Rodzaje biegów

Jak już zostało wspomniane, biegi są formą ewaluacji wiedzy, umiejętności i wychowania harcerskiego.
W zależności od przyjętego kryterium można wyróżnić kilka grup rodzajów biegów…

A. Biegi inicjacyjne.

Celem tych biegów jest z jednej strony pokazanie atrakcyjności harcerstwa w formie zabawowej, zaś z drugiej – potwierdzenie w sposób niezwykły wtajemniczenia adepta w życie harcerskie. Są to: biegi biszkoptów, po chustę i barwy, próba harcerza.

B. Biegi na stopień.

Organizuje się je dla harcerzy kończących próbę na stopień młodzika i wywiadowcy. Dla kandydatów na ćwika bieg jest trudny, najczęściej kilkudniowy, w którym uczestnik musi wykazać się mistrzowskim opanowaniem technik harcerskich oraz potwierdzeniem jakiegoś wyczynu.

C. Biegi funkcyjnych

Mogą to być biegi zastępowych, rad drużyn, przybocznych, drużynowych. Często przybierają one formę turnieju. W hufcu ZHP w Otwocku istnieje od lat tradycja jesiennego biegu dla funkcyjnych pod nazwą MORS (Marsz Otwockich Rad Drużyn Starszoharcerskich).

D. Biegi terenowe.

Występują na nich elementy atletyki terenowej, jak wspinaczka po linie, przeprawy przez rzeki i rowy, czołganie się, pokonywanie przeszkód itp. Uczestnicy muszą wykazać się znajomością przeprowadzenia pomiarów, terenoznawstwa, sygnalizacji, orientacji w terenie, znajomości przyrody. Niektóre biegi terenowe przypominają herc.

E. Zwykły bieg harcerski.

Bieg potwierdzający zdobytą wiedzę i umiejętności oraz znajomość wybranych technik harcerskich. Tradycyjnymi punktami kontrolnymi są: historia harcerstwa i tradycje drużyny, wiedza społeczna i polityczna, symbolika krzyża harcerskiego, lilijki, Prawo Harcerskie, samarytanka (pomoc przedlekarska), pionierka, łączność, terenoznawstwo, musztra itp. Do tej grupy można zaliczyć biegi kończące zdobywanie sprawności, sumujące okres pracy drużyny, przygotowujące do obozu letniego, biegi w zastępie itp.

F. Biegi specjalistyczne.

Są to biegi drużyn specjalnościowych: wodnych, łączności (łowy na lisa), konnych, ekologicznych, przyrodniczych, pożarniczych, rowerowych.

G .Biegi na orientację.

Jest to połączenie biegów terenowych z czytaniem mapy oraz orientacją w terenie. Pomysł na nie przywędrował w 1956 r. z Finlandii. Popularne pod nazwą InO (Imprezy na Orientację) mają trzy odmiany: sportową, turystyczną, rekreacyjną. Harcerze stosują formę turystyczną, gdzie czas od startu do mety jest tak dopasowany, by uczestnicy mogli spokojnie przejść trasę krokiem harcerskim (nieco szybciej od turystów) i wykonać dodatkowe zadania. Imprezy na Orientację można organizować jako: piesze nizinne, piesze górskie, kolarskie, kajakowe, żeglarskie, motorowe, narciarskie nizinne, narciarskie górskie. Ze względu na porę organizacji imprezy mogą być dzienne i nocne (Farynowski P.: InO mi się nie zgub..P H. Szczecin, 1997)

H. Biegi dopasowane do pory dnia i roku.

Są to biegi nocne, wiosenne, jesienne, zimowe (na nartach). Uczestnicy muszą być do takiego biegu specjalnie przygotowani i mieć odpowiednie wyposażenie.

hm Zbigniew Bugaj HR

Trasy biegów

Dobierając trasę biegu dąży się do tego, by czas biegu dla każdego patrolu był jak najkrótszy, by patrole nie spotykały się i nie tworzyły się kolejki przed punktami kontrolnymi. Poniżej przytoczona jest kwalifikacja tras według W. Śliwerskiego.

TRASA PROSTA

Trasa w kształcie figury geometrycznej, koła czy wieloboku. Punkt startowy i meta jest w tym samym miejscu. Zaletą takiej trasy jest nieskomplikowany przebieg imprezy.

TRASA GWIAŹDZISTA

Jeśli brakuje kadry, wówczas jeden sędzia znajduje się w centrum kilku blisko siebie położonych punktów kontrolnych. Peryferyjnie, poza punktem centralnym, organizatorzy przygotowują szereg zadań i przeszkód niewymagających obecności sędziego. Ich wykonanie można skontrolować z punktu centralnego na podstawie wykonanych zadań, szkicu, rysunku, meldunku lub innej pracy wykonanej przez patrol.

TRASA GWIAŹDZISTA ZŁOŻONA

Możliwe jest prowadzenie biegu na trzech poziomach: próba harcerza, młodzik, wywiadowca. Taka organizacja biegu wymaga licznej kadry. Stosuje się ją na obozach.

TRASA LINIOWA

Punkt startowy i meta znajdują się w różnych miejscach. Przykładem mogą być rajdy turystyczne połączone z grą harcerską oraz Rajd Arsenał. Na trasie musi być tyle sędziów, ile jest przeszkód. Biegi drużyny rozpoczynają się zazwyczaj w harcówce zaś kończą w miejscu obrzędowych spotkań i ognisk.

TRASA SZKIELETOWA (ZEGAROWA)

W biegu uczestniczy taka sam ilość patroli, ile jest punktów kontrolnych. Każdy patrol ma inną marszrutę i staruje z innego punktu. Istnieje bardzo ścisły reżim czasowy: wszyscy rozpoczynają marsz w tym samym czasie, również opuszczenie punktu kontrolnego przez wszystkie patrole musi odbywać się równocześnie. Każdy patrol otrzymuje szkic i opis trasy i musi opuścić przeszkodę natychmiast po rozkazie sędziego. Zaplanowanie z góry terminów wymarszu patroli z punktów kontrolnych może być zawodne, dlatego niezbędna jest łączność pomiędzy sędziami.

hm. Zbigniew Bugaj HR

Zanim rozpalimy ognisko

Płomień ma tę właściwość, że sprzyja wytworzeniu pogodnego nastroju, pobudza wyobraźnię, sposobi do śpiewu, dzielenia się swoimi wrażeniami i popisywania się swoimi zdolnościami.

Wyróżnić można następujące rodzaje ognisk harcerskich wewnętrzne, specjalne, środowiskowe, indywidualne, zewnętrzne, uroczyste, turystyczne, obchodu rocznic,

Miejsce na ognisko musi być odpowiednio przygotowane. Przepisy przeciwpożarowe zabraniają rozpalania ognisk w odległości mniejszej niż 150 m od lasów. Konieczne jest przygotowanie kręgu ogniskowego: wykopanie rowka w ziemi dookoła ogniska, ułożenie kręgu z kamieni lub otoczenie grubymi kłodami i tworzenie tzw. ramy. Okolice kręgu powinny być oczyszczone ze ściółki i suszu.

Do rozpalenia ognia nie używa się papieru czy środków chemicznych, jak benzyna, olej czy rozpałka do grilla. Nawet w trudnych warunkach pogodowych na rozpałkę nadaje się kora brzozowa, suche igliwie, zeschły jałowiec, głownia żywiczna (odłamana gałąź świerku, sosna wydzielająca żywicę) lub pukla drewna – ostrugana gałąź, z której strużyny nie są oderwane, wygląda jakby była otoczona żółtymi lokami.

Oto niezawodny sposób ułożenia stosu, który rozpala się od pierwszej zapałki. Nad niewielkim dołkiem ustawia się ruszt z gałązek grubości palca, na którym rozłożone jest suche igliwie. Na nim kładzie się korę brzozową, przykrytą suchymi gałązkami jałowca, gałęzią lub głownią żywiczną. Tak z lekka najeżone gałązki ugniata się gałązkami grubości palca, układając je w kształcie stożka. Gałązki opierają się na niewielkim kołku wbitym w środek. Jeśli stos budowany jest w kształcie stożka, to kołek powinien być dłuższy, powinien mieć ok. 1 m.

