Znak Służby Dziecku

Podczas spotkania namiestnictwa w dniu 23. 02. 2005 r. wspólnie podjęliśmy decyzję o rozpoczęciu zdobywania Znaku Służby Dziecku. Jest to dziedzina naszej codziennej pracy, to właśnie dla dzieci organizujemy zabawy, wyjazdy, organizujemy im czas wolny, aby mogły go spędzić w pożyteczny sposób.

Oto idea Znaku służby dziecku:
Harcerstwo jest szkołą życia ścieżką, po której dziecko, a potem nastoletni człowiek, dzięki pracy nad sobą, wstępuje stopniowo w dorosłość. W harcerskiej tradycji najbardziej naturalną służbą zawsze była ta związana z młodszymi, z troską o ich wychowanie. “Takie będą nasze Rzeczypospolite, jakie młodzieży chowanie…”. Od tego, jak dzisiaj wychowujemy, jakie wzorce i postawy przekazujemy młodym, zależy przyszłość naszego kraju. Służba dziecku to przede wszystkim troska o wychowanie młodego pokolenia patrzcie, jak wiele jest tu wciąż do zrobienia!


Służba dziecku to również zabieganie o tych najmłodszych, którzy potrzebują pomocy. Dziecko jest bezbronne, narażone na krzywdę, ból, brak miłości, niezrozumienie i beztroskę dorosłych. Często poznaje świat z perspektywy rozbitej rodziny, sierocej samotności, długotrwałej choroby, kalectwa. Ile takich dzieci żyje obok was, w waszej LOKALNEJ SPOŁECZNOŚCI w sąsiedztwie, na tej samej ulicy, na osiedlu? Obok tych dzieci nie można przechodzić obojętnie. Musimy dostrzegać ich problemy, nawiązywać z nimi bezpośredni kontakt. Musimy znać prawa dziecka, wiedzieć, jak umiejętnie i skutecznie można takim dzieciom pomagać.
Dziecko ma własne poczucie godności, pragnienia, marzenia i… zmartwienia. W miarę możliwości należy wspomagać wychowanie najmłodszych, umiejętnie dostrzegać oraz rozumieć ich potrzeby i problemy. Skutecznie interweniować tam, gdzie dziecku dzieje się krzywda lub niezbędna jest pomoc oto idea wędrowniczej służby dziecku.

W ramach zdobywania tego znaku służby, zgodnie z jego ideą, chcemy zrealizować następujące zadania:
1. Zorganizujemy zbiórkę artykułów szkolnych i przekażemy je wybranemu domowi dziecka na terenie naszego powiatu. (wrzesień 2005)
2. Zorganizujemy letni wypoczynek dla dzieci należących do gromad zuchowych a także chętnych, dzieci nie zrzeszonych. (lipiec)
3. Zorganizujemy wycieczkę dla grupy dziecięcej z wybranej placówki edukacyjnej. Cel wycieczki i jej tematyka uzgodniona będzie z opiekunami grupy. (wrzesień)
4. Weźmiemy udział w kursie bądź warsztatach o tematyce dziecięcej, aby podnieść naszą wiedzę i umiejętności. (zależnie od org.)
5. Zorganizujemy Dzień Dziecka jako przedstawiciele Hufca ZHP Otwock. (czerwiec)
6. Zorganizujemy zbiórkę darów dla oddziału dla porzuconych noworodków działającego w szpitalu na ul. Batorego. (kwiecień, maj)
7. Stworzymy mapę instytucji działających na rzecz dzieci w powiecie otwockim, wykonaną mapę opublikujemy na stronie naszego hufca oraz w innych miejscach dostępnych dla szerszego grona mieszkańców. (październik)
8. Zorganizujemy Konferencję dotyczącą Praw Dziecka. (Listopad)

Mamy nadzieję, że dzięki realizacji tych zadań pozytywnie wpłyniemy na życie dzieci z którymi będziemy mieć kontakt, poszerzymy swoją wiedzę i umiejętności związane z dziedziną naszej codziennej działalności.

Życzę wszystkim członkom zuchowego patrolu, a także sobie, jak najwięcej satysfakcji z wykonywania zadań, zadowolenia i dalszej chęci służenia dzieciom na naszej harcerskiej drodze, oraz oczywiście pomyślnego zakończenia naszej próby.

Czuj!
pwd. Sylwia Żabicka
Namiestniczka zuchowa

Ruch woodcrafterski

Zamieszczony w tytule artykułu termin „woodcraft” obejmuje bardzo szerokie treści i dlatego jest różnie interpretowany, np. jako leśna wiedza, czyli przyrodoznawstwo w ścisłym znaczeniu, jako leśna mądrość, życie leśne, puszczaństwo itp. Polskie słowo „puszczaństwo” najlepiej oddaje sens słowa woodcraft, gdyż mieści w sobie wiedzę leśną, życie w prymitywnych warunkach leśnych i związane z nim konieczne umiejętności praktyczne, „magiczny” wpływ lasu na człowieka, emocjonalny stosunek do przyrody, jak również tęsknotę do życia zgodnego z prawami natury.

Za początek ruchu woodcrafterskiego, jak również skautingu uważamy rok 1902, kiedy to w Stanach zjednoczonych Ameryki Północnej Ernest Thompson Seton, (ur. 1860, zm. 1946), po serii swych artykułów w czasopismach i po szeregu prób na polu duchowego i cielesnego wychowania młodzieży założył swoją organizację: Woodcraft Indians – Indianie Puszczańscy. Seton, człowiek wrażliwy na piękno i dobro oraz zauroczony przyrodą, wybitny jej znawca i malarz zwierząt, przewodził pierwszym szeregom swych leśnych skautów według wzoru idealnych praobywateli Ameryki – Indian. Jego pomysły na strukturę organizacyjną zręcznie później opracował angielski podpułkownik, następnie generał i lord Robert Baden – Powell, który kierując się doświadczeniami z wojny burskiej i czerpiąc z teorii wychowawczych Setona, założył i rozszerzył swój skauting, który dzięki jego organizacyjnym talentom i propagandowym zdolnościom, kroczył zwycięsko przez cały świat. Amerykanie szybko zmienili charakter formy skautowej wypracowanej przez Setona i przyjęli całkowicie skautowy system wychowawczy Baden – Powella.

