Dzisiejszemu światu potrzeba czytelnego świadectwa wiary, nadziei i miłości. Potrzebuje go zwłaszcza młodzież, której przypadnie żyć w trzecim tysiącleciu.
Organizacja harcerska, zachowując ideał, który przyświecał założycielom, wychowuje młodzież w duchu tradycji chrześcijańskich i narodowych, wdraża do podejmowania odpowiedzialnych zadań, uczy poszanowania całego dzieła stworzenia, a nade wszystko godności każdego człowieka. Hasło ?Czuwaj” przypomina o potrzebie bacznego rozróżniania prawdy od fałszu, dobra rzeczywistego od złudnych pozorów. Wśród wielu błędnych tropów trzeba umieć odnaleźć ślady Chrystusa i pójść za nim. Wtedy – jak śpiewacie w jednej z pieśni harcerskich – wasza „pogoda i jasny wzrok rozjaśni ludziom mrok i innym szczęście da harcerska dola radosna”.
Braterski krąg łączący dłonie wokół ogniska to symbol jedności, solidarności i wierności w przyjaźni. Są to cnoty szczególnie cenne w życiu społecznym każdego narodu. Wydaje się, że nasza Ojczyzna bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje dziś budowania jedności i kształtowania ducha jedności w sercach ludzi, szczególnie młodych, którzy podejmują odpowiedzialność za przyszłość własną i narodu.
Niechaj Najświętsza Maryja Jasnogórska wspiera was w dziele wychowywania do odważnej i ofiarnej służby, do czujności i odpowiedzialności, do przyjacielskiej jedności. Niech Bóg darzy Was wszelkimi łaskami.
Z serca udzielam apostolskiego błogosławieństwa na dalsze lata harcerskiej służby wszystkim tutaj obecnym, a także wszystkim harcerzom w Polsce, których tutaj reprezentujecie.
Słowo Jana Pawła II do delegacji Związku Harcerstwa Polskiego, 30 sierpnia 1996 r.
Autor: przeciek
Zmiany w Przecieku
Od dwóch miesięcy płacimy za druk „Przecieku”. Częściowo pieniądze wracają do nas od tych, którzy płacą za prenumeratę. Częściowo ten koszt jest dofinansowywany. Mamy gwarancję, że pieniędzy wystarczy nam do wakacji. Co potem – zależy od Was.
Ile kosztuje wydrukowanie Przecieku?
Koszt druku 200 szt. w wersji takiej, jaka była dotychczas (druk cyfrowy) wynosi 614 PLN.
Jest to cena niższa niż cena Xera, a druk jest lepszy. Sprzedać możemy go harcerzom za 2 PLN. Czyli każdego miesiąca byśmy musieli dopłacić (ponad to, co uzbieramy ze sprzedaży gazety) 214 PLN.
Przeniesienie druku do drukarni TYLKO obniża tą kwotę.
Koszt wydrukowania 300 egz. wynosi 800 PLN. Za 200 szt. Zapłacimy minimalnie mniej. W zasadzie można przyjąć, że tyle samo. Właściwie Dopiero powyżej 500 szt. wielkość nakładu ma znaczenie.
Jestem pewien, że za lepszą jakość druku i kolorową okładkę nasi Czytelnicy będą chcieli zapłacić 3 PLN. Przy tym założeniu dołożyć musimy do niego każdego miesiąca 200 PLN. Czyli oszczędzamy 14 PLN. Dodatkowo mamy 100 egz. do dyspozycji. Możemy rozdać je władzom, sponsorom, w szkołach przed naborem, przed obozem, itd.
Otwartą kwestią jest to, ile jesteśmy gotowi (jako Hufiec) zapłacić rocznie na utrzymanie gazety. Im ta kwota będzie mniejsza, tym bardziej charakter Przecieku będzie musiał być inny od tego, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni („nasz o nas”, lokalny, harcerski, niekomercyjny). Wynika to z tego, że im mniejsze będziemy mieli dofinansowanie, tym większy będzie musiał być nakład. A im większy nakład, tym bardziej różny charakter.