Następna warstwa suchych gałęzi, nieco dłuższych i grubszych, jest również równomiernie rozłożona wokół wbitego kołka. Patyki przylegają do siebie, pozostawiając szpary dla swobodnego przepływu powietrza.

Ostatnie warstwy są już ułożone z gałęzi grubszych, o średnicy do 5 cm. Opisany stożek, o wysokości 30 – 40 cm, zwie się sercem ogniska. Na nim układa się właściwy stos ogniskowy.

Ognisko należy do najbardziej obrzędowych form harcerskich. W zasadzie każdy dzień obozowy kończy się ogniskiem. Nie każde z nich musi być obrzędowe i poważne. Były naczelnik harcerzy ZHR Tomasz Maracewicz uważa, że ognisko powinno mieć tylko trzy obrzędy:

· ogień nie większy niż potrzeba i rozpalony zgodnie z zasadami ekologii i p. poż.

· dobra i mądra gawęda

· wspólny radosny i niewymuszony śpiew.

Ogniska obozowej drużyny tworzą niejednokrotnie zamknięty cykl tematyczny. Często rozważa się na nich Prawo Harcerskie.

Niektórzy znani instruktorzy opublikowali swoje gawędy o Prawie Harcerskim (Kazimierz Lutosławski, Stefan Mirowski, Wojciech Hausner). Wielu drużynowych w cyklicznych gawędach opowiada o historii i tradycjach harcerstwa, opisuje bohaterów wojny i pokoju, nawiązuje do Biblii, rozważa wybrane fragmenty Pisma Świętego.

Scenariusz harcerskich ognisk, choć organizatorzy starają się unikać szablonów, jest od lat podobny.

hm Zbigniew Bugaj HR

Niezła sztuka, taka zbiórka

Z przyjemnością przedstawiam pomysł na zbiórkę, której celem będzie umacnianie więzi w zastępie, a równocześnie też szansą na nową sprawność!

Tym razem „pobawimy się” w teatr.

Załóżmy, że mamy w drużynie 3 zastępy. Nie ma znaczenia ile osób jest w każdym z nich, ponieważ nawet trzyosobowy zastęp jest w stanie poradzić sobie z 4-osobową obsadą. Czwartego można zrobić z papieru.

Przed zbiórką

należy przygotować przede wszystkim „coś do przedstawiania”. Może to być np.: kilka fragmentów dowolnego dramatu (kolejne sceny połączą się w całość). Moim pomysł był taki: każdy zastęp losował kartkę, na której było napisane w jakich okolicznościach rozpoczyna się bajka, jaki jest, mniej więcej, jej koniec oraz jakie wątki należy wyjaśnić.

Nie można oczywiście zapomnieć o zabraniu materiałów na dekoracje. Parę arkuszy dużego papieru, flamastry, kredki, kilka par nożyczek i zszywacz szybko łączy i nie brudzi. „Narzędzia charakteryzatorskie” również będą mile widziane chociaż uważam, że wąsy z papieru są fajniejsze. Dla ułatwienia przyniosłam po jednym rekwizycie do każdej bajki: zielona czapka dla żaby, koszyczek dla Małgosi oraz czerwony czepiec dla wiadomo kogo. Dla zainteresowanych wypada mieć w zanadrzu kartki z zadaniami na sprawność aktora.

Aby wejść do „teatru”

na przedstawienie należało okazać do kontroli bilet (np.: taki jak na załączonym obrazku). Harcerze przy umownym wejściu do teatru pokazywali bilet i wpisywali się do księgi pamiątkowej umownie, bo to była ozdobiona kartka, ale od czego jest wyobraźnia. Bilet równocześnie pełnił funkcję karty do głosowania. Czyli nie zużyliśmy niepotrzebnie dodatkowego papieru do głosowania, a przy okazji w sprytny sposób zrobiliśmy listę obecnych na zbiórce harcerzy nie wyobrażam sobie na zbiórce szkolnego systemu kontrolowania obecności, nuuuuudy. Aa! Oczywiście jak głosowanie to i nagrody. Oczywiście na miarę możliwości.

No to po kolei…

– obrzędowe rozpoczęcie zbiórki – (3 min)

– wyjaśnienie, co będzie tematem zbiórki – (2 min)

– zastępowi odbierają od prowadzącego kartkę z bajką, rekwizyt oraz bilet i kartę z zadaniami na sprawność dla każdego harcerza z zastępu – (1,5 min)

– wyjaśnienie do czego służą te wszystkie papierki (rekwizyt, bilet, bajka…), że trzeba wykorzystać wszystkie informacje z kartki z bajką; że dekoracje zrobimy z tego; że charakteryzacja z tego; gdzie te wszystkie materiały będą leżeć; etc. + odpowiedzenie na wszystkie pytania harcerzy – (5 min)

– zastępy rozchodzą się w celu przygotowania dekoracji (z jak najmniejszej ilości papieru, ale jak najbardziej wyrazistej); całego przedstawienia – (10-15 min)

[w tym czasie przyboczni przygotowują miejsce, które już za chwilę będzie sceną teatru amatorskiego]

– ogłoszenie końca przygotowań, objaśnienie procedury wchodzenia do teatru: okazać bilet i wpisać nazwisko do „księgi pamiątkowej”, zająć miejsce na widowni – (3 min)

– przedstawienia kolejnych zastępów przerywane piosenkami – (15 min)

– tajne głosowanie: wychodząc z „teatru” wrzucamy do urny bilet z zaznaczonym przedstawieniem – (2 min)

– piosenka + równoczesne podliczanie głosów przez prowadzącego – (2 min)

– ogłoszenie wyników + rozdanie ewentualnych nagród – (2-3 min)

– słów kilka w ramach podsumowania – (2 min)

– obrzędowe zakończenie – (2 min)

Suma: prawie godzina zegarowa, czyli bez przesady w żadną stronę.

Życzę udanej zabawy, a przede wszystkim osiągnięcia zamierzonych celów.

1) Początek: przedstawienie zaczyna się jak znana wszystkim bajka o Czerwonym Kapturku.

Koniec: przedstawienie kończy się, kiedy Kapturek wygrywa główną nagrodę w Totolotku.

Wątki do wyjaśnienia: Skąd wzięła się buda Totolotka w tej bajce? Co z wilkiem, leśniczym i babcią? Co Kapturek zrobi z wygraną kwotą?

2) Początek: Królewicz przemierza łąkę w poszukiwaniu żaby, którą mógłby pocałować, żeby zmieniła się (ewentualnie) w piękną królewnę.

Koniec: Mniej więcej pod koniec Królewicz dostaje ofertę pracy w drukarni.

Wątki do wyjaśnienia: Co z całowaniem się z żabami po krzakach? Kto i dlaczego złożył Królewiczowi ofertę pracy? Jaki jest wspólny finał wszystkich wydarzeń?

3) Początek: Opowieść zaczyna się w momencie, kiedy znani wszystkim Jaś i Małgosia chodzą sobie, jak gdyby nigdy nic, po lesie… ale nagle zdają sobie sprawę, że się zgubili…

Koniec: opowieść kończy się sceną, w której uradowany Kłapouchy odnajduje w końcu swój ogon.

Wątki do wyjaśnienia: skąd się wziął Kłapouchy w tej bajce? Wyjaśnić zagadkę zaginionego ogona.

Funkcyjna

Mój pierwszy raz 05/2002

14.02.2002 r.

Dzisiejszy dzień w sumie nie różnił się niczym od każdego innego czwartku. Najpierw byłam w łóżku, potem w łazience, potem w kuchni, potem w pociągu, potem byłam w szkole, znowu w pociągu, chwilkę w domu, a potem na zbiórce i znowu w domu (chyba).


