Te pałatki śmierdzą grzybem

Tak jak każdej jesieni, drużyna sztandarowa naszego hufca (składająca się z najlepszych z najlepszych wśród najlepszych (kto wie, z jakiego to filmu?) brała udział w uroczystościach z okazji święta 11 listopada.

Zaczęło się jak zwykle rankiem tzn. o 7.00 rano pod MDK-iem, co dla ludzi z dalszych krain oznaczało pobudkę około godziny SZÓSTEJ, ale skoro się wstało już wstało to było już coraz lepiej. Wracając do tematu, o godzinie siódmej zebrała się spora grupka ludzi z drużyn: 5, 69, 33, 17 i co dziwne (bo wszyscy myśleli, że się rozpadli) starszej 3, cha cha! ale psikus. W sumie zebrało się nas około 30 i wtedy wbrew oczekiwaniom wielu nie zjawił się druh Michał Łabudzki. Zamiast niego przybył (cha cha! psikus) niejaki Marek „Buła” Ródnicki, a druh Michał wpadł tylko na chwilę podrzucić nam berety. Po przybyciu „Buły” zaczęło się dobieranie pałatek i beretów, jak zwykle nie obyło się bez paru psikusów m.in. niektóre pałatki miały zapach grzybowy, a niektórych osób berety po prostu nie lubiły. Odziani takie wspaniałe stroje rozpoczęliśmy musztrę.

Musztra trwała dość długo a była raczej standardowa (jejku jak ja dawno nie musiałem padać?), więc nie będę się o niej rozpisywał powiem tylko, że psikusów było, co nie miara.

Musztrowaliśmy się chyba przez dwie godziny a potem wyruszyliśmy przez przystrojone flagami ulice otwocka w kierunku obelisku i kościoła gdzie miały się odbyć wszystkie uroczystości. W drodze nie działo się nic ciekawego za wyjątkiem mini pojedynku: Krulis vs Iwin.
Szybko dotarliśmy pod obelisk gdzie mieliśmy czas na jedną próbę wmaszerowania przed pomnik. Następnie ruszyliśmy do kościoła. Podczas mszy nasza drużyna stała naprzeciwko najróżniejszych innych pocztów sztandarowych (najdziwniejszy był chyba poczet OKS-u, bo wszyscy z pocztu byli w dresach [co w kościele wydawało się kiepskim psikusem]), również w kościele pojawiły się pierwsze ofiary w ludziach, w prawdzie nie „zgony”/omdlenia, ale tylko nagłe wyjścia z kościoła z powodów pojawiania się mroczków przed oczami(swoją drogą to dobrze, kiedy osoba wie kiedy musi wyjść a nie stoi póki jej się taśma nie urwie).

Msza trwała około godziny (standard:)) i po upływie tegoż czasu wymaszerowaliśmy z kościoła a następnie ładniutko ustawiliśmy się w czwórki. Jak co roku nasza drużyna prowadziła cały korowód od kościoła pod wspomniany wcześniej obelisk (postawiony, jakby ktoś nie wiedział, ku czci Marszałka Piłsudskiego) gdzie odbyć się miała ostatnia część ceremonii (moim zdaniem najciekawsza, bo było najwięcej do roboty). Po ustawieniu się przed pomnikiem rzuciła mi się w oczy jedna rzecz. Nie byliśmy jedynymi przedstawicielami naszego hufca!(psikus?) Koło nas stała jakaś tajemnicza drużyna w niebieskich kurtkach, jak się okazało była to drużyna druha Setnieskiego (numeru nie pomnę), która przyniosła pod obelisk znicze z pewnym niezwykłym ogniem (kto jest ciekawy niech się zapyta wyżej wymienionego druha, na czym polegała niezwykłość).

Owa drużyna była czymś niespodziewanym na tegorocznej uroczystości, wszystko inne było podobne do zeszłorocznego święta niepodległości tzn. były przemowy ważnych osobistości otwocka, wciąganie flagi na maszt, warta przy pomniku (na której była kolejna ofiara, którą był druh Dyniak, który najwyraźniej się starzeje?) i składanie kwiatów przy biciu werbla. Jednym słowem uroczystość wyglądała dokładnie tak jak powinna wyglądać.

