19 – 21 2003 r. września odbył się Ogólnopolski Zlot Instruktorów Nieprzetartego Szlaku w Warszawie. Impreza została zorganizowana przez Wydział Programowy Głównej Kwatery ZHP, w którym pracuje zespół Nieprzetartego Szlaku. Celem zlotu było spotkanie instruktorów połączonych wspólną ideą wspierania rozwoju dzieci i młodzieży niepełnosprawnej zrzeszonej w ZHP oraz podsumowanie aktualnej sytuacji ruchu.
Pod skrzydłami Andrzeja Małkowskiego
Nieprzetarty Szlak powstał u zarania historii ZHP. Jego organizatorem był Andrzej Małkowski w 1911 r. działający w ruchu skautowym we Lwowie, gdzie zaczęły już funkcjonować drużyny skautowe: tzw. Polskie Drużyny Skautowe. Małkowski zaobserwował, że ten ruch szalenie absorbuje i zachwyca młodzież, która zawsze dąży do życia w grupie i jakiegoś zorganizowanego działania.
Małkowski przeniósł te spostrzeżenia dotyczące reakcji młodzieży na grupę dzieci najuboższych. We Lwowie i w narzeczu lwowsko-ukraińsko-rosyjskim o takich dzieciach mówiło się ,,batiary”, czyli dzieci wychowane na ulicy, bezdomne i zaniedbane przez rodziny. Najbiedniejsze dzieci zarabiały na życie sprzedawaniem gazet. Dlatego upowszechnił się sąd, że sprzedawca gazet pochodzi z najbardziej zaniedbanych środowisk.
Właśnie te bezdomne dzieci Andrzej Małkowski zorganizował w drużynę skautową w Polsce. Okazała się ona wielkim dobrem dla tych dzieci, które chłonęły ideę harcerską i zawsze były obecne w otoczeniu Małkowskiego.
Harcerstwo wychowuje młodzież do służby
Początki tego młodzieżowego ruchu były trudne. W Polsce idea wychowania poprzez skauting była związana z ideą niepodległości. Harcerstwo polskie, zdefiniowane przez Małkowskiego, to skauting + niepodległość. Polska była wtedy pod zaborami. Dlatego naczelną sferę wychowania młodzieży stanowiło przygotowanie do walki o niepodległość.
Natomiast reakcja władz, które się wtedy konstytuowały we Lwowie, na działalność Małkowskiego była bardzo negatywna. Uważano, że transponowanie tak szczytnych idei na grunt dzieci bezdomnych, niewychowanych, małych złodziejaszków i gazeciarzy jest deprecjacją tych idei.
Na uroczystości 1 Maja zawsze zapraszano ZHP. Podczas jednej z nich zaproponowano, aby w ramach przemarszu harcerstwa przez miasto i defilady przed trybunami wzięła udział także niewielka grupa dzieci niepełnosprawnych. Jednak władze się nie zgodziły, uznając, że to niedopuszczalne, aby upośledzone dzieci defilowały przed nimi w tak ważnym momencie historycznym.
Maria Łyczko w służbie dzieciom niepełnosprawnym
Ciekawa historia zdarzyła się w 1958 r., kiedy to w Rabce powstał kurs dla wychowawców sanatoriów i szpitali. Był to kurs organizowany przez Ministerstwo Zdrowia. Jego organizatorzy wiedzieli, że wychowawcza rola harcerstwa doskonale sprawdza się wśród młodzieży w szkołach. Doszli zatem do wniosku, że można by transponować tę metodę harcerską (już wtedy określaną jako wychowawcza metoda harcerska) na grunt dzieci nieuleczalnie chorych, przebywających w szpitalach i sanatoriach.
W ruchu brakowało jednak czegoś ożywczego. I wtedy poproszono właśnie dh. Marię Łyczko harcmistrzynię z komendy chorągwi krakowskiej o zorganizowanie tego kursu. Na kurs przyjechało ponad 50 osób delegowanych przez różne ośrodki szpitalno-wychowawcze. Kurs był przewidziany przez Ministerstwo na 2 tygodnie. Jednak trwał dłużej i to na prośbę uczestników. Jest to niewątpliwie zasługa dh. Łyczko, która niesłychanie promieniowała pewnym spokojem i przekonaniem o wartości tej idei przekazywania dzieciom niepełnosprawnym iskierki życia i radości. Dh. Łyczko potrafiła ją przekazać nie tylko bezpośrednio dzieciom, lecz także ludziom, którzy pracowali z tymi dziećmi.