Ciekawszy był jednak dzień wczorajszy. Po nieudanym złożeniu podania o „upragniony” dowód osobisty i wycieczce na angielski wieczorem wreszcie usiadłam do lekcji. Trochę zaskoczyła mnie ilość materiału, który musiałam opanować, a zegar tykał i było już coraz później, a lekcji dalej mnóstwo bez kawy się nie obejdzie!!!!!!!! Po wypiciu dwóch „siekier” mogłam wreszcie normalnie popracować, a tak się złożyło, że wśród moich zadań znalazła się nieopatrznie zbiórka. Hmmmm, co tu zrobić? Długo się nie namyślając przepisałam zbiórkę z „Zuchowych Wieści” i zajęłam się szkołą. Efektem dużego poziomu kofeiny w moim organizmie był później problem z zaśnięciem, rano czerwone jak u królika oczy!

Ale była fajna zbiórka…

21.02.2002 r.

Właśnie jestem już po i chyba mam problem z gardłem. Jakoś takoś. Dziś próbowałam oswoić moje kochane zuchy z Dniem Myśli. Najpierw poznały Boden-Powella, potem przejechaliśmy na koniach cały świat wpadając do Anglii na herbatkę, do Ruskich na ogóra, spotykaliśmy bandy Chińczyków i przebiegaliśmy pod wieżą Eiffla. Niezła wycieczka!!! A później składaliśmy z papieru kwiatki do kartek na życzenia. Jeszcze sobie trochę pośpiewaliśmy i poszliśmy do domu. Kocham czwartkowe wieczory, szczególnie jak nie musze jechać do hufca, bo „zimno i pada, i zimno, i pada” (kończę, bo jadę do hufca:))

P.S. Olałam Ankę…

28.02.2002 r.

Wygrałam!!! Teraz jest 1:1. Już wyjaśniam: otóż kiedyś w grudniu byłam trochę chora i mama nie pozwoliła mi iść na zbiórkę, w efekcie Karolina musiała zrobić ją sama. W tym tygodniu też jestem trochę chora, ale bitwę o pójście na zbiórkę wygrałam- poszłam, przeprowadziłam i wróciłam-mam nadzieję, że nie bardziej chora niż byłam. Dziś na zbiórce staraliśmy się być coraz lepsi, ale niestety nie wszyscy tego chcieli. Na przykład taki Zygmunt zaczął się buntować!!! Powiedział, że już się mnie nie boi i co najważniejsze DUCHÓW też już nie.

Właśnie dziś skończył się trzeci miesiąc działania naszej gromady (czas pomyśleć o zamknięciu okresu próbnego i o jakimś meldunku). Brawo!!!

Krótkie podsumowanie:

– dzieci: są

– przyboczne: szt.1 a nie 2 jak na początku

– opiekun(ka): jeszcze jest (chociaż dziwnie mi się wydaje, że chce rzucić tę robotę)

– książka pracy: jest (nawet uzupełniona)

– kronika: wirtualna jest

– ja: chyba jeszcze żyję, ale już nie długo:)))

P.S. No nareszcie Magda urodziła!!! A myślałam, że pojedzie na kolonię z brzuchem:))) A dzidzia jest śliczna „Julia, Gabriela, 3650 g, 54 cm, rasa biała” (eto orginal news von „Szczęśliwy Tatuś”).

16.03.2002 r.

Dwie ostatnie zbiórki zakończyły naszą przygodę z Prawem Zucha. W zeszły tygodniu Karolina przeprowadziła zbiórkę o tym jak Zuch kocha Boga i Polskę, a w tym zrobiliśmy sobie powtórzenie z całego prawa w celu wyłonienia kandydatów do znaczka. Poszło całkiem nieźle i postanowiłam, że wszyscy, którzy chodzą na zbiórki dłuższy czas mogą złożyć obietnice:))) Stwierdziłyśmy, że doskonałą do tego okazją będzie zbliżająca się Marzanna, bo będzie cały szczep i w ogóle będzie fajnie :). Właśnie jesteśmy w trakcie ustalania szczegółów. A Magda już zgodziła się odebrać obietnicę!!! Jeszcze tylko tydzień. Spotkamy się za tydzień. Pa, pa.

23.03.2002 r.

Hmmm. Właściwie nie wiem czy mam się śmiać czy płakać trudno powiedzieć. Może opowiem od początku.

Chyba ciąży nade mną jakieś pogodowe fatum, bo ilekroć moja gromada ma jakieś ważne wydarzenie związane z wyjściem poza zuchówkę (np. Marzanna połączona z pierwszą obietnicą) pogoda jest taka, że… nieładna! Niestety marzannowej gry terenowej dla szczepu nie da się przenieść do szkoły, więc musieliśmy wyruszyć na trasę. Było fajnie, bo na cmentarzu spotkaliśmy harcerzy i zrobili nam zdjęcie:))). Następny punkt mieliśmy w aptece i bardzo się zdziwiłyśmy, bo dzieci pięknie zaśpiwały piosenkę bez żadnych pomyłek. Potem dostaliśmy serce druha Adama i spotkaliśmy Pająka, który zawiózł nas na miejsce zbiórki. I tu zasadniczo kończy się ta fajna część naszego wypadu, bo o godzinie, o której miała zacząć się obietnica na polanie były tylko zuchy z 3 i my. A dzieci mokre, zmarznięte i głodne. Dobrze, że w swoich szeregach mamy instruktorkę, więc chociaż miał kto poprowadzić tę uroczystość. W efekcie jak przyszli wszyscy harcerze to mi została dwójka zuchów, bo reszta pojechała z rodzicami. Potem jak zwykle kukła do wody i do widzenia, ale to nie koniec naszych przeżyć. Agnieszka, Karolina, Zygmunt, Przemek i ja chcieliśmy znaleźć się w domu jak najwcześniej, więc wpakowaliśmy się do Pająka i odjechaliśmy jako pierwsi powoził nieustraszony dh Tomasz Kępka. I właśnie wtedy przypomniało nam się, że obiecał przewieźć nas po wodzie, a wiadomo harcerz jest słowny, więc wylądowaliśmy w Świdrze. I jak wjechać tam było całkiem łatwo, tak z wyjazdem gorzej, bo trafiliśmy na niezłe błotko. Przednich kół w ogóle nie było widać, tylne wystawały do połowy. Najpierw ryknęliśmy gromkim śmiechem, a potem ogarnęło nas przerażenie. Oczywiście natychmiast telefon do druha Komendanta i błagalne: „Tomek przyjedź”. Niestety bez interwencji Pomocy Drogowej się nie obyło.

Tym oto sposobem w domu byłam jako jedna z ostatnich :((( ale za to inni nie jeździli po rzece :))).

4.04.2002 r.

Dziś postanowiłam sprawdzić jak twarde są moje dzieci i po krótkim wstępie w zuchówce wyruszyliśmy do lasu, aby tam stoczyć bitwę na śmierć i życie (ale spokojnie, nikt nie zginął!) Poszliśmy jak zwykle na naszą ulubioną polanę i tam rozpoczęłam tłumaczenie zasad „sztabów”. Dzieciaki były bardzo zadowolone i nie mogły się doczekać, kiedy będą mogły wyruszyć po chustę przeciwników. Wreszcie dałyśmy sygnał startu i poszły. Wywiązała się nie mała gonitwa: krzyki, zdzieranie „żyć” z ramion i tropienie sztabu przeciwników, no i wreszcie upragnione zwycięstwo drużyny Dawida (główny fighter). Fajnie było!!!

karolina.sluzek@zhp.otwock.com.pl

Gry terenowe

Aby gra udała się, musi być wspaniałą przygodą, jej organizator udoskonala ją i pozwala na twórczą fantazję uczestnikom. Harcerska gra musi mieć coś, co ją „poniesie” i nigdy nie wiadomo kiedy i jak się skończy. Finał powinien zaskoczyć jej uczestników i wypaść w momencie, gdy wszyscy są najbardziej rozgrzani.