Uroczystość się skończyła, zrobiliśmy sobie zdjęcie pamiątkowe i teraz nadszedł moment kulminacyjny, czyli jedzenie! Marek zrobił nam psikus i powiedział: „Pączków nie będzie” na szczęście to był naprawdę psikus, więc dostaliśmy to, na co czekaliśmy przez te 5 godzin. ?

Jak mówią w jednym z popularnych w tym czasie filmów „Wszystko, co ma swój początek ma i koniec” w prawdzie motto jest dość oczywiste a film nie najlepszy, lecz skoro już się kończy to, czemu nie napisać czegoś takiego? Wracając do tematu zbiórka skończyła się o 12.30 i żeby zdążyć na Msze do Józefowa musiałem podróżować w bagażniku znanego gangstera Siary Siarzeskiego (cha cha! Ale psikus). A jak przyjechałem to okazało się, że ksiądz proboszcz zrobił psikus i msza była w niedzielę, ale to już inna historia, ktorą na następnej stronie opowie druhna Patrycja.

Mikołaj Fedorowicz

Zjazd Hufca – X 2003

Wyniki wyborów władz Hufca:

The Winner is… usiądźcie… kto by pomyślał… Tomek Grodzki.

W komendzie będą mu pomagali/przeszkadzali:
Tomek Kępka (kwatermaster, commoner)
Agnieszka Fedorowicz (namiestnik zuchowy, peer)
Mirek Grodzki (szef HSI, floor-leader)

Komendzie będą pomagali:
Magda Grodzka (komisja stopni i kształc., royal)
Michał Łabudzki (namiestnik harcerski, royal)
Julia Grodzka (obsługa dyktafonu, royal)

Kontrolowali ich będą (Komisja Rewizyjna):
Tomek Lubas (supervision)
Jolanta Pietrucik (superintendence)
i Piort Jaworski (inspection)

Oczywiście nie tyle kontrolowali, ile służyli swoim instruktorskim doświadczeniem, no bo przecież jesteśmy wszyscy harcerzami i takie tam.

Jedną z uchwał Zjazdu, z którą się mocno identyfikuję było zlecenie komendzie hufca podjęcie działań (zamykających się w dwuletniej perspektywie) mających na celu ew. zmianę bohatera Hufca.

Ponadto:
– nie powołano Sądu Harcerskiego,
– uznano, że w statucie ZHP powinien znaleźć się zapis umożliwiający uzyskanie przez hufce osobowości prawnej,
– Nie powołano skarbnika Hufca,
– przyjęto Plan Rozwoju Hufca ZHP Otwock na lata 2003-2007.

Delagatami na Zjazd Chorągwi Stołecznnej w marcu 2004 wybrano:
phm. Mirka Grodzkiego
pwd. Łukasza Kostrzewę.

Mirek Grodzki

Akcja „Czysty las” w Józefowie

Każdy z nas może być wrogiem lub przyjacielem przyrody: roślin, zwierząt, krajobrazu. To, kim się staniemy, zależy tylko i wyłącznie od nas – od decyzji, jakie podejmujemy i od ich konsekwencji.

Niestety, codzienny widok pobliskich lasów – zwalki szkła, plastiku, papy i eternitu, stare meble, zardzewiale karoserie samochodów itp., sugeruje, iż wielu z nas podjęło zle decyzje…

Aby ratować józefowskie lasy i przede wszystkim zapobiegać takim sytuacjom, Szczep Józefów przy współpracy z Burmistrzem, Referatem ds. eksploatacji i obsługi miasta oraz Dyrekcją szkól zorganizował akcję „Czysty las”. W dniach 13 września 2003 (harcerze) i 20 września 2003 (uczniowie) ruszyli w wir wielkiego sprzątania okolicznych lasów. Efektem porządkowania niewielkiego obszaru przez 3 DH ZAWISZACYi 5 DH LEŚNI było zebranie 20 worków segregowanych odpadów (szkło i plastik) i ponad 30 worków innych śmieci.
Sprzątaniem tym Szczep nasz zapoczątkował cykl zbiórek poświęconych ekologii.

