60 lat temu na Starym Mieście

To tutaj na Starym Mieście
60 lat temu,
Zburzone kamienice
Patrzyły na Powstanie.
Ludzie walczyli o naszą Warszawę!
Radość walki ze znienawidzonym wrogiem,
Połączona z lękiem o śmierć
Dawała nadzieję, energię i siły…
Już widać było pierwsze barykady…
Już widać było pierwszy dym z pożaru.
Już Żoliborz i Mokotów zostały odzyskane.
Już mamy część Warszawy.
Jednak Lotnisko na Okęciu i nasz Dworzec Gdański należy już do Niemców.


Nieletnie harcerki, swe życie poświęcały,
Aby donieść meldunki w bezpieczne miejsce…
Młodzi lekarze, młode pielęgniarki
W szpitalu polowym pracowały.
Zszywały rany, wyciągały kule.
Nieznany żołnierz walczył o Warszawę.
Jego matka w kanale łzami zalana,
Czekała, aż powróci synek ukochany.
Jej domem był teraz kanał pod Warszawą.
To było drugie miasto.
Idąca ulicą młoda harcerka, niosąca następny meldunek,
Została zastrzelona z rąk starego Niemca.
inny nieletni harcerz zasłużony,
Wziął w swoje ręce jeszcze tak młode,
Zapałki i butlę benzyny.
Rzucił się z nią na ulice Warszawy…
Zginął kolejny niewinny…
Tyle zabitych naszych żołnierzy…
Zabita nasza Warszawa.


Zuzanna Ostrzeszewicz
3 DH „Zawiszacy”


Od Redakcji: Wiersz napisany dzień po uroczystym apelu pod Pomnikiem Łączniczki AK w Józefowie.

„To czyńcie na moją pamiątkę”

Przełom maja i czerwca był miesiącem Pierwszych Komunii Świętych.
Pomyślałem sobie, że jest to doskonała okazja do przypomnienia Wam nauki Papieża, zawartej w encyklice poświęconej roli Eucharystii w życiu Kościoła.

Historia
Historia tego Sakramentu zaczęła się od słów Chrystusa „Bierzcie i jedzcie, to jest bowiem Ciało moje, które za was będzie wydane”, „Bierzcie i pijcie, to jest bowiem kielich Krwi mojej nowego i wiecznego przymierza, która za was i za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów” oraz „To czyńcie na moją pamiątkę” wypowiedzianych w czasie Ostatniej Wieczerzy.
Prawdopodobnie uczniowie nie byli świadomi tego, co oznaczają wypowiedziane do nich słowa. Nie zdawali sobie zapewne też sprawy, że właśnie ustanowiony zostaje sakrament i że te słowa wypowiadane będą podczas „Łamania chleba” z pokolenia na pokolenie przez kapłanów na całym świecie.

Czym jest Eucharystia?
Nieprzypadkowo nazywana jest Najświętszym Sakramentem.
Jezus mówi: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki… Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne… trwa we Mnie, a Ja w nim”
Eucharystia jest pamiątką ofiary Chrystusa, świadectwem jedności Chrześcijan i komunii (wspólnoty) z Bogiem. Jest najważniejszym elementem życia Kościoła. Eucharystia jest ofiarą dziękczynienia składaną Ojcu, uwielbieniem, przez które Kościół wyraża Bogu swoją wdzięczność za wszystkie Jego dobrodziejstwa, za wszystko, czego On dokonał przez stworzenie, odkupienie i uświęcenie. Dlatego Eucharystia oznacza przede wszystkim ,,dziękczynienie”.
Eucharystia kieruje do ostatecznego celu, jest przedsmakiem pełni radości obiecanej przez Chrystusa w słowach „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”.

Jak zmieniało się celebrowanie Eucharystii w historii?
Chrystus podczas Ostatniej Wieczerzy polecił Apostołom celebrować ją aż do swego powtórnego przyjścia.
Sposób sprawowania Eucharystii w tamtych czasów niewiele różni się od dzisiejszego. Tak, około 155 r. św. Justyn to opisywał: ,,W dniu zwanym dniem Słońca odbywa się w oznaczonym miejscu zebranie wszystkich nas, zarówno z miast jak i ze wsi. Czyta się wtedy Pisma apostolskie lub prorockie, jak długo na to czas pozwala. Gdy lektor skończy przewodniczący zabiera głos, upominając i zachęcając do naśladowania tych wzniosłych nauk. Następnie wszyscy powstajemy z miejsc i modlimy się za nas samych… oraz za wszystkich, w jakimkolwiek znajdują się miejscu, by otrzymali łaskę pełnienia w życiu dobrych uczynków i przestrzegania przykazań, a w końcu dostąpili zbawienia wiecznego. Po zakończeniu modlitw przekazujemy sobie nawzajem pocałunek pokoju. Z kolei bracia przynoszą przewodniczącemu chleb i kielich napełniony wodą zmieszaną z winem. Przewodniczący bierze je, wielbi Ojca wszechrzeczy przez imię Syna i Ducha Świętego oraz składa długie dziękczynienie za dary, jakich nam Bóg raczył udzielić. Modlitwy oraz dziękczynienie przewodniczącego kończy cały lud odpowiadając: Amen. Gdy przewodniczący zakończył dziękczynienie i cały lud odpowiedział, wtedy tak zwani u nas diakoni rozdzielają obecnym Eucharystię, czyli Chleb, oraz wino z wodą, nad którymi odprawiano modlitwy dziękczynne, a nieobecnym zanoszą ją do domów.”

