Kolor to coś więcej niż jedna z barw. Kolory mogą mówić za nas i o nas. Charakteryzują się pewnym znaczeniem i symboliką. Nie jest zatem obojętne jakimi kolorami się otaczamy i jakie z nich przyjmujemy za swoje. Nie jest nam oczywiście obojętne, jaki kolor chusty nosimy. Barwy drużyny to jeden z ważniejszych elementów obrzędowości drużyny.
Od czasu, kiedy 4 kwietnia 1984 roku komendant Szczepu Michalin (był kiedyś taki w dawnym hufcu Józefów), druh Maciej Chrulski przyznał naszej drużynie barwy wszystko było jasne. LEŚNI kojarzyli się z kolorem zielonym.
Do września 2004 roku. Wtedy drużyna podzieliła się na trzy (zgodnie z podziałem na nowe piony metodyczne) i ten podział należało jakoś wyraźniej zaznaczyć na naszych mundurach.
Wszystkie drużyny pozostały przy kolorze zielonym, jako naszym kolorze podstawowym, ale im drużyna starsza, tym więcej dodaliśmy koloru czarnego (patrz symbolika kolorów). Drużyna starszoharcerska dodała do zielonych chust i pagonów czarną lamówkę, natomiast wędrownicza… zobaczycie niebawem. Nie będę psuł Wam niespodzianki.
Uroczyste nadanie barw w 5 DHS „LESNI” miało miejsce 18 marca 2005. Miało formę biegu po czterech punktach (patrz data nadania barw w 1984) i składało się z dwu części: pierwsza odwoływała się do nazwy drużyny druga do nowych barw.
W pierwszej każdy z nas miał wybrać sobie roślinę lub zwierzę, które można spotkać w lesie, a którego cechy są w jakiś sposób dla nas szczególne. Druga część odwoływała się do znaczenia barw w naszym życiu i ich symbolicznego znaczenia.
Całość zakończyła się na „tarasie widokowym”, w pobliżu „Góry Lotnika”, miejscu w którym zginął Bohater naszego Szczepu. Tam rozpaliliśmy ognisko i po krótkiej gawędzie o kolorach w wykonaniu Mirka i zwierzeniach o kolorach w wykonaniu reszty pożegnaliśmy się z barwami zielonymi i założyliśmy po raz pierwszy zielono – czarne.
Kolor zielony oznacza życie, wzrost, ożywienie, zdrowie, ale również niedojrzałość, zazdrość, brak doświadczenia. Pokój urządzony na zielono powoduje wrażenie, iż czas mija szybciej. Jest to kolor bardzo silnie kojarzony z lasem i przyrodą. Także kojarzy się z Islamem, wiosna, a wraz z czerwonym tworzy klimat bożonarodzeniowy. Oznacza równowagę, harmonię, stabilność, świeżość. Oliwkowa zieleń może kojarzyć się z wojskiem.
Czarny jest kolorem konserwatywnym. Dobrze współgra z większością kolorów, oprócz tych bardzo ciemnych. Może przywoływać na myśl powagę i konwencję, ale także seksowność, tajemniczość i wyrafinowanie. Może sprawiać, że inne kolory wydają się jaśniejsze. W większości krajów zachodnich czerń symbolizuje żałobę. Wśród ludzi młodych jest często kolorem buntu. Kolor ten wywołuje wrażenie elegancji, wyrafinowania, a także cień tajemniczości.
PORADNIK DRUŻYNOWEGO
Namiestnictwo Wędrownicze
Chapter One
Myślę, że przedsmak Namiestnictwa Wędrowniczego udało się niektórym poczuć podczas czerwcowych (2004) Warsztatów Kadry Wędrowniczej „Pod Rozbrykanym Kucykiem” w Michalinie. Przypomnę, że razem z wędrownikami z hufca W-wa Praga Płd. przez prawie trzy dni przyswajaliśmy sobie wiedzę i umiejętności niezbędne do prowadzenia drużyny wędrowniczej. Dla niektórych z nas hasła: Kodeks Wędrowniczy, Dewiza Wędrownicza, znaki służb i wiele innych zagadnień były dobrze znane ale wiem też, że dla innych były jakby otwarciem zamkniętych dotąd drzwi i wejściem na nieznane i atrakcyjne ścieżki.
Pierwsze wieczorne zajęcia to wędrownicza „klasyka”. Dewiza, kodeks, symbolika watry i trochę o naramienniku. W formie warsztatowo dyskusyjnej + niespodzianka próba przedstawienia wędrowniczej symboliki w formie teatralnej. Dzięki wielkie dla Kaśki, Agnieszki, Mileny, Marysi, Maćka i Łukasza. Kończymy późno ale z nadzieją w sercach.
Po porządnym śniadaniu „chłopaki z ferajny” Marek i Jasiek robią zderzenie starej poczciwej metodyki z najnowszym sprzętem HiFi. To z pewnością najbardziej multimedialne i atrakcyjne w formie zajęcia z tej tematyki na jakich byłem.
Dalej Zadra, pod którego kierownictwem rozgryzaliśmy konstytucję. Rozgryźliśmy ją do tego stopnia, że po dwóch godzinach zajęć powstała nasza własna może nie najdoskonalsza, ale jednak!
Popołudnie w rękach naszych przyjaciół z Pragi Południe. Zaczyna Lidka instrumentami, próbami, sprawnościami i oczywiście znakami służb. Koniec żartów trzeba poharować żeby mieć pojęcie w tym temacie.
Po kolacji stery przejmują od Lidki kolejno Michał i Słupek. Ominę szczegółowe opisy reszty zajęć w każdym razie śpiąc mało dotrwaliśmy do końca…
Opuszczaliśmy ośrodek „Jędruś” z płonącymi watrami na naramiennikach niektórzy z misją w oczach, inni po prostu zmęczeni intensywnymi warsztatami. Ja warsztaty zaliczyłem do udanych. Mieliśmy znakomite warunki pokoje z pościelą, pachnące łazienki, salę projekcyjną, doskonałe wyżywienie i na koniec pakiet materiałów programowych na CD (na niedawnych warsztatach w Pęclinie pobiliśmy chyba rekord bo każdy otrzymał 3 różne płyty z materiałami). Prawie wszystkim prowadzącym udało się spełnić oczekiwania uczestników i wierzę, że warto kiedyś spotkać się jeszcze raz.
Chapter Two
Krok drugi w rozwoju namiestnictwa to wspólne ognisko kadry wędrowniczej naszego hufca podczas HAL w Przerwankach. Razem z Markiem Rudnickim długo ważyliśmy różne formy i pomysły. Zwyciężył Małkowski. Postanowiliśmy obryć się (na podstawie książki Kamińskiego) z kilku ciekawych zdarzeń z życia A.M. i opowiedziawszy je, odnieść się do przeżyć i podobnych tematycznie wydarzeń w życiu obecnych na ognisku. Aby łatwiej nam się rozmawiało, każdemu zaproponowaliśmy przed kominkiem „gatunek” historii o której chcielibyśmy aby nam wszystkim opowiedział. I … faktycznie rozmawiało nam się bardzo dobrze. Sprawia mi ogromną przyjemność przebywanie w gronie ludzi tak serdecznych i mądrych. Uczciwych i nietuzinkowych.