Tajniki nazwy ruchu
W czasie tych kursów odbywały się nocne wędrówki na górę Luboń, która zarysowuje się na horyzoncie Rabki. Organizowano wtedy nocny bieg na tę górę. Patrole musiały zdobyć ten szczyt w nocy, nie znając drogi i zagotować sobie po drodze posiłek w śniegu (bo kursy odbywały się w listopadzie).
Podczas podsumowania takiego biegu w schronisku na Luboniu zastanawiano się nad tym, jak nazwać ruch, który tu właśnie znalazł swój początek. Zrozumiano, że praca z dziećmi niepełnosprawnymi jest przecieraniem szlaku tych dzieci do zdrowia i życia w społeczeństwie. Częsty kontakt z ludźmi przeciera tym dzieciom szlak, którym one już dalej same pójdą i wrócą do społeczeństwa. I tak powstała nazwa Nieprzetartego Szlaku.
Po 1958 roku Nieprzetarty Szlak rozwijał się żywiołowo. We wszystkich ośrodkach szkolno–wychowawczych i szkołach specjalnych ruch obejmował dzieci niewidome i niedowidzące, głuche i niedosłyszące, dzieci upośledzone. W tym czasie powstało bardzo dużo placówek dla chorych dzieci: m.in. olbrzymi ośrodek ,,Przedwiośnie” w Zalesiu i ośrodek w Helenowie dla dzieci z upośledzeniem kręgosłupa.
W obliczu kryzysu
19 – 21 2003 r. września ruch obchodził uroczystości 45-lecia w Warszawie. Podsumowanie dotychczasowej działalności było dla instruktorów Nieprzetartego Szlaku trochę smutne, bo po okresie olbrzymiego rozwoju ruchu (po 1958 r.), kiedy w samej Rabce było ok. 50 drużyn harcerskich, w każdym szpitalu i sanatorium istniała drużyna harcerska, obecnie jest absolutny regres.
Przyczyna tego kryzysu jest po stronie Ministerstwa Sprawiedliwości, które miało pod opieką ośrodki prewencyjne i domy poprawcze (ośrodki szkolno-wychowawcze dla dzieci trudnych, dzieci z patologicznych rodzin). O kryzysie przesądził także brak dofinansowania działalności Nieprzetartego Szlaku. Kursy dh. Łyczko odbywały się w Rabce 2 razy w roku: ok. 100 osób rocznie przygotowywały do pracy z dziećmi upośledzonymi, ale były zbyt drogie. Dlatego po wielkim rozkwicie Nieprzetartego Szlaku, trwającym od 1958r. do lat 80., potem nastąpił regres. Ten kryzys jeszcze jest niestety widoczny, ale już przebijają się przez niego pewne symptomy powrotu do rozwoju.
Zresztą Nieprzetarty Szlak zawsze miał zdolności regeneracyjne. Po przemianach ustrojowych, kiedy nastąpiło w ogóle załamanie ruchu harcerskiego w całej Polsce, tylko Nieprzetarty Szlak przetrwał w cudowny sposób. Potem nagle rozkwitły drużyny Nieprzetartego Szlaku. One jedne się ostały, bo nie brały udziału w przemianach politycznych. Nieprzetarty Szlak zawsze istniał na marginesie życia politycznego, mając swój jedyny cel: służbę dzieciom niepełnosprawnym i poszkodowanym przez los albo przez ludzi.
Obchody uroczystości w Warszawie
Impreza trwała 3 dni. W oficjalnych uroczystościach wzięli udział m.in.: dh. Maria Łyczko twórca i organizator Nieprzetartego Szlaku oraz harcmistrz Wiesław Maślanka naczelnik ZHP. Na spotkanie przybyła także reprezentacja Urzędu Rady Ministrów, kancelarii Prezydenta, Ministerstwa Sprawiedliwości i Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Zlot 45 lecia NS
Piątek 19 września 2003. Na Zamku Królewskim odbyło się uroczyste rozpoczęcie zlotu, połączone z wręczeniem odznaczeń zasłużonym instruktorom Nieprzetartego Szlaku. Później zaplanowano wizytę na Powązkach, gdzie złożono wieńce na grobie Marii Grzegorzewskiej twórczyni ruchu na rzecz niepełnosprawnych (twórczyni pedagogiki specjalnej, czyli ruchu na rzecz metody kontaktu i kształcenia dzieci upośledzonych). Następnie zebrani udali się do teatru ROMA na wodewil: młodzieżowy musical z czasów Elvisa Presleya.
