„Wyjdź w świat, zobacz, pomyśl – pomóż, czyli działaj!”
Droga braci harcerska!!!
Oto nasza dewiza, nasze hasło przewodnie przyświecające nam wędrownikom, znaczy się najlepszym, w niepogodę, w deszcz i w słońce, w zimę i w lato i jeszcze gdzieś tam kiedyś.
I jesteśmy z niego dumni i nie oddamy nawet zuchom za ich znaczki.
Skąd taki lokalny patriotyzm i przywiązanie do jednego wersu tekstu? O tym należałoby mówić długo, i artykuł pokrótce przerodziłby się w gawędę, gawęda w legendę, a legenda w kolejne tomy Władcy Pierścieni. Jak było na początku? Źródła wędrownictwa są dwa. Pierwsze umiejscowienie ma w historii Polski i historii skautingu polskiego. W okresie międzywojennym zrodziła się idea wyodrębnienia grupy harcerzy ciut starszych niż inni i określono ich mianem wędrowników. Z czasem wartości i charakter działalności się zdewaluowały, by po wojnie przestać istnieć. Obecnie, od paru lat istnieją ludzie (i chwała im za to), którzy szkolą kadry, nauczają pracy, wskazują szlaki i pokazują jak powinno wyglądać wędrowniczenie sobie. A pokazują na przykładzie Władcy Pierścieni, parafrazy wszystkich wartości wędrowniczych. Najpierw była „Szara Drużyna”, później „Rozbrykany Kucyk”, a co będzie w przyszłości, zależy tylko od nas.
Warsztaty „Pod Rozbrykanym Kucykiem” odbyły się w dniach 4-6 czerwca 2004 w ośrodku wychowawczym „Jędruś” w Michalinie. Opisując co tam było, a czego nie było, a było bardzo dużo i jeszcze mniej nie było i było więcej niż by nie było, można by nazbierać materiału na jeszcze jednego Hobbita. Zacznę od początku, powoli, bez pośpiechu.
Piątek wieczór. Pierwsze zajęcia były typowo integracyjne. Każdy musiał do „zaczarowanego worka Izy” wrzucić jakąś charakterystyczną rzecz, którą zawsze nosi przy sobie. Majtki z góry odpadały. Większość to były jakieś wisiorki, pierścionki i ozdóbki siłą ściągane z ciała, ale znalazły się też: plaster (mój), przepocona sznurówka czy sznurek (nie wiem kogo ale się domyślam), a nawet fragment kierunkowskazu autobusu rasy SCANIA (wiem czyj). Następnie trochę sobie popląsaliśmi, a w okolicach godziny późnej rozpoczęły się zajęcia z symboliki wędrowniczej i fantastyczny, dopracowany w najmniejszych szczegółach, zapierający dech w piersiach rozmachem i przesłaniem kominek, którego ozdobą była moja osoba (skromność to pierwsza i największa z wielu moich zalet). Drama, pantomima, lub coś bardzo podobnego, w naszym wykonaniu utrzymane było w duchu tolkienowskim i przedstawiało symboliczne stworzenie wędrownika z sandałów, kwiatów, ziemi i jabłka. I przyszedł Michał upaćkany czarną farbą i udawał Melkora i go pokonałem. Nie ma to jak prawdziwy wędrownik, ho ho.
Sobota rano, dzień drugi, data gwiezdna 05.06.3004. Zajęcia z pracy w grupach. Przy pomocy dwóch kamer (jedna moja) i aparatu fotograficznego mieliśmy za zadanie nakręcić dwa filmy i zrobić pokaz slajdów przedstawiające to w jaki sposób zorganizujemy obóz/biwak, jak znajdziemy sponsora i jaka dokumentacja jest nam potrzebna. Potem Lidka opowiadała nam o metodyce pracy, instrumentach wychowawczych i takie tam różne. Głównie dotyczyło to konstytucji, stopni harcerskich i wędrowniczych tego… „czym są znaki służb?”. Patrycja chyba już wie. Ja też.
Wieczorem nadszedł dzień sądu. Każdy z nas musiał przeprowadzić rozmowę z przebywającą na warsztatach kadrą wędrowniczą: Lidia, Michał i Jurek vel. fotograf. Było mokro, wietrznie, zimno, było strasznie i podchwytliwie. Jednym słowem, w sam raz dla nas. Pytania schematyczne i tendencyjne, atmosfera nastrajająca pozytywnie, jednym słowem luz…
W nocy każdy z uczestników, którzy chcieli otrzymać naramiennik wędrowniczy musiał odnowić swoje przyrzeczenie harcerskie i dostawał naramiennik. Świta już dzień, ptaki śpiewają, a ty stoisz w kręgu ognia i czujesz ulgę, radość i powołanie. Że to nie jest ostatni etap, że będą kolejne stopnie i że będzie jeszcze lepiej.
Dzień trzeci, niedziela, data gwiezdna 06.06.3004. Magda G. (dzienx za sponsora) poprowadziła wykłady o tym, jaki wybrać obóz do konkretnej grupy wiekowej uczestników, jakie zebrać dokumenty i jakie potrzebujemy uprawnienia, by np., wyjść do lasu lub poprowadzić grupę szarych wędrowców z Shire do Mordoru (tutaj jedynym uprawnieniem byłyby certyfikaty wydawane przez niejakiego Lutka Spod Góry. Ale ja tam nie wiem gdzie go znaleźć.).
No i koniec, i sprzątanie, i pożegnalny krąg, i iskierka, i do domu, wędrownicy, na piechotę!!!
Artykuł dzisiejszy jest sponsorowany przez cyferkę trzy i wszystkie kolory wędrowniczej watry.
Lutek Spod Góry
WYDARZENIA
Intregracja 7 ODH i 77 ODHS
W dniach 24 i 25 kwietnia odbył się biwak 7 ODH i 77 ODHS w gimnazjum nr2 w Otwocku. Celem wypadu była integracja harcerzy z obu drużyn.
Gdy dotarłyśmy do szkoły Gimnazjum Nr2 w sobotę rano, uczestnicy byli już w trakcie wykonywania pierwszego zadania. Zastępy zamieniły się „grządki”, w których rośliśmy my warzywa. Na grządkach rosły rzodkiewki, buraki, pory, sałata… Kolejnym za zadaniem był zwiad, musieliśmy udać się do sklepów w celu uzyskania wiadomości o naszej wadze, cenie i tym jak się sprzedajemy (naszej a raczej warzyw) a także rozwiesić plakaty w ramach akcji zarobkowej. Ostatnim punktem wielkiego zadania była prezentacja grządek, czyli obrzędowości biwakowych zastępów.
Opowiadaliśmy historie naszego powstania, śpiewaliśmy nasze piosenki i opowiadaliśmy dowcipy o warzywach. Podczas zwiadu Majak z Kingą stworzyli „BALLADĘ WAŻYWNĄ”, którą koniec końców zaśpiewaliśmy.
