Idzie WIOSNA, idzie nam…

Na naszej stronie jeszcze tego nie widać, ale za oknam – owszem!

Nieodwołalnie i szybkim krokiem nadchodzi WIOSNA.
Harcerze naszego Hufca sprawdzą czy już Ją widać w sobotę, 22/03/2003.



DZIEŃ WIOSNY 2003
Zbiórka w konwencji rozprawy sądowej Marzanny, z góry znanym wyrokiem skazującym.

Miejsce: park przy kinie Muza (przy stacji PKP), Czerwone mury w Józefowie

Termin: 22 marca 2003 r. godz. 10.45

Czas trwania: ok. 4 godz.

Zbiórka organizowana dla drużyn i gromad zuchowych Hufca Otwock – wiek uczestników bardzo zróżni-cowany.

PROGRAM ZBIÓRKI
10.45-11.00 spotkanie się drużyn w parku k/ kina Muza
rozdanie zadań i planów dotarcia na miejsce dla poszczególnych drużyn. W przypadku gro-mad zuchowych jest to godzina dotarcia na Czerwone Mury i tam dostają zadanie.
12.00 – 12.15 rozpalenie harcerskiego ogniska
12.15 – 12.20 przygotowanie do rozprawy sądowej
12.20 – 13.00 rozprawa sądowa, którą prowadzi sędzia (propozycja Tomek Grodzki tudzież Michał Łabudzki), wybranie ławników – reprezentanci drużyn i gromad
– sędzia/Woźny (ja) przedstawia sedno i tytuł sprawy
– adwokat i prokurator wygłaszają mowy wstępne – proszę o propozycje 2 osób do tej roli
– przesłuchanie świadków, biegłych – adwokat i prokurator to koordynuje
– mowa końcowa adwokata i prokuratora
– ława przysięgłych wybiera najładniejszą marzannę
– sędzia ogłasza wyrok skazujący (bo ławnicy mogą ją uniewinnić)
13.00 – 13.20 wykonanie wyroku przy rozpalonym drugim ognisku
13.20 – 13.30 pląsy i przygotowanie do pieczenia kiełbasek
13.30 – 13.50 przyrządzanie i konsumpcja kiełbasek ze śpiewem na ustach
13.50 – 14.10 pląsy tudzież zabawy ruchowe, zakończone wręczeniem nagrody za najładniejszą marzannę – w przypadku jej uzyskania z Hufca
14.10 – 14.25 zakończenie ogniska harcerskiego
14.25 powrót do domu drużynami

Zadania dla drużyn:
Startujących spod kina
1. Przywiezienie ze sobą gotowej marzanny i przygotowanie się do pełnionych ról: świadkowie oskarżenia i obro-ny, biegli – eksperci w sprawie zimy
2. Zebranie informacji o Świecie Wiosny, argumenty za i przeciw przyjściu wiosny – wywiad z mieszkańcami
3. Zebranie chrustu na ogniska i przygotowanie kijów do kiełbasy
Dla gromad zuchowych
1. Zrobienie marzann na Czerwonych Murach – materiały już muszą być przygotowane
Dla poszczególnych drużyn
1. 3 DHS – przygotowanie trybuny i ławy przysięgłych
2. 5 DH – przygotowanie ogniska



Po szczegóły proszę się zgłaszać do Ilony Falińskiej.

„…tu się naciska…” – maraton filmowy


W piątek, 24 stycznia 2003 w budynkach przy ul. Poniatowskiego 10 (MDK) od późnych godzin wieczornych, aż do wczesnego rana można było zaobserwować dziwne światła, a co wrażliwsi mogli też słyszeć głosy. Prowodyrzy tego „zajścia” spotkali się w wyżej wymienionym miejscu przed godziną 20.00.