Chapter Three
Ten etap trwał kilkadziesiąt godzin. Rozegrał się na trasie Otwock Augustów Otwock oraz w lasach Suwalszczyzny (Sucha Rzeczka). Ten etap nosi nazwę Wędrownicza Watra. W gronie kilkorga otwockich funkcyjnych wyruszyliśmy na spotkanie z wędrowniczkami i wędrownikami z całej Polski. Czego tam nie było…Nie czas w tym miejscu na obszerne relacje uczestniczyliśmy w wielu różnych zajęciach, a piszący te słowa po prawie dwugodzinnej walce rozpalił ogień przy użyciu drewnianego łuku i kilku innych dziwnych przedmiotów. Każda chwila, którą razem przeżywamy wzmacnia nas i tworzy niewidzialną spoinę, która w zamierzeniu ma scalić wszystkich członków namiestnictwa.
Czuwaj
NW Cztery Płomienie
Ruch woodcrafterski
Zamieszczony w tytule artykułu termin „woodcraft” obejmuje bardzo szerokie treści i dlatego jest różnie interpretowany, np. jako leśna wiedza, czyli przyrodoznawstwo w ścisłym znaczeniu, jako leśna mądrość, życie leśne, puszczaństwo itp. Polskie słowo „puszczaństwo” najlepiej oddaje sens słowa woodcraft, gdyż mieści w sobie wiedzę leśną, życie w prymitywnych warunkach leśnych i związane z nim konieczne umiejętności praktyczne, „magiczny” wpływ lasu na człowieka, emocjonalny stosunek do przyrody, jak również tęsknotę do życia zgodnego z prawami natury.
Za początek ruchu woodcrafterskiego, jak również skautingu uważamy rok 1902, kiedy to w Stanach zjednoczonych Ameryki Północnej Ernest Thompson Seton, (ur. 1860, zm. 1946), po serii swych artykułów w czasopismach i po szeregu prób na polu duchowego i cielesnego wychowania młodzieży założył swoją organizację: Woodcraft Indians – Indianie Puszczańscy. Seton, człowiek wrażliwy na piękno i dobro oraz zauroczony przyrodą, wybitny jej znawca i malarz zwierząt, przewodził pierwszym szeregom swych leśnych skautów według wzoru idealnych praobywateli Ameryki – Indian. Jego pomysły na strukturę organizacyjną zręcznie później opracował angielski podpułkownik, następnie generał i lord Robert Baden – Powell, który kierując się doświadczeniami z wojny burskiej i czerpiąc z teorii wychowawczych Setona, założył i rozszerzył swój skauting, który dzięki jego organizacyjnym talentom i propagandowym zdolnościom, kroczył zwycięsko przez cały świat. Amerykanie szybko zmienili charakter formy skautowej wypracowanej przez Setona i przyjęli całkowicie skautowy system wychowawczy Baden – Powella.
Puszczaństwo było ważnym elementem programowym w pracy zdecydowanej większości drużyn harcerskich w Polsce prawie od zarania istnienia. Obok poznawania życia w przyrodzie wprowadzono przeróżne zwyczaje i obrzędy puszczańskie, nadawanie mian puszczańskich, sprawności leśnych oraz rozpowszechniono puszczańskie zdobnictwo obozowe, totemizm itp. Puszczaństwo stało się jednym z najważniejszych elementów wychowawczych w harcerstwie, jak np. na obozach instruktorskich Chorągwi Warszawskiej, organizowanych corocznie od roku 1926 do 1939 nad jeziorem Wigry.
Za pierwszy ruch harcerski w Polsce, zbliżający się do ruchów woodcrafterskich za granicą uważa się powszechnie „Wolne Harcerstwo”. „Wolne Harcerstwo” powstało w roku 1921 z inicjatywy Adama Ciołkosza (1901 – 1978) w ramach odnowy w harcerstwie polskim niezależnie, a nawet bez wiedzy o podobnych ruchach za granicą. Konieczność odnowy w ZHP i niezbędne zmiany przedstawił A. Ciołkosz w roku 1921 w trzech listach do starszych harcerzy: „Potrzeba przebudowy”, „Nowe horyzonty harcerstwa” i „Wolne harcerstwo”.
Zdaniem autora listów, harcerstwo niema być organizacją typu opiekuńczego dla młodzieży, lecz ruchem i organizacją samej młodzieży; należy zlikwidować nadmiernie rozbudowaną biurokrację, skostnienie w formach przesłaniających treść, szablonowość, dogmatyzm i krępowanie indywidualności; należy doprowadzić do zupełnej decentralizacji i do demokratyzacji, między innymi przez likwidację różnych „klik”. A. Ciołkosz wypowiadał się też przeciwko wszelkim formom militaryzmu w harcerstwie oraz żądał całkowitej apolityczności harcerstwa i absolutnego nieangażowania się w kwestie społeczne i polityczne.
Olbrzymią wagę przywiązywał do konieczności nawrotu do przyrody, uważając, że właśnie od tego musi się zacząć program odnowy harcerstwa. Uważał, że dzielność i jasność, czyli ciągłe dążenie wzwyż, będące ideałem wychowawczym „Wolnego Harcerstwa”, można realizować najszybciej i najłatwiej tylko w przyrodzie, gdzie kryje się najlepszy Nauczyciel prawdy, piękna i dobra. Nawiązując do myśli Setona sądził, że indianizm dzięki swojej atrakcyjności, wyprze z czasem militaryzm, tkwiący jeszcze w harcerstwie. Pisząc o „Wolnym Harcerstwie” przedstawił cztery cechy charakteryzujące ten ruch:
1. indianizm i dążenie do nawrotu ku przyrodzie,
2. ideologia prawa harcerskiego, skauting powszechny, skauting pokoju,
3. kult państwowości, patriotyzm czynny,
4. dążenie do uludowienia ruchu, ideologia świata pracy.
Do lipca roku 1923 „Wolne Harcerstwo” nie tworzyło żadnego odrębnego związku, lecz zmierzało do znalezienia sobie miejsca w istniejącej organizacji. W założeniach swych „Wolne Harcerstwo” nie dążyło do rozbijania zrzeszenia oficjalnego, a było wyłącznie ośrodkiem ideowym, skupiającym starszych harcerzy. Do „Wolnego Harcerstwa” mógł należeć każdy harcerz, należący do oficjalnego ZHP, jak również pozostający już poza tą organizacją, ale chcący służyć wielkim ideałom harcerskim. W „Wolnym Harcerstwie” nie było żadnych ustaw, ani regulaminów, żadnej egzekutywy, czy też upełnomocnionej reprezentacji. Obowiązywała tylko odpowiedzialność przed samym sobą. Aby być „wolnym harcerzem”, wystarczył sam fakt poczuwania się do łączności z ruchem harcerskim i przynależność do świata idei harcerskiej.