Kolejnym punktem wypadu była gra terenowa „sztaby”. Na szczęście nie było rannych:) i poszkodowanych:).
Po powrocie do szkoły czekała nas symulacja. Dzielnie radziliśmy sobie z „ofiarami” trzęsienia ziemi w Turcji:) Niestety nasza wiedza nie była zbyt wielka, więc druhowie o większych umiejętnościach samarytańskich postanowili zrobić nam krótkie zajęcia temat pierwszej pomocy.
Zaskakującym elementem biwaku była „niby- gry” terenowej w Granice”, która po wytłumaczeniu zasad okazała się ogniskiem na którym nasza koleżanka i dwóch kolegów złożyli przyrzeczenie harcerskie. Ślubowanie przyjęliśmy bardzo entuzjastycznie:) z powodu iż trójka naszych przyjaciół złożyła wyczekiwane przyrzeczenie. Swoją obecnością zaskoczyła nas dh hm Katarzyna Lacka wraz z mężem dh pwd Konradem Lackim.
Noc każdy spędził na swój sposób. Niektórzy grali na gitarach ,inni rozmawiali ,a pozostali po prostu spali. Następnego dnia wypoczęci:) powitaliśmy nowy dzień. Ten dzień spędziliśmy na dynamicznie biorąc udział w zajęciach przygotowanych przez dh Pawła Majkowskiego:).
Podsumowując biwak był naprawdę udany, mieliśmy szanse zawrzeć nowe znajomości, spędzić miło czas w ciekawym gronie, poznać się lepiej nawzajem oraz udoskonalić swoją wiedzie harcerska.
Gośka i Dobruśka (77 ODHS)
Podsumowanie kursu zastępowych
„Gdybym dziś mógł wybierać miejsce, które chciałbym zajmować w Ruchu, to chciałbym być zastępowym”
Robert Baden-Powell, Lord of Giwell
Z pewnością nie muszę Was przekonywać jak ogromne jest znaczenie zastępu w metodzie harcerskiej. Roland E. Philips, stwierdził nawet, że „system zastępowy nie jest jedną z wielu metod organizowania pracy skautowej, lecz że jest on jedyną metodą”
Przynależność do zastępu, czyli do grupy 7-8 osobowej, często będącej paczką dobrych przyjaciół, daje naszym harcerzom poczucie bezpieczeństwa i przynależności oraz poczucie wspólnoty. Często zaspokaja ich potrzebę samorealizacji, bycia potrzebnym, zauważonym, docenionym. Sprzyja rozwijaniu pewnych cech i umiejętności – wrażliwości, odpowiedzialności, umiejętności wzajemnej pomocy, podejmowania decyzji i wielu innych. Z kolei nam, kadrze druzyn, umożliwia sprawną organizację drużyny poprzez podział zadań i koordynowanie pracy drużyny poprzez zastępowych. No właśnie, nasi zastępowi …
Zastępowym zostaje harcerz, który ma pewne cechy, wyróżniające go spośród innych. Wybór zastępowego może odbyć się na podstawie dwóch schematów:
1. drużynowy powierza jednemu z harcerzy, który odznacza się pewnymi cechami, zadanie stworzenia nowego zastępu
2. z grupy harcerzy podczas pracy wyróżnia się jeden. To on najczęściej kieruje działaniami, najwięcej wie, ma największy autorytet wśród reszty grupy i to właśnie jego drużynowy mianuje zastępowym.
Wybrany na zastępowego harcerz powinien charakteryzować się pewnymi cechami:
– zdolnościami przywódczymi i organizacyjnymi
– odpowiedzialnością
– pomysłowością, inicjatywą, twórczym myśleniem
– umiejętnością podejmowania decyzji
– umiejętnością ciekawego przekazywania wiadomości
– szerokimi zainteresowaniami, dużą wiedzą ogólną, a również(szczególnie!) harcerską.
– umiejętnością dotarcia do każdego członka zastępu i zaprzyjaźnienia się z nim
A jaki jest zastępowy naszego hufca? Czym się charakteryzuje? Jakie ma problemy? Czego się obawia: z czym sobie świetnie radzi, co „idzie” mu troszkę gorzej? Jak pracuje ze swoim zastępem, a jak chciałby pracować? Jakie ma pomysły na zbiórki? Czy zdobywa stopnie i sprawności dając tym samym przykład swoim harcerzom? O tym wszystkim i o wielu, wielu innych problemach i kwestiach dyskutowaliśmy i prowadziliśmy zajęcia na Kursie Zastępowych. A jak to wszystko się przedstawia – spójrzcie poniżej
Zastępowy Hufca Otwock to zastępowy:·
– spostrzegawczy
– odpowiedzialny
– sprawiedliwy
– samodzielny
– pomysłowy
– pracowity
– wytrwały
– pogodny
– rycerski
– ambitny
– karny
Problemy i wybory, przed jakimi stoją nasi zastępowi:
– konflikty z kadrą
– niezrozumienie przez przybocznych
– wybór funkcji
– konflikt z drużynowym
– nieprzychodzenie na zbiórki harcerzy
– nieporozumienia miedzy drużynami
– rywalizacja o funkcję zastępowego
– niewykonywanie poleceń przez członków zastępu
– niedocenianie przez członków zastępu- nieporozumienia w zastępach
Z czym nasi zastępowi spotkali się po raz pierwszy:
– stopnie harcerskie (możliwość ich oznaczania, a przede wszystkim MOŻLIWOŚĆ ich zdobywania!)- sposoby rozwiązywania konfliktów
– dokładna struktura Hufca Otwock
– konspekt zbiórki; cyt. „ (…) fajnie, że coś takiego istnieje …”
– obrzędy i tradycje drużyny i zastępu
Kurs Zastępowych dobiegł już końca. Patenty i dyplomy przyznane, rozkaz komendanta rozwiązujący komendę kursu „już się pisze”. Ale kurs nie odbyłby się bez pracy i wysiłku sztabu ludzi, którzy przez cały czas nam, Kasi Stolarskiej i mi, pomagali.
Jak powiedział Karol Wojtyła „Człowiek jest wielki nie przez to, co ma, nie przez to, kim jest, lecz przez to, czym potrafi dzielić się z innymi” – sobą, swym czasem, zaangażowaniem, ogromnym wysiłkiem i pracą podzielili się z nami Julita i Piotrek. Bez Was, waszego uśmiechu, zapału i pracy, jaką włożyliście, nie dałybyśmy rady.