Sobota, 20 września 2003 r. W tym dniu zaplanowano wyjazd do Wilanowa zwiedzanie Pałacu i ogrodów, które należą dziś do rzędu najcenniejszych i najbardziej popularnych pomników polskiej kultury artystycznej. Następnie odbył się przejazd na Stare Miasto i ponownie na Powązki, gdzie złożono kwiaty tym razem na grobach Aleksandra Kamińskiego, Stefana Mirowskiego i Stanisława Broniewskiego ,,Orszy”. Wieczorem instruktorzy spotkali się w kręgu przy ognisku w leśnym ranczo między Białobrzegami a Rynią. Były gry, zabawy, tańce, śpiewy i olbrzymi tort. Dh. Łyczko opowiedziała gawędę o historii i aktualnej sytuacji Nieprzetartego Szlaku. Podsumowaniem dnia było przemówienie dh. Teresy Hernik, która podziękowała wszystkim zebranym za to, że ofiarowali kilkadziesiąt lat swojego życia dzieciom niepełnosprawnym, nie traktując tego jako ofiary.
Niedziela, 21 września 2003 r. Na zakończenie obchodów uroczystości odbyła się msza św. w kościele św. Marcina na Starym Mieście, gdzie jest wmurowana tablica poświęcona pamięci harcerek. Msza św. była odprawiana przez naczelnego kapelana Jana Ujmę w asyście harcerzy w mundurach. Po mszy na dziedzińcu u sióstr franciszkanek odbyło się spotkanie w pożegnalnym kręgu.
To było prawdziwe święto harcerstwa. Pokazano, że taki ruch istnieje i że jest bardzo ważny, że obok wszystkich fundacji, które działają na rzecz dzieci niepełnosprawnych, harcerstwo ma swoją rolę i tę rolę realizuje.
dh. Monika Piwek
(konsultacja merytoryczna dh. Ludomira Ryll harcmistrz, instruktor Nieprzetartego Szlaku)
HISTORIA
Ze wspomnień Białej Sowy
Korzystając z okazji udostępnienia łamów „Przecieku” chciałbym wspomnieć moich wspaniałych Instruktorów.
19 maja 1957 roku pod Celestynowem nasz hufiec zorganizował pierwsze po latach OH i OHPL Przyrzeczenie Harcerskie. Atmosferę tamtego czasu trafnie oddał później „zespół „Perfekt” „Wiatr Odnowy wiał, darowano resztki kar…”. Byłem wtedy świadkiem powrotów z więzień działaczy niepodległościowych, instruktorów harcerskich, żołnierzy Armii Krajowej. Miałem szczęście uczestniczyć w tym celestynowskim Przyrzeczeniu. Otrzymałem Krzyż Harcerski nr 447, serii XXXVII. Rotę Przyrzeczenia wypowiadaliśmy w obecności ks. Hm. Wincentego Malinowskiego, proboszcza z Józefowa, więźnia hitlerowskich obozów koncentracyjnych (kapelana Szarych Szeregów – przyp. HSI), gawędę mówił oraz wiersze o Powstaniu Warszawskim recytował Tomasz Strzembosz.
Od wiosny byłem przybocznym w XIII ODH im. Zawiszy Czarnego przy Szkole Podstawowej nr 1 w Otwocku. Moim drużynowym był dpp. (drużynowy po próbie) Adam Piesio, mgr historii sztuki, absolwent KUL. W lipcu 1957 roku ukończyłem Chorągwiany kurs drużynowych w ramach zgrupowania obozów Chorągwi Mazowieckiej. Był on zorganizowany na terenie byłego poligonu wojskowego w Muszakach k/Nidzicy.
Komendantem mojego podobozu był dpp. Adam Strzembosz, ten sam, który po latach kandydował w wyborach prezydenckich III Rzeczypospolitej (muszę tu dodać, że jego brat, dziś znany profesor historii, Tomasz Strzembosz jest żonaty z Marylą Dawidowską, siostrą Alka znanego z „Kamieni na Szaniec”), oboźnym phm. inż. Marian Hassa. Sierpień 1957 to pierwszy po odnowie obóz Hufca. Zorganizowany w Puławskiej Górze, skupił najlepszą ówczesną kadrę.