Zgodnie z zapowiedzią przedstawiam opis kilku gier wymyślonych przez pierwszych harcmistrzów, które nieco zmodyfikowane, można z powodzeniem stosować dzisiaj na zbiórkach, biwakach i obozach. Aby gra udała się, musi być wspaniałą przygodą, jej organizator udoskonala ją i pozwala na twórczą fantazję uczestnikom. Harcerska gra musi mieć coś, co ją „poniesie” i nigdy nie wiadomo kiedy i jak się skończy. Finał powinien zaskoczyć jej uczestników i wypaść w momencie, gdy wszyscy są najbardziej rozgrzani. Tej „przynęty” nie może zabijać perfekcjonizm organizatora.. Marek Kamecki („Stosowanie metody harcerskiej w drużynie harcerzy”, ZHR 1997) powiada, że takiego drużynowego, który eliminuje przygodę na rzecz „przerobienia” technik harcerskich, należy przerobić na papier toaletowy.


GRY SPOSTRZEGAWCZO-OBSERWACYJNE


ODSZUKAJ I ODCZYTAJ ZAGUBIONY MELDUNEK

Ktoś wykradł meldunki i po przeczytaniu podarł i ukrył je gdzieś w pobliżu drogi (podać odcinek). Każdy z meldunków pisany był innym kolorem. Zadaniem zastępów jest odnalezienie i odczytanie meldunku. Wygrywa zastęp, który pierwszy odczyta meldunek. Odmianą gry może być zapisane polecenie, zamiast meldunku, które musi zastęp wykonać podczas dalszej zabawy.



STRAŻNICY LEŚNI I KŁUSOWNICY

Kilku kłusowników kryje się w gęstym zagajniku. Przy maskowaniu się uważają, by nie niszczyć drzew. Parę minut później wyruszają zastępy strażników leśnych w celu odszukania kłusowników. Kłusownik nie może opuszczać kryjówki. Wygrywa ten zastęp strażników, który wykryje więcej kłusowników.



ZASADZKA

Jeden zastęp kryje się w odległości 15 kroków wzdłuż wyznaczonego odcinka drogi. Drugi maszeruje tą drogą i stara się wypatrzyć miejsce zasadzki. Jeżeli tropiący zauważą zaczajonych, zatrzymują się i starają się wszystkich wyłapać. Jeżeli zaś ominą miejsce zasadzki, wówczas zaczajeni wyskakują z ukrycia z okrzykiem zwycięstwa.



HARCOWNICY

Współzawodniczące zastępy znajdują się w ukryciu w odległości ok. 50 m od siebie. Na dany znak zastępowi wysyłają naprzeciw siebie po kilku harcowników. Mogą oni przebierać się, maskować. Harcownik, który pierwszy zauważy i rozpozna przeciwnika, bierze go do niewoli. Każdy z harcowników ma przypięty numer (do czapki lub na piersi). Wywołanie numeru oznaczać będzie wzięcie przeciwnika do niewoli. Jeśli uczestnicy gry znają się, wystarczy wywołać imię.



POMOC RANNYM ZWIERZĘTOM

W zastawione przez kłusowników sidła złapało się kilka zwierząt. Każde z nich wydaje płaczliwe dźwięki. Na pomoc udają się myśliwi i uwalniają zwierzę z sideł.

Drużynowy udaje się z kilkoma (5 8) harcerzami do zagajnika, w którym w promieniu 100 150 m każdy z nich ukrywa się i na dany znak wydaje dźwięk uwięzionego zwierzęcia. W tym czasie z innego miejsca (100 200 m) co 1 minutę na pomoc zwierzętom wybiegają myśliwi. Każdy z nich nasłuchuje i stara się jak najszybciej odszukać ranne zwierzę, które – jeśli zostanie przez myśliwego zauważone – nagradza go jakimś fantem. Po zebraniu wystarczającej ilości fantów myśliwy szybko wraca do punktu startowego. Mierzony jest czas poszukiwań każdego myśliwego. Łatwo jest wyłonić zwycięzcę oraz zwycięski zastęp. Grę powtarzamy, zamieniając zastępom role, myśliwi stają się rannymi zwierzętami i odwrotnie.

Gra jest atrakcyjna, jeśli przeprowadzamy ją o zmroku.



GRY TERENOZNAWCZE



MARSZ NA PRZEŁAJ

Ze szczytu wzgórza trzeba wskazać charakterystyczny przedmiot (np. samotny dom, mostek, ciekawe drzewo) znajdujący się w odległości powyżej 300 m, który po zejściu z punktu obserwacyjnego zniknie z horyzontu widzenia. Harcerze otrzymują polecenie udania się pojedynczo w wybrane miejsce. Mierzony jest łączny czas zastępu.



PO UKRYTY MELDUNEK

Drużyna maszeruje przez las. Każdy z harcerzy gra rolę kuriera i ma zaszyfrowany meldunek. Na komendę drużynowego: „Nieprzyjaciel” wszyscy rozbiegają się i każdy ukrywa meldunek, a następnie wraca do drużynowego, który kołując oddala się. Po przejściu około 300 m mówi, że niebezpieczeństwo minęło i każdy stara się odnaleźć ukryty wcześniej meldunek. Można również zbierać meldunki ukryte przez inne osoby. Po 10 minutach drużynowy zwołuje zbiórkę i sprawdza odnalezione meldunki. Za każdy odnaleziony meldunek zastęp otrzymuje punkt, zaś za meldunek innego zastępu dwa punkty.



KTO PIERWSZY DOTRZE

Zastępy otrzymują koperty z mapą (szkicem), na której zaznaczona jest trasa. Każdy zastęp ma wyznaczoną inną drogę, lecz jednakowej odległości. Wszystkie drogi prowadzą do tego samego punktu zbornego, w którym ukryta jest chorągiewka. Wygrywa zastęp, który pierwszy dotrze na wyznaczone miejsce i odnajdzie chorągiewkę.



RÓŻNYMI DROGAMI

Dla każdego zastępu wyznacza się trasę przemarszu długości ok. 1 km, zbieżną na końcu i zaznaczoną na szkicu. Każdy z zastępów pokonuje wyznaczoną trasę i przygotowuje po drodze zadania do wykonania dla innego zastępu. Przy redagowaniu polecenia musi wziąć pod uwagę fakt, że drugi zastęp będzie się poruszał w przeciwnym kierunku. Po dojściu do celu zastępy odpoczywają spożywając posiłek i zamieniając się trasami. W drodze powrotnej każdy zastęp szuka listów i wykonuje zawarte polecenia. Zwycięzcą będzie zastęp, który wykona wszystkie polecenia i sam wymyśli najciekawsze i najdowcipniejsze zadania dla innych.



PODCHODY



WILKI I SARNY

Jeden zastęp to wilki, pozostałe są sarnami. Sarny kryją się w oznaczonym odcinku lasu, a wilki na dany znak wyruszają na łowy. Sarna złapana (której zerwano szarfę) odpada z gry i udaje się na miejsce zbiórki. Sarny mogą uciekać do najbliższego gospodarstwa gajowego, gdzie będą bezpieczne, zaś wilki nie mają tam wstępu. Do gajówki nie mogą wejść sarny upolowane. Zwycięża wilk, który upoluje najwięcej saren, oraz zastęp saren, z którego najwięcej uratuje się ucieczką do gajowego. Zaleca się zamianę ról.



WILCZYM SZLAKIEM

Po drodze o szerokości ok. 30 m i długości 100 150 m biegają wilki. Inne zwierzęta muszą przedostać się niezauważone na drugą stronę drogi. Jeden zastęp przyjmuje rolę wilków, pozostałe grają role małych bezbronnych zwierząt: zajączków, saren, owieczek. Na dany znak zwierzątka przystępują do skradania się na drugą stronę zarośniętej różnymi krzewami drogi. Zwierzę zauważone musi oddać swój identyfikator. Zwycięża zastęp, z którego najwięcej zwierząt przejdzie na druga stronę drogi. Wilk, który zdobędzie najwięcej identyfikatorów, będzie zwycięzcą.



