Spis harcerski 1978

Wpadł nam w ręce ostatnio spis harcerski Hufca Otwock z 15 listopada 1978.
Są to dokumenty starsze od większości naszych Czytelników…

I co tam czytamy? [bardziej wrażliwych prosimy o to, żeby usiedli przed przeczytaniem dalszej części tego tekstu]. Nasz Hufiec w 1978 lat temu liczył: 1.057 zuchów, 1.634 harcerzy, 1.503 harcerzy starszych i 105 instruktorów.
Co drugi uczeń (od zuchów po harcerzy starszych) należał do harcerstwa!

ZUCHY:
Wiecie ile wtedy działało w Hufcu drużyn zuchowych (wiem, co piszę; nie gromady a drużyny – tak to się wtedy nazywało)? 54! (Słownie: pięćdziesiąt cztery). Tak, to nie pomyłka. Było ich 54. Czy to dużo? Nam się wydaje, że bardzo dużo. W analizie spisu czytamy jednak: „istnieje konieczna potrzeba zwiększenia zainteresowania tym pionem zarówno od strony jakości pracy jak też ilości”. Dziś mamy w Hufcu dwie gromady zuchowe. Nie mamy niestety danych o szkole podstawowej nr 1 w Józefowie (wtedy Józefów miał swój Hufiec) i szkole nr 12 w Otwocku (nie było wtedy takiej szkoły?) ale wiemy, że np.: w szkole podstawowej nr 1 było 10, a w szkole nr 3 – aż 13 drużyn zuchowych! Natomiast w szkole nr 9 na każde 10 uczniów w wieku „zuchowym” (I – III klasa) 8,42 należało do harcerstwa. Prawie wszyscy! Przeciętnie do harcerstwa należało 43% uczniów z najmłodszych klas (średnia w całej Chorągwi Stołecznej była 46%)

Aż 41 drużynowych zuchowych było w wieku do 16 lat. Ponad połowa wszystkich drużynowych zuchowych nie było przeszkolonych.

HARCERZE:
Działało wtedy 56 drużyn harcerskich.
Na 100 uczniów w wieku harcerskim (IV – VIII klasa) 68 należało do harcerstwa (średnia w całej Chorągwi Stołecznej była 45). Najwięcej drużyn harcerskich istniało w szkole podstawowej nr 1. Było ich 11 a do harcerstwa w tej szkole należało ponad 50% uczniów. Natomiast w szkole nr 9 była co prawda tylko jedna drużyna, ale za to było w niej ponad 72% uczniów!
Drużyna licząca do 15 harcerzy była uważana za mało liczną. W analizie czytamy, że „liczebność drużyn jest zróżnicowana. Najlepsze warunki pracy mają drużyny liczące 30 – 40 członków” Było takich drużyn 8. Powyżej 40 harcerzy było w 6 drużynach.
Drużynowymi harcerskimi byli głównie uczniowie szkół ponadpodstawowych (57%) i nauczyciele (38%).

Ponad 40% drużynowych nie było przeszkolonych. Połowa drużynowych nie miała stopnia instruktorskiego.

HARCERZE STARSI:
Było 59 drużyn starszoharcerskich.
Prawie połowa (47%) uczniów szkół ponadpodstawowych należało do harcerstwa (średnia w całej Chorągwi Stołecznej była 31%). W „ogólniaku” było 6 drużyn, a w „nukleoniku” 13!
Większość drużynowych starszoharcerskich (59%) nie było przeszkolonych, 75% nie miało stopnia instruktorskiego. Wszyscy byli uczniami szkół ponadpodstawowych (głównie II i III klasa).

KOMENTARZ:
Liczby wyżej przytoczone są porażające: 4.299 harcerzy i zuchów (dziś 263), 169 drużyn (dziś 15).

Co się kryje za tymi liczbami? Jeżeli tak dużo uczniów należało do harcerstwa należy przypuszczać, że przynależność nie zawsze była dobrowolna. Do drużyn z pewnością trafiali uczniowie, którzy tam nie powinni się znaleźć obniżając poziom harcerskiej pracy. Ilu uczniów z waszej klasy widzielibyście w harcerstwie? Ośmioro? Pięcioro? Na pewno nie połowę klasy.
Czytając o drużynowych, nie znajdujemy ani słowa o ich rozwoju. Jest natomiast mowa o „terminowym przyznawaniu stopni”. Nawet nie „zdobywaniu”, ale „przyznawaniu”.

Połowa drużynowych nie była przygotowana do prowadzenia drużyny. Jeżeli drużyna liczy ponad 40 członków to tylko doświadczony drużynowy może dobrze poprowadzić taką drużynę. Dobrze prowadzić czyli pracować jak prawdziwa drużyna harcerska: zastępami, zdobywać stopnie, sprawności. O tym autorzy spisu nic nie piszą – nie mieli takiego obowiązku. Mieli obowiązek utworzyć jak najwięcej drużyn, które będą skupiały jak największą liczbę harcerzy. Najważniejszym wskaźnikiem wymienianym w analizie spisu jest t.zw. „procent zorganizowania”, czyli jaki procent uczniów należy do harcerstwa. Autorzy byli zaniepokojeni wtedy, kiedy ten wskaźnik był niższy niż średnia w Chorągwi Stołecznej. Stawiano zdecydowania na ilość.

Był to czas, kiedy harcerze przyrzekali służyć „Polsce Ludowej” (Prawo Harcerskie), „być wiernym sprawie socjalizmu” (Przyrzeczenie Harcerskie); harcerstwo starsze zostało przemianowane na „Harcerską Służbę Polsce Socjalistycznej”; 30% instruktorów należało do komunistycznej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Harcerstwo tamtych czasów rozlewało się szeroką rzeką wśród młodzieży. Wiemy, że rzeka szeroka jest na ogół płytka…

MG

Przyboczną być… (1)

Mam napisać coś o funkcji przybocznej? Nie ma sprawy! Choć pełnię tę funkcję od kilku tygodni (3), myślę, że trochę potrafię już o tym powiedzieć… Niewiele, ale mam nadzieję, że następnym razem będę mogła bardziej się wykazać.

Przedstawię wam historię, jak w ogóle doszło do tego, że jestem w ZHP i jaka była moja droga do tej funkcji.
Wszystko zaczęło się w czerwcu 2002 roku, tak, to było tuż przed obozem, bo pamiętam, że byłam jeszcze na dwóch końcowych zbiórkach. Niech główna przyczyna wstąpienia w kręgi 5DH „LEŚNI” pozostanie moją tajemnicą… Aczkolwiek mogę powiedzieć, że była to jedna z lepszych decyzji w moim dotychczasowym życiu!

