Znowu udało nam się pokazać, że potrafimy!

Od kilku tygodni obchodzimy święto hufca. Dla jednych stanowi większe, dla innych mniejsze przeżycie. Jedni napracowali się przy nim mniej – inni bardzo dużo. Jednak impreza nie miałaby tego wymiaru, gdyby nie jeden człowiek – Jurek Lis.


PRZECIEK: Jak to się stało, że podjąłeś się pracy nad tym przedsięwzięciem? Zgłoszono Cię „na ochotnika”, czy inicjatywa wyszła od Ciebie?

JUREK: Dokładnie, to już tego nie pamiętam… Ale chyba sam się zgłosiłem. W zeszłym roku także zajmowałem się Świętem Hufca i było ono bardzo udane oraz mnie samemu dało wiele satysfakcji. Poza tym – lubię robić to, co sprawia mi przyjemność i na ogół nie czekam na propozycje, tylko sam z nimi wychodzę.

Czy początki były trudne?

To było już dość dawno i trochę wymknęło się pamięci. Ale raczej nie. Jednak widzę potrzebę stworzenia jakiejś dokumentacji.

Jakiegoś tajnego kapownika?

Nie, nie, nic z tych rzeczy…

Nie okłamujmy się – przy Święcie Hufca pracę znaleźliby wszyscy bezrobotni ze średniego miasteczka. Czy ciężko było znaleźć pomagierów?

Największy problem był z przepływem wiadomości. Prawda jest taka, że informacje w gablotach, „Przecieku” i na stronie hufca są nieporównywalnie mniej skuteczne od bezpośredniej rozmowy. Pomimo tego udało się skompletować ekipę. Poszczególne zadania były wykonywane środowiskowo, moja rola polegała głównie na koordynowaniu ich pracy oraz niesieniem pomocy.

No właśnie, pomocy… To przedsięwzięcie można zaliczyć do gotówko chłonnych.

Tak jest. W tym miejscu bardzo istotna była rola sponsorów. Miasto sfinansowało koncert zespołu Stare Dobre Małżeństwo. Poza tym – każdy w jakiś sposób starał się zorganizować niezbędne materiały droga prywatną albo po prostu z miejsca pracy.

W jaki sposób organizacja święta wpłynęła na układy z miastem?

Zarząd jest nam bardzo przychylny i życzliwy. Na każdej z imprez wchodzących w skład obchodów obecny był ktoś z władz Miasta. Dotyczyło to nawet apelu na majówce, na który musieli kawałek podjechać i posłużyć za pokarm komarom… Generalnie – to znowu udało nam się pokazać, że potrafimy coś zorganizować i że jest to fajne i ciekawe. A przecież to jeszcze nie koniec na ten rok.

Czy możesz już wypowiedzieć się na temat ogólnego efektu?

Sądzę, że chyba jeszcze na to za wcześnie. Pozostało jeszcze kilka imprez. Jednak póki co – wszystko idzie dobrze. Musieliśmy jedynie z powodu pogody odwołać spływ kajakowy, ale odbędzie on się na pewno w jakimś innym terminie. Co mogę jeszcze powiedzieć? Chyba trochę odbiegliśmy od celu Święta – trwa ono już prawie dwa miesiące. Zmienna także była frekwencja w poszczególnych wydarzeniach. To jednak nie stanowi problemu, bo nie wszędzie jest dobrze, jak jest tłum ludzi.

Masz już jakieś wnioski i przemyślenia?

Należy przede wszystkim opierać się na pozytywnym myśleniu i nie martwić na zapas.

Tryskasz optymizmem… Podejmiesz się organizacji obchodów Święta Hufca w przyszłym roku?

Raczej nie chciałbym podejmować się organizacji całości. Jednak mam parę pomysłów, którymi chętnie się z kimś podzielę. Służę także swoim doświadczeniem

Dziękuje za rozmowę. Do widzenia.

Dzięki, cześć.

Ola Kasperska

Marsz do szkoły


Dla każdego drużynowego w naszym hufcu najważniejszy problem stanowi znalezienie miejsca, gdzie będzie mógł się spotykać z harcerzami. Nieoceniona pomoc stanowi szkoła, do której chodzą nasi harcerze. Dzisiaj przedstawiam wam rozmowę z Panem Andrzejem Szaciłło, dyrektorem SP 12 w Otwocku przy ulicy Andriollego.




Harcerstwo w dzisiejszym świecie budzi różne odczucia. Jakie jest pana nastawienie ?

Do harcerstwa mam stosunek bardzo sentymentalny. Sam byłem harcerzem, jeździłem na obozy do Jastrowia i do Białobrzegów. Z tamtym okresem łączy się wiele miłych wspomnień. Do dziś pamiętam swoje Przyrzeczenie i kolor chusty – była niebieska z czarnymi frędzlami… To także niesamowita szkoła życia. Nasze obozy zakładaliśmy w bardzo spartańskich warunkach, sami robiliśmy prycze z żerdek, wypychaliśmy sienniki sianem. Nigdy nie zapomnę tego przybijania desek i korowania żerdzi.