Naoczni świadkowie donoszą, że jeden z nich objuczony był torbami dość pokaźnych rozmiarów. Przypuszczalnie był to sprzęt RTV lub akcesoria komputerowe. Pozostali zebrani również posiadali pakunki, nie wiadomo jednak, co zawierały. „Podejrzani” zaczęli napływać do miejsca spotkania coraz intensywniej – proporcjonalnie do zmniejszającej się ilości minut dzielących świat od godziny 20.00 – znaczy się: tym więcej im mniej. I wszystko jasne.

Kilka minut po wspomnianej godzinie, jedno z całkowicie zalanych ciemnością (do tej pory) pomieszczeń zaczęło emanować dziwnym światłem. Z każdą upływającą minutą do luminescencji zaczęły dołączać się rozmaite dźwięki, nie zawsze artykułowalne, ale prawdziwe.

Relacje przypadkowych świadków (tj. nocnych spacerowiczów cierpiących na bezsenność, chore na pęcherz psy z właścicielami oraz amatorskie kółko astronomów okiennych) nie do końca są spójne. Fachowa analiza pozwoliła sformułować następujące przypuszczenia. Mottem „grupy” mogło być stwierdzenie, że człowiek inteligentny zawsze znajdzie sobie jakieś zajęcie. Zachodzi też prawdopodobieństwo, że „grupa” miała jeszcze inne hasło przewodnie (pochodzenia literackiego, natutralnie): jak to zrobić, żeby się nie narobić? albo żeby było najtaniej?…

No właśnie, jak to zrobić? Własny TV (czytaj: prześcieradło), komputer, jak najbardziej legalnie wykombinowany rzutnik i po niskich kosztach i przy znikomym nakładzie pracy fizycznej powstaje mobilne kino dla znajomków. Lokal to już kwestia innych układów:)

W taki oto sposób oszczędni i inteligentni znaleźli sobie (sami dla siebie) konstruktywne zajęcie na piątkowy wieczór i ranek dnia następnego. Od 20-tej do około 5-tej kilkanaście zebranych w MDKu ludzi „Eksperyment”owało po niemiecku razem z cierpiącym na „Bezsenność” Al’em P., a w przy pospiesznym poszukiwaniu „Świętego Graala” wykonywali „8Milowe” susy. Część publiczności niepocieszoną była na skutek nieudanej próby „Porozmawiania z nią” w „Dwóch wieżach”.
Spektakle luminescencyjno-dźwiękowe zostały nieformalnie wpisane w grafik wewnętrznych rozrywek „prowodyrów”.

Kinoman

P.S. Niezbędny komentarz:
Winnym tajemniczego spektaklu świetlno dźwiękowego była młodzież z otwockiego hufca ZHP wraz z grupą „krewnych i znajomych królika”. Nadal nie udało się ustalić kim jest „Królik” i jaką rolę pełnił w całym zajściu.

Jazda figurowa na sankach…


8 lutego 2003. Mroźne sobotnie popołudnie. Temperatura sporo poniżej zera. Za oknami pół metra śniegu. UAZ z łatwością pokonujący wszystkie przeszkody. Grupa harcerzy z Hufca ZHP Otwock. Sanki. Drewno na ognisko. Kiełbaski. I lina. Dużo mocnej liny… To wszystko, co jest potrzebne do zorganizowania udanego kuligu, na pomysł którego wpadł komendant naszego Hufca.

I tak oto spotkaliśmy się pewnego popołudnia przed budynkiem MDK-u, oczywiście wraz z naszymi sankami. Pogoda była wprost wymarzona do tego typu imprez, więc nie czekając długo ruszyliśmy na skraj Otwocka (gdyż podobno jazda w kuligu po ulicach miasta jest zabroniona). Trochę trwało powiązanie sanek w jeden sznur, ale w końcu udało się i po krótkich kłótniach kto będzie jechał w pierwszych sankach i miał nie najświeższe powietrze, ruszyliśmy.