Wielkie dzięki: Magdzie Cyberman z Urzędu Miasta, Ilonie, Siarkowi, Adrianowi, Maćkowi, Magdzie Sz., Beacie, Wice, Kasi O., Oli B., Bronkowi, Adamowi, Mateuszowi, Michałowi, Piotrkowi – z 3 DH, Mirkowi, Michałowi, Basi Bakule, Patrycji Zawłockiej, Kubie Zawłockiemu, Marcie Kokowicz, Kubie Wojciechowskiemu, Wiktorii Michałowskiej, Andrzejowi Prokopowi i Pawłowi Gwardjakowi z 5 DH LEŚNI.

Monika

Sprzątanie lasu, w którym uczestniczyli harcerze, było takie jak każde inne sprzątanie – nudne. Zebraliśmy około 20 worków segregowanych śmieci takich jak szkło, plastik i wiele niesegregowanych. Spotkaliśmy wściekłego kota, który chciał ugryźć jednego z nas. Jednym z ciekawszych śmieci, które znaleźliśmy była sprężyna od kanapy, na której świetnie się skakało. Po paru godzinach ciężkiej pracy rozeszliśmy się do domów w pełni zadowoleni, że przynajmniej w części pomogliśmy przyrodzie.
Piotrek Książek – 3DH ZAWISZACY.

INFO: Statystyczny Polak wytwarza 300 kg śmieci rocznie ( w krajach U.E. dwa razy więcej). Tak, więc 5-osobowa rodzina wytwarza każdego roku 1,5 tony śmieci. Jeśli przykładowo 10 rodzin pozbywa się ich nielegalnie, wyrzucając je np. do lasu, to znaczy, że wyrzucają DO LASU 15 TON śmieci rocznie. Jeśli jest takich rodzin 100 – znaleźć możemy w lasach 150 TON. A jeśli jest takich rodzin więcej …?

Zbiórka w Pogorzeli

27 września upłynął pod znakiem lilijki w Pogorzeli. Na zbiórkę w ośrodku ,,Pol-hot”, zorganizowaną przez kadrę Kręgu ,,Srebrnych Sznurów”, przybyła młodzież harcerska ze środowiska Gimnazjum nr 2 i nr 3 w Otwocku. Łącznie z nie-harcerzami spotkało się ok. 40 osób. Idea harcerstwa zasiana w sercach młodzieży w czasie wakacji zebrała więc obfite żniwo.

Pokłosie Sobieszewa

W jednym z poprzednich wydań Magazynu pisałam o obozie w Sobieszewie, zorganizowanym metodą harcerską dla dzieci z najuboższych rodzin. Celem tej ,,Wielkiej Wakacyjnej Wędrówki” (pod takim hasłem powołano obóz) było zachęcenie dzieci i młodzieży do harcerstwa oraz stworzenie drużyn harcerskich. Ten cel już jest realizowany. Większość uczestników obozu przystąpiła do działalności harcerskiej po złożeniu Przyrzeczenia Harcerskiego. Na zbiórce pojawiło się także sporo nowych twarzy. To dowód na to, że harcerstwo przyciąga jak magnes i że rodzina harcerska jest otwarta na nowych członków.
Mankamentem zbiórki okazał się termin spotkania – sobota 27 września. Młodzież z Gimnazjum nr 3 miała wtedy w planach wyjście do kina na ,,Starą baśń”. Na zbiórkę nie dotarła niestety także młodzież harcerska z Gimnazjum nr 4.

Będziemy Pogorzelić

Od rana świeciło słońce. Spotkaliśmy się o godz. 12.00 przed Szkołą Podstawową nr 12, skąd udaliśmy się na Stadion, aby przygotować przedpole wędrówki. Były kiełbaski z grilla, chipsy i inne smakołyki. Mieliśmy trochę czasu, aby zerknąć na mapę i zapamiętać trasę. Ok. godz. 14.00 drużynami wyruszyliśmy ze Stadionu, by zdobyć Pogorzel. Droga była prosta, wiodła ok. 10 km przez las. W lesie są najlepsze warunki do przeprowadzenia gry terenowej, którą poprowadził dh Przewodnik Michał Bany. Każdy uczestnik gry dostał szarfę (kawałek folii) symbolizującą życie. Gra polegała na zdobyciu jak największej liczby żyć. Podczas niej można było awansować na stopień szperacza. Zwyciężyły dziewczyny.