Patrycja na obozie 5 DH LEŚNI w 2003 rokuNa samym początku czułam się bardzo nieswojo, obco, prawie nikogo nie znałam, wstydziłam się odezwać (zresztą pozostało to do dzisiaj). Tak wyglądały moje pierwsze zbiórki. Z czasem czułam się coraz pewniej. Przełomem był dla mnie zimowy rajd do Krakowa (grudzień 2002).
Wtedy to bliżej poznałam niektórych członków drużyny i samą kadrę:)
Już od pierwszych tygodni miałam pewne plany, pragnienia związane ze sobą i ZHP. Mogą wydać się wam głupie, ale dla mnie miały wartość! Na samym początku byłam w zastępie młodszoharcerskim. Nie mogę powiedzieć że był zły, ale ja chciałam czegoś innego: być w starszym gronie, w zastępie VIRIDES. To była pierwsza rzecz, którą, chciałam zrealizować. W końcu po pół roku znalazłam się w tym zastępie. Jaka ja byłam szczęśliwa… Potem były rajdy, biwaki.

Drugi cel: mundur. Nie miałam go od razu. Pierwszy raz pokazałam się w nim na wiosennej zbiórce (była na pewno na dworze) i ten wymarzony czarny beret:)

Już wtedy byłam zupełnie inną dziewczyną, niż ta, która przyszła w czerwcu . Był to czas wielu zmian w moim życiu. Stałam się śmielsza i bardziej odpowiedzialna. Miałam tyle do powiedzenia. Starałam się (i w dalszym ciągu to robię) się bardzo aktywnie uczestniczyć w życiu drużyny itp. Wtedy nie myślałam o tym, jakie mam szczęście. Zrozumiałam to dopiero na obozie (w 2003 roku – przyp. MG) , na którym miałam okazję się wykazać.

Przez trzy tygodnie spełniały się moje kolejne, ciche marzenia: sam obóz i… krzyż harcerski, który otrzymałam ostatniej nocy. Jak dla każdego harcerza tak i dla mnie, na zawsze, ten dzień będzie szczególny. Potem czekało mnie 1,5 miesiąca bez zbiórek. To był dziwny czas, czegoś mi brakowało. W końcu nastał wrzesień, a z nim nowe przygody. Nie skłamię mówiąc, że moje życie toczy się wokół harcerstwa. W zasadzie żyję od piąku, do piątku, myśląc o kolejnej zbiórce, co nie raz odbiło się to na moich ocenach. Moi rodzice, mimo iż są bardzo wyrozumiali, czasami mają do mnie o to pretensję, iż nie potrafię pogodzić jednego z drugim.

Wychodzę z założenia, że ” życie jest zbyt krótkie, by je marnować. Należy robić to, co się w życiu kocha i co sprawia przyjemność”. Staram się żyć w zgodzie z tą zasadą.
Obecny rok jest dla mnie bardzo owocny, co mogę zauważyć na każdym kroku…

Pierwszymi osobami, które wywarły na mnie wrażenie, byli przyboczni: Marek i Michał. Może dlatego, że są bardzo otwarci i można z nimi pogadać, a może imponowało mi to, co robią w drużynie… W każdym bądź razie od początku marzyłam o takiej chwili, w której otrzymam z rąk drużynowego zielony sznur. Na początku było dla mnie wielkim zaskoczeniem to, że w ogóle ktoś mógł mi zaproponować coś takiego. Ja – przyboczną, nie potrafiłam sobie tego wyobrazić, myślałam, że nie podołam wymaganiom. Już się tego nie obawiam, zresztą miałam okazję obserwować moich poprzedników, od których wiele się nauczyłam.

Na razie jestem bardzo dumna, że w tak krótki czasie tyle osiągnęłam. Dla niektórych to może być tylko tyle, lecz dla mnie jest to aż tyle. Wiem, że czeka mnie nie łatwe zadanie, ale nie jestem sama: jest drużynowy Mirek, który bardzo mi pomaga w mojej drodze harcerskiej, oraz inni przyboczni.

Nie należy rezygnować ze swoich marzeń i pragnień, bo jak widzicie na moim przykładzie jeżeli czegoś naprawdę pragniemy, to jest to możliwe.
Trzeba po prostu wierzyć… Przede mną jeszcze długa droga w osiągnięciu wszystkich zamierzonych celów, lecz mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować. I wam życzę tego samego… Nigdy nie traćcie nadziei.

Patrycja Zawłocka
Przyboczna 5 DH „LEŚNI”

Kolejny rok przed nami

Kolejny rok, kolejna Gwiazdka przed nami. Czy staliśmy się lepsi, bardziej zahartowani na przeciwności przyrody i życia? Niech każdy z nas zastanowi się nad mijającym rokiem.

Ile czasu danego nam zmarnowaliśmy na zajęcia jałowe, nic nie przynoszące poza niesmakiem, który zostaje po nich? Ile czasu przeznaczyliśmy na zajęcia ciekawe, budujące naszą wiedzę, rozwijające nasz intelekt, pozwalające na swobodną rozmowę z Francuzem, Niemcem, Anglikiem, Rosjaninem? Za cztery miesiące będziemy równoprawnymi obywatelami zjednoczonej Europy. Pojęcie granic państw stanie się pojęciem abstrakcyjnym. Czy będziesz umiał skorzystać z możliwości, jakie się przed torba rozwiną? Ile czasu poświęciliśmy innym: koleżankom i kolegom z drużyny, najbliższemu przyjacielowi, a wreszcie naszym najbliższym: rodzicom, cioci, wujkowi, dziadkom?, czy pamiętaliśmy o dalekich krewnych?

Dostaliśmy nasze życie do dyspozycji. Od nas zależy czym zapiszemy naszą ziemską kronikę. Czy za sto lat kogoś zainteresuje jej treść? Czy myślałeś o tym? Jaki zawód opanujemy tak, aby dzięki niemu mieć środki na przeżycie, na własny, wymarzony dom z ogrodem.? A może liczysz na łut szczęścia, że jakoś to będzie, że na pewno wszystko się jakoś ułoży. Dzisiaj starasz się niczego sobie nie odmawiać. Masz komórkę z aparatem cyfrowym, sprzęt audio i video…., modne ciuchy. Masz. Po prostu masz. Kto za to zapłacił, to mniejsza o to. Czy chociaż należycie wyrażasz swoją wdzięczność tym, dzięki którym żyjesz, dzięki którym to wszystko masz?