Puszczaństwo było ważnym elementem programowym w pracy zdecydowanej większości drużyn harcerskich w Polsce prawie od zarania istnienia. Obok poznawania życia w przyrodzie wprowadzono przeróżne zwyczaje i obrzędy puszczańskie, nadawanie mian puszczańskich, sprawności leśnych oraz rozpowszechniono puszczańskie zdobnictwo obozowe, totemizm itp. Puszczaństwo stało się jednym z najważniejszych elementów wychowawczych w harcerstwie, jak np. na obozach instruktorskich Chorągwi Warszawskiej, organizowanych corocznie od roku 1926 do 1939 nad jeziorem Wigry.

Za pierwszy ruch harcerski w Polsce, zbliżający się do ruchów woodcrafterskich za granicą uważa się powszechnie „Wolne Harcerstwo”. „Wolne Harcerstwo” powstało w roku 1921 z inicjatywy Adama Ciołkosza (1901 – 1978) w ramach odnowy w harcerstwie polskim niezależnie, a nawet bez wiedzy o podobnych ruchach za granicą. Konieczność odnowy w ZHP i niezbędne zmiany przedstawił A. Ciołkosz w roku 1921 w trzech listach do starszych harcerzy: „Potrzeba przebudowy”, „Nowe horyzonty harcerstwa” i „Wolne harcerstwo”.
Zdaniem autora listów, harcerstwo niema być organizacją typu opiekuńczego dla młodzieży, lecz ruchem i organizacją samej młodzieży; należy zlikwidować nadmiernie rozbudowaną biurokrację, skostnienie w formach przesłaniających treść, szablonowość, dogmatyzm i krępowanie indywidualności; należy doprowadzić do zupełnej decentralizacji i do demokratyzacji, między innymi przez likwidację różnych „klik”. A. Ciołkosz wypowiadał się też przeciwko wszelkim formom militaryzmu w harcerstwie oraz żądał całkowitej apolityczności harcerstwa i absolutnego nieangażowania się w kwestie społeczne i polityczne.

Olbrzymią wagę przywiązywał do konieczności nawrotu do przyrody, uważając, że właśnie od tego musi się zacząć program odnowy harcerstwa. Uważał, że dzielność i jasność, czyli ciągłe dążenie wzwyż, będące ideałem wychowawczym „Wolnego Harcerstwa”, można realizować najszybciej i najłatwiej tylko w przyrodzie, gdzie kryje się najlepszy Nauczyciel prawdy, piękna i dobra. Nawiązując do myśli Setona sądził, że indianizm dzięki swojej atrakcyjności, wyprze z czasem militaryzm, tkwiący jeszcze w harcerstwie. Pisząc o „Wolnym Harcerstwie” przedstawił cztery cechy charakteryzujące ten ruch:
1. indianizm i dążenie do nawrotu ku przyrodzie,
2. ideologia prawa harcerskiego, skauting powszechny, skauting pokoju,
3. kult państwowości, patriotyzm czynny,
4. dążenie do uludowienia ruchu, ideologia świata pracy.

Do lipca roku 1923 „Wolne Harcerstwo” nie tworzyło żadnego odrębnego związku, lecz zmierzało do znalezienia sobie miejsca w istniejącej organizacji. W założeniach swych „Wolne Harcerstwo” nie dążyło do rozbijania zrzeszenia oficjalnego, a było wyłącznie ośrodkiem ideowym, skupiającym starszych harcerzy. Do „Wolnego Harcerstwa” mógł należeć każdy harcerz, należący do oficjalnego ZHP, jak również pozostający już poza tą organizacją, ale chcący służyć wielkim ideałom harcerskim. W „Wolnym Harcerstwie” nie było żadnych ustaw, ani regulaminów, żadnej egzekutywy, czy też upełnomocnionej reprezentacji. Obowiązywała tylko odpowiedzialność przed samym sobą. Aby być „wolnym harcerzem”, wystarczył sam fakt poczuwania się do łączności z ruchem harcerskim i przynależność do świata idei harcerskiej.

Odznaka „Wolnego Harcerstwa”
Odznaka „Wolnego Harcerstwa” przedstawia trzy koła wpisane w siebie; w punkcie ich zbieżności wybucha trój falisty płomień. Jest to symbol trójjedni: Prawdy, Piękna i Dobra, trzech elementów ludzkiego ducha, identycznych ze sobą i jedno tworzących. Koło jest symbolem doskonałości, płomień żarliwości w służbie ideałom swojej własnej duszy, świętego uniesienia i ofiary. Barwa czerwona symbolizuje świat pracy.
Centralnym punktem ruchu odnowy stało się pismo „Płomienie”, które zaczęło się ukazywać w roku 1921 i do roku 1923 skupiało wokół siebie i kształtowało światopogląd „wolnych harcerzy”.
Na pierwszym zjeździe „Wolnego Harcerstwa” w Mąchocicach w czerwcu 1922 uwidocznił się postępujący rozłam ideowy w jego kierownictwie. Radykalnie lewicowe grupy instruktorskie z Leonem Jankowskim na czele dążyły do przekształcenia apolitycznego ruchu w odrębną organizację polityczną i do odrzucenia współpracy z ZHP w przeciwieństwie do A. Ciołkosza i Stanisława Jerschiny, opowiadających się za autonomią ruchu w ramach ZHP.