Ok. godz. 16.00 dotarliśmy do bazy w Pogorzeli. Cel został zdobyty. Dalej wszystko działo się po harcersku. Było spotkanie w kręgu przy ognisku, nie zabrakło też śpiewanek oraz gier i zabaw pod kierunkiem drużynowego Pawła Majkowskiego. Młodzież pląsała w rytm Ojca Abrahama, Janicka i kręcioła… Wszyscy, choć zmęczeni, dobrze się bawili.

Ostatnim akcentem zbiórki była gawęda naszego Komendanta – harcmistrza Władysława Setniewskiego (pseud. Szara Sowa), który podziękował zebranym za przybycie i opowiedział o wartościach harcerstwa. Komendant przypomniał to, co niejednokrotnie słyszałam już w Sobieszewie, że harcerstwo to służba Bogu, Ojczyźnie (czyli Bliźnim) i sobie. Te elementy nie mogą być deprecjonowane przez nikogo. Im bardziej kocha się siebie, tym bardziej kocha się innych. Człowiek jest wart tyle, ile sam z siebie daje innym ludziom, a harcerstwo szczególnie sprzyja krzewieniu bezinteresowności.
Nasz Kwiat Harcerstwa właśnie w ten sposób podsumował zbiórkę. Kiedy mówił, wszyscy słuchaliśmy w skupieniu. W kręgu przy ognisku znów wytworzyła się atmosfera bliskości, która przykuwała uwagę postronnych. W pewnym momencie ktoś z zewnątrz zapytał nawet, czy mamy spotkanie z bohaterem. To znak, że byliśmy, jesteśmy i będziemy widoczni nie dzięki mundurom czy liczbie zdobytych stopni i sprawności harcerskich, ale właśnie dzięki bratniemu słowu, które sobie daliśmy… Bo wszyscy harcerze to jedna rodzina. Nie zapominajcie o tym Druhny i Druhowie! Do następnego razu.

Czuwaj!
dh. Monika Piwek

Oficerowie ABW źródłem PRZECIEKU

Jak podał wczoraj (19/08/2003) PAP dwaj oficerowie ABW (Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, dawniej UOP – Urząd Ochrony Państwa) byli źródłem PRZECIEKU dla pracownika NIK (Najwyższej Izby kontroli).

Nie spodziewaliśmy się, że zajmują się nami tak poważni ludzie.
Nie wiemy tylko czy się cieszyć czy martwić…

===PAP===
Dwaj oficerowie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zdradzali tajemnice pracownikowi NIK – ujawniła ABW. Całą trójkę zatrzymano. Opozycja mówi o zemście za ujawnienie przez NIK domniemanego sfałszowania Raportu otwarcia rządu Leszka Millera. ABW zaprzecza politycznemu wymiarowi całej sprawy.

Rzeczniczka ABW kpt. Magdalena Kluczyńska poinformowała we wtorek, że w kwietniu 2003 r. w ABW „uzyskano wiedzę o możliwości przekazywania poza Agencję informacji stanowiących tajemnicę państwową i służbową osobie do tego nieuprawnionej”. W maju zastosowano w tej sprawie nieujawnione środki operacyjne, na co zgodę wyrazili prokurator generalny i sąd.

W wyniku tych działań ustalono, iż dwaj funkcjonariusze ABW naruszyli przepisy ustawy o ochronie informacji niejawnych, przekazując osobie nieuprawnionej tajne informacje. „Tą osobą okazał się pracownik NIK” – podała Kluczyńska.

W poniedziałek Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w tej sprawie. We wtorek na polecenie i pod nadzorem prokuratorów zatrzymano dwóch funkcjonariuszy ABW, Marka W. i Jacka S., oraz pracownika Najwyższej Izby Kontroli Jacka K. – podała Kluczyńska. Za ujawnienie tajemnicy osobie nieuprawnionej funkcjonariuszowi publicznemu grozi do 3 lat więzienia.