A czy znajdujesz czas na myślenie, na bezgłośną rozmowę z sobą samym? A wreszcie czy czytasz i co czytasz? Co zawdzięczasz czytanym tekstom? Obserwuję na wycieczkach dziewczyny zaczytujące się w wątpliwej jakości tekstach różnych kolorowych wydawnictw. Ich wydawcy zacierają ręce. Kupiłaś. Oni mają pieniądze. A co Ty masz? Czy czujesz się ubogacona treścią artykułów, które czytasz z wypiekami na twarzy? Jest wiele tajemnic dorosłego życia, które chciałabyś jak najprędzej zgłębić. Czy nie za szybko? Prawdopodobnie ty będziesz żoną i matką, a ty mężem i ojcem. Czy Twój mąż, czy Twoja żona wytrzymają z Tobą przez całe życie? W zdrowiu i chorobie, ubóstwie i w zamożności? Czy właściwie się do tego przysposabiasz? Jak? Czy jesteście obowiązkowi, punktualni, rzetelni, pilni i pracowici? Czy staramy się opanowywać ogarniające nas często prymitywne lenistwo? Czy jesteś pewien, ze nie zmarnowałeś bezpowrotnie darowanego Ci Czasu?

Piszę te słowa w dniu 13 grudnia, dniu, który bardzo mocno zaważył na moim myśleniu o polityce, który na długo zohydził takie pojęcia, jak Ojczyzna, patriotyzm, Biało czerwona. Jak miliony Polaków przeżywałem okres pierwszej SOLIDARNOŚCI z nadzieją na odkłamanie rzeczywistości, na powrót prawdziwych wartości, takich jak Bóg, Honor i Ojczyzna. Dziesięć milionów rodaków zapisało się do SOLIDARNOŚCI. Różne były motywacje ich przynależności, ale zdecydowana większość przystąpiła dlatego, że miała już dosyć życia w zakłamaniu, mówienia czego innego w pracy, a czego innego w domu, wysławiania nawet w konstytucji Związku Radzieckiego. Dzisiaj, po dwudziestu dwu latach od wytoczenia czołgów przeciwko narodowi, nadal niektórzy twierdzą, że stan wojenny był mniejszym złem niż wkroczenie Sowietów do Polski. Nieszczęśni, lub głupi, bo już wiadomo historykom, że Związek Radziecki nie zamierzał interweniować nawet mimo próśb Wojciecha Jaruzelskiego, który skupił w swych rękach całą władzę, a kierowana przez niego Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego bezprawnie nawet w świetle ówczesnego prawa wprowadziła stan wojenny na obszarze całego kraju. 70 tysięcy żołnierzy i 30 tysięcy funkcjonariuszy ówczesnej milicji wyprowadzono na ulice kraju. Dwa miesiące nieczynne były telefony. W wyniku tego stanu około miliona młodych, wykształconych ludzi opuściło Polskę, często zmuszanych do tego kroku. Wiele osób straciło życie, wiele pracę i środki utrzymania. Dziennikarze i inżynierowie pracowali jako taksówkarze, lub wykonywali inne prace fizyczne. Skrytobójcze morderstwa, psychiczne i fizyczne dręczenia były stosowane wobec najbardziej nieprzejednanych.

Przykro mi bardzo, że wielu instruktorów naszego hufca do dzisiaj nie rozumie, że stan wojenny był ZŁEM, że niektórzy z nich nie zawsze godnie zachowali się w tamtym czasie. Już kilka lat temu Prezydent Aleksander Kwaśniewski, który zrozumiał, że jako reprezentant narodu dłużej nie może podtrzymywać zakłamania, potwierdził, że stan wojenny nie był mniejszym złem, tylko po prostu złem.

Dlaczego dzisiaj piszę te słowa? Właśnie wróciłem z koncertu w Sali Kongresowej (nie ukrywam, że często wilgotniały mi oczy, kiedy wraz z innymi, stojąc oklaskiwałem artystów), gdzie słowami pieśni Jacka Kaczmarskiego i tekstami Jana Pietrzaka przypomniano tamte lata, lata wspaniałego entuzjazmu, niekłamanej działalności społecznej milionów Polaków i dzień, w którym zabito Nadzieję. MATKĘ GŁUPICH?

Czy harcerz nie musi interesować się polityką? Oczywiście, że musi !!! Przecież polityka to sposób urządzenia, zorganizowania społeczeństwa. Harcerz nie może być ignorantem politycznym, bo jak dorośnie, wybierze nam pana A. L. na prezydenta. Pamiętajcie o tym DRUŻYNOWI!!!

Tego od Was oczekuję i tego Wam życzę poza zdrowiem, szczęściem i Wszelką Pomyślnością w przededniu narodzin Jezusa Chrystusa.

Wasza Biała Sowa

Harcerski Marsz Żałobny [Pohukiwania Białej Sowy]

Ten drugi wiersz, czyli Harcerski Marsz Żałobny (nie pamiętam już autora, może internauci pomogą?) odśpiewałem przy ognisku w Małocicach, na przedpolu Puszczy Kampinoskiej. Szkoda, że solo…

A tak nawiasem mówiąc nie bardzo wiedziałem, czy to było święto pieczonego ziemniaka, czy Rajd „PALMIRY”. Sądzę jednak, że następnego dnia, w sobotę był to jednak ten Rajd. Bardzo ucieszyłem się z zaproszenia, jakie wystosowała druhna Kasia. Ono przypomniało, że jako harcmistrz mam obowiązek bycia częściej z harcerzami. Zapraszajcie mnie na zbiórki Waszych drużyn. Nauczymy się tej i może paru innych piosenek, które będą żyły tak długo, jak długo będziemy je śpiewać.

Na obozie w Sinkowie Marysia Czajkówna pisała piosenkę „Z miejsca na miejsce z wiatrem wtór” w roku 1928. Na pewno nie wiedziała, że po 75 latach druh Biała Sowa będzie ją śpiewał w Puszczy Kampinoskiej. Nie pozwólmy, aby ta i inne piosenki harcerskie odeszły w zapomnienie.

Albowiem jest czas zabawy i czas zadumy, czas rodzenia i czas umierania, czas radości i czas smutku. Nauczmy się je rozróżniać i odpowiednio przeżywać. Nie mieszajmy ich. One powinny istnieć samodzielnie. Nasze życie będzie miało wtedy sens i wszystko będzie na właściwym miejscu. Ci, którzy odeszli na Wieczną Wartę też kochali, cierpieli, śpiewali piosenki, bawili się, przeżywali lęki i frustracje. My, którzy do tej Warty mamy jeszcze trochę czasu, powinniśmy o nich pamiętać.