Dziękuję za wsparcie i motywację, ciepłe słowa i otuchę, wielką pomoc i cenne wskazówki Magdzie. Dziękuję również Tomkowi (G) – główny sponsor kursu (wydruki, kserokopie, materiały – „ful-serwis”:-)
Ogromne dzięki wszystkim osobom, które prowadziły zajęcia – Mirkowi (Mirku, dziękuję za „patronat medialny” kursu 🙂 i Karolinie Śluzek, Sylwii Żabickiej, Ilonie, Michałowi (dziękujemy też za materiały i płyty), Izie (dziękuję również za cenne rady), Monice i Markowi, Druhnie Uli i Druhowi Zbyszkowi. Dzięki pomysłom Piotrka Zadrożnego, przy pomocy Łukasza, Maćka, Ramba i Piotrka Trąbińskiego odbyć się mogła gra podsumowująca. Dziękuję Jurkowi za wypożyczenie sprzętu oraz projekt i wydruk dyplomów i patentów oraz Tomkowi Kępce, za pomoc w organizacji sprzętu.
Bardzo serdecznie Wam WSZYSTKIM dziękuję!
Monika Rybitwa
Na siagę (MTO 2004)
Zamiast obszernej i może dla niektórych nieco nudnej relacji z wyprawy zastępu wędrowniczego 5 D.H. „Leśni” w okolice Radomia postanowiłem przedstawić Wam same wnioski i nasze spostrzeżenia. Dotyczyć one będą spraw należących zarówno do organizatorów, jak i uczestników.
1
Podczas organizowania imprez ogólnopolskich nie warto ściągać ludzi na 13:00 w piątek, jeżeli nie macie czegoś świetnego do zaproponowania. Pewnie, że miło jest się zwolnić z pracy, albo szkoły, ale nie każdemu i nie zawsze się to uda. My pojawiliśmy się w radomskiej straży pożarnej o 14:00, rozwinęliśmy dwa węże, połączyliśmy je, psiknęliśmy gaśnicą (to wszystko zajęło może 5 minut razem ze zwijaniem), a potem mieliśmy 4 godziny na dotarcie na następny punkt (pół godziny autobusem).
2
Poza tym godziny meldowania się na pierwszym punkcie powinny być dostosowane do odległości, jaką patrol musi pokonać, aby dotrzeć na bieg/ rajd/ cokolwiek. Nie może być tak, że ściągacie ludzi z Gdańska na 11:00, a drużyny lokalne mają zameldować się dopiero o 19:00. Musicie dbać PRZEDE WSZYSTKIM o gości, dopiero potem o „swoich”.
3
Nieźle by było poinformować przyjezdnych o cenach przejazdów środkami komunikacji lokalnej i różnicach między tymi dojazdami. Pociągiem szybciej, ale drożej, w tej linii bilety kupuje się u kierowcy, a w tamtej kasujecie te kupione w kiosku itp.
4
Może warto w mailu od organizatora napisać, że społeczność lokalna jest średnio przyjazna dla harcerzy i lepiej przemknąć się raczej ciszej, niż głośniej. My maszerowaliśmy w mundurach i z pomalowanymi twarzami, i chyba nigdy w życiu nie czułem takiej wrogości w stosunku do harcerzy, jak tego dnia w Radomiu.
5
Fajnie by było jakoś wylewniej powitać gości, niż tylko „rozbijcie sobie szałas gdzieś na terenie, o 20 będzie ognisko”. „A gdzie jest oboźny?” – pytasz druha małomównego, „Hmmm… to ja”. „Mieliśmy pokazać nasze papiery: ubezpieczenie, kartę biwaku…” „Aha… to ktoś tam później sprawdzi” I tyle. Nie sprawdzili i wcale nie jestem pewien, czy wszyscy mieli te dokumenty. A mogły by się niestety przydać.
6
Po co kazać ludziom budować szałasy z suchych liści? Albo budujesz budę z suszków, która tylko wygląda jak szałas, ale przepuszcza wodę jak sito, albo budujesz prawdziwy szałas z trochę mniej zgodnych z wymogami ochrony środowiska i poszanowaniem przyrody materiałów, ale jesteś pewien, że jest OK. To zadanie było infantylne. Na dodatek nie mogliśmy wykorzystać pałatek. „Jak zacznie padać, to sobie przykryjecie.” Czyli z założenia przyjmujemy, że nasz szałas jest do bani. Zbudowaliśmy nasz daszek starannie, nie waham się stwierdzić, że najlepiej ze wszystkich, ale i tak był dziurawy. Takie zadania tylko mnie drażnią.
7
Była gorąca woda na kolację, ale nikt nam o tym w odpowiednim czasie nie powiedział. Niespodzianka. Od tego jest oboźny, żeby wszyscy wiedzieli, o co chodzi.
8
Pobudka o 3:30. Była gorąca herbata (plusik), a my o wszystkim wiedzieliśmy po odprawie, która odbyła się o 23:00 (drugi plusik).
9
Pierwszy punkt po trzygodzinnym, szybkim marszu (4:00 7:00). Dostajemy karteczkę, na której stoi jak byk, że mamy wrócić do punktu, który leżał na drodze naszego przemarszu (jakieś 70% trasy z powrotem). Ludzi trafia szlag i słusznie. Do bani z takim punktem i do bani z trasą, która wyklucza powrót inną drogą. W ogóle takie wracanie to kiepski pomysł. Nie lepiej po okręgu? Ponieważ od dwóch godzin pada jesteśmy już troszkę mokrzy. Sytuację ratuje właścicielka sklepu, w którym dostaliśmy karteczkę. Oferuje wrzątek i suchy garaż (w sklepie za mało miejsca). Korzystamy, tracąc umyślnie pół godziny na śniadanie.
10
Na następny punkt daleko i mało czasu. Raczej nie zdążymy, bo niektórzy już lekko wysiadają. Zastanawiamy się, czy się nie rozdzielić (część mogła by pojechać PKS em), ale trafiamy stopa (Żuk) i za złotówkę od łebka jedziemy na sam punkt). Jesteśmy pół godziny przed czasem.
11
Jakieś druhny stoją nad uroczą rzeką Pacynką, ale nie tam, gdzie zaznaczony został punkt na mapie (liczbą 13). Nie wiedzą, czy są punktem 13. Chyba raczej 3. Poszukaliśmy innego miejsca, ale to było jednak tamto. Jacyś dziwni ci organizatorzy. Dlaczego na punktach ludzie nie wiedzą, jak są oznaczeni?
12
Zadanie: oskubać kurczaka bez głowy, wypatroszyć, przyrządzić. 2 godziny. Na moment przestaje padać. Kurczak jest jadalny tylko 2mm z wierzchu. Zostawiamy go psu. Czy śmierć kurczaka warta była tego punktu. Chyba nie.
