W numerze 6 Przecieku, z lutego bieżącego roku, z dużym zainteresowaniem przeczytałem felieton Marysi Mikulskiej, którego tytułem była wypowiedź Jerzego Berkeley: „Mało ludzi myśli, ale każdy chce mieć swoje zdanie”. Jest w nim o rewizjonizmie historycznym, o trudnościach związanych z dążeniem do obiektywizmu w pracy historyka, a praktycznie o niemożności dojścia do jednej, absolutnej Prawdy. Truizmem będzie twierdzenie o słuszności tych spostrzeżeń.
W moim bloku mam wspaniałego sąsiada, z którym często dyskutujemy, a właściwie wzajemnie się utwierdzamy w słuszności naszych poglądów na historię, politykę, polityków, aktualne wydarzenia. Mam też wielu innych sąsiadów, z którymi próbuję czasem rozmawiać na różne tematy, ale po przemyśleniu treści i sensu tych rozmów, dochodzę do wniosku, często, nie da się ukryć, przy wydatnej pomocy żony, że czas poświęcony tym rozmowom był czasem bezpowrotnie straconym. Zatem, w kolejnej rozmowie na klatce schodowej z moim wspaniałym sąsiadem, nie bardzo zaskakuje mnie jego odkrycie, że któryś z naszych sąsiadów ma zupełnie inny pogląd, np. na dokonania SOLIDARNOŚCI. Właśnie kilka dni temu, widząc mnie schodzącego po rower do piwnicy oświadczył, że sąsiad IKS stwierdził, że tych SOLIDARUCHÓW to najchętniej by powywieszał na suchej gałęzi za to, co zrobili z Polską. Za to rozprzedanie za grosze majątku narodowego, za stracone kopalnie, huty i banki, za penetrację zagranicznego kapitału, za kolosalne bezrobocie.
Nie po raz pierwszy usłyszałem te argumenty, bo często słucham nie cenzurowanych wypowiedzi słuchaczy znanego radia z Torunia, którzy bardzo często wypowiadają te same zdania na antenie, śmiało można powiedzieć ogólnoświatowej. Na cały świat rozchodzą się fale radiowe niosąc cytowane wyżej oskarżenia pod adresem SOLIDARNOŚCI, Wałęsy, Krzaklewskiego, całego ruchu zainicjowanego w Sierpniu 1980 roku.
Dlaczego piszę nazwę miesiąca z wielkiej litery? Bo nie mogę zmusić moich palców, by uderzyły w małą czcionkę bez jednoczesnego naciśnięcia klawisza CAPS LOCK. Tak samo piszę o Maju 1791, Listopadzie 1830, Styczniu 1863, Listopadzie 1918, Wrześniu 1939, Sierpniu 1944, czy Grudniu 1970. Niektórzy dodają Marzec 1968, Czerwiec 1976, a już nikt nie pisze o Październiku 1917!
Uważny, lub złośliwy czytelnik stwierdzi, że już tylko luty nam został do pisania małą literą. Ale zostawmy te miesiące, bo należałoby rozpocząć nowy wątek.
Wróćmy do rozważań o SOLIDARNOŚCI i jej dokonaniach, bo coraz częściej przekonuję się, że pamięć ludzka jest niesamowicie wybiórcza, zwłaszcza po 25 latach! Tak, tak Gerwazeńku, to już ćwierć wieku minie w sierpniu bieżącego roku od tamtego zrywu narodu, który w ostatecznym efekcie zmienił świat! Ówcześni przedszkolacy przekraczają dzisiaj trzydziestkę. Ówcześni decydenci są czcigodnymi staruszkami, lub ich już nie ma na tym najlepszym ze światów, ale zdążyli zdrowo namieszać w głowach moim rodakom przez te dwadzieścia pięć lat, korzystając z wywalczonej wolności słowa, której przeciwnikami byli przez całe swoje życie. Niejaki Jerzy Urban, osławiony rzecznik prasowy ówczesnego rządu nie próżnował, wydając niemniej osławione NIE. Nie próżnowali ówcześni politycy pisząc pamiętniki wydawane w dużych nakładach przez wydawnictwo BGW i wiele innych.