Z punktu widzenia ruchu woodcrafterskiego najbardziej interesuje nas okres historii ruchu „Wolnego Harcerstwa” od początków jego istnienia do momętu utworzenia „Zjednoczenia Wolnego Harcerstwa”. W okresie tym „Wolne Harcerstwo” nie tworzyło żadnej samodzielnej organizacji, lecz było tylko ośrodkiem ideologicznym propagującym obok ideologii socjalistycznej – puszczaństwo i indianizm (lub słowianizm, co mocno podkreślał sam A. Ciołkosz) w harcerstwie. Trzecim istotnym elementem ruchu woodcrafterskiego jest system szczepowy , który w założeniach „Wolnego harcerstwa” nie występuje. W związku z tym „Wolnego Harcerstwa” nie możemy uznać za ruch woodcrafterski w pełnym znaczeniu tego słowa.

Wykorzystano materiał hm. Tadeusza Wyrwalskiego

Namiestnictwo Wędrownicze

Chapter One
Myślę, że przedsmak Namiestnictwa Wędrowniczego udało się niektórym poczuć podczas czerwcowych (2004) Warsztatów Kadry Wędrowniczej „Pod Rozbrykanym Kucykiem” w Michalinie. Przypomnę, że razem z wędrownikami z hufca W-wa Praga Płd. przez prawie trzy dni przyswajaliśmy sobie wiedzę i umiejętności niezbędne do prowadzenia drużyny wędrowniczej. Dla niektórych z nas hasła: Kodeks Wędrowniczy, Dewiza Wędrownicza, znaki służb i wiele innych zagadnień były dobrze znane ale wiem też, że dla innych były jakby otwarciem zamkniętych dotąd drzwi i wejściem na nieznane i atrakcyjne ścieżki.

Pierwsze wieczorne zajęcia to wędrownicza „klasyka”. Dewiza, kodeks, symbolika watry i trochę o naramienniku. W formie warsztatowo dyskusyjnej + niespodzianka próba przedstawienia wędrowniczej symboliki w formie teatralnej. Dzięki wielkie dla Kaśki, Agnieszki, Mileny, Marysi, Maćka i Łukasza. Kończymy późno ale z nadzieją w sercach.
Po porządnym śniadaniu „chłopaki z ferajny” Marek i Jasiek robią zderzenie starej poczciwej metodyki z najnowszym sprzętem HiFi. To z pewnością najbardziej multimedialne i atrakcyjne w formie zajęcia z tej tematyki na jakich byłem.

Dalej Zadra, pod którego kierownictwem rozgryzaliśmy konstytucję. Rozgryźliśmy ją do tego stopnia, że po dwóch godzinach zajęć powstała nasza własna może nie najdoskonalsza, ale jednak!
Popołudnie w rękach naszych przyjaciół z Pragi Południe. Zaczyna Lidka instrumentami, próbami, sprawnościami i oczywiście znakami służb. Koniec żartów trzeba poharować żeby mieć pojęcie w tym temacie.
Po kolacji stery przejmują od Lidki kolejno Michał i Słupek. Ominę szczegółowe opisy reszty zajęć w każdym razie śpiąc mało dotrwaliśmy do końca…

Opuszczaliśmy ośrodek „Jędruś” z płonącymi watrami na naramiennikach niektórzy z misją w oczach, inni po prostu zmęczeni intensywnymi warsztatami. Ja warsztaty zaliczyłem do udanych. Mieliśmy znakomite warunki pokoje z pościelą, pachnące łazienki, salę projekcyjną, doskonałe wyżywienie i na koniec pakiet materiałów programowych na CD (na niedawnych warsztatach w Pęclinie pobiliśmy chyba rekord bo każdy otrzymał 3 różne płyty z materiałami). Prawie wszystkim prowadzącym udało się spełnić oczekiwania uczestników i wierzę, że warto kiedyś spotkać się jeszcze raz.

Chapter Two
Krok drugi w rozwoju namiestnictwa to wspólne ognisko kadry wędrowniczej naszego hufca podczas HAL w Przerwankach. Razem z Markiem Rudnickim długo ważyliśmy różne formy i pomysły. Zwyciężył Małkowski. Postanowiliśmy obryć się (na podstawie książki Kamińskiego) z kilku ciekawych zdarzeń z życia A.M. i opowiedziawszy je, odnieść się do przeżyć i podobnych tematycznie wydarzeń w życiu obecnych na ognisku. Aby łatwiej nam się rozmawiało, każdemu zaproponowaliśmy przed kominkiem „gatunek” historii o której chcielibyśmy aby nam wszystkim opowiedział. I … faktycznie rozmawiało nam się bardzo dobrze. Sprawia mi ogromną przyjemność przebywanie w gronie ludzi tak serdecznych i mądrych. Uczciwych i nietuzinkowych.

Chapter Three
Ten etap trwał kilkadziesiąt godzin. Rozegrał się na trasie Otwock Augustów Otwock oraz w lasach Suwalszczyzny (Sucha Rzeczka). Ten etap nosi nazwę Wędrownicza Watra. W gronie kilkorga otwockich funkcyjnych wyruszyliśmy na spotkanie z wędrowniczkami i wędrownikami z całej Polski. Czego tam nie było…Nie czas w tym miejscu na obszerne relacje uczestniczyliśmy w wielu różnych zajęciach, a piszący te słowa po prawie dwugodzinnej walce rozpalił ogień przy użyciu drewnianego łuku i kilku innych dziwnych przedmiotów. Każda chwila, którą razem przeżywamy wzmacnia nas i tworzy niewidzialną spoinę, która w zamierzeniu ma scalić wszystkich członków namiestnictwa.