WALKA O SZTANDAR

W lesie w odległości 500 – 600 m od siebie znajdują się dwa nieprzyjacielskie obozy. W każdym obozie przechowywany jest sztandar (flaga lub płótno) zawieszony na wysokości, z której można po niego sięgnąć. Posterunki wartownicze są rozstawione w odległości co najmniej 50 m od sztandaru. W chwili rozpoczęcia gry z każdego obozu udają się zwiadowcy do obozu przeciwnika w celu zdobycia sztandaru. Wartownicy i zwiadowcy mogą wyeliminować członków obozu przeciwnego poprzez zerwanie szarfy z wełny. Zawiadowcy, którym udało się wejść na teren obozu przeciwnika, zabierają sztandar i próbują go przenieść na teren własnego obozu. W razie, gdy zostaną schwytani, dostaną się do niewoli, muszą oddać sztandar. Zwycięża zespół, który w chwili zakończenia gry posiada dwa sztandary.



OBRONA LINII KOLEJOWEJ

Droga o długości ok. 500 m jest ochraniana przez chodzące po niej patrole oraz posterunki ukryte w odległości 30 40 m. Na umówiony sygnał w kierunku drogi udają się partyzanci w celu umieszczenia na niej ładunków wybuchowych. Partyzanci mogą być schwytani przez ochronę na drodze lub w lesie. Na dowód wyeliminowania z gry schwytanych przeciwnik zrywa z nich szarfę lub opaskę. Partyzanci, którzy dotarli do drogi (linii kolejowej), zakładają opaskę na drzewo lub słupie i wycofują się. Zwycięża zastęp, z którego więcej osób wykonało zadanie. Grę powtarza się, zmieniając role. Nie można jej przeprowadzać na czynnych torach kolejowych.



TROPIENIE KŁUSOWNIKÓW

W lesie kręci się kilku kłusowników, którzy mają białe opaski na głowie lub ramieniu i od czasu do czasu zapalają latarki (w nocy) lub przekazują sobie sygnały dźwiękowe (w dzień). Należy ich „złapać” – czyli zerwać opaskę. Kłusownicy mogą przechodzić z miejsca na miejsce, kryć się za drzewami, kłaść się na ziemi, czołgać. Nie wolno im jednak biegać, wyrywać się lub bronić w inny sposób. Wygrywa zastęp, który schwyta najwięcej kłusowników. Gra jest ciekawa o zmroku.



NA ODSIECZ

Na polanie (wzgórzu) w strefie oznaczonej taśmą znajduje się patrol otoczony zastępem nieprzyjaciela. Członkowie tego zastępu nie mogą wejść na polanę za taśmę, grozi to zdalnym zniszczeniem ich kwatery. Ukryli się jednak wokół polany w promieniu 200 m, by złapać każdego, kto wyjdzie poza strefę ochronną. Inne zastępy, oddalone o ok. 400 m, ruszają na odsiecz, by przejąć od patrolu tajemniczy bagaż. Każdy uczestnik gry ma założoną szarfę z wełny w barwach swego zastępu.

Harcerze idący na odsiecz starają się przedostać na oznaczoną polanę. Nieprzyjacielskie patrole biorą do niewoli każdego, kto zbliży się do polany. Wzięcie do niewoli polega na zerwaniu szarfy, bez której nie można wejść na oznaczoną strefę. Jeśli do obleganego patrolu dostanie się wielu sprzymierzeńców, organizują przerzut cennego bagażu do swojej kwatery. Zwycięża ten zespół, który zaniesie tajemniczy bagaż do swojej kwatery.


hm Zbigniew Bugaj HR

Puszczańskie miano

Łącznik powiedział przecież wyraźnie, że na tyle jest obliczona trasa. A on tymczasem od godziny nie może znaleźć ostatniego listu z informacją, gdzie jest punkt zborny. Podniósł się z trudem. Ścięgna odwykłe po zimie od długotrwałego marszu bolały przy każdym ruchu.

Łukasz powiedział do siebie: Załóż plecak i zacznij szukać jeszcze raz. To musi być gdzieś tu. No, wstań! Od 23 godzin był na trasie biegu i nie miał już sił. Podtrzymywała go tylko nadzieja na szybkie jego zakończenie.

Łącznik powiedział przecież wyraźnie, że na tyle jest obliczona trasa. A on tymczasem od godziny nie może znaleźć ostatniego listu z informacją, gdzie jest punkt zborny. Podniósł się z trudem. Ścięgna odwykłe po zimie od długotrwałego marszu bolały przy każdym ruchu. Pochylił się jednak i kolejny raz zaczął uważnie obchodzić teren dookoła samotnej sosny. W promieniu dwudziestu kroków nie było źdźbła trawy, tylko piach i stare zeschłe igły. Nigdzie najmniejszego śladu zaszyfrowanej depeszy. Nic, żadnej starej puszki po konserwach, wystającej z ziemi butelki, czy choćby śladu kopania. W pobliżu nie było nawet kamienia, na którym mógłby być wydrapany znak. Tylko pod drzewem leżały dwie okorowane, jakby przypadkiem skrzyżowane gałęzie. Ten znak mówił: ta droga jest zła, poszukaj innej.

Pień drzewa także nie krył wskazówki. Wysoka stara sosna miała gałęzie dopiero gdzieś od piętnastego metra. Z ich końca nie zwisała żadna kartka, żadna też dziupla nie kryla zapowiedzi niespodzianki. “Znowu klapa” – pomyślał. Usiadł i czuł, że już nic nie jest wstanie zrobić. “Choroba” – przemknęło mu przez głowę – “pierwszy wiosenny rajd z zastępem. Ładnie się popisałem nie me co”. Wyciągnął z kieszeni kawałek suchej kiełbasy i zaczął ją wolno przeżuwać. Oparty plecami o pień drzewa jeszcze raz przypomniał sobie trasę całego biegu.

Gdy marcowe słońce zaczęło mocniej przygrzewać, a śnieg stopniał na polach, w zastępie zapanowało ożywienie. Stary zwyczaj nakazywał bowiem, aby tuż przed końcem kalendarzowej zimy opuścili zimowe leże i udali się na trzydniową wykapkę za miasto w celu sprawdzenia, czy naprawdę widać już wiosnę. W środę przed czwartkową zbiórką “Młodych Wilków” Łukasza odwiedził przyboczny. Zostawił kopertę i polecił otworzyć ją dopiero nazajutrz o godzinie 20.00. W kopercie była wiadomość, która po odszyfrowaniu brzmiała: „Harcerz musi być w każdej chwili gotowy do niesienia pomocy wszystkim potrzebującym. Wobec tego, zakładając, że lada chwila nadejdzie wiosna, której trzeba będzie pomóc w pokonaniu ociągającej się z odejściem zimy, zarządzam w drużynie do odwołania stan alarmowy. W każdej chwili spodziewaj się dalszych instrukcji”.

W piątek, o 5 rano, przez łącznika otrzymał rozkaz wymarszu z domu. Należało zabrać ze sobą ekwipunek na 3-dniowy biwak. Nie miał zbyt wiele czasu do stracenia. O 6.10 odjeżdżał pociąg, którym miał wyjechać z miasta. Informacje przyniesione przez łącznika mówiły, że wędrować będzie sam, że liczyć może tylko na swoje umiejętności. Zabroniono mu kontaktować się z kimkolwiek z zastępu. Jego wyjazd miał być zachowany w tajemnicy. 0 9.30 wysiadł na małej stacji, gdzie w myśl instrukcji zgłosił się do zawiadowcy. Otrzymał od niego kopertę z dalszymi wskazówkami. Do podanych azymutów 19-kilometrowej trasy, alfabetem Morse’a załączone były wskazówki. Miał notować wszystkie swoje przemyślenia i spostrzeżenia poczynione na trasie.

Po dwóch godzinach marszu na 7 kilometrze nad jeziorem, będącym rezerwatem Siwej Czapli przez dwie godziny obserwował zachowanie się ptactwa.

Na 11 kilometrze należało założyć biwak – bazę dla zastępu dziewcząt, które miały tu przybyć następnego dnia. Przygotował więc chrust, zostawił dokładny plan sytuacyjny terenu, zbudował kuchnię polową i szałas, w którym spędził noc.