13
Znowu 2 godziny marszu (ale skracamy stopem i PKS’em). Kolejny punkt znowu nie tam, gdzie wskazuje mapa. Zadanie: rozstawić szpital polowy przy terenie skażonym chemicznie. Do dyspozycji macie 10 kanadyjek w stanie rozpadu wraz z kocami i prześcieradłami, “dychę” i NS’a, biało czerwoną taśmę, 2 “opieki”, 2 wiadra i 2 miski. Znowu jest tak infantylnie, że mdło się robi. Kto w naszych czasach rozstawiłby taki pseudo szpital? Nikt. Po co to robić? Chyba w informatorze harcerskim sprzed 20 lat ktoś coś takiego zobaczył i się mu przed tym MTO przez mgłę przypomniało. Coś tam tworzymy, mamy dobry czas i idziemy dalej.
14
Gubimy się, a raczej ja gubię nasz patrol. Mapa wydrukowana z internetu, powiększona i oczywiście czarno – biała. Nie zauważam drugiego szlaku i idziemy przez pół godziny w złym kierunku (szlak to szlak po co sprawdzać kompas ?). Jak można było temu zapobiec? Po prostu trasę powinny kontrolować przynajmniej dwie osoby. Potem trzeba ciąć na azymut przez las i podmokłe łąki. Ludzi znowu trafia szlag. Czy warto się tak mordować? Zwalniamy. Po drodze sklep podnosi morale, ale stopy mamy w takim stanie, że zamiast zakładanego przez organizatorów tempa 5km/h idziemy chyba 2km/h. Tego też nie przewidzieli – trzeba się jednak spodziewać, że ludzie z dużymi plecakami się męczą. Poza tym po drodze zjedliśmy kilka kanapek i to nas też opóźniło. Przerwy na posiłki też trzeba wliczać w czas trasy. Na punkt dochodzimy z ponad dwugodzinnym spóźnieniem. Ale dochodzimy. Jestem dumny z naszego patrolu.
15
Zaczyna się robić burzowo. Bardzo burzowo. Trasa zostaje zamknięta. Czekamy na transport awaryjny do noclegu, który zamiast w lesie ma być w ośrodku hufca Radom Miasto. Czekamy długo, ale w końcu po nas przyjeżdżają. Godne pochwały, choć może nie zrobione idealnie. Takie sytuacje trzeba przewidywać i mieć odpowiednią liczbę zarezerwowanych samochodów. Ale i tak bosko, że po nas przyjechali. Nie dalibyśmy rady wrócić pieszo przed ranem. Spalibyśmy w lesie w naszym namiocie, a tak ciepła sala kominkowa i ciepły posiłek białego barszczu ile dusza zapragnie.
16
Apel następnego dnia w porządku. Miło. No i zajęliśmy drugie miejsce na 8 patroli wędrowniczych (3 w ogóle się wycofały). To był prawdziwy wyczyn. Cały weekend padało, a my przetrwaliśmy. Może za rok będzie lepiej? A może pojedziemy gdzie indziej? Jeszcze w trasie przysięgaliśmy sobie, że “nigdy więcej”, ale w pociągu do domu okazało się, że większość z nas chce jechać w przyszłym roku. I pewnie o to chodzi z tym wyczynem.
Marek Rudnicki
Święto w młodszej 33 DH
Wszystko zaczęło się we wrześniu 2001 roku. Grupka młodych i młodszych ludzi stworzyła coś, co w języku harcerskim przyjęło nazwę drużyna. Nie było to połączenie plemnika z komórką jajową, jak to zwykle bywa w przypadku, gdy rodzi się coś nowego.
Początkowo próbna, ale już 18 marca 2002 roku, po złożeniu meldunku jakże wspaniałemu, wyrozumiałemu i hm… przystojnemu(?) komendantowi hufca- Tomkowi Grodzkiemu. Tego dnia drużyna uroczyście przyjęła numer 33, pozostając, jak na razie, bez nazwy.
W tym roku 33 DH obchodziła swoje drugie rodzinki. Na tę znaczącą okazję przygotowałyśmy dla naszych dzieciaków kilka niespodzianek. Uroczystość rozpoczęła się o godzinie „W”, czyli 17:00. do harcówki przy ulicy Wyspiańskiego wniesiony został czekoladowo-kremowy, pyszny, choć tuczący tort, a na nim odpowiednia ilość (nie 33) palących się świeczek. Zebrani-zainteresowani, tzn. członkowie drużyny i zaproszeni goście, zdmuchnęli na raz świeczki (zapewne w myślach wypowiadając życzenie). No, a potem zaczęło się pałaszowanie. Smakowało wszystkim, szkoda tylko, że tak mało… tort zniknął w mgnieniu oka. Dla spalenia zbędnych kalorii, troszeczkę pośpiewaliśmy („Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej…”).
Po uroczystej części urodzin, przeszliśmy do oficjalnego przyjęcia nowych członków do drużyny- przyznania barw. Jeśli w okolicach OKS-u widzieliście czwórkę młodych harcerzy z zawiązanymi oczami, trzymających się liny, którą ja osobiście ciągnęłam, to byliśmy my.
Granatowo-żółte chusty i pagony zostały przyznane tym, którzy najbardziej na to zasłużyli (nie myślcie, że mi- ja już mam). Cała 33 cieszyła się z nowych członków, a sami nowoprzyjęci chyba najbardziej…
Wszystko, co ma swój początek, ma także koniec. Najprzyjemniejsze chwile mijają z prędkością światła, więc urodzinowe obchody, pomimo, że trwały blisko 2 godziny, przeminęły jak sen…
Czekamy do następnego roku!!!
Wilma
Zapachniało wiosną
Sobota 13 marca 2004 godz. 15.30 pod zieloną bramą (a w sumie za nią) małe zgromadzenie. A któż to? Pierwsze zawitały Agnieszka, Sylwia i Karolina, która miała ze soba skrzętnie zawinięte „coś”.
Wnikliwi smakosze z daleka rozpoznali zapach pysznej, jeszcze ciepłej szarlotki.
Tak rozpoczęła się pierwsza wiosenna zbiórka funkcyjnych Komendy Hufca. Po chwili dołączyli Michał, Iza, Marek, Monika, Sylwia. Z domowych pieleszy wygramoliliśmy się rownież i my – Magda i Tomek. Oczywiscie nie zabrakło z nami Antka i Julki.
Po „krótkim” pakowaniu się wszyscy wyruszyliśmy do Starej Dąbrowy, aby tam przez dobę wspólnie popracować.
Pewnie każdy z nas postawił temu wyjazdowi inne cele, ale założenie było takie, że jedziemy tam zapoznać się dokładnie ze zmianami jakie zachodzą w naszej organizacji, żeby się bardziej zintegrować i poznać nasze wspólne oczekiwania wobec innych i samego siebie, żeby jasno określić zasady działania naszego hufca.
Tak zatem znaleźliśmy czas i na ruggby 😉 , i pyszną kolację, zajęcia zuchowe i harcerskie (niestety musieliśmy je trochę skrócić 🙁 ), i na rozważania o losach naszej strategii, i o właściwym wizerunku dyżurów w hufcu. Udało nam się też znaleźć troszkę czasu na spokojne rozmowy, ale niektórym w związku z tym zabrakło czasu na spanie ;-))
Jak się poźniej okazało było to bardzo burzliwe spotkanie. Pozostaje mieć nadzieję, że energia z dyskusji przeniesie się również na energię działania. Czego sobie i Wam życzę.