Są różne sposoby tej pamięci. Jednym z nich jest przynależność do organizacji, do której należeli, śpiewanie ich piosenek, wiara w ich ideały, naśladowanie ich postaw, zgłębianie ich dokonań, chodzenie ich tropami. Jesteśmy harcerzami, czyli chcemy pamiętać, śpiewać, wierzyć, naśladować, zgłębiać i chodzić. Być harcerzem w XXI wieku, to być może płynąć troszeczkę pod prąd. Prąd głupich zachowań, dziwnej mody, obrzydliwych słów, niosących śmierć używek, ustawicznej wesołkowatości i wielu innych nurtów w tym prądzie. Nie bójmy się być innymi niż chcą być tak zwani wszyscy. A może tych „wszystkich” wcale nie jest tak dużo, może i oni czasem marzą o żeglowaniu pod prąd? Ale to nie jest łatwe. Może po prostu należy przestać się bać być innym?

Zaraz, zaraz, kto to wypowiedział te dwa słowa: NIE LĘKAJCIE SiĘ?

Takie były moje przemyślenia w drodze powrotnej z Małocic do Otwocka

Wasza Biała Sowa

Biała Sowa: Nadchodzi kolejna akcja letnia

Nie powiem, która w moim harcerskim życiu, bo niektórzy by nie uwierzyli, że tak długo można egzystować na tym najlepszym ze światów. Na pytanie: kiedy należy zacząć przygotowania do obozu? – odpowiedź jest krótka: na poprzednim obozie. W przypadku nowej drużyny: na pierwszej zbiórce. Zatem, jeżeli tak potraktowałeś przygotowania do wakacji, to wiesz o co chodzi.

Zważywszy ilość wspólnie spędzonych godzin, obóz zapewnia dużo dłuższy kontakt drużynowego z harcerzami niż wszystkie zbiórki w roku. Spotkacie się w różnych sytuacjach.
Baza obozowa też przed akcją...
Od pobudki do ciszy nocnej, przez gimnastykę, toaletę poranną, porządkowanie namiotów, apel poranny, śniadanie, zajęcia programowe, obiad, ciszę poobiednią, zajęcia popołudniowe, kolację, toaletę wieczorną, spotkanie przy ognisku (codzienne!) zakończone kręgiem. Dziesiątki sytuacji wychowawczych! I twoja rola jako naczelnego wychowawcy, starszego brata. Coś z ciebie zostanie w twoich harcerzach.

Zastanów się, co chciałbyś im zostawić na resztę życia. Czy nawyk codziennego mycia zębów, czy umiejętność osiągnięcia kilku chwil skupienia, czy radość i dumę z samodzielnego wystąpienia przed dużym audytorium ( ognisko nadaje się do tego celu znakomicie!, ilu zakompleksionych przełamie lęk przed wystąpieniami publicznymi), czy może przestawienie się z odbioru na nadawanie.

Tak, zdejmij mu słuchawki z uszu i zachęć do wystąpienia niejako z drugiej strony słuchawek. Zachęć do wspólnego śpiewu nie tylko piosenek Michała Wiśniewskiego, czy o Baśce, która miała fajny biust, ale tradycyjnych i nowszych harcerskich, czy turystycznych. Nie pozwól, by „Z miejsca na miejsce, z wiatrem wtór…” odeszła w mrok zapomnienia. Nie pozwól zwłaszcza, żeby przy ognisku harcerskim pojawiła się szmira, kicz i słone kawały, zasłyszane od pijanego wujcia.

A propos turystyki. Pamiętaj o pieszych wędrówkach. To ważne w zmotoryzowanym społeczeństwie przypomnienie, że nogi służą do chodzenia, a nocleg spędzony w stodole może świetnie zregenerować siły. Dopilnuj, by mundur twojego harcerza był czysty i miał zapięte wszystkie guziki, a postawa wartownika licowała z pełnionymi obowiązkami.
Baza obozowa też przed akcją...
Cały czas pamiętaj, że przyjeżdżający na obóz harcerze są w twoich rękach tworzywem, zadatkiem na lepszego człowieka i obywatela. Nie toleruj bylejakości i rozmemłania. Pamiętaj o Prawie Harcerskim, o jego wszystkich punktach. Nie udawaj, że nie ma dziesiątego. Chyba, że sam go nie uznajesz. Ale co w takim razie chcesz robić w HARCERSTWIE?! Doprowadź do świadomości uczestnika obozu, że cisza nocna jest i musi być ciszą, a pobudka szybkim poderwaniem się ze snu. Naucz go, że najtrudniej jest pokonać samego siebie, opanować własne słabości. Niech pomoże ci w tym udział w niedzielnej mszy świętej. Nie udawaj, że to cię nie obchodzi, że to wybór osobisty człowieka. Już żyjesz w wolnym kraju.


Nie bój się pokazać swoich przekonań, także religijnych. Pomóż harcerzom wypełnić ich religijne obowiązki. Pamiętaj, że patronem Harcerstwa Polskiego jest bł. ks. Stefan Frelichowski, a Jan Paweł II powiedział w Toruniu „ Zwracam się do całej rodziny polskich harcerzy, z którą nowy błogosławiony był głęboko związany. Niech stanie się dla was patronem, nauczycielem szlachetności i orędownikiem pokoju i pojednania”.

Dla piszącego te słowa pierwszy obóz harcerski był wzorcem na całe harcerskie życie. Zawdzięcza to wspaniałym instruktorom, prawdziwym Harcerzom, którzy w cywilu byli Kimś i w harcerstwie także.

Pamiętaj o tym Druhno Drużynowa i Druhu Drużynowy. Na pewno o Tobie po latach też tak ktoś powie. Oby!

BIAŁA SOWA przed akcją 2003.

Wielkanocne porządki


Co, w naszej tradycji, łączy (poza zakupami) wszelkiego rodzaju uroczystości i święta? Jaka wspólna ich cecha, jednocześnie ukazująca ich wagę, jak i skutecznie wykradająca sens, jest nam w tak oczywisty sposób bliska? Czy możliwe, że im większe święta, tym większe winny być.. Świąteczne Porządki?

Wielkanoc. Największe święta chrześcijańskiego świata, a zatem: doroczne mycie okien, zaglądanie pod szafy, przegląd zawartości półek i wyrzucanie rzeczy niepotrzebnych, nagromadzonych przez ostatni rok. Dzień Sądu dla rupieci, które już od niepamiętnych czasów zalegają w mieszkaniu, bo żal było je wyrzucić…

Cóż więc takiego mają w sobie wszystkie te rzeczy, których nie użyliśmy od lat, z których raczej nie skorzystamy w najbliższych? Które leżą, kurzą się, zajmują miejsce, bo kiedyś były potrzebne, bo kiedyś wiele warte, bo w ten czy inny sposób zdobyliśmy je, choć możliwe, że i wtedy nie do końca wiedzieliśmy po co? Które szkoda wyrzucić, bo przecież jeszcze w całkiem dobrym stanie, bo może przyjdzie taki dzień, gdy się przydadzą…
Skąd czerpią moc bynajmniej nie piękne popsute młynki do kawy, raczej nie urodziwe wazy, kubki, filiżanki? W czym siła nigdy nie przeczytanych książek, raz przesłuchanych kaset, otwieranych ostatnio jeszcze w czasach szkoły czy studiów zeszytów?