„Z kopyta kulig rwie..”. Co prawda nie koń, lecz równie dzielnie spisujący się UAZ wiózł nasz „17-sto sankowy kulig” przez drogi Soplicowa i Anielina. Po drodze było jednak kilka (naście) postojów, gdyż przeceniliśmy nieco wytrzymałość niektórych lin i sznurków, co wiadomie się kończyło.. oraz jeden Mateusz miał małe problemy z utrzymaniem się na sankach. Aż mi go było szkoda, jak po raz n-ty spadał z sanek, a UAZ tylko trochę zwalniał, nie chcąc się zatrzymywać, a Mateusz musiał dobiegać do tych swoich sanek, wskakiwać na nie, by po chwili znowu skończyć w przydrożnej zaspie… Sie chłopak nabiegał…

Wszyscy musieliśmy też wyglądać z boku dosyć śmiesznie, ponieważ wysokość śniegu była „nieco” wyższa od przeciętnej wysokości sanek, stąd cały śnieg gromadził się na nas… 21 bałwanków jadących na UAZ-em i piszczących i krzyczących jak głośno się da… Rzeczywiście pocieszny widok…

Gdy wszyscy już dostatecznie przemarzli, lub zmęczyli ciągłym bieganiem do sanek, nasz komendant zarządził postój na ognisko. Pomysł dobry, ale jak to coś w ogóle rozpalić, jak śnieg po kolana, patyki przysypane, nikt nie ma zapałek… Ale co to dla nas?!!! My się tak łatwo nie poddamy… I już po chwili wspólnymi siłami udeptaliśmy spory krąg w śniegu, wyciągnęliśmy z UAZ-a szczapki drewna, przezornie kupione wcześniej na stacji benzynowej, siekierę i zapalniczkę.

Potem poszło jak z płatka… Pan Krzeszewski wziął się za rozłupywanie szczapek, nasz komendant popisał się umiejętnością rozpalania ogniska na śniegu tylko jedną zapałką, a cała reszta rozeszła się po lesie w poszukiwaniu patyków na kiełbaski. I już po chwili ogień trzeszczał, kiełbaski się piekły, i wszyscy niemiłosiernie marzli, gdyż właśnie słońce zaczęło zachodzić. Gdy się już wszyscy najedli i częściowo podsuszyli sobie chociaż rękawiczki, ruszyliśmy z powrotem do Otwocka.

Droga powrotna wydała się wszystkim dużo krótsza, ale może dlatego, że zatrzymywaliśmy się tylko 3 razy, a wszyscy byli na tyle przemoczeni i przemarznięci, że myśleli tylko o tym aby dojechać do domu i się przebrać. Może wszyscy przymarzli do sanek i dlatego prawie nikt się nie wywrócił?…

I tak oto wesoło upłynęło nam popołudnie ostatniego weekendu ferii…
Mam nadzieję, że w przyszłym roku również odbędzie się taki genialny kulig, ale z jeszcze większą ilością osób i sanek.

Ania „Kózka” Michałowska

Aż 25 gwiazdek! – maraton filmowy

Aż 25 gwiazdek!!! – Właśnie tyle dostały w sumie filmy, które oglądaliśmy w hufcu w nocy z 17 na 18 stycznia.

Pomysł nocnego maratonu narodził się tydzień wcześniej, gdy Jurek przyniósł nam do hufca kilka płyt z filmami i razem z Agnieszką, Pawłem Iwińskim i Maćkiem Dymkowskim mogliśmy obejrzeć „przedpremierowy pokaz” drugiej części „Władcy Pierścieni” oraz przygody Jamesa Bonda w wykonaniu ekipy szczekających i miauczących czworonogów, czyli film „Psy i koty”.