Jaka jest funkcja Eucharystii?
Eucharystia to prawdziwa uczta, na której Chrystus ofiaruje siebie jako pokarm. Kiedy Jezus zapowiada to po raz pierwszy, Jego słuchacze są zaskoczeni i zdezorientowani, co zmusza Mistrza do podkreślenia obiektywnej prawdy zawartej w Jego słowach: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie”. Jak pokarm cielesny służy do przywracania utraconych sił, tak Eucharystia umacnia miłość, którą w nas rozpala, zachowuje nas od przyszłych grzechów śmiertelnych. Im bardziej uczestniczymy w życiu Chrystusa, pogłębiamy przyjaźń z Nim, tym trudniej jest nam zerwać więź z Nim przez grzech śmiertelny. Przypomnijcie sobie modlitwę księdza podczas Myszy Św.: „Spraw, abyśmy posileni Ciałem i Krwią Twojego Syna i napełnieni Duchem Świętym, stali się jednym ciałem i jedną duszą w Chrystusie”

Obecność prawdziwego Ciała Chrystusowego i prawdziwej Krwi w tym sakramencie – jak mówi św. Tomasz – „można pojęć nie zmysłami, lecz jedynie przez wiarę, która opiera się na autorytecie Bożym”. Stąd św. Cyryl mówi: „Nie powątpiewaj, czy to prawda, lecz raczej przyjmij z wiarą słowa Zbawiciela, ponieważ On, który jest Prawdą, nie kłamie”

Zanim przystąpimy do Eucharystii
Eucharystia jest sakramentem tych, którzy pozostają w pełnej komunii z Kościołem. Łączność tą tracimy po popełnianiu grzechu ciężkiego. Jeśli ktoś ma świadomość, że popełnił taki grzech, nie powinien przystępować do Eucharystii bez otrzymania uprzednio rozgrzeszenia w sakramencie pokuty. Papież podkreśla to w swojej encyklice, przypominając naukę Soboru Trydenckiego, że „ci, którzy świadomi są ciężkiego grzechu, jakkolwiek sądziliby, że za niego żałują, o ile mogą mieć spowiednika, powinni najpierw odbyć sakramentalną spowiedź”.
Oceny stanu łaski dokonujemy oczywiście sami w swoim sumieniu. Prawo Kanoniczne pozwala jednak nie dopuścić do Komunii eucharystycznej tych, którzy „trwają z uporem w jawnym grzechu ciężkim”.

Przepisy dotyczące sprawowania Eucharystii
Papież pisze w encyklice: „Nikomu nie można zezwolić na niedocenianie powierzonej nam tajemnicy: jest ona zbyt wielka, ażeby ktoś mógł pozwolić sobie na traktowanie jej wedle własnej oceny, która nie szanowałaby jej świętego charakteru i jej wymiaru powszechnego”.
Wynikają z tego pewne przepisy, do których musimy się stosować. Oto niektóre z nich:

  • Kościół poleca wiernym, by przyjmowali Komunię świętą, gdy uczestniczą w celebracji Eucharystii. Zobowiązuje ich do tego przynajmniej raz w roku (na Wielkanoc – 3 przykazanie kościelne)
  • Tylko kapłani ważnie wyświęceni mogą przewodniczyć Eucharystii i konsekrować chleb i wino, aby stały się Ciałem i Krwią Chrystusa. Zaleca się, aby kapłan w miarę możliwości codziennie sprawował Eucharystię.
  • Ołtarz ma być nakryty przynajmniej jednym białym obrusem. Na ołtarzu lub obok niego na czas każdej celebracji stawia się przynajmniej dwa świeczniki z zapalonymi świecami; może ich być więcej: cztery lub sześć, zwłaszcza w niedzielę albo obowiązujące święto lub, gdy celebruje biskup diecezjalny, siedem.
  • W niektórych przypadkach dopuszcza się przyjmowanie Komunii pod obiema postaciami (chleba i wina). Zgodę taka wydaje biskup. Krew Pańską można spożywać albo pijąc bezpośrednio z kielicha, albo przez zanurzenie Hostii w kielichu, albo za pomocą rurki lub łyżeczki.
  • Zgodnie z tradycyjnym zwyczajem Kościoła i ze względu na znaczenie symboliczne mensa ołtarza stałego winna być kamienna i to z kamienia naturalnego. Za zgodą Konferencji Episkopatu można też użyć innego materiału wartościowego, trwałego i odpowiednio obrobionego.
  • Bezpośrednia służba przy ołtarzu zastrzeżona jest dla mężczyzn
  • Zaleca się znieść zwyczaj rezerwowania miejsc siedzących dla niektórych osób prywatnych
    Istotnymi znakami sakramentu Eucharystii są pszenny, niekwaszony chleb i wino gronowe bez jakichkolwiek dodatków obcych substancji.

  • Naczynia liturgiczne należy wykonywać ze szlachetnego metalu. Jeśli zostały wykonane z metalu ulegającego korozji lub mniej szlachetnego od złota, winny być zasadniczo wewnątrz pozłocone.
  • Naczynia liturgiczne mogą być (po uzyskaniu zgody Stolicy Apostolskiej) wykonywane także z innych materiałów trwałych i takich, które w powszechnym przekonaniu danego kraju są materiałami szlachetnymi, np. z kości słoniowej lub z jakiegoś twardego drewna.
  • Eucharystii nie można udzielić osobie, która nie byłaby ochrzczona lub która odrzucałaby prawdę wiary o tajemnicy Eucharystii.
  • Ze względu na różnice w rozumieniu tego sakramentu nie wolno nam przyjmować Komunii Św. w kościołach protestanckich powstałych w wyniku Reformacji (np. w Anglii). Dopuszczalne jest to natomiast w kościołach prawosławnych.

    Za podsumowanie tego tekstu niech posłużą słowa Papieża, który tak kończy swoją encyklikę: „Eucharystia jest wielką tajemnicą, która z pewnością nas przerasta i wystawia na wielką próbę zdolność naszego rozumu do wychodzenia poza pozorną rzeczywistość. Tutaj nasze zmysły niedostają…”

    Encyklika (z greckiego „okólny”), orędzie, list otwarty papieża do biskupów Kościoła katolickiego (i wiernych) jednego lub wszystkich krajów, dotyczący ważnych problemów (doktryny, obyczajów lub organizacji). Współcześnie szczególne znaczenie mają encykliki formułujące społeczną naukę Kościoła.

    Mirek Grodzki

    P.S. Dla podniesienia rangi tego Sakramentu przyszły rok będzie ogłoszony przez Papieża Rokiem Eucharystii.

    Biografia:
    1. Encyklika „Ecclesia de Eucharistia” Ojca Świętego Jana Pawła II
    2. „Ogólne wprowadzenie do mszału rzymskiego”
    3. Katechizm Kościoła Katolickiego 1322 -1419

    Andriej Rublow, Trójca ŚwiętaFragment Encykliki „Splendor architektury i mozaik na chrześcijańskim Wschodzie i Zachodzie jest powszechnym dziedzictwem wierzących i niesie w sobie życzenie, powiedziałbym rękojmię, upragnionej pełni komunii w wierze i w celebracji. Zakłada to i wymaga, aby Kościół był głęboko «eucharystyczny» – jak na słynnej ikonie Trójcy Świętej Rublowa, na której dzielenie się tajemnicą Chrystusa włamanym chlebie jest jakby zanurzone w niezgłębionej jedności trzech Osób Boskich – czyniąc samego siebie «ikoną» Trójcy Świętej”.