Komendantem był dh hm. Tadeusz Idzikowski, ówczesny hufcowy, oboźnym wspaniały instruktor phm. Zenon Węgrowicz. Byłem wtedy drużynowym jednej z dwóch drużyn obozowych, dziś powiedzielibyśmy podobozów. Rok póżniej umiejętności instruktorskie doskonaliłem na obozie hufca w Białej Górze pod Tomaszowem Mazowieckim. Komendantem zgrupowania był phm. Antoni Fedorowicz, żołnierz 25 p.p. AK ps. „Łebek”, póżniejszy pierwszy Prezydent Otwocka w III Rzeczypospolitej. Rok 1959 to obóz w Świętej Lipce, z komendantem hm Ryszardem Siegieniewiczem, a 1960 w Chmielnie k/Kartuz. Ten obóz tylko wizytowałem jako ówczesny hufcowy. Byłem spokojny o wynik wizytacji, bo oboźnym był znów Zenon Węgrowicz. On nas uczył odpowiedzialności, punktualności, poszanowania cudzego czasu, systematyczności.
Komendantem Otwockiego Hufca ZHP zostałem w 1960 roku. Byłem nim jeden rok, potem przez szereg lat z-cą komendanta hufca Sylwestra Setnikowskiego. Jemu zawdzięczam szlif ekonomiczno – organizacyjny.
Dzisiaj, po latach, (a ostatni obóz to Liszna k/Cisnej w Operacji Bieszczady – 40 w połowie lat 80-tych) dumny jestem z tego, że miałem szczęście mieć wspaniałych Instruktorów. To Im zawdzięczam mój rozwój osobowy oraz instruktorski do stopnia Harcerza Orlego oraz Harcmistrza PL. To Im zawdzięczam , że pomogli ukształtować moją ścieżkę życia, że po latach mogę moim harcerzom i uczniom spojrzeć prosto w oczy.
Pamiętajcie o tym Instruktorzy. Was też ktoś wspomni po latach. Oby tak dobrze, jak ja wspominam swoich.
Biała Sowa
Przyp. HSI: Druh hm. Jerzy Kudlicki pełnił funkcję Komendanta Hufca ZHP w Otwocku w latach 1960 – 1961.
Decyzja w ciągu doby
Poprosiłeś mnie Mirku o refleksję…
Do czynnej służby instruktorskiej powróciłem, po 10-cio letniej przerwie, gdy rozwiązano Harcerską Służbę Polsce Socjalistycznej.
Przyjęcie mnie do pracy jako nauczyciela w Szkole Podstawowej nr 1 uzależniono od tego, czy zechcę opiekować się siedmioma drużynami harcerskimi i zuchowymi. Drużyny prowadzone przez szesnastolatków pracowały pięknie, dyskretnie im pomagałem i bacznie obserwowałem zmiany w harcerstwie W marcu 1984 r Władek Setniewski, ówczesny komendant hufca, poprosił mnie, bym przejął od niego hufiec. Decyzję należało podjąć w ciągu doby. W Otwocku mieszkałem od niedawna i byłem nieznany w tym środowisku, mimo to zaryzykowałem. Powierzając mi tę funkcję, zaryzykowała również Rada Hufca, myślę że z dużym pożytkiem.
Co zastałem:
1) młodzi absolwenci kursu przeprowadzo-nego na zimowisku w Kołobrzegu w poprzednim roku – przewodzili nimi Rysiek Borkowski i Kasia Brzezinska;
2) doświadczeni drużynowi Nieprzetartego Szlaku na czele z Jankiem Śliweckim;
3) środowisko instruktorskie Szczepu przy Szkole Podstawowej nr 5 na czele z Zygmuntem Wojniczem;
4) grupa starszyzny instruktorskiej nie związana z drużynami, ale wspomagająca kształcenie: Marian Mirkowski, Marek Miliński, Jacek Wachnicki, Czesio Woszczyk, Jurek Kudlicki i wielu, wielu innych;
5). środowisko gminy Wiązowna: Pęclin, Glinianka, któremu przewodził Zygmunt Niewiadomski.
6) młode drużynowe zuchowe z Joasią Oleksiuk na czele.