Nie wiem czy to by była lepsza czy gorsza gazeta, ale inna na pewno.
To, w jaki sposób się zmieni zależy tylko od Was. Bo dla Was ją robimy.
Ale nie możecie pozostawać bierni. Bo może Was ona kosztować brak „Przecieku”
Decyzja na ile Przeciek powinien (lub nie powinien) się zmienić jest w rękach każdego z Was. Namawiając do prenumeraty jak największej liczby egzemplarzy (celem jest 267 egz.) chcę Wam oszczędzić przykrej niespodzianki w przyszłości, że to już nie jest taka gazeta, do której byliście przyzwyczajeni.
Jeżeli już nie będzie taki, jaki jest, to jaki według Was powinien być?? (zakładając, że celem jest zmiana skutkująca większym nakładem czyli otwarciem się na harcerzy spoza naszego Hufca lub osoby z naszego regionu, ale nie będące harcerzami).
Zachęcam Was do dyskusji na ten temat. Wszelkie sugestie są mile widziane. Zarówno co do jakości technicznej, merytorycznej, sposobu wydawania i dystrybuowania.
Co można zrobić, żeby pozostał „naszą”, hufową gazetą?
– liczba prenumeratorów musi być zbliżona do 267 LUB
– musimy zdobyć sponsora, które podejmie z nami stałą współpracę. Stałą, bo nie stać nas na utworzenie działu sprzedaży reklam, który by konkurował na rynku reklamowym, nawet lokalnym.
Szukamy sponsora, ale czy znajdziemy nie wiadomo. Na razie liczymy na Was i Wasze zamówienia na prenumeratę.
Namawiajcie się do prenumeraty, niech zapanuje moda na prenumerowanie. Nie ukrywam, że najwięcej mają do zrobienia drużynowi. W ich drużynach są harcerze, do których kierujemy apel o wzrost liczby prenumeratorów.
Kto nie prenumeruje tej gazety tak naprawdę wcale nie pozostaje wobec niej obojętny, tylko działa na rzecz jej likwidacji od września 2005. Tak to wygląda.
Jak wykorzystywać “Przeciek” w pracy?
Myślę, że przez wielu z Was jest on niedoceniany w codziennej pracy. A przecież może być on sposobem na reklamę osiągnięć swojej drużyny, miejsce publikacji zadań na stopnie, sposobem zaliczania zadań na sprawności i wiele, wiele innych.
Nie wspominam już o tym, że to miejsce, w którym możecie stawiać pierwsze kroki w karierze dziennikarskiej.
Polecam. U mnie się sprawdza.
Mirek Grodzki
W związku z tym, co zostało napisane powyżej od następnego numeru cena pojedynczego egzemplarza “Przecieku” będzie wynosiła 3 PLN.
Mamy nadzieję, że rozumiecie dlaczego i zostaniecie nadal naszymi Czytelnikami.
Historia – cz. 2
Za ladą stał gruby karczmarz ze świńskim ryjkiem i małymi ruchliwymi oczkami, powoli ze zdenerwowania oblizywał wargi. Gdy podszedł do karczmarza ten mało nie wpadł na półkę z alkoholami.
-Witaj
-Wi…wi,wi..witam, czy..m mogę s..s…służyć ?
-Biorę pokój na dzień.. i proszę zająć się moim koniem. Tylko siano!
Aha. Jakąś dziewkę przyślij na góre.. jeśli chcesz mieć ten…biznes.
Powoli się odwrócił, rzucił sakwę złota na stół i skierował się na górę do pokoi. Biorąc od roztrzęsionego grubasa klucze. Gdy był już na piętrze, zwrócił uwagę na to że osoby znów zaczęły rozmawiać.