Serdecznie dziękuje wszystkim, którzy pomogli w zorganizowaniu tego wyjazdu : Agnieszce, Monice i Karolinie za przygotowanie pysznego jedzonka, Agnieszce i Michałowi za przygotowanie kominków, Mirkowi za dyskusje nad strategią i wszystkim, którzy potrafili i chcieli wygospodarować dobę na nasze spotkanie.
Magda
Ostatnie westchnienia Marzanny
Nadszedł długo oczekiwany dzień…nastała WIOSNA.
Jest to wspaniała pora roku, wszystko budzi się z zimowego snu, rozkwita. Nawet ludzie są weselsi, jakby bardziej życzliwi dla innych.
Podobno jest to czas wielkich miłości…i, dla niektórych najważniejsza, jest to pora poprzedzająca lato, na które większość z nas czeka z utęsknieniem.
Niemal wszyscy ludzie w mniej, lub bardziej atrakcyjny sposób świętują ten dzień…spotykają się z przyjaciółmi, spędzają czas na wędrówkach, spacerze.
Zapewne każdy wie, że kalendarzowa Wiosna rozpoczyna się 21.III, lecz my chcąc jak najszybciej pozbyć się zimy, pozwoliliśmy sobie na malutkie nadłamanie reguły, witając ją w sobotę 20.III.2004r.
Nie przeszkodziło to dobrze bawić się harcerzom z Otwockiego Hufca.
Niestety z przykrością obserwuje się coraz to młodsze pokolenia i powoli znikające tradycje. Właśnie…czy pamiętamy ze szkolnych lat obchody tego dnia? Gdy chodziliśmy całą szkołą nad rzekę z własnoręcznie wykonaną Marzanną. Dziś tego nie ma, a młodzież w gimnazjach czy nawet w szkołach podstawowych zamiast do szkoły udaje się na wagary, gdzie często dochodzi do wielu nieszczęść…Ale nie o tym miałam pisać!
Na szczęście są tacy, którzy potrafią dobrze się bawić w swoim gronie, bez żadnych używek…my jesteśmy tymi ludźmi.
Wiosenny nastrój dopadł mnie już w czasie przygotowań.
Co mnie skłoniło do tego, aby się w to zaangażować(?) Już nie pamiętam, ale nie żałuję swojej decyzji.
Sam program Dnia nie wymagał od nas specjalnego wysiłku, tak naprawdę postawiliśmy na żywioł! Nie ma to jak burza mózgów, zawsze niezawodna w takich sytuacjach:-) następnie mniej lub bardziej udolnie skleciliśmy to w całość i…gotowe.
Przebieg gry- myślałam, że uda mi się ominąć ten temat i napisze o nim jakiś uczestnik, bo kto lepiej odda emocje niż on sam?
I to mnie przypadło podzielić się relacją z przebiegu gry, jaka towarzyszyła nam przed samym dokonaniem aktu pożegnania zimy.
Zacznę od przygotowań. Najpierw była Ilona (jak przy stworzeniu świata, chaos :D) następnie swą pomoc zaoferowała jej taka jedna Patrycja i już byłyśmy dwie. Krótka rozmowa, kto, jak, co i ekipa gotowa 🙂 Agata, Palec, Wywłok, Dyniak, Jagód i Bijoch. Teraz spotkania, kiedy?
(…) e tam, nie mogę
za późno
mam zajęcia
Jednak w końcu udało nam się doprowadzić do kilku owocnych spotkań.
Pierwszy Dzień Wiosny zbliżał się wielkimi krokami…niby było wszystko gotowe a jednak był ten niepokój, pytania: kto poprowadzi kolejne etapy programu, czy będą wszystkie materiały, jak to wyjdzie?
Sobota, 20.III o godzinie 9:00 z dh. Iloną spotkałyśmy się przed MOK’iem . Po chwili dołączyli do nas chłopki i ruszyliśmy w drogę.
Pierwszym postojem było podwórko Ilony, od niej zabraliśmy „materiały programowe”
Od początku atmosfera była dość napięta, gdyż okazało się, że brakuje sporej części sprzętu potrzebnego na punkt chłopaków. Nie dowieziono sprzętu, jaki był w planach.
Wszyscy uczestnicy byli umówieni na 11:00, więc czas nas ponaglał, a trzeba było jeszcze raz przejść całą trasę.
Pierwszy punkt, a zarazem start był przed MOK’iem, gdzie dh. Mirek wprowadził wszystkich w wiosenny nastrój, nakazał szukać zwiastunów wiosny rozdał kolejnym drużynom (patrolom) mapki z zaznaczoną trasą i puzzle, (Jakie? Przeczytacie dalej). Na kolejnym punkcie przywitałam ich ja 🙂 mieli za zadanie odnaleźć kopertę z zaszyfrowanym zadaniem, którym było ułożenie „Ody do Marzanny” Zapoznanie, a następnie nauczenie się piosenki o wiośnie. Jak widać były to typowo teoretyczne punkty.
Kolejny znajdował się na „Białkach”, gdzie „LEŚNI” chłopcy zadbali o odpowiednie atrakcje i emocje, wykorzystując elementy samarytanki, musztry i „Wielkiej Improwizacji”.
Udało im się, podobno był to punkt cieszący się wielkim powodzeniem 🙂
Aby dojść na kolejny punkt nasi uczestnicy musieli wykazać się dużą cierpliwością i niektórzy wytrzymałością (mam na myśli zuchy, które nie miały łatwo, doskonale dawały sobie radę na trasie…), gdyż znajdował się on aż przy ujściu Mieni do Świdra. Jakby ktoś nie wiedział znajduje się to 2 km od Białek. To właśnie tu był ostatni punkt, na którym należało „w jak najkrótszym czasie bez pomocy przedmiotów typu butelek, toreb, talerzyków…” przenieść określoną ilość wody, do stojącego nieopodal wiadra, tym samym wykupując słomę i inne materiały, z której miała powstać Marzanna. Na tym punkcie niespodziewanie stawili się i dh Mikołaj i dh Kuba.
Stąd tylko kilka kroków dzieliło nas od celu.
Po takiej długiej wędrówce należy się czas wolny, dlatego też uczestnicy mieli go tyle, aby zregenerować siły, posilić się przy ognisku przygotowanym przez harcerzy.
