OKIEM ORGANIZATORA.Cieszę się, że ponownie mogę zawitać na łamach „Przecieku”. Tym razem z powodu gry terenowej, która, jak pewnie niektórzy wiedzą, odbyła się 29 listopada br. Miała ona na celu przybliżenie harcerzom wydarzeń z lat 1830-31, czyli z Powstania Listopadowego.
Dostałam krótką wiadomość od Mirka: „trzeba napisać sprawozdanie z gry z punktu widzenia organizatora”. Ta gra była moim pomysłem. Zainspirował mnie rajd szkolny „Szlakiem Pamiątek Grochowa”, w którym miałam okazję uczestniczyć. Odkryłam wtedy kilka miejsc historycznych, których wcześniej nie znałam, albo nieświadomie przejeżdżałam. Pomyślałam, że nie jestem pewnie jedyną osobą, która nie zna tych miejsc. Trzeba coś z tym zrobić, a najlepiej zacząć od własnej drużyny.
Zorganizowanie gry było dla mnie sporym wyzwaniem i formą sprawdzenia się. Już na 2 tygodnie przed startem chodziłam w nerwach analizując planowany przebieg gry, lecz dopiero tydzień przed nią zaczęłam myśleć o zadaniach na poszczególne punkty. Z początku wydawało mi się to czymś banalnym, ale z każdym następnym zadaniem było to dla mnie coraz trudniejsze. Zdałam sobie wtedy sprawę, że nie mogę robić wszystkiego sama. Na szczęście z samymi punktowymi nie miałam problemu i dobrze się dogadywałam. Podzieliłam się z nimi pracą i wiedziałam, że mnie nie zawiodą. Nadeszła wreszcie długo oczekiwana sobota 29 listopada 2003 r. Był to dokładnie dzień 173 rocznicy wybuchu powstania.
Około godziny 8.30 wraz z niektórymi punktowymi pojechałam do Warszawy, miejsce gry (o tym dowiecie się też z artykułu Mirka). Od samego początku miałam złe przeczucia. Dlaczego? Ciągle martwiłam się tym ile osób przyjdzie z mojej drużyny i 69 DH., którą zaprosiłam. Wybiła godzina 10.00. na starcie zjawiła się zaledwie garstka harcerzy (7) z 5 DH „Leśni”. Niestety zaproszeni goście nie dotarli (może innym razem?). nie da się ukryć, że było mi przykro, widząc tak nieliczna grupę. Spodziewałam się ok. 20 osób.
Były 4 punkty. Na pierwszym stałam z Olą Wojciechowską, na drugim – Mikołaj Fedorowicz z Kubą Borowym, na trzecim – Agata Brzezińska (3 DHS „Zawiszacy”), na czwartym zaś Jasiek Wojciechowski z Pawłem Iwińskim (jedyni przedstawiciele 69 DH).
Kiedy drugi (i jednocześnie ostatni) patrol odszedł już z pierwszego punktu udałam się z Olą na ostatni, czwarty punkt zahaczając o sklep, żeby kupić pączki dla wspaniałych punktowych. Wraz z przybyciem na ten punkt moja panika znikła. Pocieszeniem były słowa pewnego druha, który powiedział, ze gdy on organizował grę, to… nikt nie przyszedł. Wtedy pomyślałam, zrobiłam co zaplanowałam i o tym tylko powinnam myśleć. Tak też zrobiłam. Nie wiem kiedy nawet wszyscy znaleźliśmy się na polanie, gdzie odbyło się kilka zabaw. Po tych szaleństwach miałam przejść do konkretów. Opowiedzieć o Olszynce Grochowskiej, mogile przy której się znajdowaliśmy itd. Niestety moje plany zakłóciła grupa turystów. Nie dość, ze przez dłuższy czas oblegała mogiłę, to jeszcze zapaliła nasz znicz, który był przygotowany na uroczysty finał gry.
Po głowie chodziło mi tylko jedno słowo: PECH. Na szczęście w końcu turyści odeszli i mogłam realizować swój plan. Podzieliłam się ze wszystkimi swoimi wiadomościami, odśpiewaliśmy Warszawiankę, zapaliliśmy znicz i ruszyliśmy w kierunku przystanku autobusowego. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy kamieniu Pamięci Powstania Listopadowego. Tam także zapłonął znicz.
Nadszedł czas powrotu. Godzinę zajął nam przejazd z Warszawy do Falenicy, stamtąd trochę zmęczeni wróciliśmy do domów. W autobusie drużynowy zadał mi pytanie: „czy podobała Ci się gra?” wtedy moje odczucia były mieszane, wręcz negatywne. Dzisiaj patrząc na to z perspektywy czasu jestem raczej zadowolona. Na koniec pragnę jeszcze raz gorąco podziękować punktowym za to, że byli i bez których nie dałabym rady oraz uczestnikom gry: tej szczęśliwej siódemce, bez których gra nie odbyłaby się. DZIĘKUJĘ.
Patrycja Zawłocka
Przyboczna 5 DH „Leśni”
P.S. Opis gry widzianej okiem uczestnika jest na tej stronie.