Gdzie tkwi tajemnica wszystkich niepotrzebności? Jaki sens trzymać wokół siebie stos przedmiotów, których nieistnienia najprawdopodobniej nie zauważylibyśmy? Gdzie motywacja, by oddać im własną, ciężko wywalczoną od świata, przestrzeń życiową?

Może więc czas najwyższy pozbyć się wszystkiego tego, co niepotrzebne? Pozwolić sobie na prywatną rewolucję – zebrać wszystkie owoce podtrzymywanej przy życiu przez lata „małej kleptomanii” – posegregować, popakować, zniszczone wyrzucić? Powiększyć mieszkanie o dziesięć, dwadzieścia, pięćdziesiąt procent?
Do komisu oddać telewizor – przecież i tak nic mądrego nie powiedzą, do antykwariatu wszystkie te książki, których nigdy nie miałeś zamiaru przeczytać i zbierane latami czasopisma, może i przeczytane. Uwolnić stosy płyt, kaset, których nie słuchałeś od lat, pudła całe garnków, patelń i naczyń, które miały się same wytłuc, ale jakoś przez lata nie zdążyły…

Uwolnić siebie i cieszyć się tą wolnością – odmawiać wątpliwej potrzeby promocjom, zbywać uśmiechem machinę handlu obnośnego, wyrzucać ulotki. Rzeczy niepotrzebnych pozbywać się, nim złapią w pułapkę sentymentu, nim zdążą się zasiedzieć, zyskać miano domownika.

I jeszcze tylko te pudła listów, kartek na urodziny, pamiątek… Postawić gdzieś w kącie, w piwnicy, by, gdy przyjdzie taki dzień, ze spokojem, w Twoim przestronnym już życiu, powspominać…

Ania vel „Kózka”

Poselstwo

Przedmowa do opowiadania



Chciałabym zaznaczyć, że jest to moje pierwsze (i może nie ostatnie) opowiadanie. Uważam je za całkiem niezłe, ale wiadomo, ze każdy swoje chwali. Dlatego też proszę o to, byście w miarę możliwości wysyłali opinie i komentarze na adres: point.of.agony@wp.pl . Od razu z góry wszystkim wam dziękuję.
Pozdrawiam, Ka-rin 🙂




Szedłem już od wielu dni. Mój koń padł już dawno, a mięso, które pozostało z jego ścierwa, zaczynało się już kończyć. Byłem brudny, zmęczony i pełen niepokoju. Zastanawiałem się, co się stało z mym towarzyszem podróży i serdecznym przyjacielem – Haplo. Byłem wściekły na siebie i mego pracodawcę. To miała być łatwa podróż. Zwykłe poselstwo, nic więcej!
Wyruszyliśmy obaj przeszło trzy miesiące temu na południe, w kierunku Palanthas. Naszym zadaniem było dostarczenie jakiegoś listu od księcia Midelheim dla władcy Miasta Białych wież. Podróż miała zająć zaledwie dwa miesiące.

Lecz sprawy się skomplikowały. Zaledwie dzień drogi od wioski, która była tak mała, że nawet nie miała nazwy, natknęliśmy się na bandę orków. Bez mała pięćdziesiąt humanoidalnych stworów rzuciło się na nas z żądzą mordu i krwi w oczach. Haplo i ja zdołaliśmy zabić dwadzieścia tych ohydnych stworów, lecz tamci nadal mieli miażdżącą przewagę. Nie pozostawało nam nic innego, jak tylko ratować się ucieczką. Rozdzieliliśmy się więc i teraz ja, Corwin z Nuln, rycerz boga Khaina i pogromca wszelkich tworów Chaosu, zmierzałem, zataczając się z wycięczenia, by wypełnić cel swej podróży. Wlokłem się resztką sił i z jednym tylko marzeniem: By nie natknąć się na orków, lub inny pomiot Chaosu. Wiedziałem bowiem, że w tym stanie nie dałbym im rady. Wolałbym śmierć, niźli dostać się w łapy tych potworów i być torturowanym ot tak dla zabawy. A gdyby się już znudziły, porzuciłyby mnie, udręczonego i ledwie żywego, na pastwę ścierwojadów…

Gdy tak rozmyślałem, przypomniał mi się Haplo. Co się z nim właściwie stało? Czy szybkonogiemu elfowi udało się ujść z życiem? Czy też dostały go orki, a jego głowa, niegdyś dumnie wznoszona ku słońcu, teraz sterczy nabita na dzidę przywódcy bandy. Zaś twarz jego, kiedyś piękna o delikatnych rysach, teraz zmieniona w ohydną, zastygłą maskę bólu, przerażenia i nieludzkiego cierpienia…
– Nie!!! – krzyknąłem w nicość. – Nie, Corwinie! Nie wolno ci tak myśleć! Haplo na pewno uciekł i ma się dobrze. Już niedługo spotkacie się w Palanthas i zapomnicie o tym wydarzeniu. Tylko pamiętaj, Haplo jest cały i zdrów.

Ta myśl pokrzepiła mnie i podniosła na duchu, i sprawiła, że nagle poczułem przypływ sił. Zapewne sprawił to dobry bóg Khaine lub jedno z pomniejszych bóstw jemu służących. Z nową nadzieją i nową siłą wspiąłem się na wzgórze, a widok jaki się przede mną roztoczył…