Piętro posiadało osiem małych pokoi i cztery duże, które mieściły się w zgięciu budynku. Wojownik skierował się powoli do zgięcia i wszedł do jednego z pokoi. Zdjął specjalny ciemny płaszcz i powiesił go na wieszaku. Ten i cały pokój okrył się szronem, a strudzony wojownik złożył zbroję i miecz koło pryczy ułożywszy się na niej. Teraz już tylko oczekiwał dziewki od karczmarza…
Leżąc rozmyślał o swoim nauczycielu, wrogu. Sam czasami nie wiedział jak go traktować.
Jego myśli błądziły od jednego zdarzenia do drugiego niczym liść którym bawi się wiatr. Przez lata jakie dotychczas przeżył wmawiał sobie że jest normalny, ale wspomnienie krwi na rękach i na ścianach budziło w nim demona… Nawet nie miewał już snów tylko odrażające koszmary…Jeden szczególnie zapadł mu w pamięć.. wydawał się taki realistyczny.
Stała przed nim jego żona. Długie kruczoczarne włosy rozwiewał niewidzialny wiatr o zapachu rozkładu. Wyciągnęła do niego ręce i prosiła go o pomoc. Gdy jednak zaczął się zbliżać zasłoniła się rękoma, a z twarzy zaczęły odpadać płaty skóry. Po chwili się rozpadła. Migała mu twarz tajemniczo uśmiechniętej kobiety i czarny zamek okryty mgłą, którą znał…
Nagle usłyszał pukanie, które wyrwało go z zamyślenia. Spodziewał się dziewki więc bez wahania otworzył drzwi. Zdążył zobaczyć kobietę ze snu i nim coś powiedział pięść wielkości jego popiersia wylądowała na brzuchu i posłała go za okno. Gruchnął o ziemię, ale zaraz się podniósł. Jego oczy zapłonęły na czerwono, a mgła wokół się przerzedziła. Delikatnie wybił się i wleciał do swego pokoju, w którym stał dwu metrowy barbarzyńca i ta kobieta…
Zanim olbrzym go zauważył i usłyszał walnął go w brzuch i głowę. Barbarzyńca się zgiął z bólu. Później wziął uniósł go i wyrzucił przez to samo okno. Kobieta którą do tej pory ignorował zaczęła coś szeptać, ale on pchnął ją psychicznym atakiem do pokoju naprzeciwko. Podszedł do okna i zobaczył jak olbrzym się podnosi. Zeskoczył mu na barki. Nogami złapał go za kark i skręcił go …Później teleportował się do pokoju i już spokojniejszy wziął swój miecz i podszedł do leżącej kobiety. Leżała nadal lekko zamroczona. Jej zaróżowione wargi były lekko rozchylone. A kaskada jasnozielonych włosów była rozrzucona niczym pawi ogon. Nogi były długie, delikatnie umięśnione i zakryte tylko przez krótką zieloną spódniczkę z rozcięciami na udach. W tym samym kolorze był stanik podtrzymujący atuty niewiasty.
Bił się z myślami. Mógł ją teraz zabić. Nasycić swoje pierwotne rządze… Ale jakaś obawa że ona ma z nim cos wspólnego odgoniły jego myśli o tym. Ostrze jego miecza delikatnie przecięło powietrze nad smoczą skórą z której był zrobiony strój nieznajomej. Ostrze poszło aż nad szyję i tu się zatrzymało…
Wiktor Gdowski
Obsesja
Kaktusińska postanowiła sobie, że w nowym semestrze to na pewno, ale normalnie na 100% zacznie się systematycznie uczyć. Nie byłoby w tym nic nowego, bo takie same obietnice robiła sobie od 10 lat. Tym razem jednak postanowiła, że odpowiedni rozdział z książki będzie czytać jeszcze przed zajęciami, ze będzie aktywna na ćwiczeniach a nawet ten pan profesor, co to ma 450 osób na wykładzie będzie ją znał z imienia i nazwiska, bo będzie się u niego zjawiała na konsultacje na każdym dyżurze i na każdej przerwie.