Czuwaj
NW Cztery Płomienie

Bal Instruktorski

„Załóż spódnicę w groszki, albo niebieską marynarkę i żółtą koszulę, a wtedy poczujesz w rytmie twista powracające, różowe lata siedemdziesiąte…”

Tak, tak… to były czasy: gorące rytmy twista, Elvis był już sławny, a na rynek wyszła pierwsza para rajstop, królowały dzwony i spódnice w groszki. Do tych czasów mogli przenieść się ci, którzy byli 5 lutego 2005 roku na balu dla funkcyjnych Hufca Otwock.
Wszystko zaczęło się od dwóch dziewczyn, które napisały w swojej próbie na pwd: „Zorganizuję bal karnawałowy dla funkcyjnych mojego hufca”. Całkiem niezły pomysł, tylko co dalej? I wtedy wpadł im do głowy genialny pomysł na stworzenie atmosfery: dym na sali, kolorowe światła, w tle muzyka z epoki, na stole koreczki, mnóstwo balonów i ludzie przebrani, a wszystko to w stylu lat siedemdziesiątych. Swój niecny plan zaczęły wcielać w życie.

Zorganizowały salę, sprzęt do grania, jedzenie, zrobiły zaproszenia i kupiły potrzebne rzeczy. Brakowało tylko jednego – dekoracji. Postanowiły jednak, że to zrobią ją na dzień przed Balem. Pomyślały, że zostaną w piątek na noc w harcówce. Niezbyt im jednak szło, aż nagle rozległ się dźwięk telefonu. W słuchawce odezwał się głos Zadry, nie minęło pół godziny, a zjawiła się grupa ludzi gotowa pomagać im całą noc: robić te wszystkie plakaty, kordony. Przypadkowo wzięli ze sobą komputer, projektor i jedzenie, więc urządzili sobie wieczór filmowy.

W sobotę o godz.19:30 na sali „lustrzanej”: MDK w Otwocku na znak rozpoczęcia imprezy rozległa się głośna muzyka i zapaliły kolorowe światła. Gości oficjalnie przywitali wodzirej imprezy, Elvis (czyt. Marek Sierpiński) oraz organizatorki balu: Makówka i Bogacka.

Około 21:00 każdy miał okazję zaprezentować swój ukryty talent muzyczny, odbył się bowiem konkurs karaoke. Naszymi faworytami zostali: Arkadiusz Królak oraz gość, który przyjechał prosto ze stolicy, Rafał S. pseudonim S00hy. Bal zakończyliśmy, nie jednym, ale dwoma tortami! Oczywiście nie zabrakło kulminacyjnego punktu wieczoru, a mianowicie, wyboru króla i królowej balu, a zostali nimi Żaba i Siarek, to była wzruszająca chwila, chlip, chlip… jak sobie jeszcze przypomnę.;)

Jeśli Cię nie było na najlepszym, najcudowniejszym, najlepiej zorganizowanym, najbardziej udanym balu dla funkcyjnych (tak mówią w hufcu;)), jaki kiedykolwiek się odbył (nie tylko w Otwocku) to pluj sobie w brodę i poobgryzaj wszystkie paznokcie!
Do zobaczenia na Balu Instruktorskim za rok.

Bogacka

W przeddzień warsztatów

Główną inspiracją powstania niniejszego tekstu była rozmowa z Mirkiem Grodzkim, którą miałam przyjemność przeprowadzić drogą on-line przez GG, 10 lutego 2005, a więc w przeddzień rozpoczynających się warsztatów. Generalnie nasza rozmowa przypominała miejscami raczej mój monolog, niemniej jednak wyjaśniła mi pewne rzeczy, a w pewne ugruntowała.

Nie ukrywam, że moje nastawienie do tych warsztatów dalekie było od euforii towarzyszącej innym kursantom, nie mniej jednak nie było ono też tak mocno pesymistyczne jak niektórzy usiłowali mi to wmówić. Porostu było raczej sceptyczne, a to dlatego, że miałam poczucie, że mało nowych rzeczy się dowiem. A ja jadąc na warsztaty nie oczekuje już przede wszystkim zabawy i śpiewania do rana, ale nastawiona jestem raczej na zdobywania nowej, konkretnej wiedzy która będę mogła potem przełożyć na prace w drużynie. I nie zrozumcie mnie tutaj źle, ja lubię spotykać się z Wami wszystkimi, owszem z jednymi mniej a z innymi więcej, ale te towarzyskie spotkania nie mogą przysłonić tego po co przyjechałam na warsztaty. I dlatego dobiła mnie sytuacja, kiedy cześć z kursantów nie wróciła na zajęcia Nestorki, bo była zmęczona. A dlaczego była zmęczona? Bo zamiast spać w nocy, jak Pan Bóg przykazał, to budowali swoje bujne życie towarzyskie. Owszem budowanie wspólnoty hufcowej jest ważne, no ale czy ma się ono odbywać w taki sposób? Może lepiej zróbmy sobie biwak hufcowy poświęcony w całości na integracje i zabawy i nie doprawiajmy wtedy do niego jakiś otoczek warsztatowych, bo jeżeli istnieje potrzeba integracji to ją wpierw zaspokójmy. Natomiast jeżeli przyjeżdżamy na warsztaty nastawieni na zdobycie pewnej wiedzy, to postępujmy tak, aby nasze mózgi były w stanie normalnie funkcjonować na zajęciach.

Nie wszystkie zajęcia były porywające. Jedne były bardziej stateczne, inne mniej, ale to nie zmienia faktu, że porostu niekulturalnie jest leżeć u kogoś na zajęciach, zwłaszcza gdy jest to osoba od nas starsza i w stopniu harcmistrza. To nie są jakieś moje wymysły, ale podstawowe zasady savoir vivre’u, które mino naszego zmęczenia należy przestrzegać.
To tyle o moich spostrzeżeń na samo zachowanie kursantów, a teraz pozwolicie, że napisze jak ja jako drużynowa, chciałbym aby wyglądało kształcenie w naszym hufcu.