Muszę przyznać, że spotkałem w swojej pracy wielu ludzi, którzy bezinteresownie, z wielkim zapałem pomagali mi w kierowaniu hufcem. To dzięki nim mogłem dokonać w krótkim czasie więcej, niż poprzedni komendanci. Duże wsparcie otrzymywałem ze strony władz miasta i władz oświatowych. Podpatrujący mnie młodzi instruktorzy dziwili się, z jaką łatwością załatwiałem poważne sprawy przez telefon.
Po zapoznaniu się ze stanem osobowym i materialnym hufca podjąłem następujące działania:
Do ważnych spraw, które już w pierwszym roku udało mi się załatwić, należy zaliczyć:
1. Uregulowanie dzierżawy terenu i stworzenie planu zagospodarowania pod stałą bazę w Przerwankch. Również tam uzbrojenie terenu: doprowadzenie kablem ziemnym energii elektrycznej, zbudowanie studni głębinowej i stacji uzdatniania wody, przebudowę kuchni zgodnie z wymogami SANEPIDU, zalegalizowanie i zagospodarowanie dwóch domków kempingowych na komendę zgrupowania i gabinet lekarski, wykonanie stałych pomostów pływających
2. Zakup kilkudziesięciu nowych namiotów, w tym ok. 20 namiotów typu NS, urządzeń kuchennych, kocy, łóżek kanadyjek, łódek i innego sprzętu. Naprawa ponad dwudziestu namiotów turystycznych.
3. Zorganizowanie instruktorów w siedmiu silnych kręgach instruktorskich, które wspomagały pracę drużyn. Powstał również krąg seniorów „Sosna”, skupiający m.in. wychowanków ks. hm. Jana Raczkowskiego
4. Zorganizowanie hufcowych i chorągwianych festiwali piosenki „Sosnowe nutki” i wylansowanie dwóch zespołów hufca: „Park” Jarka Kochanowskiego i NS Marka Połynki na festiwalach krajowych w Zamościu i Krakowie
5. Zagospodarowanie w szkołach i klubach pomieszczeń na harcówki
6. Powstało silne namiestnictwo zuchowe organizujące kursu drużynowych i przybocznych zuchowych oraz dwuturnusowe kolonie zuchowe
7. W okresie ferii organizowano równocześnie kilka zimowisk kształceniowych i warsztatów metodycznych
8. Rozwinięto system wymiany obozów z organizacjami z zagranicy: (Berlin, Sofia, Moskwa) oraz krajowych (Oświęcim, Andrychów, Sieradz, Zawiercie, Wolin).
9. Kontynuowano organizację tradycyjnych i sprawdzonych imprez hufca (MORS, Manewry Techniczno Obronne, Święto Hufca, Dzień Zucha) oraz wprowadzono nowe imprezy ( Alert Komendanta Hufca, Konwent Kręgów, współzawodnictwo o tytuł drużyny sztandarowej hufca)
10. Reaktywowano i rozwinięto działalność harcerskiego klubu łączności, nad którym opiekę objął Heniek Kukian, później Bogdan Kusina.
11. Powołano kapituły stopni HO i HR, które zamknęły pierwsze próby harcerzom orlim
12. Prowadzono wymianę doświadczeń z kręgami instruktorskimi z innych regionów Polski: Kraśnik, Andrychów, Tarnów, Bielsko Biała
13. Stworzono warunki do organizacji samodzielnych obozów drużyn i szczepów (Jastrzębia Góra, Wolin, Wągrowiec)
14. Powołano Pocztę Harcerska zarejestrowaną pod numerem 75
Dynamika pracy hufca i osiągane efekty wzmocniły autorytet stanowiska komendanta w odczuciach społecznych i w środowisku instruktorskim, o które skutecznie podejmowano walkę.
hm Zbigniew Bugaj HR
Przyp. HSI: Druh hm. Zbigniew Bugaj pełnił funkcję Komendanta Hufca ZHP w Otwocku w dniach 15 marca 1985 r. – 12 listopada 1988 r.
WIELKANOC – z czym to się je?
Wielkanoc to najstarsze i najważniejsze chrześcijańskie święto, obchodzone na pamiątkę zmartwychwstania Chrystusa. Adwent, święta Bożego Narodzenia oraz okres po nich następujący aż do soboty przed tzw. Niedzielą Starozapustną (Siedemdziesiątnicą, przypadającą 70 dni przed Wielkanocą) oparte są na rachubie roku słonecznego, mają stałe terminy.