Do wszystkich egzaminów podejdzie w zerówce, będzie pilna, żadnych imprez tylko solidna i bardzo rzetelna nauka. W sumie nie byłoby kompletnie nic dziwnego w takich obietnicach, żeby nie jeden malusieńki fakt: przecież wszyscy doskonale znamy Kaktusińską i wiemy, że jest na tyle rozsądna że nigdy nie podjęłaby się tak nierealnych postanowień (czyt. Jest zbyt leniwa aby ułożyć tak długą listę).
Ale zacznijmy od początku…
Po rozwikłaniu zagadki porwania komendanta hufca nasza bohaterka znalazła się w nielichych opałach. Dziwnym trafem, udział Eweliny w całym przedsięwzięciu umknął opinii publicznej i kolejno: złośliwości komendanta, złośliwości specgrupy kwatermistrzowskiej i dziki szał, bynajmniej nie namiętności, Ryszarda skupiły się na jej biednej głowie. Mogła się zresztą tego spodziewać, przecież zawsze jak tylko coś szło nie tak, jak trzeba, to po uszach obrywała Kaktusińska, jeśli tylko można ją było powiązać ze sprawą…Kaktusińska zachowała się jak zwykle, czyli najpierw się wściekła i wrzeszczała na wszystkich, którzy tylko wspomnieli przy niej o oskarowych planach komendanta (właściwie to z niego się powinni śmiać…) a potem zaczęła wszystkich olewać. Łącznie z Ryszardem, który ciągle jej wytykał brak zaufania. Postanowiła się jednak bardziej skoncentrować na swoim związku. Może bez przesady, ślubu ani dzieci w planach nie miała ale doszła do wniosku, że skoro już się jej trafił taki uroczy frajer i że nie musi sama nosić zakupów, stresować w kinie podczas horrorów… W każdym bądź razie, postanowiła więcej czasu spędzać z Ryśkiem. A niech mu będzie. Nawet zapisała się na tę samą siłownię, co może akurat nie było najlepszym pomysłem, bo a). była to siłownia tylko dla facetów; b). Rysiek się wściekł, c). na siłowni nie było absolutnie żadnego zdatnego do użytku dla niej sprzętu. Skończyło się na tym, że chodziła tam głównie po to, by kupić kanapkę…
Na całe szczęście dla naszej bohaterki, cała sytuacja miała też swoje pozytywy. Ryszard, po długich i suto zakrapianych pertraktacjach z Przecinakiem zrozumiał, ze jego Rybeńka wcale nie jest szaleńczo zazdrosna ani w ogóle przewrażliwiona, tylko niesamowicie go kocha (wersję z przewrażliwieniem Kaktusińska odkryła bardzo szybko i w zamian za napisania za Przecinak egzaminu z finansów Przecinak był studentem powszechnie znanej w miejscowych kręgach uczelni prywatnej – zdołała nakłonić go do przekazania odpowiednich treści jej ukochanemu). W efekcie znowu było jak w bajce nawet walentynki były w tym roku jakoś mniej okropne i dawały się przeżyć, bez odliczania minut do końca tego dnia z precyzją godną co najmniej milenijnego sylwestra…
Niestety, na naszą bohaterkę ciosy zawsze spadają w najmniej spodziewanym momencie. Tak samo był tym razem. Pewnego dnia Kaktusińskiej przyszło do głowy, że powinna się udać na swoją alma mater i zorientować, czy musi zdawać w tym semestrze jakieś egzaminy. Jeśli tak, to jakie i kiedy. Niestety, na tablicy pod dziekanatem pożądanych informacji nie było. Kaktusińska wcale się tym nie zraziła i skierowała swe kroki do okienka w dziekanacie. Chwilę później dał się słyszeć wrzask Kaktusińskiej: „JAK TO, *&$@%#, SKREŚLONA Z LISTY STUDENTÓW?”. Okazało się, że w ferworze miłosnych uniesień zapomniała o sesji i na żaden egzamin nie stawiła się w żadnym z dwóch dopuszczalnych terminów.