Nie ukrywam, że większe wrażenie zrobił na mnie ten pierwszy… Stwierdziliśmy, że fajnie byłoby zorganizować coś takiego na większą skalę, dla szerszego grona, z większą ilością filmów. I tak oto spotkaliśmy się w hufcu w pewien zimowy wieczór… I się zaczęło…

Na pierwszy ogień poszedł wszystkim dobrze znany „Monty Python i Święty Graal””. Dzielni rycerze Okrągłego Stołu, poszukujący owego Graala wprawili wszystkich w dobry humor. Szczególnie słysząc niezwykle wyszukane wyzwiska w stylu: „Twój ojciec był chomikiem, a twoja matka śmierdziała zgniłymi jagodami”, którymi obrzucali się rycerze, wszyscy wybuchali śmiechem.

Potem przyszedł czas na nieco ambitniejsze kino niemieckiego reżysera Olivera Hirschbiegela. Jego film „Eksperyment” wszedł na ekrany niedawno, ale już zdążył zdobyć 4 gwiazdki i masę skrajnych opinii krytyków, z przeważającą większością tych pochlebnych.
Dla tych, którzy zamiast przyjść do nas, woleli spędzić tę noc na spaniu, przybliżę trochę temat. Bohaterem filmu jest dziennikarz, który zachęcony wysoką nagrodą – 4 tys. marek – oraz szansą na napisanie sensacyjnego reportażu, godzi się wziąć udział w psychologicznym eksperymencie.

Prowadzący go lekarze, czy raczej naukowcy wybierają ze zgłoszonych 20 osób, z czego ośmiu przyjmuje rolę strażników, a dwunastu – więźniów. Mają oni spędzić 2 tygodnie w specjalnie przygotowanym „więzieniu”, a naukowcy zza kamer obserwują ich wzajemne relacje, zachowania.

Niespodziewanie po 3, czy 4 dniach eksperyment wymyka się spod kontroli, co prowadzi do… Dalej nic nie powiem, ale naprawdę zachęcam do obejrzenia tego filmu. Chyba wszystkim przybyłym się on spodobał i wszystkich trochę zszokował.

Kolejnym filmem, za który się wzięliśmy to również film, który ostatnio wszedł na ekrany – „Bezsenność” z Alem Pacino w roli głównej.
Na jego temat zdania były podzielone, części się mniej podobał, części bardziej. Mi osobiście bardzo się podobał i uważam, że jest to również film godny polecenia (GW przyznała mu 4 gwiazdki).

W kilku słowach powiem o co chodzi, otóż do miasteczka położonego wśród lodów Alaski zostaje wysłany zasłużony i doświadczony detektyw z Los Angeles, mający pomóc w rozwiązaniu zagadki morderstwa młodej dziewczyny. Razem z nim udaje się jego partner, ale stosunki między nimi nie układają się najlepiej. Organizują oni zasadzkę na domniemanego zabójcę, rozpoczyna się pościg we mgle, którego skutki są fatalnie nieprzewidywalnie.

Nie powiem co się dalej dzieje, gdyż ten film jest wart tego, aby się na niego w całości wybrać do kina, a nie chcę nikomu psuć zabawy…
Powiem tylko, że cały film utrzymany jest w specyficznym klimacie, a tytuł też ma swoją rolę do odegrania…

Następnym filmem, z którym postanowiliśmy się zmierzyć, mimo godzin już „popółnocnych”, była głośna ostatnio „8. mila”. Chyba wszyscy wiedzą o co w niej chodzi, ale na wszelki wypadek napiszę i o niej kilka słów. Główną rolę gra tu (i gra tym samym siebie) Eminem, którego chyba każdy słyszał, albo o którym każdy słyszał. Opowiedziana jest jego historia, zanim został rozpoznawalnym na każdym kroku raperem, chłopaka o przezwisku „Rabbit”, który żyje w biednej dzielnicy Detroit (tytułowa „8. Mila” to ulica oddzielająca białą i czarną dzielnicę miasta).
Pokazane są jego pierwsze występy w lokalnym klubie, gdzie musi przejść przez serię specyficznych turniejów w rapowaniu, ale jest cały czas odrzucany i poniżany przez „czarnych”. Moim zdaniem trochę tendencyjnie została pokazana jego wytrwałość, dążenie do celu, wiara w to, że uda mu się zaistnieć na rynku muzycznym.