Ani prokuratura, ani ABW nie chciały ujawnić – zasłaniając się tajnym charakterem śledztwa – jakie tajemnice przekazywano oraz w jakim celu.

Sprawa nie ma wymiaru politycznego – zapewnił wiceszef ABW Zbigniew Goszczyński.

Tymczasem wiarygodne źródło PAP twierdzi, że zatrzymany pracownik NIK miał zajmować się sprawą „Raportu otwarcia” rządu Millera. To NIK zawiadomiła prokuraturę o domniemanym przestępstwie przy sporządzaniu tego raportu, co ujawniła w zeszłym tygodniu „Rzeczpospolita”.

Na konferencji prasowej w prokuraturze Goszczyński przyznał, że pracownik NIK, który – według Agencji – podżegał dwóch oficerów ABW do ujawniania mu tajemnic, był wcześniej oficerem Urzędu Ochrony Państwa. Według Goszczyńskiego, proceder przekazywania tajemnic trwał co najmniej kilka miesięcy.

Goszczyński ujawnił, że zatrzymani oficerowie ABW „nie byli szeregowymi pracownikami”. „To, że to był pracownik NIK, nie ma znaczenia dla sprawy” – powiedział Goszczyński. Pytany, w jakim celu oficerowie mieli udzielać informacji pracownikowi NIK, Goszczyński odparł, że ma nadzieję, iż ustali to śledztwo.

Zastępca szefa Prokuratury Okręgowej w Warszawie Alina Janczarska powiedziała, że dopiero trwają pierwsze czynności procesowe w całej sprawie i jest za wcześnie, by przesądzić, czy będzie wniosek o areszt wobec zatrzymanych.

Zapytana, czy w grę może wchodzić koleżeńska rozmowa między kolegami ze służb specjalnych, Janczarska podkreśliła, że nawet jeśli tak było, to w koleżeńskiej rozmowie oficer ABW nie ma prawa przekazywać tajnych informacji nawet byłemu funkcjonariuszowi.

To może być zemsta lub próba zastraszenia w związku z informacjami o sfałszowaniu „Raportu otwarcia” rządu Millera – tak szef sejmowej speckomisji Antoni Macierewicz (RKN) mówi o sprawie. Macierewicz powiedział PAP, że po konsultacji z kolegami z komisji zdecyduje, czy zaprosić w tej sprawie szefa ABW Andrzeja Barcikowskiego na najbliższe posiedzenie komisji w przyszłą środę.

W zeszłym tygodniu „Rzeczpospolita” ujawniła, że doszło do sfałszowania „Raportu otwarcia”, w którym w 2002 r. rząd Leszka Millera obciążał ekipę Jerzego Buzka odpowiedzialnością za katastrofalny stan państwowych spółek. O popełnieniu przestępstwa przy sporządzaniu tego raportu zawiadomiła prokuraturę kierowana przez Mirosława Sekułę (AWS) NIK. NIK oceniła, że raport zawiera błędy, przypisuje odpowiedzialność za popełnione nieprawidłowości niewłaściwym zarządom i pomija fakty obciążające osoby związane z obecnym układem rządzącym – podała „Rz”. Prokuratura Okręgowa bada, czy wszcząć śledztwo w tej sprawie.

PAP: http://dziennik.pap.com.pl/index.html?dzial=POL&poddzial=POLI&id_depeszy=12617261

===PAP===

Spotkanie na Szczycie Historii


W ramach cyklu zbiórek o naszym rodzinnym mieście dnia 16 maja 2003 r. nasze skromne progi harcówki odwiedził autor książki o Józefowie Pan Józef Mart.