Czytając „CZUWAJ” – czerwiec 2004

Już sama okładka przykuwa dużą uwagę: „Odżywianie – to też może być problem”, ale o tym możemy poczytać sobie w kompendium biologicznym, idziemy dalej…nie widzę nic, na czym mogłabym na dłużej zawiesić oko…

Niby coś jest! – „Deklaracja ideowa ZHP”, „Dzień Matki”, „Obóz”.
Jest „MS Obóz 2004”. Ależ ja to skądś znam. Sam autor artykuł jest mi dobrze znany… „…Japońska wersja językowa”! Hello! To o nas. Każdy kto załapał się na ostatni „Przeciek” miał okazję przeczytać artykuł Mirka, dlatego oszczędzę wam ponownej jego recenzji.

Przewracam kolejne kartki „Czuwaj(a)”, moim oczom ukazują się kolejne artykuły jedne bardziej, drugie mniej (dla mnie) interesujące. TAK, to jest to! „KONFLIKT W HUFCU”. to temu artykułowi poświęcę swoją dzisiejszą notkę.
No to START!

Autor w drobiazgowy sposób napisał co to jest konflikt, jakie są jego etapy i wreszcie czy da się go rozwiązać?. Duże wrażenie zrobiło na mnie profesjonalne podejście do tematu, widać, że autor porządnie się przygotował przed napisaniem artykułu. Wybrał też intrygujący tytuł, budzący zainteresowanie i chęć przeczytania tekstu.
W artykule przytoczone są trzy, najczęściej występujące przyczyny konfliktów.
Po pierwsze z konfliktem mamy „do czynienia, gdy następuje starcie dwóch różnych wizji jednego przedsięwzięcia. Innym powodem jest sytuacja w której z jednego dobra korzystała więcej niż jedna osoba, czy grupa. Zaś po trzecie, konflikt następuje „gdy wykonanie zadania przez jedną osobę, zależy od efektu pracy innej osoby”. Takich przyczyn naprawdę jest wiele…i co jest zaskakujące często bywają to rzeczy wręcz banalne.

Ciekawe jest także to, że konfliktu nie zawsze likwiduje usunięcie jego przyczyny, często w pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, że nie mamy pojęcia z jakiego powodu zaczął się spór.

Z artykułu wynika, że to od „instruktorów pełniących służby kierownicze” zależy przebieg konfliktu, czy zakończy on się pozytywnie, czy też odwrotnie. Jak oni nim pokierują, taki będzie jego skutek. Rzeczą oczywistą jest, że najlepiej by było, gdyby tych pierwszych było więcej, jednak nie zawsze jest tak, jak być powinno!
A w takich sytuacjach dobrze jest wiedzieć, jak sobie z nimi radzić, opanować, czy też całkowicie zapobiegać, chociaż, konfliktów nie unikniemy, choćbyśmy nie wiem jak się starali. Jest to rzecz tak oczywista, jak słońce wstające codziennie o świcie. Zapobiec – nie, ale opanować – tak.

Autor rozważa zaledwie kilka metod opanowywania konfliktów, uważając przy tym, że jest ich znacznie więcej: „tak jak wiele istnieje przyczyn konfliktów, tak samo dużo jest metod ich rozwiązywania”.

1. Podejście do konfliktu z zamiarem przekształcenia go we wspólny problem, który
trzeba razem rozwiązać.
Jest to metoda, przy której wina nie leży po żadnej stronie, nikogo nie można nią obarczać a zaistniały konflikt. Chodzi o to, aby znaleźć wspólne wyjście z sytuacji nie idąc przy tym na kompromis z żadną ze stron. „Po prostu odgrodzić się od przeszłości” i stworzyć nowe rozwiązanie…

2. Znalezienie kompromisu, a samo słowo mówi już dużo: kompromis= obopólne
zadowolenie (przynajmniej jako takie). Jednak należy mieć na uwadze, że „trzeba z czegoś zrezygnować, na rzecz czegoś” i wtedy nie będzie tego 100% zadowolenia

3. Kolejną metodą może być stłumienie konfliktu, jak? „przez stworzenie sytuacji
konieczności podporządkowania się”. Jednak to nie jest najlepsza metoda, gdyż jak
sama nazwa mówi, nie prowadzi ona do zakończenia konfliktu, lecz jedynie do jego stłumienia.

4. „Wprowadzenie do konfliktu osoby „trzeciej”,

5. „Stworzenie sytuacji w której konieczna będzie współpraca zwaśnionych stron”,

6. „Odwracanie uwagi od konfliktu przez aktywizowanie innymi zajęciami”,

7. „Wybór odpowiednich szefów”
Autor podkreśla to, aby nigdy nie bagatelizować konfliktów, aby także nigdy nie dopuścić do sytuacji, w której konflikt zostanie zignorowany, ponieważ to tylko pogorszy sytuację pomiędzy danymi środowiskami.

Na końcu swojej recenzji pozwoliłam sobie umieścić kilka ciekawszych fragmentów z artykułu hm Mirosława Laskwoskiego, a oto i one:

FAZY ROZWOJU KONFLIKTU
I – pojawia się przedmiot sporu
II – zastaje naruszona równowaga stosunków między osobami
III – ujawniają się inne (wcześniej tłumione) powody wejścia w spór
IV – pogłębia się nieporozumienie
V – druga strona wydaje się z gruntu zła
VI – zarzuty przyjmują osobisty charakter
VII – konflikt uniezależnia się od pierwotnego przedmiotu sporu

Negatywne konsekwencje konfliktu:
– obniża się poziom realizacji celów
– pogarsza się poziom integracji zespołu i współpracy między jego członkami
– tracimy energię, którą można poświęcić na realizację zadań
– pogłębiają się różnice między ludźmi
– nie kontrolujemy stanów emocjonalnych

Ale konflikty mogą mieć również pozytywne skutki… Nie wierzycie? Sami się zobaczcie:
– osiągnięcie przez każdą ze stron silniejszej świadomości swojej tożsamości
– wzrost poziomu motywacji i energii ludzkiej, który można wykorzystać pożytecznie do realizacji zadań
– wymuszenie określania swoich stanowisk, formułowania poglądów, wysuwania argumentów, a co za tym idzie – coraz lepsze zrozumienie własnego stanowiska

Patrycja

Zmarł Ronald Reagan

Dzisiaj (5 czerwca 2004 – przyp. Redakcji) zmarł Ronald Reagan. Pamiętam plakaty z kowbojem trzymającym w obu rękach pistolety i twarzą prezydenta Stanów, pokrywające polskie miasta w czasie stanu wojennego wprowadzonego w 1981 roku. Była to reakcja władz na sankcje gospodarcze wprowadzone w odpowiedzi na stan wojenny.