Ale (…) co za dużo, to niezdrowo, najwyższy czas zaczynać! Harcerskie ognisko zapłonęło w środku kręgu, przecież zebraliśmy się, aby przegonić zimę. Kilka ciepłych słów wstępu od dh Moniki i mogliśmy się bawić. Puzzle, o których wcześniej wspominałam, odegrały dużą rolę, to właśnie na ułożonym z nich obrazku wzorowaliśmy się przy późniejszym robieniu Marzanny. Podczas gdy grupa techniczna pracowała, siłując się z klejem, nadając Marzannie kształty, my w tym czasie oddaliśmy się zabawom, które były przeplatane harcerskimi i wiosennymi piosenkami 🙂 przypomnieliśmy sobie kilka starych pląsów, które kolejno proponowały drużyny, nauczyliśmy się nowych. Tak upłynął nam czas, nie wiedzieć kiedy znaleźliśmy się tuż nad brzegiem rzeki, stojąc w kręgu każda z drużyn prezentowała zadanie, które miała wykonać przez drogę…stanąwszy przed Marzanną kolejno wygłaszali do niej „Odę”. Jedni wypadli lepiej, drudzy mniej się do tego przyłożyli, ale ogólnie było przyjemnie 🙂
… kulminacyjny moment – raz na rok nadchodzi taka chwila, kiedy należy wygonić zimę, oto i on!
Dh Dyniak w swoim piknym OP ujął Marzannę i z płonącą wbiegł do wody, rzucając ją w otchłań Świdra. Jakież było zadowolenie zuchów i harcerzy, którzy pognali za nią wzdłuż brzegu, odprowadzając ją swym wzrokiem- tym samym żegnając zimę.
Tym miłym akcentem Dzień dobiegł końca, mimo kilku grymasów, które towarzyszyły na niektórych twarzach – tłumaczę je sobie jako zmęczenie 😀 – zabawa był przednia.
Och, nie powiedziałam o bardzo ważnej rzeczy- nagrody(!). Staraliśmy się, aby żaden z uczestników nie wrócił do domu z pustymi rękami…oczywiście nie dla wszystkich były takie same nagrody. Jedni dostali batony, inni czekolady, a jeszcze inni chlebaki i…nagroda główna, dla zwycięskiej drużyny – saperka (trafiła ona do Próbnej DH dh Michała Bany – gratulujemy:-))
Mam nadzieję, że mimo niektórych uwag, bawiliście się dobrze i miło będziecie wspominali ten dzień.
Dzięki za wszystko 🙂
Patrycja
Ach ten romantyzm
Idąc w deszczu na miejsce ostatnich westchnień Marzanny u ujścia Mieni do Świdra, byłam pełna najgorszych przeczuć. Obawiałam się, że mimo potwierdzeń przybycia gromad
i drużyn na pożegnanie zimy (z resztą nielicznych), będziemy topić naszą Marzannę w bardzo okrojonym gronie. Pocieszające było to, że z każdą chwilą słonko śmielej wyglądało zza chmur.
Na polanie spędziłam samotnie dwie godziny, nie licząc dwóch kolarzy, pana z polotem srebra na głowie spacerującego z psem i swawolnie wędrującego młodzieńca.
W ostatnim przypadku ogarnęło mnie przerażenie. Ja ze snopkiem słomy i bibułą pod pachą na jednym krańcu polany, a na drugim misternie ułożone ognisko… Właśnie ONO było
w niebezpieczeństwie. Martwiłam się, czy nie ulegnie destrukcji podczas obecności tajemniczego kolesia. Odetchnęłam z ulgą, gdy usiadł sobie nad brzegiem Mieni.
Atmosferę mrożącą niemal krew w żyłach, przerwał dźwięk telefonu. Doniesiono mi, że idą TŁUMY. Pojawiły się nawet niezapowiedziane w terminie gromady i drużyny. Tryskałam szczęściem. I gdyby nie ten podejrzany gość zrobiłabym tygryska (Z pozycji kucającej z krzykiem na ustach dynamicznie wstajemy) na środku polany.
Po paru minutach szturmowym krokiem dobili do mnie Kuba B z Mikołajem F (5 DH), co wystraszyło niechcianego gościa. Wtedy już mogłam prawie fruwać w obłokach (któżby pomyślał, takie małe a cieszy!). Nie minęło wiele czasu, gdy zaczęły nadciągać pierwsze patrole.
Trasa była długa i ciężka, więc przed karkołomnym zadaniem zrobienia Marzanny, zasiedliśmy do kiełbasianej uczty.
Gdy już wszyscy się napoili i nasycili, przystąpiliśmy do realizacji celu spotkania.
Po ułożeniu puzzlowej Marzanny uzdolnieni harcerze zabrali się do jej wykonania. Potem każda z przybyłych gromad i drużyn wyrecytowała, w ramach konkursu, swoja Odę. Ten, kto nie był niech żałuje, była przednia zabawa. Wszystko odbywało się przy śpiewie i zabawach prezentowanych przez poszczególne gromady i drużyny.
Przy słowach piosenki Wiosna Skaldów, dh Dyniak rzucił palącą się Marzannę (była wykonana bez użycia szmatek i innych trudno palących się i bardziej szkodliwych rzeczy) w nurt Świdra. Po ostatnich romantycznych westchnieniach Marzanny dh. Monika Rybitwa (Komendantka Szczepu w Józefowie) wręczyła nagrody. I wtedy zaczął siąpić deszczyk, co zmusiło nas do szybkiego powrotu. Najpierw było kap… kap…, potem kapukapukap.
Chciałabym jeszcze raz podziękować wszystkim osobom, które współorganizowały I Dzień Wiosny.
I.F.
Ze swojej strony chciałam podziękować wszystkim drużynom i gromadom za przybycie: Zawiszątkom, Leśnym Ludkom, Małym Globtroterom, 77 ODHS, 24 DH, próbnej drużynie dh Michała Banego, 3DH i 5DH i reprezentacji 17 DH. Pragnę również pogratulować zajęcia pierwszego miejsca w konkursie „Oda do Marzanny” drużynie dh Michała Banego oraz Zawiszątkom.
Dziękuję Ilonie i Patrycji za świetną organizację całego przedsięwzięcia jak również: Mirkowi, Agacie, Kubie W., Kubie B., Kubie Z., Rafałowi oraz Magdzie i Tomkowi. Dzięki Wam tegoroczna Marzanna wydała swe ostatnie westchnienie w tak świetnym gronie i tak świetnej atmosferze. I przyszła do nas wiosna!!! Życzę wszystkim spacerów w blasku ciepłych promieni słońca, przy muzyce rozśpiewanych ptaków, pośród budzącej się do życia przyrody.
Monika Rybitwa
Msza harcerska
Jak co miesiąc i tym razem spotkaliśmy się 22 u Pallotynów na wspólnej Mszy Świętej. I jak co miesiąc było nas mało, nawet śmiało można powiedzieć, że bardzo mało. Oprócz osób z mojej drużyny, które dbały o oprawę Mszy, uczestniczących w modlitwie można by policzyć na palcach jednej ręki. I nie spodziewajcie się że były to osoby z Otwocka.