Na 15 kilometrze, w mijanej wsi odnaleziony po drodze list informował, że trzeba odszukać zagrodę Nr 14 i dokonać w niej naprawy ściany szopy, gdzie starzy gospodarze trzymali drewno i węgiel. Zajęło mu to aż 3 godziny, ale za to zjadł gorący obiad.

18 kilometr doprowadził go do strumienia, na którym była zerwana kładka. Sprytnie umieszczona wiadomość nakazywała jej naprawę, wskazując miejsce, gdzie ukryty był potrzebny do tego sprzęt. Po przejściu strumienia zorientował ostatni azymut. Później szedł za znakami patrolowymi, aż dotarł do listu. Narysowane na nim znaki wskazywały dalszą drogę. Poza tym nie było nigdzie żadnych dodatkowych wskazówek. List miał przy sobie. Wyciągnął kartkę i raz jeszcze oglądał znaki pisma obrazkowego.

Łukasz wpatrywał się w znaki patrolowe narysowane na kartce i nagle doznał olśnienia. “Mam” – wykrzyknął. “Przecież jedenaście kroków, a ja fujara przestałem liczyć jak zauważyłem list. To musi być to. W tym tkwi pułapka. Ty mamucie, dałeś się nabrać”.

Szybko wrócił dwa kilometry do samotnego drzewa – tyle bowiem odprowadził go od niego fałszywy list i jeszcze raz uważnie rozpoczął liczyć. Po siedmiu krokach minął miejsce, w którym znajdował się ten pierwszy fałszywy list. Jedenasty krok wypadł mu na stare kretowisko. W kopczyku ziemi znalazł szklaną fiolkę z właściwą informacją Tym razem nie było niespodzianek. Poznał pismo zastępowego: ”W odległości 4 km znajduje się leśniczówka. Czekamy tam na ciebie. Azymut 280 stopni”.

Gdy wszedł do ciepłej, przytulnej izby przywitał go radosny wrzask całego zastępu. Sam drużynowy odebrał od niego meldunek i zeszyt, w którym sporządzał notatki. „Młode Wilki” królowały w leśniczówce od piątku. Przyjeżdżali tu od dwóch lat. Pomagając leśniczemu w pracy zyskali w zamian wdzięczność i serdeczną gościnę. W pobliżu leśniczówki zbudowali sobie głęboko schowaną w lesie bazę zastępu. Tym razem zastęp sprzątał przecinki z nagromadzonego przez zimę chrustu. Pracowali całą sobotę. Tylko Łukasz otrzymał inne zadanie. Pokonanie długiej i niełatwej trasy wymagało od niego wiele trudu, ale było potrzebne, gdyż w ten sposób odbywał „próbę imienia”. Zwyczaj zastępu nakazywał, że każdy jego członek musi wykazać się nie lada jakimi umiejętnościami aby zasłużyć na leśne zawołanie. Zdobyć je można tylko raz w roku – właśnie na przedwiośniu. Zastęp więc na swojej ostatniej zimowej, a już prawie wiosennej wycieczce pracował dla lasu, a Łukasz zdobywał prawo do posiadania pseudonimu. Wszyscy w zastępie wiedzieli o tym co go czeka, sami przecież układali dla niego trasę. Teraz gdy zmęczony spał, uważnie przeglądali jego zapiski i słuchali sprawozdania przybocznego, który cały czas mu towarzyszył. Wreszcie uznali, że Łukasz zasłużył na przyjęcie do grona Leśnej Braci. Wszystko potrzebne do uroczystego obrzędu było już przygotowane. Długie Pióro wyciągnął kawałek wyschniętej kory brzozowej, na którym napisał imię i nazwisko Łukasza oraz jego nowe puszczańskie miano. Sobieradek Leśny ułożył ognisko z dębowych szczap, a Szary Wilk zrobił z kawałka skóry woreczek, który zawieszony na rzemyku można nosić na szyi. Żuraw wypalił na kawałku cienkiej sklejki złamaną strzałę i głowę wilka – znak zastępu.

Milczący Bóbr obudził Łukasza nad ranem.

Nie przyszło mu to łatwo, ale zimna woda działa nawet na największych śpiochów. Oprzytomniałego, ubranego w mundur ale jeszcze nieziemsko zmęczonego przyprowadził do ogniska. W niewielkiej kotlinie porośniętej starymi, wysokimi świerkami zebrał się cały zastęp. Dookoła kamiennego kręgu na fotelach wykonanych ze starych spróchniałych pni siedziały w milczeniu „Młode Wilki”. Niewielki płomień ledwo rozjaśniał panujący mrok. Gdy Łukasz usiadł, wstał drużynowy. Wpatrując się w migocące płomienie powiedział: “Puszczańskie miano to zaszczyt nie lada dla każdego harcerza. Nie zdobywa go się na ładne oczy. Kosztuje ono wiele trudu i wysiłku. Wykazałeś się odpornością na zmęczenie i wieloma umiejętnościami. Ten, kto dostąpi zaszczytu przyjęcia do puszczańskiej gromady, jest dumą dla całej drużyny. Nie każdy jest tego godzien. Pamiętaj ile trudu i ile wyrzeczeń włożyłeś w to, aby do nas dotrzeć. Szanuj więc swoje puszczańskie miano i bacz aby nie okryło się złą sławą”.

Gdy przebrzmiała gawęda drużynowego zastępowy zaintonował pieśń drużyny. Później śpiewali jeszcze kilka piosenek aż wreszcie zapadła cisza. Zastępowy wstał, wyciągnął przygotowaną przez Długie Pióro brzozową korę i podszedł z nią do ogniska. Spalił tę część, na której napisane było imię i nazwisko Łukasza, został tylko kawałek zawierający jego puszczańskie miano. Przy wykonywaniu tych czynności patrzył cały czas na Łukasza i mówił: “Niech zginie z tą chwilą Łukasz, a pola i lasy, rzeki i jeziora, góry i doliny, wszystkie leśne stworzenia skaczące, fruwające i pełzające, znają cię pod zawołaniem „Złamanej Strzały”. Po tych słowach założył Łukaszowi na szyję skórzany woreczek. Żuraw włożył do niego wypaloną sklejkę a Sobieradek zwęglony okruch dębowego konara. Gdy ogień zaczął dogasać zastęp wstał i w milczeniu odszedł do leśniczówki.Przy czerwono żarzących się węglach siedział zamyślony Łukasz. Czekał aż z ogniska zostanie tylko szary popiół.

KOMENTARZ:

[1] Alarm poprzedzony był wieloma zbiórkami o tematyce związanej ze zmianami zachodzącymi w przyrodzie na wiosnę, na których omawiano takie sposoby wyekwipowania się na kilkudniową wędrówkę w tym okrasie. Przeprowadzono takie ciekawe zajęcia np.: jak i dlaczego zmieniają się na wiosnę pąki drzew, odwiedzono wystawę ornitologiczną i ogród botaniczny.

[2] Cały czas za Łukaszem podążał będzie za nim „cień”. Był nim przyboczny, który miał interweniować w sytuacji nieprzewidzianego niebezpieczeństwa. Nie wiedział także, że drużynowy odbył wcześniej rozmowę z rodzicami wyjaśniając im założenia rajdu i uzyskując zgodę na udział w nim ich syna.

[3] Łukasz zdecydował się na zbudowanie najprostszego szałasu przeciągając linę między dwoma blisko siebie rosnącymi drzewami. Pozostałe elementy rusztowania także wykonał z linek. Poszycie sporządził ze słomy, którą dostał u gospodarza w pobliskiej wsi. Ponieważ marcowe noce są jeszcze bardzo zimne na podłogę nakładał solidną ilość jedliny – gałęzie zebrał na wyrębie. Ogrodzone dużymi kamieniami, palone przy wejściu do szałasu ognisko z ekranem dawało przyjemne ciepło a gruby dębowy konar włożony do ogniska przed północą tlił się aż do rana ogrzewając powietrze w szałasie.