Pozostała część roku kościelnego, czyli od Siedemdziesiątnicy do soboty przed pierwszą niedzielą adwentu, opiera się na obliczeniach roku księżycowego. Są to tzw. święta ruchome, których terminy Kościół ustala corocznie i włącza do kalendarza powszechnego. Termin Wielka-nocy, zgodnie z ustaleniami soboru nicejskiego (325 r.), powinien być święcony w pierwszą niedzielę po pierwszej pełni księżyca, po wiosennym zrównaniu dnia z nocą 21 marca. Wypada to między 22 marca a 25 kwietnia, czyli w maksymalnych granicach 35 dni. W Nicei zmieniono również 40-godzinny dotąd czas duchowych przygotowań do świąt Wielkanocy na 40 dniowy okres Wielkiego Postu.
Wielkanocne święta przypadają w tym samym czasie co pradawne obchody wiosennego przesilenia. Wiele obyczajów wywodzi się z wcześniejszych rytuałów pogańskich. Podobnie jak kiedyś czci się ogień, wodę i nowe życie, symbolizowane przez jajko i młode rośliny.
Wielkanocna magia
W Wielki Czwartek, Wielki Piątek i Wielką Sobotę woda miała moc magiczną. Potwierdzało to święcenie w Wielką Sobotę wody przynoszonej przez wiernych i kropienie nią potem domowników, zwierząt, domu oraz zabudowań gospodarskich. Wiara w moc wody święconej w Wielką Sobotę była i jest nadal bardzo silna. Przywracała zdrowie chorym, była konieczna przy błogosławieństwie nowożeńców i noworodków, a nawet do pokropienia zbóż i ziemniaków przed siewem i sadzeniem.
Tak samo też, jak przed laty, do robienia palm, do dekoracji stołu wielkanocnego i koszyka ze święconym używa się zimujących pod śniegiem pędów barwinka, borówki i bukszpanu oraz gałązek brzozy i wierzby lub świeżych, wiosennych kwiatów.
Palma wielkanocna to nie tylko akcent zdobniczy kojarzący się ze świętami – przypisywano jej bowiem ogromną moc magiczną, a dzięki swemu działaniu była „dobra na wszystko”. Smagano się nią dla urody i siły, łykano bazie, by uchronić się przed bólem gardła oraz złymi mocami.
Jajka, które leczą
Zdobione świąteczne jajka to tradycja starsza niż chrześcijaństwo. Pojawiały się u Persów, Chińczyków i Fenicjan. Najwcześniejsze znalezione na terenie Polski pochodzą z X w., ale prawdopodobnie Słowianie wcześniej znali kult jajka jako symbolu odradzającego się życia.
Choć z jajkiem wiąże się wiele przesądów i zwyczajów, w których nie zawsze pełni ono rolę pozytywną, jajka święcone przynoszą samo dobro, a odkąd znajdą się w domu, sprowadzają pod dach szczęście. Moc święconego jajka jest tak silna i dobroczynna, że nawet skorupki pełnią ważną rolę w świątecznych rytuałach domowych.
Dotykanie zwierząt gospodarskich święconym jajkiem chroni je przed chorobami i urokami.
Jeżeli kury dostaną do zjedzenia skorupki po święconych jajkach, dobrze się niosą i nie gubią jajek. Zgniecione skorupki rozsypywano wokół domu, by zapewnić mu ochronę, zakopywano w narożnikach pól, żeby zwiększyć urodzaj, a nawet przyczepiano do drzwi wejściowych, aby przyczyniały się do spokoju domowników.
Woda z pokruszonymi skorupkami święconego jajka była uważana za lek na ból zębów.
Woda po ugotowaniu jaj na pisanki to także substancja o dobroczynnym działaniu – umycie się nią zapewniało urodę dziewczętom, a chorym przywracało zdrowie.
Wielkanocny Klub Samotnych Serc
Wszystkie panny pragnące zachwycić ukochanego winny potrzeć jajkiem pomalowanym na czerwono te części ciała, którymi chcą lubego oczarować najsilniej. Następnie należy przelać jajko przez ułożone na krzyż patyczki, najlepiej brzozowe. Skorupkę z pisanki trzeba teraz utrzeć na proszek, który – dosypany do potrawy – działa cuda i wzbudza płomienne uczucie chłopaka.