Jak wyglądała kwestia stopni i sprawności ?

Zdobywaliśmy ich bardzo dużo, punktem honoru było mieć jak najwięcej. Pamiętam także najróżniejsze plakietki i znaczki okolicznościowe, z dumą noszone przy mundurze. Ale to była nieco inna epoka…

W jakim sensie inna?

Było dużo więcej drużyn – w mojej szkole podstawowej – była to SP nr 3 w Otwocku – działało ich bardzo wiele. Praktycznie prawie cała klasa należała do drużyny. Nikt też nie wstydził się noszenia munduru, a na dni mundurowe niemal 2/3 szkoły w nich przychodziło… Harcerstwo było organizacją bardziej powszechną.

Gdzie może leżeć przyczyna zmniejszenia się ilości harcerzy ?

To trudne pytanie. Harcerstwo zahacza o ten najwyższy poziom wartości, a ludzie coraz bardziej się ich wstydzą. Harcerze to w dużej mierze idealiści, a dla nich w naszym świecie jest dzisiaj mało miejsca. Za mało… Poza tym – kiedyś harcerstwo było silniej zakorzenione w szkole, sami nauczyciele często byli instruktorami. Kilkanaście lat temu nie było także tylu innych zajęć – angielskiego, komputerów, tylu programów w telewizji. Zwiększyły się także wymagania edukacyjne. Uczniom często brakuje czasu na zajęcia nie związane z nauką.

Czy w SP nr 12 działały wcześniej jakieś drużyny ?

Zawsze pod tym względem współpracowaliśmy z MDK. Co jakieś 2-3 lata pojawiała się inicjatywa, ale na ogół dość szybko gasła. Drużyny zrzeszały kilkanaście osób, a potem pozostawała garstka. Jednak odkąd jestem dyrektorem, czyli 11 lat, zawsze miałem dobre zdanie na temat tej organizacji i nie słyszałem tez żadnej skargi od rodziców.

Orientuje się Pan, jakie jest nastawienie rodziców ?

Myślę, że najlepiej określiłaby to jakaś ankieta, ze szczegółowo dopracowanymi pytaniami. Sporo osób potraktowałoby ja dość obojętnie, inne opinie byłyby bardziej szczere i chyba na ogół pozytywne. To, czego rodzice mogą najbardziej się obawiać, to same powroty ze zbiórek – żyjemy w dość niebezpiecznym świecie…

Czy uczniowie należący do drużyn harcerskich jakoś się wyróżniają na tle rówieśników ?

Są spokojniejsi, bardziej odpowiedzialni, wykazują więcej własnej inicjatywy. Mają bardzo twórcze pomysły, łatwiej się z nimi rozmawia na lekcji. Z całą pewnością te dzieci nie są apatyczne, jak ich rówieśnicy ogłupiani przez telewizję i podwórkową nudę. Można liczyć na większy zapał organizacyjny z ich strony, chętniej się wszystkiego podejmują.

Zatem harcerstwo jest pomocne w wychowywaniu młodzieży ?

Z pewnością. Ta organizacja od dawna kieruje się niezmiennymi wartościami. Ma solidne korzenie, tradycję i rozwija wśród dzieci solidarność. Uczy także rozwiązywania konfliktów, bo jak wiadomo zawsze pojawiają się one w większej grupie ludzi. Bardzo cenne są z pewnością harcerskie ideały – przecież tak o nie dziś trudno…

Jak rysuje się działalność zuchów ?

Interesujące są metody pracy w tej najmłodszej grupie. Ważną rolę odgrywa pedagogika zabawy. Praca instruktorów jest bardzo cenna, a te małe dzieci poważnie traktują swoje zuchowanie, uczą się spontaniczności, odpowiedzialności. A to wszystko podczas zabawy. To ciekawe zjawisko. Sądzę, że to bardzo pozytywna i potrzebna forma działalności. Najmłodsi uczniowie mają wspaniale zorganizowany czas i chętnie uczestniczą w zbiórkach.

Świadczy o tym nawet sam stan liczebny gromady zuchowej „Mali globtroterzy”…

Jak powinna wyglądać współpraca drużyny harcerskiej ze szkołą ?

Harcerze są bardzo skromni i o wielu wspaniałych rzeczach, które robią, po prostu nie wiemy. Sądzę, że harcerstwo powinno integrować młodzież, dawać piękne wspomnienia. Chciałbym także, aby przez drużynę harcerze identyfikowali się również ze szkołą. Harcerze powinni mieć swój kąt w każdej szkole. Mają ciekawe oferty turystyczne – biwaki, rajdy, obozy letnie. Przede wszystkim – harcerstwo powinno nadal istnieć.

Dziękuję za rozmowę. Do widzenia.

Ja również dziękuję, do widzenia.

Rozmawiała: Ola Kasperska