Odznaka „Wolnego Harcerstwa”
Odznaka „Wolnego Harcerstwa” przedstawia trzy koła wpisane w siebie; w punkcie ich zbieżności wybucha trój falisty płomień. Jest to symbol trójjedni: Prawdy, Piękna i Dobra, trzech elementów ludzkiego ducha, identycznych ze sobą i jedno tworzących. Koło jest symbolem doskonałości, płomień żarliwości w służbie ideałom swojej własnej duszy, świętego uniesienia i ofiary. Barwa czerwona symbolizuje świat pracy.
Centralnym punktem ruchu odnowy stało się pismo „Płomienie”, które zaczęło się ukazywać w roku 1921 i do roku 1923 skupiało wokół siebie i kształtowało światopogląd „wolnych harcerzy”.
Na pierwszym zjeździe „Wolnego Harcerstwa” w Mąchocicach w czerwcu 1922 uwidocznił się postępujący rozłam ideowy w jego kierownictwie. Radykalnie lewicowe grupy instruktorskie z Leonem Jankowskim na czele dążyły do przekształcenia apolitycznego ruchu w odrębną organizację polityczną i do odrzucenia współpracy z ZHP w przeciwieństwie do A. Ciołkosza i Stanisława Jerschiny, opowiadających się za autonomią ruchu w ramach ZHP.
Z punktu widzenia ruchu woodcrafterskiego najbardziej interesuje nas okres historii ruchu „Wolnego Harcerstwa” od początków jego istnienia do momętu utworzenia „Zjednoczenia Wolnego Harcerstwa”. W okresie tym „Wolne Harcerstwo” nie tworzyło żadnej samodzielnej organizacji, lecz było tylko ośrodkiem ideologicznym propagującym obok ideologii socjalistycznej – puszczaństwo i indianizm (lub słowianizm, co mocno podkreślał sam A. Ciołkosz) w harcerstwie. Trzecim istotnym elementem ruchu woodcrafterskiego jest system szczepowy , który w założeniach „Wolnego harcerstwa” nie występuje. W związku z tym „Wolnego Harcerstwa” nie możemy uznać za ruch woodcrafterski w pełnym znaczeniu tego słowa.
Wykorzystano materiał hm. Tadeusza Wyrwalskiego
Znak Służby Dziecku
Podczas spotkania namiestnictwa w dniu 23. 02. 2005 r. wspólnie podjęliśmy decyzję o rozpoczęciu zdobywania Znaku Służby Dziecku. Jest to dziedzina naszej codziennej pracy, to właśnie dla dzieci organizujemy zabawy, wyjazdy, organizujemy im czas wolny, aby mogły go spędzić w pożyteczny sposób.
Oto idea Znaku służby dziecku:
Harcerstwo jest szkołą życia ścieżką, po której dziecko, a potem nastoletni człowiek, dzięki pracy nad sobą, wstępuje stopniowo w dorosłość. W harcerskiej tradycji najbardziej naturalną służbą zawsze była ta związana z młodszymi, z troską o ich wychowanie. “Takie będą nasze Rzeczypospolite, jakie młodzieży chowanie…”. Od tego, jak dzisiaj wychowujemy, jakie wzorce i postawy przekazujemy młodym, zależy przyszłość naszego kraju. Służba dziecku to przede wszystkim troska o wychowanie młodego pokolenia patrzcie, jak wiele jest tu wciąż do zrobienia!
Służba dziecku to również zabieganie o tych najmłodszych, którzy potrzebują pomocy. Dziecko jest bezbronne, narażone na krzywdę, ból, brak miłości, niezrozumienie i beztroskę dorosłych. Często poznaje świat z perspektywy rozbitej rodziny, sierocej samotności, długotrwałej choroby, kalectwa. Ile takich dzieci żyje obok was, w waszej LOKALNEJ SPOŁECZNOŚCI w sąsiedztwie, na tej samej ulicy, na osiedlu? Obok tych dzieci nie można przechodzić obojętnie. Musimy dostrzegać ich problemy, nawiązywać z nimi bezpośredni kontakt. Musimy znać prawa dziecka, wiedzieć, jak umiejętnie i skutecznie można takim dzieciom pomagać.
Dziecko ma własne poczucie godności, pragnienia, marzenia i… zmartwienia. W miarę możliwości należy wspomagać wychowanie najmłodszych, umiejętnie dostrzegać oraz rozumieć ich potrzeby i problemy. Skutecznie interweniować tam, gdzie dziecku dzieje się krzywda lub niezbędna jest pomoc oto idea wędrowniczej służby dziecku.
W ramach zdobywania tego znaku służby, zgodnie z jego ideą, chcemy zrealizować następujące zadania:
1. Zorganizujemy zbiórkę artykułów szkolnych i przekażemy je wybranemu domowi dziecka na terenie naszego powiatu. (wrzesień 2005)
2. Zorganizujemy letni wypoczynek dla dzieci należących do gromad zuchowych a także chętnych, dzieci nie zrzeszonych. (lipiec)
3. Zorganizujemy wycieczkę dla grupy dziecięcej z wybranej placówki edukacyjnej. Cel wycieczki i jej tematyka uzgodniona będzie z opiekunami grupy. (wrzesień)
4. Weźmiemy udział w kursie bądź warsztatach o tematyce dziecięcej, aby podnieść naszą wiedzę i umiejętności. (zależnie od org.)
5. Zorganizujemy Dzień Dziecka jako przedstawiciele Hufca ZHP Otwock. (czerwiec)
6. Zorganizujemy zbiórkę darów dla oddziału dla porzuconych noworodków działającego w szpitalu na ul. Batorego. (kwiecień, maj)
7. Stworzymy mapę instytucji działających na rzecz dzieci w powiecie otwockim, wykonaną mapę opublikujemy na stronie naszego hufca oraz w innych miejscach dostępnych dla szerszego grona mieszkańców. (październik)
8. Zorganizujemy Konferencję dotyczącą Praw Dziecka. (Listopad)
Mamy nadzieję, że dzięki realizacji tych zadań pozytywnie wpłyniemy na życie dzieci z którymi będziemy mieć kontakt, poszerzymy swoją wiedzę i umiejętności związane z dziedziną naszej codziennej działalności.
Życzę wszystkim członkom zuchowego patrolu, a także sobie, jak najwięcej satysfakcji z wykonywania zadań, zadowolenia i dalszej chęci służenia dzieciom na naszej harcerskiej drodze, oraz oczywiście pomyślnego zakończenia naszej próby.
Czuj!
pwd. Sylwia Żabicka
Namiestniczka zuchowa
Zmagania z granatowym sznurem – 3 (ost.)