Przede wszystkim chciałabym, aby zajęcia prowadziły osoby odpowiednio do tego przeszkolone. Posiadające nie tylko pewną wiedze teoretyczną, ale także umiejące ją przekazać, a więc osoby które wzięły udział w kursie kadry kształcącej lub mające bardzo duże (podkreślam bardzo duże) doświadczenie w prowadzeniu zajęć. Myślę, że zgodzicie się w ze mną w tej kwestii, iż zajęcia powinny być prowadzone porostu przez osoby kompetentne. Jeżeli nie mamy ich w hufcu ostatecznie dużo, to zwróćmy się o pomoc do innych hufców. Nie jest wstydem prosić o pomoc. Jesteśmy stosunkowo małym hufcem, i dlatego zawsze będą u nas braki kadrowe. Jest to rzeczą naturalną i nie powinniśmy mieć z tego powodu kompleksów. Natomiast w związku z tym powinniśmy bardziej stawiać na jakość, niż na ilość.

Przed Zespołem Kadry Kształcącej stoi niewątpliwie bardzo trudne zadanie. Ale przy naszej pomocy i zaangażowaniu w jego prace ma on szansę wywiązać się z niego bez zarzutów.
Może teraz będzie lekko sentymentalnie, ale co tam mam. Pięć lat temu, w ferie 2000 roku odbył się kurs drużynowych „Twoja Kolej” przedsięwzięcie wspominane zawsze z dużym sentymentem przez kursantów, którzy mieli okazję w nim wziąć udział. Dlaczego je tak dobrze pamiętamy, wręcz gloryfikujemy? Ponieważ to tam zdobyliśmy swoje pierwsze szlify metodyczne, które były dla nas swoistego rodzaju „olśnieniem”, a przy okazji ponieważ było to zimowisko spędziliśmy ze sobą mnóstwo czasu i mieliśmy okazje naprawdę dobrze się poznać. Był więc czas i na zabawę i na naukę, a wszystko to w odpowiednich proporcjach dawało nam niesamowite wspomnienia.

Może i teraz także potrzebujemy takiego zimowiska, dłuższej formy szkolenia, która przy okazji zaspokoi także owe potrzeby towarzyskie.

Marysia Mikulska
17 DH „Widnokrąg”

Wywiad z Magdą Grodzką

Rozmawiamy z Magdą Grodzką – osobą najbardziej zaangażowaną w tworzenie ZKK w naszym Hufcu. Nie wiesz co to jest ZKK? Właśnie po to jest ten wywiad.

ZKK to…?
Zespół Kadry Kształcącej. Zespół, który odpowiedzialny jest za całość spraw związanych z kształceniem w hufcu. Ma nie tylko organizować kursy i warsztaty na różnych poziomach, ale także kształtować politykę kadrową, tworzyć plan kształceni hufca oraz upowszechniać dorobek wypracowany w ramach prowadzonego u nas kształcenia.

Czy u nas funkcjonuje taki zespół?
Byliśmy zobowiązani do tego, żeby ZKK utworzyć do końca września 2004 roku. Jeszcze nam się to nie udało.
Oficjalnie nikt się nie podjął zadania stworzenia ZKK. Jest całe grono osób, które stara sie coś robić w tym temacie. Było już kilka koncepcji i pomysłów na utworzenie takiego zespołu ale póki co spaliły na panewce.
Obecnie jest wiele osób zaangażowanych w prowadzenie działań kształceniowych, większość z nich była zaangażowana w organizację i prowadzenie zajęc podczas ostatnich warsztatów, mam nadzieje że może staną się one zalążkiem takiego zespołu, który szybko wypełni warunki formalne.

Jakie to warunki?
Formalnym warunkiem jest posiadanie OKK (Odznaki Kadry Kształcącej) i stopnia instruktorskiego. Dla mnie osobiście ważniejsze w chwili obecnej jest to, aby byli to ludzie, którzy chcą i potrafią kształcić i są przygotowani aby w niedługim czasie nadrobić ewentualne braki regulaminowe

Mamy w hufcu osoby, które spełniają takie warunki. Dlaczego zatem taki zespół jeszcze nie powstał?
W naszym hufcu poki co (ale mam nadzieje ze juz za chwilke sie to zmieni) jest 3 instruktorów z Brązową Odznaką Kadry Kształcącej i jedna instruktorka ze Srebrną Odznaką. Instruktorzy Ci z licznych względów, na których omawianie nie ma tu miejsca, nie podjęli się stworzenia ZKK naszego hufca. Nie znaczy to jednak, że wyłączyli się z kształcenia i pracy. Mogę powiedziec chyba również w ich imienniu, że naszym celem jest zbudowanie młodego zespołu kształceniowców, którzy sami kształcąc się już wkrótce zdobędą/zdobyliby niezbędne uprawnienia aby kierować kursami i warsztatami w naszym hufcu, a my bylibysmy dla nich zapleczem, które w razie potrzeby mogliby wykorzystać.

Rozumiem, że będą to osoby mniej doświadczone. Patrząc na zadania ZKK zastanawiam się czy nie za dużo od tych osób wymagamy.
Liczymy na to, że ZKK stworzą ludzie z pasją, którzy sami chcą się kształcić i przekazywać swą wiedzę i pomysły innym. Myślę, że taki zespół będzie mógl liczyć na duże wsparcie innych instruktorów. To na pewno możemy im obiecać.

Sądząc po czasie, jaki upływa borykamy się z jakimiś problemami przy tworzeniu ZKK. Na czym one polegają?
Problemów jest coniemara…. Wg mnie głównym jest brak deklaracji od osoby(osób), która podjęłaby się kierowania i zbudowania takiego zespołu. Może to też jest tak, że nie umiałam, nie umieliśmy wychować swoich następców i teraz znaleźliśmy się w takiej małej pułapce, że sami nie możemy, nie chemy, nie mamy czasu, siły czy chęci etc., aby tym się zająć, a nikt inny też się nie zgłasza widząc, że my wciąż zajmujemy im miejsce. Może powinniśmy ogłosić wszem i wobec że na tych funkcjach mamy vacaty 😉

Czy nasze problemy są czymś szczególnym czy to raczej norma w takich hufcach jak nasz?
Nie mam dokładnego rozeznania, ale z informacji, jakie posiadam wynika, że ZKK istnieją w większości dużych warszawskich hufców. Problem jest z hufcami wiejskimi i małymi podwarszawskimi, gdzie czasem nie ma ani jednej osoby z odznaką i odpowiednimi umiejętnościami. Na tym tle my nie plasujemy się na najgorszej pozycji, ale to niestety nie jest pocieszające…