Nie, na Mszę przyjechali harcerze z Karczewa, Ługów i Józefowa, chociaż im niekoniecznie jest najbliżej do Pallotynów, a z co harcerzami z Otwocka? Im chyba mniej czasu zajęłoby dotarcie do tego kościoła, a mimo to jakoś się nie pofatygowali, a chyba warto by było…
Rozumiem, ze poniedziałkowy wieczór to nie jest pora dla każdego dogodna, ale czy z drużyn, które liczą po 30 czy 40 harcerzu nie mogło przybyć chociaż po pięciu? Czy ktoś z władz hufca oprócz Mirka Grodzkiego i Michała Łabudzkiego (którzy nawiasem mówiąc są zawsze) nie mógłby się pofatygować na taką Mszę (od redakcji: z władz hufca była jeszcze Agnieszka Fwedorowicz). Rozumiem, ze po całym dniu pracy jesteście zmęczeni i chcielibyście odpocząć w domu, ale to jest tylko jeden wieczór w miesiącu, skoro nam umiecie mówić o planowaniu czasu to może sami dalibyście przykład i umieścili tę Mszę w swoich terminarzach.
Drużynowym, nie wolno zapominać, ze mają także obowiązek dbania o rozwój duchowy swoich harcerzy. Wiem, że religia to prywatna sprawa każdego z osobna, ale nikt tu nie mówi o natarczywej agitacji religijnej, a zresztą przeważająca większość naszego społeczeństwa deklaruje się jako osoby wierzące i katolicy. Poza tym kiedy nasze dzieci składają Przyrzeczenie ślubują pełnić służbę, nie tylko Ojczyźnie, ale także i Bogu. I tutaj jest wspaniała okazja, aby te obietnicę wypełnić.
Wiem, że nie każdy może co miesiąc uczestniczyć w tej Mszy, gdyż mamy także swoje prywatne życie, ale gorąco zachęcam Was, abyście ze swoimi drużynami przyszli na kolejna Mszę, która odbędzie się 22 kwietnia o godz. 18.30 w dolnym kościele u Pallotynów.
Serdecznie dziękuję ks. Jarkowi z parafii Miłosierdzia Bożego na Ługach, za odprawienie Mszy mimo, że Michał zwrócił się do Niego z ta prośbą dość późno i nieoczekiwanie. Mimo, ze ks. Jarek miał mało czasu aby przygotować się do naszej wspólnej modlitwy to jednak potrafił zbudować bardzo fajny klimat na Mszy i powiedział, według mnie, bardzo ciekawe kazanie.
Dziękuje także mojej kochanej 17 DH „Widnokrąg” za szerokie otwieranie buzi oraz Kindze Duszyńskiej za zaśpiewanie psalmu.
Mam nadzieję, ten artykuł da wam troszkę domyślenia i za miesiąc będzie nas więcej 🙂
Marysia Mikulska
P.S. (od redakcji):
Mówimy – Wielki Czwartek. Co wielkiego wydarzyło się w Wielki Czwartek?
Ksiądz Dariusz Kowalczyk prowincjał zakonu jezuitów: W Wielki Czwartek, w tamten czwartek w Jerozolimie Jezus uczynił te kilka prostych gestów i nauczył nas je powtarzać. Nauczył nas, że powtarzając je uobecniamy Go w sakramentalnych postaciach wina i chleba, że to jest Jego ciało, Jego krew, Jego osoba. I ten cud znaków sakramentalnych dzieje się na całym świecie, na wszystkich ołtarzach od 2000 lat. Chociaż praca kapłańska nie wyczerpuje się w sprawowaniu Eucharystii, to sprawowanie Eucharystii jest istotą tego co robi kapłan.
źródło: http://www.radio.com.pl/jedynka/sygnaly/default.asp?ivID=2594
Pola, ja się boje zuchów
Pip, pip, pip… Coś dzwoni i bezczelnie wyrywa mnie z objęć Morfeusza… Co znowu?!? Ja chcę spać! Nie, no! To coś dalej dzwoni, co za uporczywe coś! Ech…Otworzyłam oczka i dowiedziałam się, czym było, a właściwie jest nadal, owe coś… Otóż to jest mój budzik! Hmmm… zaraz zaraz, jaki dziś dzień?? O boshe!! Niedziela. 29.01.2004 r. IMIENINY ZCHA!!!!!…uff.. Wstałam…
Jeszcze trochę zaspana zaczęłam szukać munduru i takich tam…Coś dzwoni?!? Co jest? Aaaa…to telefon… W jednym bucie z przestrachem zbiegam na dół, by nikt w domu się nie obudził..! w końcu jest niedziela! 7 rano!
Już odbieram … no… przestań dzwonić!!!!
– Tak słucham??
– Olla?????????
– Tak…
– AAA!! Zaspałam!!!!!! Miałaś mnie obudzić!!!! Nie wyrobie się!!!
– Miałam???
– TAK!!!
– Upss….ale wstałaś 😀
– Wrrrrr…!!!! Bierzesz mundur????
– Yyyy….Więc…No…jak by Ci tu powiedzieć…hmm….nie… (powiedziałam to patrząc się na otwarte drzwi łazienki gdzie powieszony był mój mokry mundurek…)
– Ufff..ja tez nie…po ostatniej zbiórce jest w stanie suszenia się…
– Hmm to tak jak mój…nie ma to jak my dwie + wstrząśnięta i mieszana coca-cola… hmm… Pola?
– Co?
– Boje się tych zuchów…!!!!!!!!!!!!!!
– Czego się boisz??? To tylko małe, przestraszone dzieciaczki!! Spoko damy rade!! Przecież nas nie zjedzą! Jesteśmy ciężko strawne!!!
– Hmmm… no w sumie… mam nadzieje ze masz racje..
– Ja tez…
– Dobra zbieraj się..
– OK…
Godzina później. Jesteśmy. Jest tez Krzyś Aga i Lutek z naszej drużyny i Agata i garstka zuchów. Tylko tyle? Coś ich mało… O! Jest Agnieszka Fedorowicz. Uff..
Agata postanowiła rozruszać swoje zuszki z 65 GZ co by nie zamarzły… A ja (Pola) wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Lutkiem, Krzyśkiem i Aga i czym prędzej dołączyliśmy do dzieciaków!!!
Po krótkiej zabawie z cala ekipa „załadowałyśmy” się do autokaru i ruszyłyśmy w drogę do Pruszkowa po drodze zbierając kolejne gromadki zuchowe z: 5 GZ i 3 GZ wraz z ich opiekunami…no…już wszyscy…cały autokar „zapchany” solenizantami 🙂 po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do naszego celu gdzie od razu przydzielili nas do sektora „Jabłuszek”:) kazali nam wykrzykiwać hasła: „Jabłka ! Hura !! Jabłka!! Hurra!!! Jabłka!!! Hura!!!! Hura!!!! Hura!!!!) albo „jesteśmy jabłuszka mamy dobre miny no i zwyciężymy!!!!”
