZHP. Informacja o tym, czy jesteś harcerzem, zapisana jest w sercu. I jeśli u siebie jej nie widzisz, to daj sobie druhno/druhu spokój. Po prostu się nie nadajesz…
W 1990 roku pojechałem na obóz. Pierwszy mój obóz w Przerwankach. Po raz pierwszy jako członek Hufca Otwock, do którego józefowscy harcerze zostali przyłączeni. To był obóz, który zaważył na dalszym moim harcerskim życiu. Byłem zastępowym zastępu starszoharcerskiego, czyli czymś w rodzaju szefa kadry młodszej. Szła za tym pierwsza odpowiedzialność za harcerzy młodszych, ale także wiele przywilejów przysługujących kadrze. W czasie obozu rozstałem się z dziewczyną (ale nie martwcie się, drodzy czytelnicy, nie poddaję się tak łatwo – dziś jest moją żoną i matką naszego dziecka), jak już wyżej wspomniałem zostałem zawieszony na pół roku w drużynie. Za co? Za to, że nie potrafiłem (a może, po prostu, nie chciałem) powstrzymać kolegi, który lubił pić piwo. Zostawiono nas na warcie w obozie, gdy reszta poszła na trzydniowy rajd. Po powrocie zastali pokaźny zbiór puszek po piwie i ogólny nieład w namiocie naszego zastępu. Współczuję naszej komendantce, która musiała podjąć decyzję. A nie było jej łatwo, bo nie chcieliśmy „współpracować”. Na pytanie: „Co się stało?” – odpowiadaliśmy: „Nic.” To oczywiście musiało wystarczyć, żeby podjąć decyzję o zakazie chodzenia na zbiórki. Czy to była słuszna decyzja? Wtedy uważałem się oczywiście za ogromnie pokrzywdzonego. Nie wypiłem ani kropli, a zostałem ukarany tak samo jak ktoś, kto wypił przez trzy dni kilkanaście puszek piwa. Dziś widzę to tak: Jeśli harcerz lub instruktor w moim towarzystwie pije alkohol, to ja mam obowiązek przeciwstawić się temu. Jeśli tego nie zrobię – jestem współwinny i muszę zostać ukarany.
Po co te moje wynurzenia? Pewnie próbuję usprawiedliwić swoją przyszłą decyzję. Kiedyś już zdarzyła się taka sytuacja, że jeden drużynowy zawiódł moje zaufanie w podobny sposób. Wtedy zdecydowałem się na rozmowę i ostrzeżenie. Teraz, w stosunku do grupy „sylwestrowej”, zrobiłem to w formie pisemnej. Myślałem o dalszych konsekwencjach, ale po rozmowie z zainteresowanymi postanowiłem dać im jeszcze jedną szansę. Ale teraz wszyscy muszą być świadomi jednego. Przy kolejnym świadomym złamaniu Prawa Harcerskiego, a w szczególności punktu dziesiątego, już nie będzie ostrzeżeń. Nadszedł czas na działanie. I będzie to ruch bardzo drastyczny. Tak dla przykładu, żeby inni zastanowili się nad tym, czy są godni nosić harcerski mundur, krzyż, czy jakąkolwiek pod nim podkładkę.
Zanim zdecydowałem się napisać ten artykuł rozmawiałem z kilkoma drużynowymi, których poprosiłem o wyra-żenie własnego zdania na temat łamania Prawa Harcerskiego. Jeden z nich twierdził, że lampka wina, czy szampana, przy jakiejś ważnej okazji to nic strasznego. Inny dziwił się, że komendant wtrąca się w prywatne życie harcerzy i instruktorów. Kolejny miał do mnie pretensje, że się czepiam, bo przecież nic wielkiego się nie stało. Może dla niego nic, ale ja mam inne zdanie. Złamane zostało kilka charakterów młodych ludzi, którzy spróbowali alkohol po raz pierwszy. Niektórym zapewne się spodobało, ale bądźmy świadomi tego, że mogą zostać alkoholikami i co tydzień budzić się na Kolskiej, albo po prostu w rynsztoku. Ostre słowa? Nie szkodzi. Aby były skuteczne.
Łukaszu, Sylwio, Maćku, Piotrku, Magdo, Małgosiu, Aniu – gdyby nam nie zależało na Was, to byśmy nie marnowali czasu na rozmowy, czy pisanie pism. Zależy nam na Waszej harcerskości i wierzymy w Waszą mądrość. Tylko dlatego ograniczyłem się do rozmowy i przekazania Wam pism. Pokażcie, że jesteście rozsądnymi ludźmi i można na Was polegać. Naprawcie swój wizerunek, który ostatnio dość mocno popękał i pozwólcie odbudować pokładane w Was zaufanie. Nie ma idealnych harcerzy, ale są tacy, którzy mają w życiu cel. Na drodze do jego osiągnięcia są zakręty. Wytrawni kierowcy rajdowi pokonują je nie zdejmując nogi z gazu. Początkujący hamują, a pomimo to wypadają z trasy. Wy wypadliście z trasy, ale większość z Was ma ochotę jechać dalej. Moim zadaniem jest zrobić WSZYTKO, aby umożliwić Wam bezpieczny powrót. Ale pamiętajcie – Wasz samochód jest uszkodzony. Przy następnym zakręcie będzie jeszcze trudniej. Jeśli droga, którą dążycie będzie dla Was za trudna, może się okazać, że za Wami nie jedzie już nikt, kto może wyciągnąć pomocną dłoń. A wtedy okaże się, że zostaliście wykluczeni z wyścigu …
Tomek Grodzki