Reagan wiedział, że ten nieludzki system można pokonać wzmożeniem wyścigu zbrojeń, sankcjami gospodarczymi, krótko mówiąc pieniądzem.

Późniejsze lata pokazały, że miał rację. Amerykańskie pieniądze, słowa otuchy i odwiedziny Jana Pawła II, działalność KOR-u, fala strajków, a także zdecydowana postawa polskiego społeczeństwa, czyli odrzucenie listy krajowej w wyborach 4 czerwca 1989 roku przyniosły efekty. Żyjemy w wolnym kraju, jesteśmy równoprawnym członkiem Unii Europejskiej, swój parasol ochronny roztacza nad nami NATO. Nasz los zależy od nas.

Czy wszyscy rozumieją te przemiany? Trzeba niestety odpowiedzieć: nie!
Trwa anemiczna kampania wyborcza do parlamentu europejskiego. Na plakatach pokrywających nasze miasta pojawiły się nowe twarze. Obok paru znanych pojawili się kandydaci z partii głoszących hasła populistyczne, ludzie nie legitymujący się ani wykształceniem, ani znajomością języków obcych, ani doświadczeniem w działalności politycznej. Pojawili się także znani działacze, znani głównie z tego, że troszczą się o swoje dochody i o swoją partię, głoszącą „jedynie słuszne poglądy”.

Co zatem należy uczynić?
Przede wszystkim iść do wyborów w dniu 13 czerwca. Oddać głos na wykształconych patriotów, zablokować tym samym miernoty, plakatujące ulice swoimi podobiznami. Nie pójście do urn wyborczych oznaczać będzie zgodę na wysłanie na międzynarodowe forum najgorszej z możliwych reprezentacji Polski.

Obawiam się, że ten najgorszy z możliwych scenariuszy stanie się faktem.

Czy Polak zawsze musi być mądry po szkodzie?
„Ja tam się polityką nie interesuję”. Kiedy słyszę takie oświadczenia z ust kobiet, patrzę na kolor włosów…. U mężczyzn brzmią one zgoła głupio. Przecież polityka to sposób organizowania społeczeństwa, prowadzenia go w przyszłość według określonego modelu.

Czy może być obojętne kto będzie nami rządził? Efekty takiego rozumowania widzieliśmy w trakcie rządów geniusza męskości, Leszka Millera i jego kolegów (może lepiej napiszę „kolesi”).

Przyrzekaliśmy służyć Bogu i Polsce!
NO TO SŁUŻMY !!!

Wasza Biała Sowa

P.S. Od Redakcji:


Plakat wyborczy „Solidarności” z 1989 roku.
Czyżby aluzja do plakatu wspomnianego w tekście?

Szczyt Szczytów

27 dzień kwietnia, Warszawa w przededniu najazdu antyglobalistów. Rano pojechałam do szkoły wcześniejszym autobusem, spodziewając się komplikacji komunikacyjnych ale… nic się nie działo. Dosłownie.

Miasto niemal wymarłe, gdzieniegdzie tylko przemyka jakiś samochód, robotnicy zabijają wystawy sklepów dechami. I tylko policji wszędzie tyle, co na pierwszego maja w 1975… Wszyscy z pałami operacyjnymi. Jakieś obrazki z ich udziałem? Przed mostem Poniatowskiego na przystanku koło stadionu stoi radiowóz. Obok czterech policjantów intensywnie przystosowuje do użycia nowy ekwipunek – tzn. wciąga sznurówki w buty. Obrazek drugi: kolejna grupka stoi pod metrem koło SGH i gapi się na panienki, niemrawo stosując upośledzone techniki podrywcze (może jakby mieli furę to szłoby im lepiej bo tak od razu z pałą…). Tuż obok na chodniku niemal widoczne ślady rycia, po tym, jak studenci wychodząc z metra stają jak wryci. Powód? Na teren uczelni, przez który dziennie przewija się średnio jakieś 5000 ludzi, można wejść tylko za okazaniem legitki. Efekt? Kolejka jak za Gierka, aż do metra. Na szczęście wszyscy mają legitymacje bo te nowe porządki były już wczoraj. Po wejściu do gmachu głównego kolejna niespodzianka, pasująca do całego ogólnego wystroju miasta jak glany do sukienki ślubnej: kartka na drzwiach dziekanatu głosi, że Jego Łaskawość pan rektor ogłasza godziny rektorskie. W czwartek od 17.00 do końca dnia. Dzięki, łaskawco. Ciekawe, czy ktoś w ogóle będzie na uczelni do 17…

Siedząc na rosyjskim, kiedy przez półtorej godziny gapiłam się przez okno na Pola Mokotowskie jakby to był co najmniej Zakazany Las (Harry Potter the best) i niewiadomo jakie miały się stamtąd jutro wynurzyć, przyszło mi do głowy, że robi się nie na żarty nie wesoło. Zabijanie okien dechami w centrum miasta kojarzy mi się jakoś bardziej z przygotowaniami na odparcie ataku ruskiego wojska a nie pokojową demonstracją. Ponieważ nie miałam za bardzo innego wyjścia, w środę rano udałam się na uczelnię na ćwiczenia ze statystyki (jeśli ktoś musi się tego uczyć, na pewno świetnie rozumie, że nawet spuszczenie na miasto bomby atomowej na miasto to za mały powód, żeby nie iść na zajęcia). Strategicznie założyłam obuwie sportowe (łatwiej w nim uciekać w razie zadymy) i wyruszyłam pół godziny wcześniej. Na mieście pełno policji a poza tym – nikogo na ulicach. W metrze totalne pustki. Efekt był taki, że na uczelnię dotarłam godzinę wcześniej. Po zajęciach też wróciłam bez przeszkód, za to w rekordowym tempie. Przez resztę dnia zakuwałam do egzaminu z historii, słuchając radia, z wytęsknieniem czekając na informację, że zaczęła się rozróba (wówczas pan rektor ogłosiłby, że mamy wolne i że nie muszę ryć historii, tylko iść się poopalać). Doczekałam się jedynie informacji, że kaczka z Ogrodu Saskiego z kaczętami poszła na spacer koło Grobu Nieznanego Żołnierza i że dwa kaczaki wpadły do studzienki i zostały uratowane dzięki brawurowej akcji policji. I wtedy zrozumiałam, że z rozróby nici i że lepiej na serio zabrać się za historię.