Po wybraniu naszej reprezentacji do konkursów i zabaw usadziliśmy nasze niesforne urwisy (szczególnie Ludka 🙂 ) na trybunach. Zaczęły się zawody…Pierwsza konkurencja należała do nas!!!! Zdobyliśmy 4 jabłuszka dzięki celnym strzałom naszych zuszków!!! Następnie konkurencje były troszkę bardziej skomplikowane i liczyły się w nich: szybkość i precyzja. przechodzenie pod tunelem zrobionym z koca skakanie, przenoszenie piłeczki ping-pongowej na rakietce biegi podawanie góra lub dołem piłek… ehhh mnóstwo pysznej zabawy dla nas i zawodników, ale dla tych ostatnich również duży wysiłek. Biedactwa nasze marzły w strojach sportowych bo było tam dosyć chłodno, ale dzielnie radziły sobie nasze urwiski:D „Jabłuszka” zajęły drugie miejsce i byliśmy z nich baaardzo dumni!!!:)
Po zawodach mieliśmy przerwę na drugie śniadanie…każdy dostał po bułeczce i soczku… po przerwie zuchy musiały zrobić kartki imieninowe dla innych zuchów, były bardzo ładne 😀 później naszym zwycięzcom rozdano nagrody i nastąpiła cześć artystyczna drużyny „SZACHRAJE”, które umiliły nam resztę czasu śpiewem i tańcami 😀 my oczywiście bawiliśmy się razem z nimi!! Skacząc i tańcząc w kółeczkach razem z zuchami:) i odbijając baloniki, które wcześniej na nas zrzucono 😀
Kiedy się już skończyło przeliczyliśmy kilkukrotnie nasze zuszki i usadziliśmy w autokarze mogliśmy ruszać w drogę powrotną. W autokarze panowała gorąca atmosfera. Wszyscy przezywali jeszcze raz te chwile na sali(my również!). A zuchy atakowały nas balonami i nie chciały za nic siedzieć na miejscach, wiec było trzeba cały czas stać…no… przynajmniej ja…:)(Pola)
A my tam byłyśmy
Sok i bułki dostałyśmy
A to, co zobaczyłyśmy
W Przecieku, umieściłyśmy…
Olla i Pola
69 DW
Lilijka 160 – zaproszenie
Czuwaj!
Już po raz szósty organizatorzy Rajdu na Orientację „Lilijka 160” mają przyjemność zaprosić Was na tę imprezę, a już po raz czwarty tymi organizatorami są przedstawiciele dwóch warszawskich hufców: 160 Warszawski Zastęp Harcerzy Starszych „Twierdza” z Hufca Warszawa Praga – Południe (wszystkie pięć imprez) i Krąg Instruktorski przy Szczepie 77 Warszawskich Drużyn Harcerskich i Zuchowych „Dewajtis” z Hufca Warszawa – Żoliborz.
Również po raz szósty zastanawiamy się, dlaczego poprzednie razy niczego nas nie nauczyły i znów wyjmujemy sobie z życiorysu trzy miesiące po to, aby przygotować krótką, trwającą jeden weekend imprezę…
Przygotowania rozpoczęły się już w listopadzie. Pierwszy mój mail wysłany do osób mogących wziąć udział w organizacji rajdu przepełniony był nadzieją, że nic z tego nie wyjdzie… Oto jego fragment:
„i ja nie będę cierpieć z tego powodu, że przez cztery miesiące będę mogła zająć się czasem czymś innym, niż ślęczenie nad mapą, denerwowanie się, ganianie po lesie, denerwowanie się, wydzwanianie w milion miejsc, denerwowanie się, kombinowanie pieniędzy i denerwowanie się 🙂 Zrezygnuję nawet z tego cudownego uczucia, które następuje zawsze po imprezie, gdy w końcu dociera do mnie, że już po wszystkim, a ja dalej żyję…”
Niestety wszyscy wykazali podziwu godną i niezrozumiałą chęć do pracy i utworzył się sztab organizacyjny, który niezwykle ochoczo, rzecz jasna, zabrał się do przygotowań.
Dlatego, że wiemy, że jest to licząca się impreza. Dlatego, że nie wyobrażamy sobie, że mogłoby jej nie być. Dlatego, że doskonale nam się razem pracuje. Dlatego, że lubimy to, co robimy. Dlatego, że umiemy zaskakiwać pomysłami na trasy i mapy (przykłady dalej). Dlatego, że mimo ciężkiej pracy jest to świetna zabawa, która wiele uczy. Ale przede wszystkim dlatego, że bywalcy poprzednich edycji wypytują nas, kiedy będzie następna. Dlatego, że uśmiechy na twarzach zwycięzców są prawdziwe. Dlatego, że sami też chodziliśmy na takie gry i wiemy, jak to jednoczy drużyny i zastępy. Dlatego, że sami poznajemy i stwarzamy okazję do poznania ludzi- harcerzy i nie tylko, z różnych organizacji i środowisk. I dlatego, że mimo wszystko chcemy.
Na czym polega gra? Zasady są dziecinnie proste: uczestnik/ patrol dostaje mapę, ma na niej zaznaczone miejsca, w które ma dojść, dochodzi w te miejsca, tam wisi sobie kartka (lampion), z którego trzeba spisać symbol, np. A1 do swojej karty patrolowej, spisuje i idzie do następnego punktu. Jak wszystkie spisze, to wraca.
A teraz drobna zmiana do tego opisu.
Oczywiście każdy może sobie wybrać kategorię, w której będzie startował. Trasa dla początkujących (TP) obejmuje dwa etapy dzienne. Nie ma tu ograniczeń wiekowych. Jest to trasa prosta, mapa raczej nie jest skomplikowana. Jeśli jednak ktoś szuka również nocnych wrażeń, a jest uczniem gimnazjum, może iść na trasę dla młodych (TM). Jest ona również stosunkowo prosta, no i bogatsza o jeden etap. Trasa juniorów (TJ) to już trasa trudniejsza dla osób, które nie są już uczniami gimnazjum, ale nie mają więcej, niż 18 lat. Również obejmuje trzy etapy, w tym jeden nocny. No i trasa najtrudniejsza, ale przy tym najciekawsza i najbardziej pełna niespodzianek, trasa seniorów (TS). Bez ograniczeń wiekowych. Trzy etapy.
Jesteśmy pewni, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Regulamin VI Rajdu na Orientację „Lilijka 160” dostępny jest na stronach Szczepu 77 WDHiZ: http://77dewajtis.w.interia.pl
W razie jakichkolwiek pytań i wątpliwości polecamy adres Lilijki: lilijka160@op.pl lub telefon komendantki imprezy: 501.332.382.
Do zobaczenia na starcie. Już 19 marca 2004.
Phm. Aleksandra Łopatek HR
Komendantka Rajdu