Zmagania z granatowym sznurem nie oznaczają tylko wzlotów i upadków, których dostarczają mi moi harcerze. To także zmagania z samą sobą… Nigdy nie twierdziłam, że życie drużynowego jest łatwe. Harcerstwo jest moim stylem życia i dlatego też moment, gdy dostałam granatowy sznur nie był tylko małym epizodem „po drodze”. To kolejna furtka pełna doświadczeń. Ale… nie do końca o tym miało być…
Teraz, gdy ów sznur jest częścią mojej drogi, częścią mnie – praca, do jakiej mnie zobowiązuje jest pracą nad samą sobą. Składają się na to zarówno chwile radości jak i smutku. Z czym borykam się najczęściej? W chwili, gdy stawiam sobie to pytanie nie mam jednej odpowiedzi… Tysiące wydarzeń wpływa na moje decyzje, zmusza do wyborów, ale także do refleksji. Chcę pokrótce przedstawić moje główne problemy. Nie, nie ma obawy, nie będę się rozpisywała…. Tylko tak… hm… takie hasła, zagadnienia.
1. Największy problem, jaki mam to brak motywacji. Na szczęście nie jest to tak, że cały czas mi się nie chce, nie ma sensu itp.. Najgorzej jest, gdy widzę brak zaangażowania ze strony harcerzy. Zastanawiam się wtedy: „I po co? I jak tu cokolwiek zrobić?”. Nie wiem jak, ale zawsze mi przechodzi, znajdzie się jakiś bodziec, który sprawia, że nie robię niczego na siłę. Może to po prostu dlatego, że nie chcę tracić naszych harcerzy, o tak bardzo mi na nich zależy? Nie wiem…
2. Nie wiem czy to błąd czy nie, ale kolejną rzeczą, z która mam problem, to gubienie granicy między byciem drużynową i kumpelą. Jest to wielka radość, gdy „dzieciaki” przychodzą by pogadać, zwierzyć się lub gdy oczekują pomocy. Wiem wtedy, że jestem potrzebna i darzą mnie zaufaniem. Jednak czasem jest to dość kłopotliwe, gdy trzeba przejść z tej stopy czysto koleżeńskiej i nagle zachować pewien dystans, tym bardziej, że niektórzy nie potrafią tego ogarnąć: „jak to…?”.
3. Następny problem to brak pomysłów. Tego chyba nie trzeba rozwijać i tłumaczyć? Ale, nie byłabym sobą gdybym czegoś nie dodała 😉 To nie jest tak, że co tydzień jestem bliska rozpaczy bo nie wiem co zrobić na zbiórce. Nie, nie… Co zrobić? To chyba jasne mam konspekt i nie ma problemu… ale jak ciekawie to zaprezentować? Jakich form użyć? Co zrobić by nie usnęli z nudów, aby chwycili temat?
4. Czasami jestem niekonsekwentna. Szczególnie jeśli chodzi o „kary”. Nie zawsze je stosuję albo nie sprawdzam czy kara przyniosła skutek. Efekt jest taki, że niektórzy zaczynają mówić: „bo myśleliśmy, że nie będziesz tego sprawdzać jak ostatnio, więc nie zrobiliśmy”. To
ogromny minus, wada, hm, wszystko co złe. Brrr….
Tak naprawdę, zarzucam sobie bardzo dużo, ale chcę skupić się na tym, co najbardziej mnie męczy. Wynika to z mojej osobowości i odbija się negatywnie na pracy w drużynie
Myślę, że te cztery „największe problemy” wystarczą. Nie chcę zarzucać Was szczegółami. Jednak jeśli stwierdzę, że czymś jeszcze warto się podzielić, obiecuję, że napiszę. Na chwilę obecną żegnam… ozięble 😉
Kinya
Na ostatnim spotkaniu Kapituły Stopni Wędrowniczych naszego Szczepu Józefów, dh Maciej Siarkiewicz zaliczył jedno z zadań na stopień Harcerza Rzeczypospolitej
Na ostatnim spotkaniu Kapituły Stopni Wędrowniczych naszego Szczepu Józefów, dh Maciej Siarkiewicz zaliczył jedno z zadań na stopień Harcerza Rzeczypospolitej. Była to współorganizacja z otwockim oddziałem PTTK (Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze) kursu organizatorów turystyki dla naszego Hufca.
Dh Maciek zajmował się w dużej mierze stroną organizacyjną. Kurs odbył się pod koniec poprzedniego roku od 12 listopada do 18 grudnia. Jedno z jego pierwszych posunięć była rekrutacja kursantów. Na pewno większość z Was widziało informacje na stronie internetowej Hufca, jak również otrzymało ją pocztą elektroniczną.
W niedługim czasie znalazłam się na Jego liście. Oczywiście, nie tylko z obowiązku – z ramienia kapituły mam być bardziej zorientowana w realizowanych przez dh. Maćka zadaniach.
Wykłady były prowadzone przez dh. Jerzego Kudlickiego (Prezes PTTK; znana postać Hufca),[regularnie pohukuje na naszych łamach – przyp. Red.] Pawła Ajdackiego (jeden z autorów książki Otwock i okolice) oraz Pawła Kowalczyka (entuzjastę Imprez na orientację INO).
Zakres tematyczny kursu obejmował historie PTTK; zagadnienia z architektury, ochrony przyrody w Polsce; walory turystyczne naszego kraju (ze szczególnym uwzględnieniem uroków Powiatu Otwockiego); regulaminy odznak, organizacji imprez turystycznych; prawne, administracyjne i finansowe podstawy działalności turystycznej w Polsce.
Oprócz głównego egzaminu mieliśmy do zaliczenia parę zadań. Jedno z pierwszych było na wycieczce autokarowej 20 listopada. Trasa była dość długa, zwiedzanie zaczęliśmy od Mariańskiego Porzecza, potem była Wilga, Skurcza, Tarnów, Maciejowice, Krępa, Kołbiel. Kol. Paweł Ajdacki bardzo ciekawie przedstawiał obecnym historię tych miejsc. Każdy z nas miał swoje 5 minut w konkretnych momentach wyręczaliśmy naszego przewodnika.
Przygotowując się do tego zadania, szukaliśmy informacji dotyczących konkretnych miejscowości bądź zabytków w przewodnikach lub stronach internetowych, nie zdawaliśmy sobie sprawy, jakie wrażenia mogą one wywołać. To przydarzyło się dh. Agacie Brzezińskiej. Przedstawiała Sanktuarium Matki Bożej Goźlińskiej w Mariańskim Porzeczu. Gdy weszliśmy do środka, straciła głos z zachwytu…
Zachęcam do zwiedzania, a przynajmniej do obejrzenia zdjęć, które robił dh Maciej.
Kolejnym naszym „sprawdzianem” było przejście konkretnej trasy. Ja miałam szlak żółty o długości 21 km.: od Stacji PKP Stara Wieś do stacji PKS Osieck. Taką wycieczkę polecam w terminie od późnej wiosny do wczesnej jesieni, bo w innym okresie jest w części trudna do przejścia. Po przejściu trasy musieliśmy zrobić opis szlaku. W tym miejscu chciałam podziękować dh. Krzysztofowi Piłce za zdjęcia, które mogłam dołączyć do mojego opisu.
