Dzień Zamkowy – Dzień Dziecka 2001

Hmmm… Właściwie, to chyba od razu powinnam się przyznać, że nie bardzo wiem, od czego zacząć. I prawda jest taka, że nie chodzi tu wcale o nadzwyczajną plątaninę myśli związaną z nadmiarem informacji… Raczej o niezwykłą pustkę w głowie związaną z ich brakiem. Bo tak naprawdę, to poza tym, co działo się w Komnacie Piratów (którą zresztą sama się zajmowałam) i poza szczątkowymi wiadomościami na temat Komnaty Eliksirów i smoka Baltazara wiem niewiele… No, ale spróbujmy!


1 czerwca 2001 zaczął się dla mnie od klasówki z historii, jednak po tych niekoniecznie szczęśliwych 45 minutach przyszedł czas na przyłączenie się do gorączkowych (a może i nie „gorączkowych”- ale tak lepiej brzmi, no nie?) ostatnich przygotowań na przyjęcie przedszkolaków. Mieliśmy ogromnego farta z pogodą, bo od kilku dni lało jak z cebra, a akurat tego dnia (dokładnie rana, bo po skończonej zabawie znowu się rozpadało) zaświeciło nam słoneczko.

Na dzieciaki czekały cztery „komnaty” (jeżeli którąś pominęłam, to przepraszam!), a w każdej z nich cała masa niespodzianek. Była sobie na przykład wyżej wspomniana Komnata Eliksirów, w której maluchy zgłębiały tajniki magii i uczyły się rozpoznawać eliksiry po smakach, czy prowadzona przez 33. Komnata Piratów, gdzie każdy, kto wykazał się odwagą, sprytem i siłą mógł skosztować prawdziwie „pirackiego”, cukierkowego skarbu. W jednej z komnat dzieciaki „tworzyły” sobie herby, a na ich twarzyczkach powstawały bardzo milusie kolorowe obrazki. Ostatnią zapamiętaną przeze mnie komnatę zamieszkiwał smok Baltazar. Pamiętam, że kiedy do niej zajrzałam, moim oczom ukazały się wykonujące bardzo skomplikowany taniec druhny Ewcia i Asia oraz gromadka dzieci za wszelką cenę próbująca ów taniec (i przy okazji bardzo ciekawe dźwięki) naśladować.

No tak, już wiem, o czym zapomniałam! Otóż jedną z atrakcji był również tor przeszkód (który miał jakąś fajną nazwę, którą ja oczywiście zapomniałam).

Ogólnie uważam, że dzieciaki bawiły się dobrze i (mam nadzieję) będą ten Dzień Dziecka wspominać z prawdziwą radością. Nie ukrywam zresztą, że nie tylko dzieci bawiły się dobrze, bo wydaje mi się, że również organizatorzy mieli z całej zabawy nie małą frajdę. A niektóre z przedszkolaków były naprawdę bezbłędne! Pewna ich grupka przedstawiła „piratom” taką wersję „Wlazł kotek na płotek”, że w pewnym momencie sami już nie wierzyliśmy, że śpiewają to dzieci!

Po skończonej „zamkowej” zabawie i wspólnych pląsach przyszedł czas na pożegnanie maluchów. Niestety, przed wyjściem „solenizanci” postanowili splądrować piracką komnatę i zjadły nam cały zapas cukierków- ale niech im pójdzie na zdrowie! Na koniec dzielna Zamkowa Brygada została poczęstowana mleczkiem i czymś dobrym do zjedzenia, ale nie pamiętam, co to było… I to właściwie tyle.

Na zakończenie chciałam jeszcze bardzo gorąco podziękować druhnie Izie Łabudzkiej za „czuwanie” nad całą imprezą, cukierki i za cierpliwość dla 33. (a właściwie za Wielka Cierpliwość dla 33.). Jeszcze raz bardzo dziękuję i pozdrawiam!

Ita