Film mówi o wspinaniu się na ciężkie szczeble kariery, o trudnej drodze na szczyt, którą Eminem musiał pokonać, aby osiągnąć to, co ma teraz. Kilka milionów sprzedanych płyt, kilkaset koncertów rocznie i tłumy fanów dookoła. Szczerze mówiąc przysnęłam w połowie filmu, ale nie twierdzę bynajmniej, że ten film jest nudny, skąd… Spowodowane to było raczej późną porą.

Jednak nie był to film, który by mnie zachwycił i trochę przeszkadzało mi co drugie słowo “k…” i ciągle ta sama muzyka w tle – wiadomego autorstwa. Podsumowując, na 3 gwiazdki, które dostał od GW, ja bym dała dwie. Może z plusem…
Nastęnym filmem (już ostatnim, gdyż zaczynało świtać…) był wzięty z półki “klasyka światowego kina” – “Szeregowiec Ryan” Stevena Spielberga. Nie był to film, który by podobnie do poprzednich, budził uśmiech co jakiś czas. Wręcz przeciwnie. Ten budził raczej przerażenie, strach i niekeidy wstręt.

Jest to bezwątpienia film robiący wrażenie. Ogromne. Dla mnie najbardziej przerażającą sceną jest ta, w której jeden z żołnierzy biegnie przez zaminowany teren, nagle staje na minie, mina wybucha i odrywa mu rękę. Dym, huk, hałas, po chwili pył opada, a on biega i szuka tej ręki. Znajduje ją, podnosi i ucieka dalej, trzymając ją w drugiej ręce razem z karabinem. Dla mnie to jest naprawdę straszna scena.

I takim pesymistycznym akcentem zakończył się I Maraton Filmowy. Do celów statystycznych mogę podać, że na godz. 20.00 przybyło aż 25 osób, z czego do końca dotrwało tylko, albo aż 7 (Maciek, Sylwia, Paweł, Jasiek, Mały, Jurek i ja, oraz Agnieszka na kanapie w hufcu), reszta wykruszała się stopniowo w miarę coraz wcześniejszych porannych godzin.

Muszę przyznać, że tego typu imprezy jak maratony filmowe są, moim zdaniem, świetnym pomysłem na spędzenie razem wieczoru i nocy (a raczej nocy i rana). Wielkie dzięki tym samym dla Jurka za zorganizowanie tego wszystkiego i czekamy na następny! Mam nadzieję, że Jurek pamięta o tym, iż obiecał przynieść nam następnym razem II i III cz. „Matrixa”? 😉 Czekamy…

Ania vel „Kózka”

Hufcowy kulig

W ostatnią sobotę ferii (8 lutego 2003) odbył się hufcowy kulig. W tym, nie aż tak strasznie zimnym dniu, zebraliśmy się przy MDK-u w jakieś 20 osób, no może trochę więcej… Dopisywała nam pogoda – wyjątkowo nie sypał śnieg oraz dobry humor.

Początkowo musieliśmy przejść spory kawałek drogi, aby dotrzeć na miejsce startu. Gdy tam szliśmy, prowadzone przez każdego z nas sanki, musiały wyglądać chyba jak wijąca się wielka dżdżownica…

Zaczęliśmy od przywiązywania sanek do liny, liny do UAZ-a i niektórzy przywiązali siebie do sanek – był to nowy typ liny zabezpieczającej przed upadkiem. Po wykorzystaniu wszystkich lin i sznurków zdołaliśmy ruszyć bez dłuższych zahamowań spowodowanych urywaniem się uprzęży saneczkowych.