Czwartek miał podobny przebieg – demonstracja miała charakter majówki, nie zdemolowano nawet żadnego kosza na śmieci. Jakieś pokazy artystyczne, śpiewanie, słonko świeci, ludzie chodzą na spacer pooglądać demonstrantów w ramach spaceru. A w radiu mówią, że to prawdopodobnie warszawskie kulturalne wydarzenie roku. Dotarło do mnie, że ze spodziewanej zadymy nici i z godzin rektorskich podczas mojego egzaminu też nici.
W piątek, zamiast spodziewanego obrazu zniszczeń godnych armii czerwonej, w Warszawie zastałam kolejny dzień spokoju (czy ktokolwiek z was kiedykolwiek słyszał własne kroki idąc Marszałkowska o 12.30?!). Niektóre dykty z okien były już pozdejmowane a słonko świeciło, zapowiadając piękny majowy weekend. Uroczo. Dykty i styropian z zabezpieczeń pewnie trafią do schronisk dla zwierzaków, jeden z pożytków szczytu.

Na egzamin dotarłam bez problemów, nieco większym problemem było jego zdanie, skończyło się dobrze – 3,5.

Ola Kasperska

Czytając „CZUWAJ” – kwiecień 2004

Przeglądając kolejny (4) już numer „Czuwaj” natknęłam się na artykuł: „SIEDEMNASTOLATKI- szukanie drogi” myślę, że zainteresuje, a bynajmniej powinien on zainteresować wielu młodych ludzi, którzy dopiero co wchodzą w świat wędrowniczy i często zadają sobie pytanie: Co dalej?

Autorka tekstu, (jak sądzę po licznych obserwacjach) przedstawia nam trzy „tendencje charakterystyczne dla tego wieku”.
I. Wiek wielkiej energii i wielkich możliwości
„Otóż po pierwsze wiek lat nastu to okres, w którym najczęściej zaczynamy swoja karierę instruktorską, zostajemy drużynowymi, zaczynamy udzielać się w szkole, działamy bardzo mocno w szkole (np. w samorządzie). To czas buntu, ogarniający wszechmocy, inicjatywy. Nadchodzi wybór drogi, którą chcemy podążać. Ta nasz pierwszy ważny wybór – najpierw szkoła (po gimnazjum), potem decyzja: tak, chcę być kimś, przecież jestem już prawie dorosły.
To wiek, w którym możemy przenosić góry, reformować hufiec, drużynę (no, starsi stażem i wiekiem druhny i druhowie, czy nie przypominacie sobie tych czasów?), zmieniać świat. Oprócz tego mamy wielkie zapasy energii, ale umiemy ją wykorzystać tylko w jednym kierunku. Ci bardziej zaangażowani kierują ją na harcerstwo. Oj, jak często zapominamy o szkole, a mama ciągle powtarza, że dom to nie hotel (czyż nie przypomina naszej codzienności :o)). Czujemy się odpowiedzialni, chcemy aby nasze działania były widziane” i dostrzegane na każdym kroku. Jest to okres, kiedy lubimy dużo działać.
„ Kiedy mamy naście lat, to czasem nie respektujemy powiedzenia: „mierzy siły na zamiary”. Nasze poczynania, mimo że przynoszą efektywne rezultaty, często balansują na ostrzu noża, a odpowiedzialność i rozwaga przychodzą po fakcie. To nie jest takie złe, każdy medal ma dwie strony. To tylko (ale mi się podobają te słowa) skutek uboczny naszej euforii i dążenia do celu. Z upływem czasu proporcje pomiędzy szaleństwem a rozwagą wyrównują się.
To było pierwsze zjawisko zaobserwowane przez autorkę, nie wiem jak wy, ale ja czytając to widzę pewną dobrze znaną mi osobę:-)
II. Harcerstwo „nowych” ludzi.
„Drugim zjawiskiem które warto obserwować, jest odkrywanie harcerstwa przez tzw. nowych ludzi.” Nowa krew z naszych szeregach… jak dumnie to brzmi:-) bywa tak, że ludzie w wieku wędrowniczym wstępują do ZHP, ucząc się wszystkiego od nowa, poznając wszystkie tajniki tej organizacji. Inne jest podejście „nowego” niż tego, który jest związany z ZHP od zucha. „Nowy wędrownik będzie podchodził do pewnych spraw z dystansem, będzie racjonalnie oceniał fakty, a część rzeczy będzie dla niego po prostu nowa. Czasem musi się nauczyć w rok tego, co inni poznają od kilku lat”.
Wg mnie jest to super sprawa, a nigdy nie jest za późno, aby zastać harcerzem:-) Ludzie wstępujący w tym wieku do DW mają pełną świadomość tego, co chcą robić. Nawet sama praca w takiej drużynie jest pewnego rodzaju sprawdzeniem się, chociażby praca z rówieśnikami, na stopie partnerstwa…wiemy, czego się po sobie spodziewać, jak potrafimy porozumieć się z innymi, często jest to pierwszy krok w dorosłość, usamodzielniamy się…takie relacje pomagają nam w późniejszym dorosłym życiu, gdzie nie da się ukryć rozmowa i otwartość jest na porządku dziennym (przynajmniej powinna być), tutaj możemy się tego nauczyć.
III. A jednak inna droga.
„Trzecie, już ostatnie (zaproponowane przez tę druhnę) zjawisko, problem odchodzenia ludzi z ZHP w wieku nastu lat”. Mowa jest o ludziach, którzy wybrali inną drogę, którzy nie do końca spełnili się w „roli” harcerza, („może nie widziały drogi rozwoju w ZHP, a może już spełniły swe zadanie?”). Jednak w których to harcerstwo tkwi (przecież „harcerzem jest się przez całe życie”). Nadal utrzymują kontakty ze swymi drużynami, można liczyć na ich obecność podczas jakiś uroczystości, imprez harcerskich. Są to ci, którzy dobrowolnie opuścili szeregi ZHP.
Jednak „pamiętajmy, że każdy ma wolną wolę, a harcerstwo jest dobrowolne, powinniśmy dążyć do samorozwoju, a to, na jakim polu, zostawiamy każdemu do wyboru”.
Jak już jesteśmy przy tym temacie, to chciałabym dorzucić swoje trzy grosze. Otóż ja dodałabym jeszcze jedną, IV „tendencję”, która niejako łączy się z III. Chodzi o ludzi występujących z kręgów ZHP, mających niejednokrotnie (nazwijmy to) na celu odizolowanie się od tego środowiska, tej instytucji. Często takie decyzje kończą się zejściem na złą drogę. Tacy ludzie tak naprawdę sami nie potrafią znaleźć swojego miejsca. Robią to pod wpływem emocji, chwil, które są przecież czymś nagłym, nieprzemyślanym…
Mimo mojego krótkiego stażu w ZHP miałam okazję obserwować tę tendencję. Mam głównie na myśli pewną sytuację, rozmowę, w której było mi dane uczestniczyć. Pewna druhna stwierdziła, że ma już dosyć tych samych twarzy, ludzi, harcerstwo ją nudzi, te ciągłe zbiórki (nie chcę już gorzej się wyrażać, mocniejsze słowa zachowam dla siebie) i po prostu, tak nagle przestała przychodzić na zbiórki. Ciekawi mnie tylko to, dlaczego z nikim o tym nie porozmawiała, co ją trapiło, w czym jest rzecz. Nie rozumiem zachowania, gdy ktoś robi dobrą minę do złej gry. Zapytana o cokolwiek związanego z ZHP, odpowiadała bardzo dobrze, niby wszystko jest ok. Doszłam do bardzo przykrych wniosków, niektórym zależy tylko na materialnych „zdobyczach”, funkcjach, a jak już to osiągną to zastawiają to, odchodzą. Chyba nie tędy droga.
Oczywiście są to na szczęście wyjątki i oby takich było jak najmniej.
Pozwoliłam sobie na nutkę własnych refleksji…
A teraz myślę, że ten artykuł pozwoli zarówno tym „nowym” jak i wszystkim pozostałym harcerzom, którzy są na etapie przejścia w ten kolejny „dorosły” pion – jakim jest wędrownictwo na chwilkę przemyśleń i odpowiedź na te nurtujące wielu z nas pytanie i wreszcie wyboru tej właściwej drogi…której nie będziecie musieli żałować, czego życzę Wam z całego serca.
PZ