Pan Józef Mart uczył historii w naszej szkole (Szkoła Podst. nr 1 w Józefowie), więc mieliśmy okazję posłuchać o jej dziejach. Historia szkoły jest już długa, dlatego nasz gość opowiadał tylko o ciekawostkach i zabawnych historyjkach, co zaciekawiło nas najbardziej. Dowiedzieliśmy się między innymi: gdzie prowadzono pierwsze lekcje, jak ukrywano pomoce naukowe przed Niemcami w czasie wojny, dlaczego pan Mart zainteresować się historią Józefowa…



Pan Józef MartZachwyciliśmy się psotami, jakie uczniowie robili panu Józefowi. Oto jedna z nich: podczas jednej z lekcji historii zamieniono kredę na bryłę cukru, więc nauczyciel nie mógł nic napisać na tablicy. W trakcie zmagań ze „słodką kredą” jeden z uczniów nasypał pokruszoną kredę na krzesło pana Marta. I jak to bywa z dobrze wykonanymi kawałami, pan Józef nie zauważywszy usiadł wygodnie za biurkiem. Wyobraźcie sobie jak mu-siały wyglądać jego spodnie…



Resztę czasu spędziliśmy bawiąc się, pląsając i rozwiązując niezwykle trudne zagadki gościa. Nasze najtęższe mózgi matematyczne mogły popisać się niemałą wiedzą i inteligencją.
Pod koniec zbiórki zostaliśmy obdarowani pocztówkami. przedstawiającymi Józefów, kalendarzem historycznym, w którym można sprawdzić na przykład w jakim dniu tygodnia była bitwa pod Grunwaldem, tekstem przysięgi Tadeusza Kościuszki z jego autentycznym podpisem i wiele innych pamiątek. Nasza drużynowa z racji tego, że jest „największa”, otrzymała historyczną koszulkę.



Czas nam upłynął bardzo szybko, miło i wesoło. Nic dziwnego, w towarzystwie tak interesującego i pełnego poczucia humoru gościa, półtorej godziny wydaje się chwilką. Chcielibyśmy więcej takich spotkań.



Józef Mart ur. w 1933 r. w miejscowości Hamernia, pow. Biłgoraj. Ukończył Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Krakowie. Mieszka w Józefowie od 1958 r. Był Radnym Miejskiej Rady Narodowej w Józefowie i wice przewodniczącym Miejskiego Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Józefowa oraz członkiem zespołu redakcyjnego pierwszej józefowskiej gazety pt. „Życie Józefowa”.
Przez wiele lat pracował w Szkole Podstawowej nr 1 i 2 w Józefowie jako nauczyciel historii. Był kierownikiem Szkoły Podstawowej nr 5 w Otwocku. Został inspektorem oświaty w Józefowie. Jest autorem następujących publikacji książkowych: Zarys historii placówek oświatowo-wychowawczych w Józefowie w latach 1900-1985,
Józefów – moje miasto, Podręcznik do historii dla klasy I gimnazjum, Podręcznik do historii dla klas V szkoły podstawowej, Zeszyty do ćwiczeń z historii dla klasy I i II gimnazjum, Cikawostki historyczne – Jak żyli nasi przodkowie. Jest laureatem konkursu poetyckiego nauczycieli. Opublikował kilkanaście artykułów w Głosie Nauczycielskim.




Magda i Maciej Szczybelscy
Ilona Falińska

Dzień Dziecka w Józefowie

Na obrzeżach otwockiego Hufca, w Józefowie 1 czerwca 2003 harcerze ze Szczepu Józefów na festynie miejskim – wzorem harcerzy w Otwocka – przygotowali niespodziankę dla dzieci. Przeczytajcie wrażenia jednej z uczestniczek.



Na festynie...Ciociu!
Mówię Ci jaka była fajna zabawa w Dzień Dziecka! Moja starsza siostra chciała pójść na festyn, na koncert zespołu o nazwie KLASA (czy jakoś tak). Mama się zgodziła pod warunkiem, że pójdzie wcześniej ze mną, żebym mogła sobie kupić watę z cukru i pobawić się w dmuchanym zamku. Musiała się zgodzić.



Idąc na festyn zauważyłyśmy na tablicy ogłoszeń informację, że o 14.00 harcerze zapraszają na grę. Ale przecież my nie jesteśmy harcerkami, więc postanowiłyśmy jednak wybrać watę.
Na miejscu okazało się jednak, że w tej grze mogą wziąć udział też dzieci, które nie są w harcerstwie. Do koncertu było jeszcze trochę czasu, więc postanowiłyśmy wziąć udział w tej grze. Właściwie to musiałam postanowić ja, bo Sylwia była strasznie nieśmiała – okazało się, że jednym z harcerzy jest Marek, w którym się ona w zeszłym tygodniu zakochała. Czerwona była jak burak. No mówię Ci ciociu jak było śmiesznie.