UAZ pociągnął 17 par sanek, często ktoś z nich spadał i biegł goniąc kulig. I tak przez całą drogę… Dość często też się zatrzymywaliśmy, gdyż niektórzy nieszczęśnicy nie doganiali swoich sanek.
Dojechaliśmy do leśnego parkingu. Wszyscy byliśmy przysypani cienką warstwą śniegu, który dostawał się dosłownie wszędzie. Tomek zaczął rozpalać ognisko, a reszta poszła po kijki do kiełbasek. O tej porze roku ognisko z kiełbaskami to nie był taki zły pomysł.

W drogę powrotną ruszyliśmy jak się ściemniło. Tym razem były tylko dwa postoje.. (biedna Koza…), więc wracaliśmy znacznie szybciej, niż tam dojechaliśmy. Zatrzymaliśmy się na skraju lasu i znowu pieszo do hufca… Jednak humory nie opuszczały nas ani na chwilę.
W ten właśnie sposób skończył się odbywający się co roku, od roku, kulig.

Agata Brzezińska
3 DHS „Zawiszacy”

Nie chodź boso po lodówce – Kulig

W ostatnią niedzielę ferii zimowych nasz drużynowy M.G. urządził nam kulig. Nadal nie wiem, czy to była jego własna inicjatywa. Tak więc o godz. 15.30 zabraliśmy się pod jego domem. Czekając aż wyjdzie z domu, umilaliśmy sobie czas rozmową z pięknymi druhenkami.

Gdy M.G. wcisnął już kalesony, wyszedł przed dom i oznajmił nam, że mamy udać się na ulicę Asnyka, gdzie będzie czekać jego Syrenka.
Kiedy doszliśmy na Asnyka okazało się, że M.G. i jego Syrenki nie było. Po chwili oczekiwania zjawił się. Zatrzymując samochód zgubił zderzak. Zaczęliśmy podczepiać się do haka holowniczego. Gdy wszyscy byli już podczepieni M.G. dał gaz do dechy i kulig ruszył. po przejechaniu ok. 200 m. zaczęły rwać się sznurki od sanek. M.G. postanowił, że powiąże nas liną holowniczą. Tam, gdzie lina nie sięgnęła, sanki zostały powiązane moim paskiem.

Gdy wszystko było już gites M.G. odpalił silnik i ruszyliśmy znowu. Jeździliśmy po lesie, uliczkami, z górki i pod górkę (pchaliśmy samochód). Podczas drogi na Górę Lotnika M.G. rozpędził się i można było zaobserwować, co się działo gdy przyśpieszał: 50 km/godz. – odpadły lusterka, 60 km/godz. – odpadał lakier, a przy 70,5 km/godz. – przednie wycieraczki przepełzły na tylnią szybę.

Po ok. godzinie jazdy M.G. ostro zarzucił i wylądowałem w kupie śniegu. Na szczęście byłem cały, ale moje sanki wyglądały jak… eee, mniejsza z tym. Po odczepieniu moich sanek i spakowaniu ich do samochodu dosiadłem się do sanek Bysiora. Z nim była swojska zabawa. Po pewnym czasie był postój. Wtedy przesiadłem się do druhny Marty. Gdy ruszyliśmy w drogę powrotną zdawało mi się, że powiedziała do mnie „At amo” (łacina) i mrugała do mnie okiem (ech… wiadomo – wszystkie mnie kochają). Po zakończeniu kuligu zwrócono mi pasek, a M.G. zaproponował mi napisanie relacji z tego kuligu. Oto ona.

Morał z tego kuligu jest taki: „Nie stawiaj roweru pod płotem, bo Ci kisiel wystygnie” lub „Nie chodź boso po lodówce, bo się przeziębisz”

Piotr Jagodziński

Kochać, jak to łatwo powiedzieć – „Valentynki 2003”

Atmosfera była bardzo miła a harcerze pogodnie nastawieni do całej zabawy. Konkurencje były tak śmieszne, że można było zwijać się ze śmiechu.