Biała Sowa w Europie

Piszę te słowa na kilka godzin przed wejściem Polski do Unii Europejskiej.
Pamiętam słowa Papieża Polaka: ” Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej”. Czy cieszyć się, czy smucić? Przykro mi, że posłowie Ligi Polskich Rodzin opuścili zebranie posłów i senatorów zorganizowane w przededniu tego ważnego wydarzenia.

Chcieli tym aktem wyrazić swój sceptycyzm. Często zastanawiałem się; co będzie lepsze dla mojego państwa? Czy samotnie borykać się z przeciwnościami, czy włączyć się do organizującej się społeczności europejskiej?
Zastanawiałem się krótko, bo odpowiedź nasuwa się sama. Samotnemu zawsze wiatr w oczy, a w zespole raźniej.

Czy moje przypuszczenia okażą się słuszne? Pożyjemy, zobaczymy. Ja wiem jedno. W krajach Unii nie będę się czuł przyjezdnym z kraju drugiej kategorii. Będę szedł przejściem dla obywateli Unii z podniesioną głową. Oto jestem synem kraju, który wbrew zakusom wszystkich sąsiadów i nie tylko (z Tatarami nie sąsiadowaliśmy nigdy, ze Szwedami przez Bałtyk, tak), mimo 123 letniej niewoli, politycznego niebytu, odrodził się jak feniks z popiołów w roku 1918.

Po dwudziestu latach samodzielności, osamotniony uległ hitlerowskiej przemocy, by odrodzić się w 1945, a na dobre w 1989 roku. Ostatni obcy żołnierze opuścili mój kraj w 1993 roku.

Wystarczyło 11 lat niepodległości, by otrzymać szansę równego wśród równych. Malkontentom mogę powiedzieć jedno: masz szansę! Czy ją wykorzystasz? To zależy głównie od ciebie. Czy chodzisz do szkoły, by chodzić?, by spędzić czas? a może chodzisz do szkoły, by w oparciu o zdobytą wiedzę być lepszym od innych, być najlepszym?!
W jakich językach potrafisz się porozumieć? Nie mówię tu a angielskim, bo dzisiaj to już nie język obcy, to normalny język średnio wykształconego człowieka na całym świecie! Co z niemieckim, włoskim, francuskim, hiszpańskim, rosyjskim?

Czy spędzasz czas czytając, kształcąc wyobraźnię, czy marnujesz czas oglądając ciąg obrazów w swoim telewizorze, czy w grach komputerowych? Czy tracisz czas na wątpliwej jakości imprezach, czy jako instruktor uczysz się trudnej sztuki kierowania zespołami ludzkimi, jakże przydatnej przyszłym dyrektorom i kierownikom? Pomyśl! Naprawdę warto!

Polska wchodzi do Unii, Leszek Miller i jego ekipa odchodzą z Rządu Rzeczypospolitej. Już pojutrze ich ławy rządowe będą puste.

Reprezentanci koalicji SLD i UP, na których oddało głosy 41% uprawnionych do głosowania, zawiedli społeczeństwo. Szkoda, że to co było oczywiste dla mojego środowiska, że głos oddany na tych ludzi jest głosem zmarnowanym, dotarło do wyborców tak późno.

Szkoda, że zmarnowano dwa lata na psucie reformy zdrowia i oświaty, na niszczenie korpusu służby cywilnej, manipulowanie przy ustawie o radiofonii i telewizji, na epatowanie społeczeństwa pustymi gestami. Partia władzy pokazała swoją prawdziwą twarz. Szydło skrajnego egoizmu, prywaty i pospolitych przestępstw wyszło z worka obietnic.
Chciałoby się krzyknąć wielkim głosem WIWAT WOLNE MEDIA!!! To ich zasługą jest ukazanie prawdziwego oblicza rządzących.

Jesteś, lub wkrótce będziesz wyborcą. Nie daj się oszukać pięknym, lecz pustym hasłom. Przypatruj się kandydatom do Sejmu i Senatu. Bądź mądry przed szkodą!