Tuż przed egzaminem mieliśmy imprezę na orientację trzeba było zidentyfikować 5 punktów na planie miasta Otwocka w ciągu określonego czasu. Łatwe prawda? Jednakże plan miasta jaki otrzymaliśmy, był sprzed ponad 50. laty, więc miałam trudności z wyrobieniem się w czasie…
W ciągu trwania kursu wykruszyło się parę osób. Do egzaminu (ustnego) dotrwało siedem. Byłam bardzo zestresowana i to nie tylko ja. Poczułam się jak na egzaminie magisterskim. Dh Maciek podtrzymywał nas na duchu.
Pytania były coraz bardziej zawiłe i podchwytliwe. Było ciężko, ale opłacało się – zdałam. Tego dnia dostałam odznakę organizatora turystyki. Kurs ten był wyzwaniem nie tylko dla dh. Macieja Siarkiewicza, ale również dla mnie.
Jako członek Kapituły Stopni Wędrowniczych, stwierdzam że zadanie zrealizował należycie. Był obecny na każdym naszym spotkaniu i wspierał nas w trudnych momentach.
Powodzenia w realizacji pozostałych zadań!!!
Mam nadzieję, że te parę słów zachęci i innych do zdobywania stopni w naszej kapitule.
Ilona Falińska
Członek Kapituły Stopni Wędrowniczych
przy Szczepie Józefów
Zimowa zbiórka
…wszystkie zaproszone osoby już dotarły, tylko brakuje jednej – bardzo ważnej dzisiejszego popołudnia – św. Mikołaja! Czyżby Mikołaj stwierdził, że zuchy w tym roku były niegrzeczne?…
20 grudnia 2004, szkoła podstawowa nr 1 w Józefowie, za dziesięć minut ma się rozpocząć zbiórka mikołajkowo – świąteczna dla zuchów naszego hufca, wszystkie zaproszone osoby już dotarły, tylko brakuje jednej – bardzo ważnej dzisiejszego popołudnia – św. Mikołaja!
Czyżby Mikołaj stwierdził, że zuchy w tym roku były niegrzeczne?
Jak ma się odbyć zbiórka mikołajkowa bez Mikołaja, przecież miał przynieść prezenty?! – te wszystkie pytania kłębiły się w naszych głowach.
Na rozpoczęcie zbiórki czekają zuchy z 1 GZ „Przyjaciele Gumisiów” i 3 GZ „Zawiszątka”, wszystkie druhny a także rodzice zuchów, no więc trudno zaczynamy bez św. Mikołaja.
Zaczęliśmy tradycyjnie piosenkami powitalnymi obu gromad, ledwo się zmieściliśmy w harcówce „trzecich”, zaczęliśmy pląsać nasze ulubione pląsy, kiedy nagle usłyszeliśmy dziwne pukanie do drzwi – czyżby jacyś spóźnieni, niezapowiedziani goście?
Nie! to św. Mikołaj, z ogromnym czerwonym workiem na plecach. Okazało się, że Mikołaj szukając grzecznych zuchów, zabłądził i poleciał na swoich saniach do innej szkoły. Ale radosny i głośny śpiew na początku zbiórki pomógł mu odnaleźć właściwe miejsce i lekko spóźniony dotarł do nas tak jak obiecał.
Oczywiście w wielkim czerwonym worku, który dzwigał miał dla wszystkich prezenty, jednak Mikołaj nie chciał wręczyć je nam od razu, trzeba było sobie na nie zasłużyć. Naszczęście obie gromady były doskonale przygotowane na taką sytuację i zaprezentowały Mikołajowi i rodzicom teatrzyki, przygotowywane przez ostatnich kilka zbiórek.
Zuchy okazały się profesjonalnymi aktorami i mimo kilu zapomnianych kwestii Mikołaj postanowił nagrodzić zuchy za ich ciężką pracę i wspaniałe efekty, na prezenty musiały zasłużyć również druhny, które z małą pomocą zuchów odśpiewały ulubione piosenki gromad. Ogromną nagrodą dla zuchów były również głośne owacje zgromadzonych rodziców.
Zbiórkę zakończyliśmy równie obrzędowo jak zaczęliśmy, do naszego kręgu zaprosiliśmy również rodziców. Jeszcze tylko życzenia świąteczne i prawdziwa zuchowa iskierka.
Zuchy ściskając w dłoniach pluszowe misie powędrowały z rodzicami do swoich domów, a św. Mikołaj poleciał rozdawać prezenty innym równie grzecznym i dzielnym dzieciom.
S
Kim jest harcerz starszy?
„W tym trudnym wieku to co jest dobre dla młodzieńca szesnastoletniego nie jest tak dobre dla piętnastolatka, a dla trzynasto- bądź czternastolatka może być nawet złe… Chociaż wychowanie skautowe ma te same cztery cele w przypadku starszych i młodszych chłopców (charakter, umiejętności manualne, zdrowie, altruizm), to szczegóły działania różnią się w zależności od kolejnych etapów rozwoju dziecka.”
R. Baden-Powell „Wskazówki dla skautmistrzów”
Druhu Drużynowy!
Reforma oświaty jaka nastąpiła w naszym kraju, wytworzyła nowa grupa wiekowa gimnazjalistów. W ruchu skautowym zrozumiano już tą zasadę dawno. Im ściślej dostawany program do danej grupy wiekowej tym lepsze metody wychowawcze. Potrzeby 12 latka znacznie się różnią od potrzeb 15-latka. Ta bardzo szczególna grupa wiekowa, potrzebuje nowych narzędzi i metod pracy. Nie zawsze doskonałych. Tym trudniejszą staje się praca drużynowego starszoharcerskiego. Nie ma oparcia w świadomości wędrowniczej, ani też (znacznie ułatwiającej prace) pojmowanej wprost wizji świata harcerzy młodszych.
Harcerze starsi to szczególna grupa wiekowa. Na etapie rozwoju na jakim się znajdują pojawia się bunt przeciwko dotychczasowym autorytetom, połączony z zagubieniem związanym z dorastaniem. System wartości jakie przyjmie utrwali się w nim na wiele lat. Lecz zanim się to stanie skazany jest na ciągłe POSZUKIWANIE. Nie zawsze zakończone sukcesem. Czasem sam fakt porażki, będzie dla niego ważny. Pozwoli wyciągnąć wnioski na przyszłość uniknąć tych samych błędów. Niemniej aby tak się stało czerpać będzie z pewnego systemu wartości. I tu właśnie drogi drużynowy spoczywa na Tobie niełatwe zadanie. Aby ten przyjęty system był jak najbardziej zgodny z ideałami zawartymi w Prawie i Przyrzeczeniu Harcerskim.