Gra polegała na tym, że trzeba było znaleźć sześć punktów na terenie festynu, w których harcerze pytali nas o różne rzeczy albo kazali wykazywać się umiejętnością machania chorągiewkami i tego typu rzeczami. Musiałyśmy też uważać, żeby nie trafili nas chłopaki, co kupili sobie pistolety na kulki i strzelali do ludzi. Ciociu, to nie było śmieszne.
Najbardziej podobały mi się takie pudełka ze strzałkami, w środku których były ruchome strzałki, które wskazywały gdzie jest morze. Nigdzie nie mogłam znaleźć baterii. Sylwia powiedziała, że ona takie widziała w szkole i one nie są na baterie. Ale chyba jej się coś pomyliło, bo przecież jak wyjęłam baterie z lalki Barbie, to nie chciała siusiać ani płakać. No to jak takie pudełko może działać bez baterii skoro ono potrafi pokazać morze a lalka nie potrafi.



Na festynie...Ciociu, ta Sylwia to już się za taką mądrą uważa, że czasami to ja już z nią nie mogę wytrzymać. Przy harcerzu, który pytał o różne rzeczy o Józefowie to się prawie pokłóciłyśmy. No bo ona mówiła, że nie wie o żadnych sławnych ludziach, którzy żyją w Józefowie. Że może ja powiem, bo przecież oglądamy ze starszym bratem Tomkiem ten program Michała Wiśniewskiego. A ja przecież go nie oglądam, bo mama mówiła, że o tej porze to chyba ja powinnam już spać. A ty już przecież ciociu wiesz, że mamy to ja słucham.



Udało nam się bez bicia być u wszystkich 6 harcerzy. Każdy miał jedną literę na plecach i z nich ułożyć trzeba było ułożyć wyraz. Sylwia to taka oczytana, że od razu powiedziała, że to przecież Mazury. W nagrodę dostałyśmy od tego chłopaka, w którym się Sylwia zakochała Przeciek – taką ich gazetę. Nawet fajna, bo znalazłam tam swoje zdjęcie.



Na festynie...
No mówię Ci ciociu, że nie mogę doczekać się szkoły.
Też będę się zakochiwała w chłopakach. Jak Sylwia.



Monika

Będą radzić, jak pomagać

31 maja 2003 roku kolejny raz Muzeum Ziemi Otwockiej gościło w swoich progach harcerzy. Tym razem przy okazji zawiązania Rady Przyjaciół Harcerstwa.

Harcerze w Muzeum pojawili się już ok. 14.00. Byli to harcerze z 5 D.H. “LEŚNI”, którzy przyjechali wcześniej, żeby pomóc przy organizacji uroczystości.
Wspólnie z instruktorami z Kręgu Srebrnych Sznurów szybko uporali się z przygotowaniami muzeum na przyjęcie harcerzy.

Celem uroczystości, jaką zorganizował Druh Władysław Setniewki wraz z kręgiem Srebrnych Sznurów, było spotkanie byłych komendantów Hufca Otwock z harcerzami i władzami Otwocka oraz powołanie Rady Przyjaciół Harcerstwa.

Zaproszenie na zbiórkę przyjęli Prezydent Otwocka, Przewodniczący Rady Powiatu, naczelnik wydziału kultury oraz prawie wszyscy byli komendanci Hufca.
Harcerze mogli wysłuchać opowieści Druha Białej Sowy o tym jak to jeden z komendantów w czasie obozu spał na drzewie albo o tym jak pojechano pewnego razu do obóz bez flagi i trzeba się było o nią było szybko postarać. Bardziej uważni dowiedzieli się dlaczego Druh nazywany jest Białą Sową.

Przy grobie Druha Antoniego Fedorowicza
W czasie uroczystości na cmentarz udał się partol harcerski w celu złożenia kwiatów na pomnikach byłych komendantów Hufca: Druhów Fedorowicza i Rudnickiego. Przez przypadek (niektórzy jednak twierdzą, że było to z góry zaplanowane) okazało się, że partol składał się z druhów… Fedorowicza i Rudnickiego!