Czy tworząc ZKK nie za bardzo ograniczamy się do swojego zamkniętego – grona? Może powinniśmy otworzyć się na inne hufce?
Regulamin kształcenia zakłada możliwość stworzenia i powołania przez Komendanta Chorągwi Międzyhufcowego Zespołu Kształcenia. Niestety z żadnym z sąsiednich hufców (Celestynów, Sulejówek, Góra Kalwaria, Praga Południe) nie jesteśmy też związani jakąś bliższą współpracą, co mogłoby nam pomóc. Nad tym powinniśmy trochę popracować, organizować jakieś wspólne przedsięwzięcia, bliżej się poznawać, wymieniać doświadczenia.
Pewnym problemem jest to, że każdy z hufców ma chyba zdecydowanie inną specyfikę i potrzeby i wg mnie takie działanie byłoby bardzo trudne. Odległość i kłopoty dojazdowe to następne utrudnienie.

W kilku ostatnich szkoleniach i warsztatach, które organizowaliśmy w Hufcu niektóre zająca prowadziły osoby spoza naszego Hufca. Nie było to naszą tradycją. Dlaczego skorzystaliśmy z tej możliwości? Jakie są tego dobre strony a jakie złe?
A z tym to się nie zgodzę. Wydaje mi się, że zawsze staraliśmy się zapraszać na zajęcia jakieś ciekawe osoby, profesjonalistów w różnych dziedzinach. Nie zawsze nam się to może udawało, ale pomysł nie jest nowy. Olbrzymim plusem zaangażowania takich osób, jest możliwość poznania form i metod, stosowanych w innych środowiskach, poza tym zawsze jest to taki „powiew świeżości”, a jeśli jeszcze uda nam się zaprosić osoby, które bardzo dobrze znają się na swoim fachu i są uznanymi specjalistami w swoich dziedzinach to juz jest super. Myślę, że może to potwierdzić na przykład każdy, kto brał udział w ostatnich zajęciach o skautingu my nawet jakbyśmy się bardzo starali nie poprowadzilibyśmy ich na tyle ciekawie i treściwie jak zaproszona przez nas Joanna Nestorowicz (na codzień pracująca w chorągwianym wydziale zagranicznym).
Należy zachować jednak umiar, mamy bowiem w swoich szeregach świetnych, kreatywnych instruktorów i nie można o nich zapominać.

Na co wpłynie utworzenie ZKK?
Kto był na ostatnich warsztatach wie, że mamy wspaniałych młodych ludzi, którzy chcą prowadzić gromady i drużyny, chcą się rozwijać i kształcić i właśnie do tego potrzebne jest nam ZKK aby na te potrzeby w sposób planowy (a nie tylko z doskoku jak to mam miejsce teraz) mogło odpowiadać. Myślę, że stworzenie takiego zespołu pomogłoby nam też w podniesieniu poziomu organizowanych kursów i warsztatów.
Działanie kształceniowe powinno byc ukierunkowane na wsparcie drużynowych w ich codziennej pracy. Od współtworzenia broszurek i wydawnictw, poprzez poradnictwo, warszaty metodyczne i programowe, kursy. Wg mnie praca takiego zespołu wspólnie z prężną działalnością namiestnictw mogłaby podnieść jakość naszych drużyn o ilości już nie wspomnę.
Nie jest to cel, który osiągniemy bardzo szybko, ale musimy cały czas mieć go przed sobą.

Myślę, że wszyscy sobie tego życzymy. Dziękuję za rozmowę.
Mirek Grodzki

Kurs zastępowych statrszoharcerskich

W weekend 25 – 27 lutego 2005 w mlądzkim klubie „Mlądz” odbył się kurs zastępowych starszoharzcerskich organizowany przez Pawła „Majaka” Majkowskiego. Celem tego kursu było przypomnienie wymagań, jakie stawiane są zastępowym harcerzy starszych. Czy został osiągnięty? Okaże się po powrocie do drużyn i po ocenach organizatorów.

Wszystko zaczęło się w piątek, 25 lutego 2005, o godz. 16:00. Uczestnicy zaczęli się zjeżdżać powoli do klubu, w którym dostaliśmy do dyspozycji jedną salę. Pierwsze zajęcia poprowadziła druhna Patrycja Zawłocka. Były to zajęcia integracyjne i miały za zadanie… integrację.

Potem przyjechali Iza i Michał Łabudzcy razem ze swoją pociechą. Druhna Iza wprowadziła w naszą świadomość plusy i minusy systemu małych grup. Troszkę się pobawiliśmy i zaczęliśmy na poważnie starania o uzyskanie patentu zastępowego. Następnie druh Marek Sierpiński (czyli nasz kochany oboźny) poprowadził zajęcia p.t. „Szczep, hufiec, chorągiew”, czyli o strukturze ZHP. Muszę przyznać, że dla mnie zajęcia były bardzo interesujące. Starałam się być w miarę aktywna (w sumie po jedna z podstawowych cech mojego charakteru). To dla mnie bardzo ważne. Zależy mi na tym, żebym się sprawdziła, choć może to niektórych śmieszyć. Nie wszyscy są w harcerstwie po to, aby zdobywać nowe umiejętności… Ale wróćmy do tematu.

Po 12. w nocy na kursie była kolacja, no i cisza nocna. Czy też miała być, bo było dość głośno. W pewnym momencie anielska cierpliwość oboźnego się skończyła i przez 30 min. przekonywał nas to tego, żebyśmy byli cicho. Tajemnicą osób, które tam były niech zostanie w jaki robił to sposób…
Gdy już udało nam się przysnąć, „goście kursu” – czyli Dyniak i Jagód zrobili sobie żarcik i obudzili Majaka, mówiąc, że ukradli jego „Malucha”. Oczywiście zerwał się na równe nogi, żeby sprawdzić czy to prawda. „Maluch” stał na swoim miejscu i w związku z tym zaliczyliśmy spacer po Mlądzu o 3:30 nad ranem. Oczywiście byliśmy szczęśliwi z tego powodu.