ROZWÓJ
Jak niezwykle ważny jest rozwój harcerza starszego, nie musze Cię przekonywać. Okres dorastania to odkrywanie swoich wewnętrznych możliwości. A także nie mniej ważny rozwój fizyczny. Wtedy kształtuje się sylwetka, pojawia się owłosienie, głos przechodzi mutacje. Staraj się nie zaniedbać, żadnej z wymienionych płaszczyzn.
Z braku miejsca podaje tylko przykładowe propozycje , wraz z krótkimi opisami.
ROZWÓJ FIZYCZNY
Przeprowadź cykl zbiórek (najlepiej przy udziale zaprzyjaźnionego lekarza, pielęgniarki bądź nauczyciela), na których harcerze:
– rozumieją zasady funkcjonowania własnego ciała oraz zmian w nim zachodzących
– zrozumieją zależności miedzy środowiskiem a organizmem (tlen, potrzeby ciała, zdrowy sen)
– nauczą się szanować swój organizm, unikając nadużyć (i ich zgubne skutki)
Oczywiście nie zaniedbuj zwykłych ćwiczeń. Codzienna obozowa gimnastyka niech stanie się przyjemnością a nie smutną koniecznością (spróbuj ją uatrakcyjnić np. poprzez aerobik, przy skocznej dancowej muzyce)
ROZWÓJ INTELEKTUALNY
Zachęć swoich harcerzy do zdobywania informacji w oryginalny sposób, oraz do jej adaptacji w nowych warunkach. Niech nauczą się czerpać z jak największej ilości źródeł przy wyrabianiu umiejętnej ich selekcji. Aby ich skłonić do tego, możesz użyć do tego gotowego narzędzie jakim jest Projekt. Nie przejmuj się jeśli kilka pierwszych Projektów skończy się porażką. Pamiętaj tylko aby każdy z nich podsumować i wspólnie przedyskutować na forum drużyny: Co poszło źle? Co możemy zrobić, aby następnym razem się udał?
ROZWÓJ SPOŁECZNY
Działaj systemem zastępowym. Niech Twoje zastępy osiągając coraz większą samodzielność. Zbiórka drużyny niech stanie się świętem a zastępu codziennością. Postaraj się aby poprzez realizacje zadań w zastępach Twoi harcerze nauczyli się pracować w zespole, współpracując przy tym z osobami o odmiennych poglądach. Odnosząc się do nich z szacunkiem.
ROZWÓJ DUCHOWY
Chyba najbardziej zaniedbany z obszarów rozwoju. Poprzez wędrówki i wyprawy, wspólnie odkrywaj ze swoimi harcerzami piękno natury. Staraj się aby Twoje obozy były jak najbardziej puszczańskie. Pozwoli to Tobie i Twoim wychowankom zbliżyć się do przyrody. Jeśli do tej pory jeździliście na betonowe bazy, gęsto usiane latarniami warto poszukać środowiska, które jeździ do lasu i z nim pojechać na obóz.
Pozwól swoim harcerzom rozwijać się w wierze. Zorganizuj na obozie msze świętą, gdzie drzewa będą kolumnami Katedr, a niebo ich sklepieniem. Podsuwaj książki warte przeczytania, płyty warte wysłuchania.
Na wszystkie te działanie masz tylko 3 lata. Nie jest to wbrew pozorom czas długi. Dlatego umiejętnie planuj pracę swojej drużyny.
phm Rafał Suchocki
Wydział Starszoharcerski GK ZHP
Objawienie…
Pewnego dnia, pewien stary profesor został zaangażowany, aby przeprowadzić kurs dla grupy dwunastu szefów wielkich koncernów amerykańskich, na temat skutecznego planowania czasu. Kurs ten był jednym z pięciu modułów przewidzianych na dzień szkolenia.
Stary profesor miał więc do dyspozycji tylko jedną godzinę by wyłożyć swój przedmiot. Stojąc przed tą elitarną grupą (która była gotowa zanotować wszystko, czego ekspert będzie nauczał), stary profesor popatrzył powoli na każdego z osobna, następnie powiedział: „Przeprowadzimy doświadczenie”.
Spod biurka, które go oddzielało od studentów, stary profesor wyjął wielki dzban (o pojemności 4 litrów), który postawił delikatnie przed sobą. Następnie wyjął około dwunastu kamieni, wielkości piłki do tenisa, i delikatnie włożył je kolejno do dzbana.
Gdy dzban był wypełniony po brzegi i niemożliwym było dorzucenie jeszcze jednego kamienia, podniósł wzrok na swoich studentów i zapytał ich:
– „Czy dzban jest pełen?”
Wszyscy odpowiedzieli: – „Tak”
Poczekał kilka sekund i dodał: – „Na pewno?”.
Następnie pochylił się znowu i wyjął spod biurka naczynie wypełnione żwirem.
Delikatnie wysypał żwir na kamienie po czym potrząsnął lekko dzbanem. Żwir zajął miejsce między kamieniami… aż do dna dzbana.
Stary profesor znów podniósł wzrok na audytorium i znów zapytał:
– „Czy dzban jest pełen?”
Tym razem świetni studenci zaczęli rozumieć.
Jeden z nich odpowiedział: – „Prawdopodobnie nie”
-„Dobrze”- odpowiedział stary profesor.
Pochylił się jeszcze raz i wyjął spod biurka naczynie z piaskiem. Z uwagą wsypał piasek do dzbana. Piasek zajął wolną przestrzeń miedzy kamieniami i żwirem.
Jeszcze raz zapytał: – „Czy dzban jest pełen?”
Tym razem, bez zająknienia, świetni studenci odpowiedzieli chórem:
– „Nie!”
– „Dobrze.” odpowiedział stary profesor. I tak, jak się spodziewali, wziął butelkę wody, która stała na biurku i wypełnił dzban aż po brzegi.
Stary profesor podniósł wzrok na grupę studentów i zapytał ich:
– „Jaką wielką prawdę ukazuje nam to doświadczenie?”
Niegłupi, najbardziej odważny z uczniów, biorąc pod uwagę przedmiot kursu, odpowiedział:
– „To pokazuje, że nawet jeśli nasz kalendarz jest całkiem zapełniony, jeśli naprawdę chcemy, możemy dorzucić więcej spotkań, więcej rzeczy do zrobienia”.
– „Nie”- odpowiedział stary profesor, „To nie o to chodziło”.
– „Wielka prawda, którą przedstawia to doświadczenie jest następująca: jeśli nie włożymy kamieni, jako pierwszych do dzbana, później nie będzie to możliwe”.
Zapanowało głębokie milczenie, każdy uświadomił sobie oczywistość tego stwierdzenia.