Dziewczętom, które nie odnajdują w sobie talentów kulinarnych, polecamy gotową potrawę z dodatkiem mielonych pisankowych skorupek.
Wykorzstano materiały ze strony http://wielkanoc.opoka.org.pl
Nadświdrzańskie tradycje Wielkanocne
W okresie przedświątecznym w co drugiej kolorowej gazecie znajdziemy te same, jak co roku, instrukcje barwienia jajek w łupinach cebuli, przepis na wielkanocną babę drożdżową, pomysły na przystrojenie stołu etc. Większość tych rzeczy nie jest nam wcale obca.
A gdyby tak ktoś nas zapytał o świąteczne tradycje naszego szeroko pojętego regionu…?
Z przykrością trzeba stwierdzić, że jesteśmy już trochę “zmiastowieni” i najczęściej nie orientujemy się w tradycjach Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. W takim przy-padku warto sięgnąć po prasę lokalną.
Stamtąd dowiemy się, że kiedyś do Wielkiego Czwartku był normalny tydzień pracy. Świętować zaczynało się tego dnia od południa. Nie wykonywało się już żadnych ciężkich i „brudnych” prac. Mówiono: jak w domu pogrzeb, to się nic nie robi, a jak Pan Jezus w grobie to jak tu co robić? O godzinie 15 szło się do kościoła w Kołbieli na ostatnią część Gorzkich Żalów. Stały tam już straże grobowe ze wszystkich wiosek. Kiedyś byli to tylko strażacy. Przy zmianie warty stukali się toporkami, co można zaobserwować i dzisiaj. Tego dnia słychać też było stukanie drewnianych kołatek zamiast dzwonów kościelnych.
W Wielką Sobotę niesiona do kościoła święconka zawierała dużą salaterkę mięsa z kością. Ważna była kość, bo po powrocie do domu święcony gnat wynosiło się w pole i zatykało w ziemię, aby nie ryły jej krety. Oprócz mięsa w święconce była podwójnie zwinięta kiełbasa, chleb, wielki placek, masło, ser, jajka, pieprz, sól i pocięty chrzan. Ten ostatni każdy musiał ugryźć, bo był gorzki jak Męka Pana Jezusa. Święcono również słoninę. Była potrzebna do pocierania np. wymion świniom, by im nie pękały. Przywiezioną święconą wodą kropiono budynki inwentarskie i mieszkanie.
Z Wielką Niedzielą związana była skierowana do kobiet przestroga, aby nie spały tego dnia, bo się powali zboże i len. Znacznie lepiej mieli mężczyźni: uważano, że kto pierwszy przyjedzie do domu z kościoła temu pierwszemu urodzi się owies. Gnano wtedy po mszy z Kołbieli na złamanie karku do domu.
Późnym popołudniem wsie odwiedzały grupy „dynguśników”. Byli to chłopcy i kawalerowie chodzący od chaty do chaty i śpiewający religijne pieśni wielkanocne i wesołe przyśpiewki. Stali tak długo, aż gospodarz nie wyszedł i nie dał do kobiałki drobnych podarków: kawałka ciasta, jajka czy kiełbasy. Śpiewano na przykład: ”Pani gospodyni zajrzyjcie do skrzyni, dajcie nam kopę jaj i kilo słoniny”. Przy wizytach było dużo śmiechu, bo polewano się wodą, a przyśpiewki czasami były złośliwe, szczególnie gdy w domu mieszkały skąpi-radła albo stare panny. Gdy ktoś długo nie wychodził potrafili zaśpiewać: ”A w tej chałupce same nagodupce, same nic nie mają, nikomu nie dają!”
W tydzień po Wielkiejnocy „dynguśnicy” zbierali się w jednej z chat i robili zabawę. „Na dyngus”, bo tak to się nazywało, panny przygotowywały z otrzymanych darów jedzenie, za drobne kupowano gorzałkę i brano muzykanta.
Teraz w Dolinie Świdra nie chodzą już dynguśnicy, co jednak nie znaczy, że nie można posłuchać w Wielkanoc dawnych pieśni religijnych i przyśpiewek. Od trzech lat w Rudzienku dzięki zespołowi dziecięcemu „Gwarki”, wracają dawne tradycje „dynguśników”. W miejscowym kościele wykonują tradycyjne pieśni, w których zawarte są całe dzieje ziemskiego życia Pana Jezusa.
Tekst na podstawie artykułu Jacka Kałuszko z „Linii Otwockiej”