Dzień drugi zaczął się pobudką o 8:05. Po doprowadzeniu się do porządku i zrobieniu względnych porządków zabraliśmy się za śniadanie. Wkrótce przybył do nas Mirek Grodzki, który poprowadził zajęcia o różnicach w zastępie harcerskim i starszoharcerskim. Poza tym powiedział nam kilka pochlebnych słów o najfajniejszej gazecie w Otwocku. Wiecie chyba o jakiej…
Potem zjawiła się Monika Rybitwa i przybliżyła nam planowanie pracy w zastępie. Została z nami na obiedzie i pogadała with us. W godzinach poobiednich pałeczkę prowadzącego przejęła „Cziksa” z 77 ODHS. Z nią dyskutowaliśmy o korzyściach, jakie płyną z korzystania z takich instrumentów jak stopnie i sprawności harcerskie. Kasia pokazała nam także, jak rozpisać sobie próbę na stopień.

Nie musieliśmy długo czekać i przyszła kolejna osoba prowadząca Kasia Stolarska, drużynowa 209 DH. Ta nas integrowała. Mówiliśmy o przyszłości, o porozumiewaniu się i słuchaniu się nawzajem. Po Kasi odwiedził nas Michał Łabudzki. Wprowadził nas w obrzędowość w harcerstwie. Mówiliśmy również o ognisku.
Wreszcie nadszedł czas na kolację. Zjedliśmy, a potem umundurowaliśmy się i zaczął się kominek. Zaczął się bardzo uroczyście i z wielką uwagą. Poznaliśmy jakie cechy powinien mieć idealny harcerz. Gdy druh Michał nas opuścił, Marek wprowadził nam trochę musztry, w czym pomógł mu Jacek Kuźmiński. Potem było 1,5 godz. Wolnego i poszliśmy spać!

Dzień ostatni czyli niedziela zaczął się o 8:30 pobudką robioną przez Jacka. Wypytywał nas o różne rzeczy (Majak wysłał go na zwiad). Następnie tak jak zawsze było śniadanko i wreszcie Wielkie Sprzątanie. Po sprzątnięciu była musztra, apel i czas na przygotowanie się do gry egzaminacyjnej. Wyruszyliśmy na nią lekko podenerwowani. Ciepło ubrani i gotowi na wszystko.

Na terenie mlądzkiego klubu porozwieszane kartki z zadaniami dla uczestników. Jacek wyznaczał nam kolejność do danego punktu i czuwał nad nami. Gra był trudna i łatwa zarazem. Punktów z zadaniami było 12, w tym 11 pisemnych. Każdy punkt był inny. Ffffszyscy sobie jakoś poradzili i zakończyli grę.Kto zdobył patent zastępowego dowiecie się w następnym odcinku.

Monika Siereńska

Zimowe warsztaty

Jak wszyscy wiemy, żeby nauczać kogoś, najpierw samemu trzeba zdobyć wiedzę… W celu jej zdobycia na samym początku ferii zostały zorganizowane warsztaty dla funkcyjnych hufca ZHP Otwock. Pokazały one, 'że wiedzę można zdobywać poprzez wspaniałą zabawę i oczywiście w dobrym humorze…

W dniach od 11 do 14 lutego 2005 roku w Gimnazjum nr 2 Otwocku zorganizowaliśmy szkolenie dla osób, które prowadzą drużyny w Hufcu Otwock. Warsztaty miały na celu przekazanie wiedzy pomocnej podczas prowadzenia drużyny harcerskiej, wymianę doświadczeń między drużynowymi oraz… miłe rozpoczęcie ferii. Wiadomo, że jeśli chcemy żeby harcerze wynieśli coś ze zbiórek ktoś musi co jakiś czas podpowiedzieć jak to zrobić. Częścią warsztatów były zajęcia z finansów, mające na celu przypomnienie przepisów, jakie obowiązują w tym zakresie w ZHP.

Zajęcia organizowane były przez instruktorów naszego Hufca oraz przez kilku zaproszonych specjalnie na tą okazję gości z innych hufców. Komendantką warsztatów była druhna pwd.Sylwia Żabicka,. Uczestników zebrała się spora grupa, a mianowicie ok. 30 osób.

Wspólne spędzie 3 i pół dnia oraz 3 nocy było również okazją do integracji kadry otwockich drużyn. Trud włożony w zajęcia niewątpliwie opłacił się. Po tym męczącym, a dla niektórych wspaniałym okresie każdy wyniósł coś dla siebie.
Należy podkreślić atrakcyjną formę prowadzonych zajęć oraz znaną z harcerskich zbiórek przemienność form: na niektórych zajęciach siedzieliśmy i słuchaliśmy teorii, a na innych ledwo nie padliśmy z wykończenia fizycznego.

Uczestnicy o warsztatach wyrażali się bardzo optymistycznie… oto kilka cytatów:
„Z takich warsztatów harcerze naprawdę wynoszą wiele, oby takich więcej”
„Uważam że to super pomysł żeby robić coś tak wspaniałego”
„Teraz już wiem co robić”
„Dzięki takim warsztatom wiem skąd brać pomysły”
„Tylko ludzie którzy do czegoś dochodzą ciągle się uczą…”

Uważam, że warsztaty są potrzebne. Wiadomo, że ludziom do sprawnego funkcjonowania i do pracy potrzebna jest wiedza i doświadczenie. O ile doświadczenie dobywamy w cotygodniowych zbiórkach, o tyle wiedza pochodzi właśnie z takich wyjazdów jak ten.