Stary profesor zapytał ich:
– „Co stanowi kamienie w waszym życiu? Wasze zdrowie, wasza rodzina, przyjaciele? A może zrealizowanie marzeń i robienie tego, co jest Waszą pasją, uczyć się, odpoczywać, dać sobie czas…? Albo może jeszcze coś innego? Należy zapamiętać, że najważniejsze jest włożyć swoje KAMIENIE jako pierwsze do życia, w przeciwnym wypadku ryzykujemy przegrać… własne życie. Jeśli damy pierwszeństwo drobiazgom (żwir, piasek), wypełnimy życie drobiazgami i nie będziemy mieć wystarczająco dużo cennego czasu, by poświecić go na ważne elementy życia. Zatem nie zapomnijcie zadać sobie pytania: Co stanowi kamienie w moim życiu? Następnie, włóżcie je na początku do waszego dzbana (życia)”.
Przyjacielskim gestem dłoni stary profesor pozdrowił audytorium i powoli opuścił salę.
(autor nieznany)
Gawędę, którą znajdziecie poniżej znalazłem przeszukując internet na kilka dni przed ogniskiem, podczas którego nasza otwocka wędrowniczka – Julita miała otrzymać Naramiennik. Gdy tę gawędę przeczytałem wrzuciłem wszystkie inne, które już wydrukowałem do szuflady i byłem na 100% pewien, że znalazłem to , czego szukałem. Mimo iż mnie bardzo korci aby przedstawić Wam moją jej interpretację, to myślę, ze każdy najlepiej sam zrozumie zapisane w niej słowa. Ja się cieszę, że kilka swoich życiowych kamieni znalazłem i na szczęście włożyłem je w odpowiedniej kolejności…
Cztery Płomienie
Trzy twarze wędrowniczego zastępu
Czuwaj druhu! Siedziałeś kiedyś i zastanawiałeś się, dlaczego twoi wędrownicy nie wykazują chęci do działania, czasem nie przychodzą na zbiórki, bo mają coś ważniejszego do zrobienia. Borykałeś się z problemami, aby zebrać sensowną ekipę na rajd lub biwak. A może miałeś mało ludzi w drużynie lub zastępie. Też się kiedyś zastanawiałem nad tym i znalazłem rozwiązanie tak proste i oczywiste, że aż mnie to zdziwiło.
Grupa wędrownicza w drużynie harcerskiej i wielopoziomowej.
Od dobrych paru lat prowadzę drużynę, która w naturalny sposób ewaluowała z grupy młodych podwórkowych rozrabiaków do wydaje mi się całkiem niezłego środowiska harcerskiego. Swoją działalność jako drużynowy rozpoczynałem w harcerskim pionie wiekowym, prowadząc męską drużynę składającą się najpierw z jednego potem dwóch i trzech zastępów. Nowych harcerzy przybywało a starsza cześć w naturalny sposób wyrastała i wtedy skończyła się sielanka. Starzy harcerze zaczęli rościć sobie prawa do lepszego traktowania w drużynie, na zbiórki przychodzili niesystematycznie, pojawiły się problemy z piciem i paleniem, a co chyba najgorsze większość zbiórek stara ekipa rozwalała tak, że nie można było nic zrobić. Było kilka dróg, wszystkie z latami przetrenowałem i wyciągnąłem wnioski.
Pierwsze najprostsze rozwiązanie to usunięcie z drużyny wszystkich, którzy zaczęli przeszkadzać i tak stało się z pierwszą wychowaną przeze mnie grupą. To rozwiązanie z perspektywy czasu było najgorsze z możliwych, było zaprzeczeniem całej dotychczasowej mojej pracy w drużynie – ale stało się.
Ale dlaczego tak się stało, dlaczego ci, których wychowałem, nauczyłem harcerstwa przestali mnie słuchać, zaczęli psuć własną drużynę, w którą włożyli ogrom pracy. Wtedy tego nie wiedziałem i nie mogłem zrozumieć, byłem drużynowym, który bardziej czuł metodę harcerską niż ją rozumiał i znał. Z czasem pojąłem, że oferta mojej drużyny przestała być atrakcyjna dla nich to, co było przygodą i przysparzało przypływu adrenaliny w klasie czwartej było jeszcze do zniesienia w siódmej, ale zaczynało drażnić już pod koniec klasy ósmej. Pewna powtarzalność programu pojawiająca się wraz z nowymi członkami drużyny była nie do zniesienia dla harcerzy starszych. Gotowe pomysły na gry i zajęcia będące objawieniem dla młodszych były jakieś „niedopracowane” dla starszych, oni chcieli dołożyć coś od siebie, coś zmienić, zmodyfikować. Ja chciałem żeby byli dalej podobnie jak młodsi uczestnikami, odbiorcami a oni mieli już wiele do powiedzenia. Z ich strony sprawa przedstawiała się zupełnie inaczej, to ja według nich zatrzymałem się, nie traktowałem ich jak partnerów, nie dostrzegałem ich potencjału, zaangażowania, traktowałem jak „dzieciaki”. Skoro nie było ich udziału w tworzeniu propozycji programowych pozostawała im jedynie rola krytykantów i kontestatorów. Nasze drogi z dnia na dzień się rozchodziły coraz bardziej, oni jak i ja byliśmy dalej i dalej od siebie. Dziś powiedziałbym, że to stosowanie metodyki harcerskiej do staszoharcerskiego pionu wiekowego było błędem.
Po kilku latach znowu wyrosła grupa „buntowników” i trzeba było znowu stawić czoła temu, co dzieje się w drużynie. Założenie było dość jasne nie może powtórzyć się sytuacja sprzed trzech lat. Więc …?
Padł pomysł, aby wyrastających harcerzy przekazać do drużyny starszoharcerskiej, to rozwiązanie było całkiem niezłe. Do wyboru mieliśmy dwa środowiska, jedno odpadło z założenia, gdyż samo borykało się w wielkimi problemami, a drugie było takie sobie, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Wspólne narada starszyzny, troska o drużynę i chęć zapobieżenia kryzysowi doprowadziła do decyzji o przejściu starszej części do drużyny starszoharcerskiej. Początki były całkiem niezłe, deklaracje obu drużyn o współdziałaniu i pomocy. Było nawet wspólne zimowisko. Co z tego, skoro proza życia okazała się zupełnie niesielankowa. Z czasem związki między obiema drużynami wygasły, zabrakło wzajemnego wspierania się, wspólnych wyjazdów i ciągłości pracy. Drużyna starszoharcerska żyła własnym życiem tracąc kontakt ze środowiskiem, które przekazało jej harcerzy. Dla, wtedy już, harcerzy starszych zmiana środowiska, drużynowego, podejścia do harcerstwa, atmosfery, charakteru drużyny, obrzędowości, odcięcie od korzeni miały wpływ na systematyczne wykruszanie się i odejście większości z ZHP.