Na całe szczęście, Opatrzność czuwa nad roztargnionymi duszami i Kaktusińskiej pozwolono na przedłużenie sesji do końca lutego. Złośliwi twierdzili, że choroba psychiczna jest okolicznością łagodząca… 😉
Ola Kasperska
Kłamstwo rodzi kwiaty, nie owoce
Ludzie kłamią z bardzo wielu powodów: dla zysku, ze strachu, dla przyjemności a nawet z przyzwyczajenia. Wbrew ogólnej opinii, nie każde kłamstwo koniecznie w założeniu zawiera chęć skrzywdzenia osoby okłamywanej. Bywają kłamstwa błahe, niewinne, a nawet altruistyczne. Głoszone w dobrej czy złej intencji, zniekształcają jednak obraz rzeczywistości…
Pewnego razu przeprowadzono badania, które miały polegać właśnie na kłamstwie.
Otóż wybrano kilku ochotników, którym rozdano karty (takie do gry) Badani nie mogli ujawnić, jakie karty posiadają. Następnie oglądając na ekranie komputera serię różnych kart uczestnicy musieli odpowiadać na pytanie „Czy masz tę kartę?”. Jeśli uczestnik kartę posiadał, prowadzący doświadczenie zobowiązywali go do kłamstwa (tj. do twierdzenia, że jej nie posiada).
Okazało się, że obszary mózgu związane z koncentracją uwagi oraz kontrolowaniem i wyłapywaniem błędów były bardziej aktywne, gdy badana osoba kłamała, niż gdy mówiła prawdę. Kłamstwo, więc wymaga zwiększonej aktywności w tych obszarach mózgu, które są związane z kontrolą.
Ludzie często się zastanawiają jak można „wykryć” kłamstwo. Nie ma jednak najlepszego sposobu, gdyż: „Większość zachowań, które mogą być symptomami kłamstwa może również oznaczać przesadę, obawę, zwątpienie i niepewność. Część tych samych zachowań może mieć u różnych ludzi inne podłoże. To, co dla jednego człowieka jest nawykiem, w przypadku drugiego może być przejawem nieuczciwości. Żadna pojedyncza oznaka kłamstwa nie jest dowodem oszustwa, podobnie jak brak takich oznak nie może być uznany za świadectwo prawdy”
Ludzie oszukując mają tendencje do odwracania wzroku, czynienia częstych błędów językowych, mówienia wyższym tonem i przejawiania wzmożonych ruchów. Mówienie nieprawdy zwykle połączone jest z określonym wyrazem twarzy, która w porównaniu z innymi częściami ciała odgrywa w tym procesie największą rolę. Symptomem potencjalnego kłamstwa może być asymetryczne ściąganie twarzy, w wyniku którego obie jej połowy wyglądają nieco inaczej.
Oszukiwanie ponadto znajduje swój wyraz w gestach ręki dotykającej twarzy. Człowiek mówiąc, widząc i słysząc nieprawdę stara się zazwyczaj zakryć rękoma swoje usta, oczy lub uszy. Małe dziecko zakrywa rękoma usta, gdy kłamie, oczy- gdy widzi coś niepożądanego i uszy- gdy słyszy reprymendy rodziców. Człowiek dorosły zachowuje się podczas oszukiwania w sposób mniej oczywisty. Jego ruchy ręki dotykającej twarzy nie są aż tak klarowne, ale pojawiają się, gdy czuje się on niepewnie, ukrywa coś, wpada w przesadę lub po prostu kłamie. Ruchy ręki dotykającej twarzy występują w czterech podstawowych odmianach: Zakrywanie ust Dotykanie nosa Pocieranie oka Pociąganie kołnierzyka/pocieranie karku.
Uważny obserwator dojrzy, że ktoś go oszukuje. Gestykulacja, mimika, ton głosu, spojrzenie, mimowolnie zdradzają pewne napięcie i niepokój, które zazwyczaj towarzyszą kłamstwu.