Po dobraniu się w pary (harcerz i harcerka) mieliśmy wymyślić sobie imiona i w specjalny sposób się zaprezentować się na forum. Ja nazywałam się Klementyna, a moja „brzydsza połowa” Rafał. Następnie połączyliśmy się w kilka par i odbyła się konkurencja rodem ze „Śpiewających Fortepianów” – śpiewaliśmy piosenki, w których występowały słowa miłość, kocham oraz ich synonimy. Konkurenci zaskoczyli Michała i musiał on w pewnej chwili zakończyć konkurs ogłaszając zajęcie pierwszego misja egzekfo.

Inna konkurencja polegała na przedstawieniu powrotu mężą do domu w różnych konwencjach: brazylijskiego serialu, średniowiecznego rycerstwa, westernu, scence fiction, itd.

Był też maraton taneczny. Bardziej taneczny niż maraon. Nasz DiDzej-Rudnik puszczał różne kawałki: Techno, Disco, Classic, Rap i Metal. Wszystkie pary wytrzymały do końca maratonu. Uf.

Nie zabrakło kalamburów, które mogły nieco podrażnić pary biorące w nich udział. Trzy pary wyszły na korytarz i dostały zadanie przedstawienie zakochanych ośmiornic, słoni i nosorożców. W czasie przedstawiania tych scen okazało się, że publiczność była jakaś niekumata (chociaż nie przedstawialiśmy żab). W ogóle nie mogli domyśleć się co pary przedstawiają. Po długich wysiłkach krzyczeli chórem prawidłową odpowiedź. Po bardzo długich wysiłkach…

Świetne były tańce z zamkniętymi oczami.

Gdybyśmy się jeszcze przebrali i udali, że rzecz odbywa się w studiu telewizyjnym by było super. Polecam takie urozmaicenia monotonnych być może czasami zbiórek.

Karolina Grodzka

Policjanci wylegitymowali 209

Nasza drużyna otrzymała już numer – 209. Pewnie nie wiecie skąd wziął się pomysł na ten numer. Powiem jedno: to nie przypadek. Numer ten został wymyślony podczas biwaku kadry 209 DH (wtedy jeszcze drużyny próbnej).

Plan był taki, że Łukasz Kostrzewa, Kasia Kołodziejczyk, Kasia Stolarska i Daniel Kwiatkowski wyruszą w podróż do Kielc. Łukasz trafił na niefortunny bilet, gdyż pani w kasie zamiast biletu do Falenicy dała od Falenicy (a stamtąd Łukasz ma legitymacje do Warszawy), więc od Otwocka jechał bez biletu. Szczęście nie trwało długo, ponieważ złapał go kanar. Z Falenicy do Kielc było 209 km.

Po powrocie była zaplanowana gra terenowa dla nic niespodziewających się harcerzy. Miała się odbyć 14.02.2003. Punkty na tej grze nie były skomplikowane, a koniec zaplanowany był w lesie obok cmentarza. Tam ja, Łukasz i Rafał Umiński rozpaliliśmy świeczki, ustawione w kształcie koła.

Długo nie musieliśmy czekać. Jednak zamiast harcerzy zobaczyliśmy dwóch patrolujących policjantów. Pytali się nas czy świeczki nie są kradzione z cmentarza, a po chwili nas wylegitymowali i poszli dalej. Po paru minutach dołączyli już harcerze z otrzymanymi podczas gry mundurami. Niedługo też czekaliśmy na komendanta, i wszystko już było gotowe.
Łukasz poprosił żeby komendant zgodził się na przyznanie drużynowego numeru 209. Potem zaśpiewaliśmy i końcowym etapem było mianowanie na przybocznych druhny Kasi Kołodziejczyk, druha Daniela Kwiatkowskiego i nieobecnej druhnie Kasi Stolarskiej.

Po tych mianowaniach rozeszliśmy się do domów ze świadomością, że dołączyła do nas kolejna, liczna grupa harcerzy.