* * * *
– Co do licha?
Corwin posłyszał za sobą jakiś hałas. Odłożył pióro i odwrócił się. Coś przyturlało się do jego stóp. Pochylił się i poznał, że to jeden ze słoi, w których przetrzymywał odcięte łby swych wrogów. Podniósł głowę i w tym momencie ujrzał stojącą w drzwiach wysoką postać. Zmrużył oczy i lekko nachylił się ku przodowi, by lepiej widzieć, po czym gwałtownie się cofnął, z przerażeniem w oczach, na widok Mrocznego Elfa.
– Nie!
– Tak! To ja, twój najgorszy z koszmarów!
– Nie! Nie ty! Zostaw mnie!
– Zostawić? O nie, nie zrobię tego. Jakże bym mógł? Nie jestem tobą. – Elf rozciągnął usta w upiornym uśmiechu odsłaniającym niezwykle białe i drobne zęby pozbawione kłów. – Pamiętasz ten dzień, gdy napadły nas orki? Uciekłeś. Zostawiłeś mnie na pastwę tych potworów. – Elf mówił powoli i spokojnie, ale z wyraźną nienawiścią.
– Nie! – człowiek drżał na całym ciele z przerażenia, po policzkach ciekły mu obfite łzy strachu.
– Zostawiłeś, mimo że wiedziałeś, jak bardzo nienawidzą elfów. Spójrz cóżeś mi uczynił! – Haplo krzyczał – Kiedyś byłem piękny! Byłem Wysokim Elfem, miałem wspaniałą złotą skórę i włosy o barwie kasztanów spadających jesienią z drzew! A teraz?! Spójrz! Moja złota niegdyś skóra jest teraz szara niczym popiół na pogorzelisku, prawie czarna! A włosy, o bogowie, z lśniących kasztanów, zmieniły kolor na barwę równą kruczym piórom! Pozwoliłeś mi stać się przeklętą istotą! Mrocznym Elfem, żyjącym na wygnaniu między życiem a śmiercią! Znienawidzonym zarówno przez rodaków i wszystkie inne elfie rasy żyjące na powierzchni, jak i przez Drowy, które żyją pod ziemią. Elfy będące dziećmi Chaosu. Skazałeś mnie na wieczne cierpienie!!!
– Nie! Przestań!!!
– Przestać?! Tylko po twojej śmierci, przeklęty zdrajco! Giń, psie!!!
Elf zamachnął się mieczem, wydobytym nie wiadomo kiedy i skąd i ciął płasko, prawie nie wkładając w to siły.
– Nie!!!
Zdążył jeszcze krzyknąć Corwin, po czym głowa jego spadła z ramion prosto pod stopy elfa. Ciało osunęło się lekko w fotelu i zastygło w bezruchu.
Na stygnący już policzek Corwina spadła kropla wody. Potem druga. I jeszcze jedna. Nie, to nie była woda. To łzy. Elf płakał… Płakał, zagryzając wargi niemalże do krwi.
– Dlaczego? Przecież byliśmy przyjaciółmi! Dlaczego mnie zdradziłeś i pozostawiłeś na łaskę tych potworów? Czy dla was, ludzi, nie liczy się nic prócz pieniędzy?

Haplo otarł łzy wierzchem dłoni, odwrócił się i wyszedł. Żądza zemsty, która wypalała go od środka, została na reszcie ugaszona. Teraz może zabijać jedynie ot tak, dla przyjemności i zabicia czasu. Podobnie jak inni degeneraci jemu podobni, zwani Mrocznymi Elfami. Są to istoty gorsze nawet od tych, które stworzone były z Chaosu.

Elf zatrzymał się jeszcze na progu. Jego krwistoczerwone oczy, niegdyś równie błękitne co letnie, bezchmurne niebo, raz jeszcze zatoczyły spojrzeniem po pokoju, po czym Haplo odszedł w swą stronę. Co będzie robił? Tego nie wie nawet on sam. Zależy co los przyniesie…

Karina Zielińska

Instruktorska dekada

Środa
Nie mam pojęcia, jaka jest przyczyna tego, że moje dyżury w hufcu są coraz mniej efektywne, ale pewnie dlatego, że jest to jedyny dzień w tygodniu, kiedy dyżur zaplanowano aż trzem na raz instruktorom – członkom komendy hufca. Zdecydowanie wolałam poniedziałki, kiedy mogłam umawiać się indywidualnie z drużynowymi lub z osobami, które rzeczywiście chciały coś załatwić lub po prostu tylko porozmawiać ze mną. Mogłam skupić się wówczas na jakimś problemie albo udzielić konkretnej pomocy dotyczącej np. przygotowania zbiórki czy rajdu. Pomimo że dyżury trwają kilka godzin, zawsze od 17.30 do 20.00, niekiedy nawet dłużej, to zazwyczaj jeszcze po powrocie do domu zajmuję się harcerskimi sprawami. Bo ktoś w ostatniej chwili poprosi o przesłanie e-mailem tekstu pląsu zuchowego, pomysłu na zabawę dotyczącą zdobywanej sprawności lub o sprawdzenie ważnej informacji w moich harcerskich zbiorach.

Czwartek
Posiedzenie Sądu Harcerskiego Chorągwi Stołecznej. To już kolejna rozprawa w ostatnim czasie. Działania w Sądzie Harcerskim należą do czynności bardzo mnie absorbujących. Zespoły orzekające są 3-osobowe i się zmieniają, ale udział w takim zespole zazwyczaj oznacza dla mnie pracę na kilka dni. Przed rozprawą należy zapoznać się z aktami sprawy, więc muszę pojechać do Chorągwi, następnie przygotować się w zakresie wszystkich istotnych dokumentów i przepisów, tak aby mieć wszechstronne rozeznanie na temat prowadzonej rozprawy. Dzisiejsza sprawa była bardzo trudna. Zawierała wiele wątków. Musieliśmy przesłuchać wielu świadków. Rozprawa zakończyła się po północy, choć rozpoczęliśmy o 18.oo.Po rozprawie jeszcze napisanie orzeczenia, uzasadnienie wyroku, przepisanie (na czysto) protokołu. Mam nadzieję, że żadna ze stron nie odwoła się od decyzji. Mój Zespół bardzo się starał, aby obu stronom (wnioskodawcy i obwinionemu) zapewnić możliwość złożenia wyczerpujących dowodów, wyjaśnień i oświadczeń w orzekanej sprawie. Przeprowadzenie postępowania dowodowego nie było łatwe. Zmęczenie dawało się we znaki wszystkim uczestnikom rozprawy. Może Sąd nie byłby potrzebny, gdyby instruktorzy wykazali się znajomością Prawa Harcerskiego, odpowiedzialnością za słowa i czyny.Praca w Sądzie Harcerskim dostarcza mi wiele satysfakcji. Poznaję tam problemy kadry instruktorskiej, dowiaduję się o niecodziennych wydarzeniach w harcerskich środowiskach, rozpatruję fakty, które mogłyby posłużyć za temat do powieści z gatunku science fiction. Ale cóż „(…) wszyscy harcerze to jedna rodzina”

Piątek
Wczoraj zostałam poproszona o pomoc w sprawie przygotowania programu próby instruktorskiej. W naszym hufcu jest wprawdzie niemało harcmistrzów, ale gdy któryś z młodszych instruktorów chciałby otworzyć sobie próbę na stopień podharcmistrza lub harcmistrza, to trudno mu wybrać kogoś na swego opiekuna spośród aktywnie działających instruktorów, bo niewielu może i chce pełnić tę rolę. Pewnie wkrótce zacznie się tworzyć luka pokoleniowa. Już obecnie zauważa się zmniejszone zainteresowanie podwyższaniem stopni instruktorskich. Próbę na razie przegadaliśmy, a na szczegółowy program z zadaniami umówiłam się za miesiąc. Regulamin „Systemu stopni instruktorskich” uległ zmianie i obecnie wszystkie próby mają wymagania uwzględniające przygotowanie instruktora do pracy wychowawczej. Oczywiście istnieje także możliwość uzupełnienia wymagań wynikających ze specyfiki danego środowiska. Dlatego trzeba do próby podejść rozważnie, a nie hop-siup.