Karol Ptasznik

Dzień Myśli Braterskiej

Na całym świecie braterstwo między ludźmi jest jedną z ważniejszych wartości. W szczególny sposób jest to docenione w harcerstwie. Każdego roku 22 lutego obchodzimy Dzień Myśli Braterskiej. Jest to dla Nas niezwykle ważny dzień, w którym łączymy się ze skautami z całego świata i wspominamy założyciela skautingu Roberta Baden – Powella.


W 2005 roku na nasze święto złożyły się dwie rzeczy: Msza Święta w zaprzyjaźnionym kościele ojców Pallotynów i harcerski kominek w siedzibie naszego Hufca (MDK). Podczas Mszy dziękowaliśmy Bogu za braterstwo, które łączy wszystkich harcerzy i jest dla nas jedną z najważniejszych rzeczy w naszej organizacji. Msza w harcerskich mundurach zawsze przypomina nam o tym, że służba Bogu jest jednym z naszych obowiązków. Po mszy świętej odśpiewana została modlitwa harcerska.


Druga część Święta odbyła się w MDK-u, gdzie przy świeczkowisku spędziliśmy miło czas wspominając harcerskie początki każdego z nas. A bywało różnie, od takich wypowiedzi jak: „zaczęło się to w 2003 roku…” do tych troszkę starszych…
Niezależnie od tego wieku i harcerskiego stażu wszyscy wspólnie bawiliśmy się i ani się obejrzeliśmy jak minęły dwie godziny tej zbiórki.


Zakończył ją wielki tort przygotowany przez organizatorów kominka (w końcu są to urodziny Baden Powella). Po tym jakże pysznym elemencie wspólnego spotkania przyszedł czas na życzenia i chyba wszyscy wtedy poczuli się jak jedna, wielka rodzina. Dokładnie tak, jak nakazuje to jeden z punktów Prawa Harcerskiego: „Harcerz w każdym widzi bliźniego, a za brata uważa każdego innego harcerza”.


Spędziliśmy ze sobą kilka chwil w tak wspaniałym dniu… Przy okazji pragnę złożyć życzenia wszystkim z okazji Dnia Myśli Braterskiej…


Karol Ptasznik

Zimowisko Szczepu 33 DH i W

Wszystko zaczęło się w poniedziałek 14 lutego 2005. Szczepem 33 DH i W wyjechaliśmy do Jagniątkowa w Karkonosze. Może nie było wiele osób (14 uczestników i 6 osób z kadry ;-)), bo na zimowisku nie pojawił się nikt z wędrowniczej, ale wszyscy mieli nadzieje się dobrze bawić.

Szczerze mówiąc, to nie od razu miałam zapal do tygodnia w górach (szczególnie dlatego, ze był to mój pierwszy wyjazd w kadrze oprócz Palmir i nie wyobrażałam sobie, jak będzie). Miałam tez nadzieje, ze się trochę wyspie w pociągu po powrocie z warsztatów dla funkcyjnych, ale się przeliczyłam. Na szczęście okazało się, ze podróż minęła bardzo przyjemnie i mimo zmęczenia niczego nie żałowałam. Potem dotarliśmy do Jagniątkowa (z Jeleniej Góry przyjechaliśmy tam dwoma busami) i wreszcie znaleźliśmy szkole, w której mieliśmy spędzić nasz pobyt. Kiedy już się całkiem rozłożyliśmy i zaklimatyzowalismy przyszedł czas na obiad. Przyjechali do nas ludzie z restauracji w Sobieszowie, z którymi się wcześniej umawialiśmy i przywieźli pyszna zupkę, kurczaka itp. Najśmieszniej było patrzeć na zmęczonych ludzi z drużyn, kiedy zobaczyli, że nie będą musieli jeść z menażek, ale normalnych talerzy (państwo z restauracji przywieźli wszystko ze sobą).

Po obiedzie były jakieś zajęcia, a po kolacji kominek. Ogólnie ten dzień minął bardzo szybko (z reszta jak cale zimowisko). Oczywiście potem było jeszcze podsumowanie dnia itp., ale potem już wreszcie mogłam pójść spać. Ogólnie nasze zimowisko było w konwencji rezerwatu zwierząt. Zastępy były zwierzętami, które są w Karkonoszach na wyginięciu (oni wybrali sobie wilki, wiewiórki i dziki). Po pobudce i zaprawie niektórzy przygotowywali śniadanie. Po nim był zwiad (zastępy miały się dowiedzieć o starych narzędziach używanych w okolicach Jagniątkowa, gwarze i potrawach). Wyszedł bardzo fajnie mimo tego, ze ludzie we wsi nie byli zbyt rozmowni.

Myślałam, ze pobyt na zimowisku w kadrze będzie nudny i monotonny, ale okazało się, ze było naprawdę sympatycznie. Na zimowisku praktycznie codziennie chodziliśmy na dwór, bo pogoda trafiła się nam świetna. Było bardzo dużo śniegu, a wszyscy byli zadowoleni. W czwartek poszliśmy na górkę i zjeżdżaliśmy na trochę cienkich workach (które dość szybko się porwały), ale i tak sobie poradziliśmy. Jednego dnia poszliśmy tez na zamek Chojnik i mimo późniejszego narzekania tych najmłodszych, to wszystko wyszło bardzo dobrze. Zeszliśmy do Sobieszowa i tam zjedliśmy obiad.

Tydzień minął szybko i już w sobotę musieliśmy wyjechać. W pociągu mięliśmy tylko dwa przedziały, ale i tak wszystko wyszło dobrze. Jechaliśmy w nocy, wiec czas minął szybko i już nad ranem dojechaliśmy do Warszawy, skąd ruszyliśmy do Otwocka. Na peronie czekali już zniecierpliwieni rodzice i dziadkowie. Zawiązaliśmy krąg i rozeszliśmy się w swoje strony.

Moim zdaniem zimowisko wyszło naprawdę fajnie i każdy będzie je wspominał z uśmiechem.

Ola Brożek
Szczep 33 DHiW