To są wnioski z badań przeprowadzanych przez pewną młodą badaczkę. Która została przeprowadzona wśród znajomych z uczelni i z podwórka, wśród rodziny oraz w klasie VB2 z Liceum Ekonomicznego przy Zespole Szkół Hutniczo-Mechanicznych im. Walentego Roździeńskiego w Szopienicach:
– kłamiemy średnio 2 razy dziennie, popularność kłamstwa jest więc zadziwiająca, i dlatego ma ono stałe miejsce w komunikowaniu się
– większość kłamiących uzyskała jakieś korzyści z tego, że kłamała
– jednakże również większość nie przyznaje się do tego, że kłamie mając na celu wykorzystanie kogoś czy wyrządzenie mu krzywdy
– uważamy, że są sytuacje, kiedy lepiej skłamać, niż powiedzieć bolesną prawdę, i tym sposobem oszczędzić komuś przykrości
– są kłamstwa, które jesteśmy skłonni usprawiedliwić, i są to kłamstwa mające na celu dobro innych, a także kłamstwa dotyczące błahych, mało istotnych spraw
– większość uważa, że kłamstwo prędzej czy później wyjdzie na jaw, jednak to nie powstrzymuje ich przed kolejnym złamaniem VIII przykazania
– kłamiemy w zasadzie mimowolnie, nie obmyślamy jakichś specjalnych strategii kłamania
– czasami odczuwamy wyrzuty sumienia po tym jak skłamiemy
– część osób nie uważa, aby przemilczenia, przesada, zachowania maskujące, oszustwa i podstępy można było włączyć w kategorię kłamstwa (z czym ja osobiście się nie zgadzam)
– najczęstszą przyczyną kłamania jest chęć oszczędzenia komuś przykrości
– równie często kłamiemy o sobie, tzn. broniąc własnej twarzy, podwyższając swoją samoocenę, koloryzując i wymyślając jakieś niesamowite przeżycia
– kłamiemy także chcąc uniknąć jakiegoś konfliktu, czyli zachowujemy się konformistycznie
– dosyć często zdarza nam się kłamać, aby pokonać jakieś przeszkody, coś uzyskać, ale także z dość prostego i oczywistego powodu: po prostu chcemy ukryć prawdę i tym samym oddalić karę (dotyczy to zwłaszcza dzieci i młodzieży)
– w zasadzie nie kłamiemy bez przyczyny, choć owszem, zdarzają się patologiczni kłamcy
„Kłamstwo zdąży obiec pół świata, zanim prawda włoży buty”
Karolina Grodzka
Umiem powiedzieć „NIE”
Nikotyna, alkohol i narkotyki to najczęściej używane środki odurzające, których stałe lub systematyczne przyjmowanie prowadzi do uzależnienia. Właśnie o uzależnieniu z Panią mgr Anną Jaworską rozmawiały dzieci i harcerze ze szczepu Józefów.
Zajęcia „profilaktyczne” odbyły się 23 lutego w miejskiej bibliotece publicznej w Józefowie.
Jak wiadomo problem alkoholu, papierosów oraz narkotyków spotyka wielu ludzi, tych najmłodszych również. Każdy rodzic, wychowawca chce żeby jego podopieczny był zdrowy i szczęśliwy. Żeby nie groziły mu choroby spowodowane zwyczajną ludzką głupotą i bezmyślnością. Już ci najmłodsi, nawet 6- latki powinny wiedzieć co złego może nieść ze sobą palenie dziwnych rureczek, które często posiadają ich rodzice- niestety. Albo czym grozi picie napojów, po których ich rodzice na urodzinach czy imieninach są bardzo weseli i uśmiechnięci. Nie wspomnę już o marnym w skutkach zażywaniu narkotyków.
Szokującym może się wydawać, że nasze małe pociechy wiedzą tak wiele o środkach odurzających. Maluchy zdają sobie doskonale sprawę z tego że alkohol papierosy i narkotyki są złe, że nie wolno ich zażywać bo można zachorować, stracić prawdziwych przyjaciół, a czasem nawet majątek, w ostatniej fazie, co gorsza życie.