Sobota
Zbiórka naczelnictwa Poczt Harcerskich. Muszę wyjechać bladym świtem, o 4.50 do Wrocławia.
O godz.11.00 w gościnnych progach harcówki drużyn wrocławskich i Poczty Szaniec, sześcioosobowy zespół naczelnictwa radzi o ważnych sprawach specjalności Pocztowej. Czasu jest bardzo mało, a spraw moc. Na zbiórce podjęto decyzję kontynuowania wydawnictwa „Komunikaty”, omówiono zasady archiwizacji dorobku Poczt Harcerskich, zatwierdzono publikację serwisu internetowego, dyskutowano o przedsięwzięciach długofalowych. W przerwie między obradami zdążyliśmy zwiedzić Muzeum Poczty i Telekomunikacji. Zbiory znaczków i eksponaty użytkowe Muzeum są naprawdę imponujące. Jest to jedyna tego typu placówka w Polsce. W 2001 r. obchodziła jubileusz 80-lecia.
Po zwiedzaniu Muzeum dalszy ciąg obrad. Powrót do domu późną nocą.

Niedziela
Spotkanie instruktorów Wydziału Specjalności z nowo mianowanym kierownikiem Wydziału oraz z naczelniczką ZHP. Gorące dyskusje o kształceniu, metodyce i sprawnościach. Rozmawialiśmy o przygotowaniu szerokiej akcji promocyjnej każdej specjalności, w tym również Poczt Harcerskich. Moim zadaniem jest przygotowanie sprawności zuchowej Listonosz i worka z tworzywem do tej sprawności. Zadanie jest trudne, bo trzeba nieźle pogłówkować, by wymyślić i zaproponować zuchom interesujące pomysły z tak prozaicznego zawodu, jakim jest listonosz. Bogactwo programowe już się wyłania w mojej wyobraźni. Ale zanim zacznę tworzyć materiał, muszę koniecznie poszukać w bibliotece jakichś inspiracji lekturowych. Myślę o poczcie doktora Dolittle lub listonoszu naszych marzeń, albo listonoszu z zaczarowanej poczty. Muszę tak przygotować propozycję tej sprawności, abym sama chciała ją zdobywać. Może nawet zabiorę się do niej w przyszłym tygodniu.

Poniedziałek
Myślałam, że uda mi się ten dzień przeżyć bez harcerstwa. Po przyjściu z pracy tylko chwila przerwy i silna grupa harcerska stoi pod drzwiami. Nawet się ucieszyłam bardzo, bo kiedy mam dużo innej pracy, to nigdy nie wiem, od czego zacząć, by się wyrobić. Wtedy zawsze wygrywa HARCERSTWO. Dziś na przykład odpadły mi porządki na balkonie, wielkie prasowanie, zmiana pościeli i parę pomniejszych rzeczy, ale za to jest pomysł na kartkę poczty harcerskiej, program rajdu drużyny, koncepcja zajęć dla harcerzy z zakresu specjalności oraz przegadana tematyka wędrowniczej WATRY (siła ciała, siła ducha i siła rozumu).

Wtorek
Posiedzenie Komendy Hufca. Do załatwienia mnóstwo spraw zarówno bieżących jak również perspektywicznych. Chociaż dobrze przygotowane przez komendanta, to jednak przedłużające się z powodu różnicy zdań poszczególnych członków Komendy. Czyżby znowu harcerski dzień zakończył się nocą. Północą.?

Środa
Dziś nie tylko mam dyżur w hufcu, ale jeszcze posiedzenie Komisji Kształcenia i Stopni Instruktorskich. Kształceniem nie będziemy się zajmować w jakiś szczególny sposób, choć stopnie instruktorskie stanowią jeden z elementów koncepcji kształcenia, tylko skupimy się na zaliczeniu zadań próby na przewodnika drużynowym z Otwocka i Józefowa.
To zastanawiające, że tak mało drużynowych chce piąć się wyżej od swych harcerzy, a przecież drużynowy różni się od innych harcerzy tym, że jest odpowiedzialnym i świadomym wychowawcą – świadomym metod i celów. Swoją drogą trzeba będzie koniecznie zastanowić się nad przyczynami tego stanu i zanalizować sytuację w hufcu pod kątem zdobywania stopni instruktorskich oraz motywowania do posiadania stopnia.

Czwartek
Musiałam odpisać harcerzom z Białorusi, którzy chcieliby z naszym środowiskiem spędzić wakacje. Niedostatki finansowe w hufcu nie pozwalają na gesty gościnności. W tym przypadku rozumianej jako utrzymanie kilkunastu osób przez dwa tygodnie w naszej bazie. Moje kontakty z białoruskim harcerzami wywodzą się z wyjazdów do Grodna, gdzie w Polskiej Szkole prowadziłam zajęcia na kursach kształcących drużynowych i przybocznych.
Oczywiście w przyszłości warto chyba będzie nawiązać kontakt między drużynami z hufca otwockiego i jakiegoś białoruskiego. Tym bardziej, że taka współpraca istnieje w wielu środowiskach i jest bardzo pożyteczna dla obydwu stron.

Piątek
Przygotowanie materiałów do PRZECIEKU. Właściwie nie jestem jeszcze zdecydowana na jakiś konkretny temat, gdyż redakcja, a właściwie redaktor, poprosił mnie po prostu o artykuł. Zostawił mi dowolność wyboru. Najchętniej wymyśliłabym jakiś konspekt zbiórki zuchowej, albo nawet przygotowała cały cykl sprawnościowy, ale naprawdę nie bardzo wiem jak bawią się teraz zuchy z trzech gromad działających w hufcu. Muszę się tym się zainteresować, choć jak przypuszczam, wodzowie zuchów są bardzo samodzielne i dają sobie radę beze mnie. Dlatego artykuł tym razem nie będzie o zuchach. Chciałabym go napisać przed północą, zrobić korektę i przesłać pocztą elektroniczną gotowy do druku.

hm U. Bugaj

A one na nas czekają

Stało się już naszą rodzinną tradycją, że gdy tylko w naszym ogródku stopnieje śnieg i zakwitają krokusy to my wybieramy się na biegun zimna do Przerwanek. Tak też było i w tym roku.