Wasza, już we Wspólnocie Europejskiej, ale zawsze polska,
Biała Sowa

Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej [Pohukiwania Białej Sowy]

Piszę te słowa na kilka godzin przed wejściem Polski do Unii Europejskiej.
Pamiętam słowa Papieża Polaka: ” Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej”. Czy cieszyć się, czy smucić? Przykro mi, że posłowie Ligi Polskich Rodzin opuścili zebranie posłów i senatorów zorganizowane w przededniu tego ważnego wydarzenia. Chcieli tym aktem wyrazić swój sceptycyzm. Często zastanawiałem się; co będzie lepsze dla mojego państwa? Czy samotnie borykać się z przeciwnościami, czy włączyć się do organizującej się społeczności europejskiej?
Zastanawiałem się krótko, bo odpowiedź nasuwa się sama. Samotnemu zawsze wiatr w oczy, a w zespole raźniej.
Czy moje przypuszczenia okażą się słuszne? Pożyjemy, zobaczymy. Ja wiem jedno. W krajach Unii nie będę się czuł przyjezdnym z kraju drugiej kategorii. Będę szedł przejściem dla obywateli Unii z podniesioną głową. Oto jestem synem kraju, który wbrew zakusom wszystkich sąsiadów i nie tylko (z Tatarami nie sąsiadowaliśmy nigdy, ze Szwedami przez Bałtyk, tak), mimo 123 letniej niewoli, politycznego niebytu, odrodził się jak feniks z popiołów w roku 1918.
Po dwudziestu latach samodzielności, osamotniony uległ hitlerowskiej przemocy, by odrodzić się w 1945, a na dobre w 1989 roku. Ostatni obcy żołnierze opuścili mój kraj w 1993 roku.
Wystarczyło 11 lat niepodległości, by otrzymać szansę równego wśród równych. Malkontentom mogę powiedzieć jedno: masz szansę! Czy ją wykorzystasz? To zależy głównie od ciebie. Czy chodzisz do szkoły, by chodzić?, by spędzić czas? a może chodzisz do szkoły, by w oparciu o zdobytą wiedzę być lepszym od innych, być najlepszym?!
W jakich językach potrafisz się porozumieć? Nie mówię tu a angielskim, bo dzisiaj to już nie język obcy, to normalny język średnio wykształconego człowieka na całym świecie! Co z niemieckim, włoskim, francuskim, hiszpańskim, rosyjskim?
Czy spędzasz czas czytając, kształcąc wyobraźnię, czy marnujesz czas oglądając ciąg obrazów w swoim telewizorze, czy w grach komputerowych? Czy tracisz czas na wątpliwej jakości imprezach, czy jako instruktor uczysz się trudnej sztuki kierowania zespołami ludzkimi, jakże przydatnej przyszłym dyrektorom i kierownikom ?
Pomyśl! Naprawdę warto!

Polska wchodzi do Unii, Leszek Miller i jego ekipa odchodzą z Rządu Rzeczypospolitej. Już pojutrze ich ławy rządowe będą puste.
Reprezentanci koalicji SLD i UP, na których oddało głosy 41% uprawnionych do głosowania, zawiedli społeczeństwo. Szkoda, że to co było oczywiste dla mojego środowiska, że głos oddany na tych ludzi jest głosem zmarnowanym, dotarło do wyborców tak późno.
Szkoda, że zmarnowano dwa lata na psucie reformy zdrowia i oświaty, na niszczenie korpusu służby cywilnej, manipulowanie przy ustawie o radiofonii i telewizji, na epatowanie społeczeństwa pustymi gestami. Partia władzy pokazała swoją prawdziwą twarz. Szydło skrajnego egoizmu, prywaty i pospolitych przestępstw wyszło z worka obietnic.
Chciałoby się krzyknąć wielkim głosem WIWAT WOLNE MEDIA!!! To ich zasługą jest ukazanie prawdziwego oblicza rządzących.

Jesteś, lub wkrótce będziesz wyborcą. Nie daj się oszukać pięknym, lecz pustym hasłom. Przypatruj się kandydatom do Sejmu i Senatu. Bądź mądry przed szkodą!

Wasza, już we Wspólnocie Europejskiej, ale zawsze polska,

Biała Sowa

Pionier – ci podobno mają najgorzej

Należę do przyjaciół hufca, jednak z chęci uniknięcia obrażeń, zarówno moich cielesnych, jak i w znaczeniu, że ktoś się na mnie obrazi, pozwolę sobie pozostać anonimowym. Korzystając z wygodnej anonimowości pozwolę sobie na całkiem szczere refleksje.

Chcę zaznaczyć, że moim celem nie jest krytyka dla niej samej, tylko zwrócenie Wam, przyjaciele, uwagi na to, na co bliżsi (harcerze z hufca) przymykają oko. Wydaje mi się, że jestem bardziej obiektywny. Teraz trzymajcie się mocno.
Jakoś tam pośrednio zostałem zaproszony na koncert w Józefowie (22 lutego – przyp. red.), co prawda nie znałem Piotrka wcale, ale zaprosili mnie przyjaciele, a im się nie odmawia. Od samego wejścia do budynku już mi się podobało- w ogóle, to nie pamiętam, kiedy byłem tam ostatnio – ponieważ, kiedy wszedłem, zajęły się mną harcerki i nie było problemu z tym, gdzie mam iść, czy coś takiego. Owe Koleżanki pokierowały mnie do szatni, potem z uśmiechem pokazały, gdzie mam iść dalej. Dostałem też kartkę z życzeniami z okazji Waszego Święta Braterstwa, chociaż myślałem, że nie zrzeszeni nie dostają.

Scenografia – pierwszorzędna gratuluję budowniczym i pomysłodawcom wybaczcie, że nie z imienia, ale nie wiem, kim jesteście. Fantastyczny klimacik wiklina, drewniane ławy, bujany fotel, herbatka, świeczki… super.
Bardzo trafione było to, że wszyscy siedzieli przy stole, co dawało przyjemne wrażenie odprężenia występujących. Jednak chyba strasznie meczące było to ciągłe wstawanie do mikrofonów i siadanie na dwie minuty. Nie mogli śpiewać przy stole? Beznadziejny pomysł? A koncert ku pamięci Osieckiej w Opolu, czy Sopocie? Tam też wszyscy artyści siedzieli przy stołach czyli da się! Pochwalić też trzeba wybór czytającego wiersze, ten druh, który siedział na fotelu ma pierwszorzędny głos. Druh „Głos” był lekko spięty, ale to przecież zrozumiałe.