[4] Idź naprzód w kierunku północnym Po przejściu mieszanego lasu przed dużym samotnym kamieniem zatrzymaj się i rozpal ognisko. Przygotuj posiłek i nie licz na niczyją pomoc. Po tym (później) idź w kierunku wzgórza. Ze wzgórza idź kierunku samotnego liściastego drzewa. Uważaj na bardzo duży spadek (stoku) jest to poważne niebezpieczeństwo. Zatrzymaj się (przy drzewie). W kierunku południowym po jedenastu krokach znajdziesz list.

Uważaj, niebezpieczeństwo.

ANDRZEJ BANASIK

„Świat Młodych”, kwiecień 1984

Harce


Harce to ćwiczenia i gry terenowe oraz atletyka terenowa. Organizowane są na specjalnych dłuższych zbiórkach, na wycieczce z biwakiem albo dorocznym biwaku drużyny, na zlotach i turniejach drużyn, na obozach.




Pierwsze, bardzo dobre podręczniki i scenariusze ciekawych harców napisali w 1912 r Mieczysław Schrejber i Eugeniusz Piasecki (Harce młodzieży polskiej) oraz w 1957 r. Adam Kalinowski (Harce. Ćwiczenia i gry terenowe).

Tradycje prawdziwych harców nieco zanikły, choć niektóre sprawdzone gry terenowe dziś wielce zmodyfikowane, są nadal jednym z najbardziej lubianych form pracy harcerskiej. Również elementy atletyki stosujemy chętnie na biegach i grach harcerskich.

Atrakcyjność i głębokość przeżyć gier terenowych zależy w dużej mierze od prowadzącego. Mistrzem w organizowania gier w przedwojennej Pomarańczarni, czyli w 23 WDH przy państwowym gimnazjum im. Stefana Batorego był hm Lech Górski. Długoletni drużynowy był z zamiłowania wędrownikiem, kochał przyrodę i umiał ożywiać grę swoja fantazją i osobistym zapałem. Na równi z harcerzami przeżywał radość zwycięstwa i gorycz porażki.

Każdorazowa zapowiedź na zbiórce drużyny wywoływała ogromny entuzjazm, podniecała wyobraźnię harcerzy, była tematem żywych dyskusji.

Instruktorów, równych Górskiemu, co po mistrzowsku potrafili zaplanować, przeprowadzić i przeżywać grę było i jest wielu. Dobrą grę, której fabuła wydaje się być prawdziwa i w której uczestnicy angażują się tak mocno, że identyfikują się z wymyślonymi postaciami i wprowadzają własne pomysły, pamięta się latami i opowiada swoim dzieciom.

W oparciu o cytowaną literaturę, własne doświadczenia i uwagi uczestników kursów instruktorskich prezentuję obok “Wskazówki metodyczne i zasady organizacji harców”.




hm Zbigniew Bugaj HR

Organizacja harców

1. Organizator musi wykazać się dobrą znajomością terenu, w którym ma być rozegrana gra. Najlepszym terenem jest las z bujną roślinnością, z pagórkami i wąwozami.

2. Podczas zwiadu – rekonesansu:

– zwracamy uwagę na miejsca i sytuacje niebezpieczne. Nie planujemy tam ćwiczeń a miejsca groźne zabezpieczamy lub omijamy.

– zbieramy informacje o występującej na planowanym terenie gry faunie i florze (mrowiska, dziupla, gniazda ptaków, jamy ziemne zwierząt, stare drzewa, potężne głazy, groty, rzadkie okazy roślin). Poza lasem interesujemy się obiektami kultury, administracji. Zgromadzoną wiedzę wykorzystujemy przy opracowywaniu scenariusza gry.

– notujemy miejsca zanieczyszczone przez ludzi oraz możliwości wykonania prac porządkowych i użytecznych. Sporządzamy wykaz pożytecznych zadań, które mogą wykonać uczestnicy gry.

– wyszukujemy odpowiednie miejsca na biwak, postoje z posiłkiem, miejsca ześrodkowania – w zależności od czasu i fabuły gry. Na miejscu wyznaczamy granice biwaku, pozostawiamy odpowiednie znaki, poprawiamy przeszkody terenowe.

– sporządzamy szkic terenu, który poprawiamy w domu posługując się odpowiednią mapą.

3. Gra powinna mieć szczegółowy konspekt, wypisane zadania dla poszczególnych grup (patroli). Pisząc plan gry, zwracamy szczególną uwagę na następujące aspekty:

– scenariusz harców musi być realny, w konspekcie umieszczamy tyle ćwiczeń, aby je można było wszystkie bez pośpiechu przeprowadzić;

– ćwiczenia muszą być dostosowane do wieku, płci, możliwości fizycznych i intelektualnych i wrażliwości emocjonalnej uczestników;

– zadania powinny mieć zróżnicowany stopień trudności i dostosowane do umiejętności uczestników, np.: dla znalezienia ukrytego przedmiotu można zaznaczyć znakiem terenowym ilość kroków i wskazać kierunek strzałką, a można też polecenie zaszyfrować, wyznaczyć azymut, zastosować zagadkę powołując się na literaturę.

– gra i trasa dostarcza niezapomnianych emocji, jednak unikamy wywoływania nadmiernych wrażeń, straszenia i stwarzania sytuacji niebezpiecznych np.: nocne trasy przez cmentarz, dotykanie i dzikie okrzyki w ciemnościach itp.

– wypisujemy wszystkie potrzebne materiały oraz kto je przygotowuje

– wydzielamy grupę (zastęp lub Radę Drużyny) do przygotowania i oznaczenia trasy i miejsca rozegrania gry finałowej. Rozpisujemy zadania dla poszczególnych osób.

4. Gra musi mieć ciekawą i w miarę możliwości realistyczną fabułę, która oddziaływać będzie na wyobraźnię uczestników i zawierać aspekty wychowawcze. Na czas gry harcerz zamienia się w żołnierza, policjanta, członka plemienia, antyterrorystę, poszukiwacza skarbów, podróżnika.

5. Przygotowujemy odpowiednie materiały do oznaczenia grup (stron walczących) oraz określamy sposoby eliminowania (wyłączenia) z gry zawodników. Mogą to być szarfy łatwe do zerwania, wełna w różnych kolorach, opaski na głowie lub ramieniu, naklejki umieszczone w łatwo dostępnym i widocznym miejscu na zewnątrz odzieży, itp.

6. Ustalamy sygnały używane w grze: rozpoczęcie gry, koniec gry – zbiórka, niebezpieczeństwo – uciekamy na umówione miejsce zbiórki,

7. Zapisujemy regulamin i zasady fair play: w jaki sposób uczestnik jest wyeliminowany z gry, czego nie wolno robić, np. używać przemocy, przezwisk, brzydkich i obraźliwych słów, ukrywać identyfikatory, oddalać się z miejsca gry, rezygnować i wycofywać się, jak ma się zachowywać zawodnik po wyeliminowaniu czy zdemaskowaniu, gdzie należy szukać pomocy, itp.

8. Przed grą wyznaczamy i oznaczamy rozjemców (sędziów), określamy ich prawa oraz sytuacje, w których muszą interweniować.

9. Zdania dla poszczególnych grup i osób piszemy w sposób zaszyfrowanego tajnego pisma np., w formie puzzli, znanego lub umownego kodu, znaków terenowych itp.

10. Wyznaczając współzawodniczące ze sobą zastępy, grupy, czy drużyny, musimy w miarę możliwości dobrać równe siły pod względem sprawności, poziomu intelektualnego, ilości osób. Pamiętamy, że o zwycięstwie w grach decydują takie cechy jak: odwaga, inteligencja, spryt i przebiegłość, przedsiębiorczość, zwinność, rzutkość oraz umiejętność walki w zespole i dla zespołu. Na czas ćwiczeń poszczególne zespoły mogą przyjmować nazwy, przy czym unikamy nazewnictwa negatywnego, jak: terroryści, złodzieje, bandyci, itp.