Zatroszczyli się także o utrzymanie w swoich rękach najpotężniejszego medium, jakim bezsprzecznie jest telewizja. Po pozbyciu się z niej tzw. pampersów Walendziaka, zostali „sami swoi” (czyli ludzie z przeszłością w komunistycznym systemie) dzięki m. in. prezesowi Kwiatkowskiemu i jemu podobnym orędownikom poprawności politycznej. A któż powołał pana Kwiatkowskiego? Osobiście prezydent wszystkich Polaków, cieszący się ogromnym uznaniem narodu. Wystarczy spojrzeć na wyniki sondaży (Ostatnio Aleksander Kwaśniewski traci w sondażach. Niektórzy przy tej okazji mówią, że na szczęście, inni, ze niestety. My niestety mówimy, że na szczęście – przyp. Redakcji).
Do tematu SOLIDARNOŚCI wrócę, bo muszę to uczynić w roku jubileuszu Sierpnia 1980. Bardzo bym chciał poznać Wasze sądy o tym ruchu, o wydarzeniach mu towarzyszących, o ich konsekwencjach. Zatem do spotkania na łamach kolejnych numerów Przecieku.
Wasza Biała Sowa
Z listu abp. Józefa Życińskiego na drugą niedzielę Wielkanocy:
W sierpniu Polska będzie dziękować Bogu za przemiany zapoczątkowane przez sierpniowy zryw robotników Wybrzeża oraz powstanie „Solidarności”.
(…) Niestety, nie wszyscy potrafią docenić wielkość tego dziedzictwa. Spotykamy komentarze sugerujące, iż przemian tych dokonali głównie tajni współpracownicy i agenci służb specjalnych. W imię chrześcijańskiej odpowiedzialności za prawdę nie traktujmy serio tych komentatorów, którzy utrzymują, że dla polskiego przełomu ważniejsze były spiskowe kontrakty niż działanie Ducha Świętego rozpalającego w utrudzonych duszach poczucie godności, wolności i męstwa. (…)
Niewątpliwie w powojenne dzieje Polski wpisany jest również dramat zdrady. Niemoralne pozostają działania tych, którzy usiłowali robić kariery, pisząc donosy na bliskich. Za ujawnieniem dokumentów ukazujących te bolesne karty opowiadali się polscy biskupi już dziesięć lat temu (…). Wiele środowisk ujmuje życiowe tragedie w kategoriach sensacji, nie zwracając uwagi na to, iż nie wolno nam nikogo oceniać tylko z tego powodu, że jego nazwisko znalazło się w katalogu, w którym wymieszane są nazwiska zarówno bohaterów, jak i oprawców oraz zwykłych donosicieli.
(…) Zechciejmy dostrzec osoby, które czekają na gest solidarnej miłości. W małych miasteczkach klimat podejrzeń może narastać wokół osób, które mają nieszczęście nosić takie samo nazwisko jak ktoś wymieniony w rejestrze w internecie. Trzeba wyrazić naszą solidarność z nimi. Inną grupę wymagającą chrześcijańskiej troski stanowią osoby, które pod wpływem szantażu lub zastraszenia podjęły niemoralną współpracę z organami władzy, potem zaś odważnie ją zerwały. Nierzadko całe ich życie bywa oceniane z perspektywy okresu, który one uznały już za swą winę. Gdyby równie krytyczny styl ocen przyjęto w Ewangelii, syn marnotrawny pozostałby na zawsze czarnym charakterem, w stronę jawnogrzesznicy skierowano by natomiast kamienie, nie zaś krzepiące: „Idź i od tej chwili już nie grzesz”. Przypowieść o zagubionej owcy, której odnalezienie przyjmują z radością pasterz i cała wspólnota, uczy nas przebaczenia dla skruszonych.