Piosenkami uświetniali zbiórkę 209 D.H. i 33 D.H. „ZWIEWNI”

Nowe dobre „Kino objazdowe”


Początek czerwca, to dla otwockich harcerzy czas świętowania. W tym okresie przypadają tzw. Dni Hufca. Tradycyjnym elementem obchodów jest koncert i co roku jest to Stare Dobre Małżeństwo. Podobnie będzie i w tym roku.

Na tegorocznym koncercie poza szlagierami usłyszeć będzie można materiał z nowej płyty zespołu, pt. „Kino objazdowe”. Seans muzyczny pod tym samym tytułem odbędzie się w niedzielę 8 czerwca 2003, o godzinie 18.00 w auli LO im. K. I. Gałczyńskiego.

Starzy Dobrzy wystąpią w zmodyfikowanym składzie. Po staremu (dobremu) pojawią się: Krzysztof Myszkowski – wokal, gitara, harmonijka; Wojciech Czeplin – wokal, skrzypce i inne niezidentyfikowane instrumenty; Ryszard Żakowski – wokal, gitara. Po nowemu zaś na otwockiej scenie w zastępstwie Romana Ziobro – operatora gitary basowej – wystąpi muzyk z formacji Wolna Grupa Bukowina.

Wszystkich wielbicieli poezji śpiewanej oraz wszystkich innych, na koncert 8 czerwca do „Gałczyna” na godz. 18 serdecznie zapraszają organizatorzy, czyli harcerze Hufca ZHP Otwock i otwocki Urząd Miasta.
Bilety wstępu na projekcję „Kina objazdowego” w cenie 13 zł, można kupić w siedzibie hufca na ul. Poniatowskiego 10 (MDK), w godziniach 18-20 lub tuż przed koncertem..

ARSENAŁ 2003

Zdjęcie ze strony ZHP.ORG.PL29 marca 2003 r. wyruszyliśmy (tzn. Druhna. Kasia i Ewa oraz druhowie: Krzysiek, Paweł, Łukasz ,Piotrek, Daniel i ja) zorganizować punkt na grze „Arsenał”. Ruszyliśmy tam o godzinie 7.00 sławnym w naszym hufcu UAZEM.

Na początku wydawało się(pozory) że uaza trzeba będzie pchać a nie nim jechać. Jednak na wale rozgrzał się i całych dowiózł nas do Warszawy nad wisłe. Tam zaczeliśmy przygotowywać punkt. Poświęciliśmy na to jakieś pół godziny. Potem tylko zarzuciliśmy na siebie pałatki, hełmy i start! Na punkcie patrole czołgały się, przechodziły nad liną, zdobywali zakładników, czyli same rzeczy sprawdzające ich sprawność fizyczną.

To była pierwsza część gry. Druga miała odbyć się po obiedzie, którego jednak nie było więc Ewa załatwiła posiłek z Mac Donlda. Po jedzonku część druga czyli samarytanka. Miała być też tyrolka,którą zrobić miał 16 latek. Po przyjeździe zapytany gdzie hamulec zapytał się: „jaki hamulec?” i po tym zrezygnowaliśmy.

Na drugą część przyjechała nasza koleżanka z Drozdowa (zlotu ks. Lutosławskiego). W drugiej części była ofiarą powodzi i miała drugi stopień hipotermi. Ja udawałem chorego psychicznie dziecka i nikt nie wiedział co robić w tej sytuacji. Podczas drugiej części były też łowy na lisa(ale tylko 1:( .) Okazało się też, że żaden z harcerzy na naszym punkcie nie wiedział co to azymut! A no i jeszcze mieliśmy wywiad z telewizją regionalną. Jednak chyba nas nie pokazali. Podsumowując to ten wypad był super.

Wróciliśmy pod MDK gdzie w pająku zostawiliśmy cały sprzęt poczym rozeszliśmy się do domów(Najgorsza część wyjazdu).
Oby więcej takich udanych wyjazdów.

RAMBO