Co się takiego zadziało, że nieźli harcerze nagle stracili chęci i ZHP przestało być ważne w ich życiu. Wydaje mi się, że wychowanie w określonym środowisku, a nasze było dość hermetyczne, w pewnej jasnej i bardzo określonej konwencji, wytworzyło w nich charakterystyczny obraz harcowania. Nie wyobrażali oni sobie innego harcerstwa, nie budowano w nich poczucia jedności ze starszą drużyną, nigdy nie stawiano ich za wzór i cel, do którego powinni zmierzać na swej drodze harcerskiej. Nie było też stałej współpracy pomiędzy drużynami, nie było wspólnych biwaków, szkoleń, gier i zajęć, nie istniała ciągłość wychowawcza. Każda drużyna miała odmienne zwyczaje, obrzędy a przejście z młodszej do starszej było jakby wstąpieniem do „innego” ZHP.
Miałem za sobą już utratę dwóch odchowanych grup harcerskich i nie można było kroczyć dalej drogą, która nie dawała szansy na zachowanie ciągu wychowawczego. Postanowiłem zmienić podejście do harcerzy starszych i uczynić ich funkcyjnymi, zastępowymi, przybocznymi. Wiedziałem jednak o tym, że gdy z drużyny znikali starsi harcerze prawie natychmiast na ich miejsce wchodzili ci nieco młodsi, którzy z powodzeniem ich zastępowali i dzięki temu szybko dorastali do objętych funkcji. Pozostawienie starszyzny w drużynie stwarzało jednak problem; bałem się, że sytuacja ta z czasem zablokuje rozwój młodszych, a kadry zacznie przybywać tak, że część funkcji może stać się czysto tytularna. Ten system organizacji drużyny miał jednak swoje plusy, zatrzymałem w drużynie kilka, potem kilkanaście osób na czas szkoły średniej, miałem dobrze prowadzone zastępy, wyszkolonych ludzi, mundury i sprzęt harcerski wędrował z pokolenia na pokolenie, przy organizacji wyjazdów młodsi harcerze byli dobrze przygotowani, sprawny podział obowiązków gwarantował zluzowanie mnie na biwaku a przede wszystkim na obozie. Świetną rzeczą były biwaki starszyzny, a najlepiej wychodziły wyjazdy na rajdy, wtedy powoływany specjalnie na ten czas zastęp, taka poszerzona rada drużyny, zbierał się bez większego problemu, aby móc wyjechać bez „młodych” i pokazać, co tak naprawdę potrafi. Podnosiło to rangę funkcyjnych w drużynie, bo gdy wracali pełni opowieści, przeżyć i trofeów ich oczy lśniły a młodszych harcerzy zazdrość ściskała, że oni jeszcze tak nie potrafią i motywowała ich do systematycznej pracy nad sobą.
Tak zorganizowana drużyna funkcjonowała całkiem dobrze przez parę lat, miała swoją specyfikę, duża rozpiętość wieku dawała możliwość uczestnictwa w ramach jednej drużyny starszemu i młodszemu rodzeństwu, rozwinęła się współpraca z rodzicami. Poprawiło się zdecydowanie morale wędrowników, stali się przykładem i wzorem do naśladowania dla młodszej części. Na wyjazdach, zajęciach terenowych, obozach nie było sytuacji trudnych, starsi byli wodzami, organizatorami, realizowali się w tym. A młodsi mieli świetne gry, ciągle wypełniony czas, zagwarantowaną przygodę i wytyczony cel, aby stać się takimi jak ich zastępowy czy przyboczny, szybko dojrzewali i wybijali się pozytywnie wśród rówieśników w szkole. Jedynym problem były wspólne zbiórki w harcówce, młodsi mieli w głowie grę i wygłupy, siła ich roznosiła a siedzenie było udręką, starsi za to chcieli planować, dyskutować, przegadać sprawy. To spowodowało, że z czasem zbiórki zaczęły przybierać inny charakter, starsi powołali własny stały zastęp, zaprosili do ściślejszej współpracy harcerki starsze z zaprzyjaźnionej drużyny, zastępy przekazali nieco młodszym, którzy deptali im już mocno po piętach. W ten sposób naturalnie staliśmy się drużyną o wydzielonych dwóch pionach wiekowych. Sytuacja ta miała swoje dobre strony, młodsza część drużyny usamodzielniła się, zaczęła się dynamicznie rozwijać, przecież nowi zastępowi też chcieli się wykazać. Po wyraźnym rozdzieleniu części na piony wiekowe pojawiła się dość znacząca zmiana, o której chcę wspomnieć. Była nią radykalna zmiana modelu zastępowego w grupie młodszej, zastępowym przestał być „starszy brat” a stał się nim kolega w tym samym wieku. Dla starszych harcerzy w dużej mierze atrakcyjność grupy rówieśniczej była ponad służbą zastępowego.
Wędrownicy zaczęli szukać swojej ścieżki, specjalności, nie wystarczało już im organizowanie zajęć dla młodszych zastępów, chcieli zaistnieć na polu hufca i nie tylko. Ciągnęło ich w świat do innych wędrowników. Przyszedł też czas na powołanie więcej niż jednego przybocznego, wzrastająca liczba harcerzy młodszych wymagała coraz więcej pracy. Po roku przemian i ciągłego rozwoju z jednej 23 Drużyny Harcerzy „Skaut” wydzielone zostały: gromada zuchów, dwie drużyny młodsze i jedna starszoharcerska. Tak w naturalny sposób przeszła drużyna od pracy z jedną grupą wiekową poprzez wielopoziomowość do drużyny starszoharcerskiej.
Jacy harcerze starsi zostali wychowani w mojej drużynie wielopoziomowej, jacy ludzie opuścili jej szeregi? Czas wielopoziomowości to wychowanie wędrowników, którzy byli dobrymi organizatorami, umieli zaopiekować się młodszymi, rozumieli, że młodsi to też członkowie drużyny, ale byli również przekonani o szczególnej swojej roli w środowisku. Ci wędrownicy mieli wiedzę harcerską na niezłym poziomie, ale do mistrzostwa to było dość daleko. Natomiast zawsze brakowało czasu na samorozwój, ciągle było coś do zorganizowania dla młodszej części, stała służba na funkcjach nie dawała wielkich możliwości do rozwijania pasji i zainteresowań. Specjalność puszczańska, która wtedy zyskała swoją naczelną pozycję w drużynie realizowana była dość powierzchownie. Sam program z natury rzeczy musiał być kompromisem łączącym elementy metodyki harcerskiej i starszoharcerskiej.
Z podziałem drużyny na kilka środowisk o bardzo określonych ramach wiekowych zaczął się raj. Również moja droga jako drużynowego zakręciła i poszła dalej wraz ze starszymi wychowankami do pionu wędrowniczego. Drużyny młodsze objęli moi przyboczni.
W drużynie miałem kilkanaście osób, znałem ich na wylot, byli dobrze umundurowani i wyrobieni harcersko – aż miło pomyśleć, ale o tym jak ułożyła się praca w tej nowej – starej drużynie już w następnej części.
hm. Krzysztof Manista HR
drużynowy 23 DSH „SKAUT”
Hufiec Krotoszyn
Na stronę dostarczył Michał Łabudzki