11. Przed rozpoczęciem każdej gry należy podać ćwiczącym jej zadanie, regulamin i zasady fair play, określić teren. Kierujący grą instruktor musi mówić wyraźnie, dobitnie i jasno. Przepisy gier powinny być krótkie, ograniczać się do elementów najbardziej niezbędnych: dokładnie sprecyzowane warunki osiągnięcia zwycięstwa, sposobów brania jeńców, wycofania z gry, karnych punktów i punktacji za zwycięstwo. Najistotniejsze zasady i zadania powinne być zapisane i doręczone dowódcom walczących grup. Grę rozpoczynamy dopiero wtedy, gdy jesteśmy przekonani, że wszystkie zasady i zadania są zrozumiałe i jasne dla uczestników.

12. Gra nie powinna trwać dłużej jak 2- 3 godziny dla starszych harcerzy, zaś dla młodszych poszczególne akcje 15 – 25 minut. Gdy w grze uczestniczą dwa zastepy, jeden w natarciu drugi w obronie, trzeba grę powtórzyć, lecz ze zmianą ról, dla dania jednakowych szans walczącym stronom.

13. Po zakończeniu ćwiczeń omawiamy je z harcerzami, obliczamy punktację, ogłaszamy wyniki. Obliczenie wyników i wyłonienie zwycięzcy powinno być jawne przy współudziale grających. Zwycięzców wyróżniamy okrzykiem i przygotowanymi nagrodami.

14. Jeśli w trakcie gry składamy niespodziewaną wizytę w innym obozie, to:

– wizyta ta i zasady gry muszą być wcześniej uzgodnione i musimy otrzymać na tę grę zgodę komendantów obu obozów.

– nie należy dokonywać żadnych zniszczeń i płatać złośliwych, nieprzyjemnych figlów. Wystarczy pozostawić list lub inny szczegół świadczący o naszym pobycie. Można zabrać flagę obozową lub proporzec. Nie wolno jednak nigdy zabierać flagi państwowej.

– po grze i ewentualnym wykupie zabranego proporca, czy flagi obozowej, odwiedzamy się wzajemnie, spotykamy się na przyjacielskim ognisku, lub organizujemy inną formę braterstwa.

15. Każda gra powinna dawać możliwości rozwoju fizycznego i intelektualnego harcerza. Musi być miejsce na twórczą inicjatywę harcerza, sprawdzenia własnych sił i umiejętności fizycznych, postępowania po rycersku, w poczuciu sprawiedliwości, uczciwości i braterstwa. 16. Gra powinna wywoływać radość, pogodę, dobry dowcip i humor. Muszą być eliminowane przejawy agresji.

Przykłady ciekawych gier i innych harców opiszę w następnych numerach Przecieku.

hm. Zbigniew Bugaj HR

Mój pierwszy raz 04/2002

19.01.2002 r.

„Jest sobota za oknem mróz i Warszawa kaszle miarowo…” to taka piosenka, właśnie leci w radio. Tak, tak, faktycznie jest sobota i to właśnie dzisiaj odbyło się pierwsze spotkanie zuchwomanów i zuchmana w sprawie tegorocznej koloni zuchowej.


Zrobiliśmy jedną w ubiegłym roku, więc może i w tym się uda. Może w tym roku nie będzie już takiego problemu z osobami pełnoletnimi, bo Aśka i ja już będziemy po osiemnastkach, ale trzeba jeszcze mieć uprawnienia wychowawcy, a z tym trochę gorzej. Mamy w planach kurs wychowawców kolonijnych, ale trzeba go jeszcze ukończyć, a z tym mogą być problemy. Nie zapeszajmy. A poza tym trochę nam się sypnęła zeszłoroczna komendantka dh. Madzia, bo brzuchata i niedługo rodzi, a z taką dzidzią do Przerwanek to chyba nie pojedzie. Chociaż małe Kaźmierczaki były tylko miesiąc starsze i pojechały i było ich dwóch! No zobaczymy.

Próbowaliśmy sobie wstępnie ustalić konwencję kolonii. W zeszłym roku był kosmos i całkiem nieźle nam to wyszło. W tym roku oczywiście pierwszym pomysłem była zabawa w … nie nie Pokemony tylko w Harrego Pottera, ale stwierdziliśmy, że może nam się nie udać mecz „quiditha” (?) (chociaż na latającego zucha mam już koncepcję: lina, uprząż, drzewo…), więc zaczęliśmy kombinować dalej. W propozycjach pojawiła się „Egipcjanka”, słowianie i kilka innych mniej porywających. Trochę zmartwił nas Siarek, bo powiedziął, że skoro w tamtym roku w Przerwankach było słońce, to jak to zwykle bywa, w tym będzie lało! Ale na to też znaleźliśmy odpowiedź. Zawsze można powiedzieć, że w Egipcie jest teraz pora deszczowa i na taką właśnie trafiliśmy. Ha, ha, ha… Tylko, żeby zuchy uwierzyły. Chociaż im można wcisnąć wszystko, no prawie wszystko. Ciekawe, na jakiej konwencji w końcu stanie…

21.01.2002 r.

Moje życzenie, co do spokojnych dziewczynek się spełniło. Chłopców jest pięciu i są tak spokojni i bezproblemowi keine Probleme! Dzieci na razie nie jest dużo, ale bawią się doskonale. Nareszcie innych interesuje to, co do nich mówię! SUKCES!!!!!!!!!!!!!!!!

25/26.01.2002 r.

NAZ, NAZ i po NAZ-ie. Było zupełnie inaczej niż w zeszłym roku. Wtedy prawie wszystko zrobiła Żaba, a tym razem cała organizacja wylądowała w moich rękach. Na początku trochę się bałam, ale jak zaczęłam pisać plan to stwierdziłam, że nie jest to takie trudne. Oczywiście nie wystrzegłam się błędów i w trakcie całej akcji plan pracy troszkę się zmienił. Problem polegał na niedostosowaniu niektórych zajęć do możliwości Świetlicy i co ważniejsze do samych dzieciaków. Ale nie mogę powiedzieć, że się nie udało-wręcz przeciwnie moim zdaniem wypadło całkiem dobrze. Dzieciaki bawiły się świetnie i z nadzieją pytały czy przyjdziemy w poniedziałek i były smutne jak słyszały „niestety nie”. Ale może zobaczymy się za rok…

Miła to robota, ale dobrze, że NAZ jest tylko raz w roku, bo to bardzo męczące zajęcie. Codziennie wracałam do domu po pięciu godzinach tam spędzonych i zasypiałam na siedząco. Potem budziłam się i nieprzytomna musiałam przygotować kolejny dzień zajęć. Nie jestem pewna, czy jest to, co Tygrysy lubią najbardziej! Jednym słowem miło było, ale dobrze, że się skończyło.

8.02.2002 r.

No tak! Jak to zawsze z feriami bywa szybko się kończą (za szybko!!!!!!!!). Tak też było i w tym przypadku, a co się z tym wiąże trzeba znowu iść do szkoły i co NAJPRZYJEMNIEJSZE na zbiórkę!!!! Musze powiedzieć, że czwartkowa zbiórka była i to chyba jej najlepsza charakterystyka. Było stosunkowo mało dzieci-6, ale -jak się dowiedziałam niektóre są u babci na pączkach, inne są chore i tak dalej. Niemniej jednak zbiórka może nie była szczytem atrakcyjności, ale chyba się podobała, bo dzieciaki mogły się trochę pobabrać w kleju i odbyć wycieczkę do łazienki (co u mnie w gromadzie stanowi niemałą atrakcję)! w następnym tygodniu muszę się trochę zmobilizować i przygotować coś, żebyśmy wszyscy-łącznie ze mną nie usnęli. Wierzcie mi nie ma nic bardziej nudnego od prowadzenia nudnej zbiórki. Ale może uda się coś wyskrobać-obaczymy za tydzień. Na razie!

Karolina Śluzek

P.S.

Niestety Ania znowu nie mogła przybyć na zbiórkę… Najgorsze jest to, że nie wiem, w jakim stopniu jej kolejne tłumaczenia są zgodne z prawdą, a jej przeprosiny szczere. Nie lubię „pracować” z kimś, kto robi ze mnie balona. Jak na razie to nie wiem, co mam z nią zrobić. Sądzę jednak, że „nasza współpraca” nie potrwa długo. Albo wóz, albo przewóz!