Zebrawszy grupę zapaleńców wyruszyliśmy w piątek w podróż aby odwiedzić stare kąty. Pogoda zapowiadała się rewelacyjna, świeciło słonko, ale w powietrzu czuć było jeszcze mroźny oddech zimy.

Po drobnych perypetiach i jednym przystanku w stałym miejscu parkingowym (McDonalds stoi tam gdzie stał) dotarliśmy nad Gołdapiwo.
Mazury przywitały nas słońcem, wiatrem i ….lodem. Tak, tak. Okoliczne jeziora z naszym włącznie pokryte były w całości grubą taflą lodu. Nie brakowało odważnych którzy nie tylko spacerowali po jeziorze ale również wiercili w lodzie przeręble. W lesie można się było jeszcze natknąć na nawiane zaspy śniegowe. Zima nie poczyniła w tym roku wielkich spustoszeń, nie było jak co roku śniegołomów.

Spacerując po miejscach obozowych znaleźliśmy niejedną parę skarpet o kąpielówkach nie wspomnę (zastanawiajace jak te „morsy” radziły sobie z tak gruba warstwą lodu). Byli wśród nas i tacy, którzy z wielkim zainteresowaniem sprawdzali pozimowy stan latryn.

Przysłuchując się leśnej pozimowej ciszy wracaliśmy wspomnieniami do wakacji i odgłosów radosnego harcowania po lesie. Zaprzyjaźniliśmy się z uroczymi psami pilnującymi Stadniny w Pozezdrzu, a niektórym nawet udało się wejść w bliski kontakt z końmi .

Niestety słoneczny weekend szybko nam minął (pewnie też przez Małysza, który akurat w sobotę i niedzielę musiał latać w Plannicy i zatrzymał nas na pół dnia przed szklanym ekranem).
Szkoda było wracać… całe szczęście, że wir przygotowań wakacyjnych w trakcie i kolejna podróż do Mekki otwockiego obozowania wkrótce.

Magda

P.S. Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich od Pani Krysi i Pana Janka Krzyżewskich właścicieli słynnego sklepiku „U Janka”

Konsekwencja w działaniu

Wkurza nas, gdy ktoś zarzuca nam brak konsekwencji lub mówi, że jesteśmy pozbawieni kręgosłupa, gdy próbujemy zmieniać zdanie, stanowisko w jakiejś sprawie lub nie dotrzymywać słowa w obliczu wcześniejszych deklaracji i zapewnień.

Dotyczy to właściwie wszelkich sfer działalności oraz przeróżnych nawyków, z którymi trudno nam się uporać i skutecznie je zwalczyć (od jutra się odchudzam, muszę rzucić palenie, opanować jęz. angielski, urządzić harcówkę, itd., itp.). Zachowujemy więc pozory, by uniknąć wrażenia, że jednak brak nam konsekwencji.

A często wystarczy, a przynajmniej bardzo pomaga odwołanie się do publicznego zaangażowania, o którym pewna mieszkanka Kalifornii tak napisała: „Pamiętam, że zdarzyło się to po przeczytaniu jeszcze jednego badania naukowego wykazującego, że palenie wywołuje raka.

Za każdym razem, gdy coś takiego napotykałam, myślałam o rzuceniu palenia, ale nigdy nie udało mi się tego dokonać. Tym razem zdecydowałam jednak, że muszę coś z tym zrobić. Jestem dumna. Zależy mi na tym, aby ludzie nie widzieli mnie w złym świetle.
Pomyślałam więc sobie: „Może potrafię posłużyć się moją dumą dla pozbycia się tego przeklętego nawyku”.
Sporządziłam więc listę osób, na których szacunku naprawdę mi zależało. Poszłam do miasta, kupiłam kartki pocztowe i na każdej z nich napisałam: „Obiecuję Ci, że już nigdy nie zapalę ani jednego papierosa”. W tydzień rozesłałam lub rozdałam kartki wszystkim osobom z mojej listy – tacie, bratu, mojemu szefowi, najlepszej przyjaciółce, byłemu mężowi.

Wszystkim, z wyjątkiem faceta, z którym wtedy chodziłam. Miałam kompletnego bzika na jego punkcie i wierzcie mi – strasznie mi zależało na tym, co on sobie o mnie pomyśli. Długo zastanawiałam się, czy jemu też dać kartkę, bo byłam pewna, że jak się zbłaźnię w jego oczach, to umrę ze wstydu. W końcu jednak przełamałam się i poszłam do jego biura (pracował w tym samym budynku) wręczając mu bez słowa moja kartkę.

Rzucenie palenia okazało się moim najcięższym przejściem w życiu. Tysiące razy byłam pewna, że muszę zapalić choćby jednego. Jednak za każdym razem przypominałam sobie wszystkich ludzi z listy i to, co każdy z nich pomyśli sobie o mnie, kiedy się dowie, że nie potrafię trzymać się swego. I to działało. Nigdy w życiu już nie zapaliłam papierosa.”
Tyle mieszkanka Kalifornii.

Prawda, że każdy chciałby z taką żelazną konsekwencją dążyć do celu?

Po przeczytaniu o zmaganiach tej kobiety z nałogiem pomyślałam z troską o wielu bliskich i znanych mi osobach, którym doskwierają podobne problemy. Może właśnie to jest podpowiedź na własny program poprawy działań i samego siebie? Pisemne deklaracje są niezwykle ważne i mają jakąś magiczną wręcz właściwość. Dlatego proponuję wszystkim (sama już od dawna stosuję, będąc przekonana, że to ja wymyśliłam) za jedną z międzynarodowych korporacji aby ustalić sobie jakiś cel i własnoręcznie go zapisać.
Obojętne jest czego ten cel dotyczy i do czego się zmierza, powinien być zapisany! Gdy już się ten cel osiągnie, trzeba znaleźć następny i znów go zapisać. W ten sposób zawsze się do czegoś zmierza. Jest to magiczny nacisk na samego siebie, by coraz konsekwentniej realizować swoje ambitne plany.

Wiem też, że konsekwencja jest jedną z ważniejszych reguł wywierania wpływu na ludzi. Ale jeśli nie potrafimy jej stosować wobec siebie, cóż dopiero o pożądanym wpływie na tych z gromady, drużyny czy klubu.

Pod wpływem przeczytanej książki R. Cialdiniego: Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka. Gdańsk 1999 Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne te kilka słów skreśliłam dla siebie i dla Was, konsekwentni Czytelnicy.

Alub