Zajęcia zaczęły się od prostego wyjaśnienia: czym jest uzależnienie? Dzieci miały podaną bardzo łatwą do przyswojenia definicję, jednak ja przytoczę tę konkretniejszą, fachową:
„Mianem uzależnienia określa się zaburzenia psychiczne powodujące konieczność stałego lub okresowego przyjmowania danej substancji odurzającej, zmieniającej subiektywnie samopoczucie. W przypadku zaprzestania brania tych środków odczuwa się przykre objawy psychiczne i fizyczne.”
Psycholog – profesjonalistka w tej dziedzinie rozmawiała z dziećmi również o przyczynach, dlaczego popadamy w uzależnienia. Chyba najbardziej oczywisty (wśród młodych ludzi) jest zwyczajny szpan (skoro koledzy palą, piją i kto wie, co jeszcze gorszego, to ja też muszę, nie mogę być „inny” muszę im przecież dorównywać). Bywa też tak, że ktoś ma problemy w rodzinie, w szkole, w pracy. Nie potrafi sobie z nimi poradzić i „ucieka” przechodzi na łatwiejszą i beztroską ścieżkę.
Dzieci rysowały ludzi uzależnionych- smutnych, pomarszczonych, zmęczonych, bez chęci do życia. Miały po części rację, jednak tak wyglądają ludzie już w ostatnim stadium uzależnienia. Jest ich najmniej. Najwięcej jest tych, którzy wyglądają normalnie, tak jak zdrowy człowiek, ale nie mogą już żyć bez cotygodniowego picia alkoholu w piątek wieczorem (bo następnego dnia nie idzie do pracy) albo palenia paczki papierosów dziennie, czy zażywania w pewien systematyczny sposób narkotyków (w ukryciu, żeby nikt się nie dowiedział).
W różnych momentach trwania uzależnienia do takiej osoby dochodzi pewna tragiczna myśl: Co się ze mną dzieje? Dlaczego nie jest tak, jak dawniej? Po co ja to robię? Dlaczego doprowadziłem się do takiego stanu?!
Zazwyczaj przychodzi zamiar zakończenia tej udręki. Ale… to nie jest takie łatwe, nie można tak w jednej chwili przestać, to byłoby powiązane z takimi oto objawami abstynencyjnymi:
Alkoholicy wyraźnie cierpią fizycznie, mają uszkodzone funkcje wątroby, serca, trzustki.
Palacze mają silniej zaburzone funkcje psychiczne objawiające się nerwowością, niepokojem, bezsennością, rozdrażnieniem, gwałtownymi zmianami nastrojów. Mogą też wystąpić u nich zaburzenia rytmu serca oraz dysfunkcje przewodu pokarmowego.
U narkomanów typowe są silne bóle stawowe, które są porównywane do bólów porodowych lub nowotworowych. U tych też najtrudniej jest utrzymać stan abstynencji, gdyż narkotyki bezpośrednio wpływają na najwyższy narząd ludzki- mózg. Każde narkotyki (te miękkie i te twarde) niszczą nieodwracalnie komórki centralnego układu nerwowego. (komórki nerwowe- neurony nie posiadają zdolności regeneracyjnych!)
Nie ma metody, którą mogliby samodzielnie stosować uzależnieni. Zwykle stosuje się je w szpitalach lub specjalnych klinikach. Np. dla palaczy najskuteczniejszym rodzajem „oduzależnienia” jest hipnoza. Natomiast osoby zatrute alkoholem lub narkotykami powinny poddać się detoksykacji.
Maluchom nie trzeba mówić o takich poważnych i przerażających skutkach uzależnień. Ale dorośli powinni zdawać sobie sprawę z tego jak groźne mogą być nałogi.
Dzieciaki dowiedziały się również jak powiedzieć: NIE papierosom NIE alkoholowi NIE narkotykom!