Najważniejszym plusem tego wydarzenia był fakt, że mogli przyjść na nią nie tylko harcerze. To naprawdę duuuży plus, jednak zaliczyliście kilka wpadek. Niegroźnych, a jednak.
Druhu Komendancie – wydawało mi się, że skoro pozapraszano VIPów, to sprawa jest poważniejsza niż wystąpienia na forum „swoich”, gdzieś tam w hufcu. O co mi chodzi? Czy tych paru zdań powitania wypowiadanych w spotlight’cie na tle kurtyny nie można by wyrecytować z pamięci? Tylko jak ten uczniak, który zgłosił się na szkolna akademię i zapomniał nauczyć się wierszyka… z kartki… Delikatny obciach.

Nagłośnienie – zastanawiałem się, czy zasiadający „przy sterach” młody druh orientuje się w przeznaczeniu tych wszystkich pokręteł. Być może… ja nie znam się na tym zupełnie, a osąd swój opieram na wrażeniach słuchowych. Choć chłopak niepozornie wyglądał, nieźle sobie radził. Skoro już o wrażeniach mowa, to chciałbym wyrazić swój zachwyt, jeśli chodzi o dwie główne wokalistki. Rewelacja. Pozostałe dziewczęta chwilami próbowały chyba skopiować styl starszych koleżanek, a to przecież w niepowtarzalności cały urok! Na Druha_z_brodą_i_Gitarą patrzyłem niektórych podziwem, ponieważ sam nie gram na żadnym instrumencie. Jednak, kiedy w niektórych utworach śpiewał jako trzeci głos, pojawiał się dziwny efekt… Początkowo zrzuciłem to na nagłośnieniowca, ale po prostu gdzieś tam pomiędzy finezyjnymi dźwiękami śpiewu dziewcząt dało się słyszeć mniej finezyjne buczenie. Zgoda, nie jestem muzykiem. Ale skoro niefachowe ucho to wyłapało…

Dobrze już, dobrze! 🙂

No to by było na tyle, jeśli chodzi o moje subiektywne odczucia. Mimo negatywnego, chyba jednak, wydźwięku tego tekstu, uważam, że koncert się udał. Super, że nie zatrzymaliście tego wydarzenia dla siebie, jednak na drodze do ideału stanęły wam te niedociągnięcia. Nie smućcie się, bo przecież (jak mi doniesiono) harcerze są zawsze pogodni. Mam nadzieję, że nie zabraknie Wam zapału i pomysłów na podobne rzeczy. I jestem pewien, że kto jak kto, ale Harcerze nie poddają się, tylko uczą się na błędach i prą dalej.

„Wymyślcie mi jakiś pseudonim”

Czytając „CZUWAJ” – marzec 2004

Ciekawa jestem, kto czytał mój poprzedni artykuł i czy ktoś zdecydował się na ”nową prenu-meratę”? w tym numerze także pragnę podzielić się z Wami swoimi refleksjami po przeczytaniu „czuwaj”, ponownie zachęcić do jego czytania i…przedstawić kolejny artykuł, który wywarł na mnie ogromne wrażenie.

Na pewnie każdy, chociaż raz, przez chwilę zastanawiał się nad naszym wizerunkiem, nad tym, jak jesteśmy postrzegani przez innych.

„JAK NAS WIDZĄ, czyli rzecz wizerunku harcerstwa”
Z badań przeprowadzonych przez CBOS (Centrum Badania Opinii Społecznej) wynika, „że
w opinii społecznej najlepiej pomaga rodzinie w wychowaniu dzieci i młodzieży wcale nie szkoła, nie Kościół ale właśnie harcerstwo” i „nadal jesteśmy organizacją cieszącą się wielkim zaufaniem” społeczeństwa, co dla nas jako wychowawców i wychowanków powinno być motorem napędzającym do działania i starania się, aby było jeszcze lepiej.
Z tym wizerunkiem jest taka „śmieszna” sprawa. Raz mówi się o zaufaniu, wychowaniu a już za chwilkę słyszy się w mediach pogardliwe uwagi (używanie słowa harcerzyk, harcereczka) używane przez prezenterów telewizyjnych, dziennikarzy, polityków…

Zadajmy sobie pytanie, czemu tak jest?
Prawdą jest, że takie słowa często wychodzą z ust ludzi niemających najmniejszego pojęcia o harcerstwie, którzy nigdy nie byli z nim związani. Ich wiedza i myślenie na temat ZHP jest bardzo „powierzchowna, zbudowana na podstawie prostych skojarzeń, schematycznych obrazów, codziennej obserwacji: generalnie są OK., las i zabawa w podchody, biwaki i obozy, zbieranie do puszek w supermarkecie, stanie pod pomnikiem 11 listopada” czy innej równie ważnej uroczystości, na której niezbędna jest obecność harcerzy „oraz – jednak w coraz mniejszym stopniu – babcia przeprowadzana przez ulicę”.
Może należy uświadomić społeczeństwu, „że harcerstwo to coś więcej, że jego celem nie jest zabawa, przygoda, – że to są tylko narzędzia do osiągnięcia nadrzędnego celu wychowawczego.” Powinniśmy dążyć do tego, aby zmienić istniejącą sytuację, bo któż to zrobi? Autor artykułu zachęca rodziców do obserwacji swoich pociech (zuchów i harcerzy), aby nie mieli mylnych pojęć o ZHP, gdyż to od nich zależy przyszłość tej organizacji.

Przykre jest, to, że, na co dzień ludzie nas nie widzą! Zapytani o harcerzy robią duże oczy, często nawet nie zdają sobie sprawy, że na terenie ich miasta, czy gminy działa drużyna harcerska. Obserwując złe zachowanie młodzieży, ludzie często wrzucają wszystkich do jednego worka, nie wierząc w to, że wśród nich znajdują się pozytywne wyjątki.

Zastanawiając się głębiej dochodzę do wniosków, że nie ma się, czemu dziwić! Może jest to po części nasza wina – społeczeństwa, które ślepo goni za sławą, za pieniądzem, tym samym demoralizując młodzież, która się na nich wzoruje…
Takim dość pesymistycznym, ale niestety prawdziwym akcentem kończę swój komentarz.

Dh. Patrycja