RAMBO

Bł. ks. phm. Stefan Wincenty Frelichowski patronem Polskich Harcerzy

Z radością dziękuję Bożej Opatrzności za dar nowego błogosławionego, kapłana i męczennika Stefana Wincentego Frelichowskiego, heroicznego świadka miłości… prawdziwe szczęście osiąga ten, kto w zjednoczeniu z Bogiem staje się człowiekiem pokoju, czyni pokój i niesie pokój innym. Ten toruński kapłan, który pełnił pasterską posługę niespełna osiem lat, dał czytelne świadectwo swego oddania Bogu i ludziom. Żyjąc Bogiem od pierwszych lat kapłaństwa szedł z bogactwem swojego kapłańskiego charyzmatu wszędzie tam, gdzie trzeba było nieść łaskę zbawienia. Uczył się tajników ludzkiej duszy i dostosowywał metody duszpasterskie do potrzeb każdego spotkanego człowieka. Tę sprawność wyniósł z harcerskiej szkoły wrażliwości na potrzeby innych i stale ją rozwijał… . Pragnę… zwrócić się do całej rodziny polskich harcerzy, z którą błogosławiony był głęboko związany. Niech stanie się dla was patronem, nauczycielem szlachetności i orędownikiem pokoju i pojednania.

Ojciec Święty Jan Paweł II, Toruń, 7 czerwca 1999 r.,

Związek Harcerstwa Polskiego, Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej, ZHK „Zawisza” FSE i Stowarzyszenie Harcerskie utworzyły wspólną komisję zajmującą się organizacją obchodów ogłoszenia patronem Harcerzy Polskich bł. ks. phm. Stefana Wincentego Frelichowskiego.

Decyzją Watykańskiej Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów bł. ks. phm. Stefan Wincenty Frelichowski został ogłoszony Patronem Harcerstwa Polskiego. Została w ten sposób spełniona prośba polskich harcerzy, poparta decyzją Konferencji Episkopatu Polski, aby współczesny błogosławiony czuwał nad harcerkami i harcerzami polskimi kształtującymi swoje charaktery w sposobieniu się do służby Bogu i Polsce.

W wyniku wspólnie podjętych ustaleń przyjęto następujący terminarz obchodów:

22 lutego 2002
10.30 – zbiórka na Placu Krasińskich w Warszawie reprezentacji ze
sztandarami, złożenie kwiatów pod Pomnikiem Powstania Warszawskiego,
11.00 – uroczysta Msza św. w Katedrze Polowej Wojska Polskiego,
13.00 – konferencja prasowa,
13.30 – konferencja instruktorska o bł. ks. phm. Stefanie Wincentym Frelichowskim „Niech stanie się dla Was patronem”.

Sylwetkę bł X. Wincentego Frelichowskiego przedstawiliśmy w IV 2002. Klilnij, żeby przeczytać.

Wspominalismy Go podczas harcerskich rekolekcji w XII 2002. Klilnij, żeby przeczytać relację.
O św. Jerzym – partonie skautów czytaj na tej stronie

Dzielność dziś, na progu XXI wieku – Konkurs GK ZHP

Główna Kwatera Związku Harcerstwa Polskiego, w roku Aleksandra Kamińskiego
ogłasza konkurs literacki dla młodzieży w wieku 13 – 19 lat

Jakich bohaterów tworzyłby i opisywał „Kamyk” dziś?
Wolontariuszy, którzy pracują na rzecz potrzebujących pomocy, dotkniętych przez los?
Studenta, który zaraz po ukończeniu szkoły średniej zakłada własną firmę i odnosi sukces?
Młodego inżyniera, którego badania są ogromnym osiągnięciem naukowym?
A może innych ludzi dzielnych, działających w zespole, potrafiących coś zrobić lepiej niż inni…?

Więcej czytaj na stronie ZHP.ORG.PL.