Dzieci już wiedzą że jeśli ktoś będzie ich zachęcał do złego to MUSZĄ powiedzieć NIE! Bo prawdziwi przyjaciele nie namawiają do złego… bo rodzice nie pozwalają pić alkoholu i palić… bo nie mają ochoty… bo wiedzą czym to grozi… bo szanują swoje zdrowie i życie… bo po prostu NIE CHCĄ!
Błędnym myśleniem jest, że alkohol pozwala zapomnieć, papierosy uspokajają, a narkotyki ułatwiają naukę, czy też dobrą zabawę na dyskotece. Bądźmy czujni, bo narkotyki „cukierki radości i szczęścia” nasze dzieci coraz częściej dostają od nieznajomych, np. podczas spaceru, czy w czasie czekania na rodziców pod szkołą. Alkohol łatwo można wyjąć z barku, wypić z koleżankami- tak z ciekawości jak to jest, a papierosy palić w swoim pokoju przez okno- żeby dym nie zagnieździł się w domowych tekstyliach.
Tymczasem… Naukowcy udowodnili, że palacze są bardziej nadpobudliwi, popełniają więcej błędów, ich procesy psychiczne są spowolnione, szybciej się męczą i trudniej jest im się skupić.
Alkoholicy mają w dużym stopniu uszkodzone narządy wewnętrzne, przede wszystkim układ pokarmowy, mają obniżoną sprawność mięśni, ale też fatalnie uszkodzony układ nerwowy!
Każdy narkotyk jest szkodliwy! Nie jest istotne czy to wąchanie kleju, czy palenie marihuany, zażywanie kokainy, amfetaminy, heroiny, jedzenie grzybków halucynogennych. Wszystkie są trucizną, wszystkie zabijają! A co najważniejsze żadne z nich nie są w najmniejszym nawet stopniu pożyteczne.
Pamiętajmy o tym, że nikotyna, alkohol i narkotyki powodują degradację moralną, psychiczną i intelektualną. A młodemu człowiekowi wcale ten „spadek” nie jest potrzebny.
Karol Ptasznik
Bake Rollsy w wersji kinowej (Skarb Narodów)
„Indiana Jones” fajny? Książki Dana Browna fajne? To i Skarb Narodów będzie się podobać. Przygoda, trochę humoru i ciekawe efekty to jest to, co miłośnicy wyżej wymienionych pozycji lubią najbardziej. A że obie nie są mi obojętne, to na film musiałam się wybrać. I przyznam szczerze, że się nie zawiodłam.
Jest główny i pozytywny, ma się rozumieć bohater (Nicolas Cage w roli Benjamina Franklina Gatesa), jest czarny charakter grany przez Seana Beana (czy, jak kto woli, Boromira), jest i wątek miłosny, czyli młoda blondynka w postaci inteligentnej, choć odrobinę rozhisteryzowanej pani archeolog (granej przez Diane Kruger), która, jak łatwo można się domyślić, wkrótce się zakochuje. W całą sprawę zamieszani są także ojciec oraz przyjaciel Bena poszukiwacza legendarnego skarbu, którego tajemnica przekazywana była w jego rodzinie z pokolenia na pokolenie. Swoją drogą trochę jednak dziwi fakt, że wcześniej nikt nie wpadł na pomysł gdzie owo cudo może się znajdować, bo pan Franklin wszystkie związane z nim zagadki rozwiązuje z niewiarygodną wręcz szybkością.
Wspomniałam już o efektach specjalnych, ale napiszę jeszcze raz, bo według mnie są naprawdę godne uwagi. A przynajmniej mam nadzieję, że nie tylko mnie zachwyciły ujęcia w bibliotece. Równie interesująca jest jedna z postaci, a właściwie to, co mówi. Bo może wiedza nie jest mocną stroną tej osoby, ale poczucie humoru na pewno. Ale o kim mowa nie zdradzę. Miejcie chociaż jedną niespodziankę. Albo (łaskawa dzisiaj jestem) nawet dwie, ponieważ zakończenie również zostanie tajemnicą. Powiem tylko, że… podwójnie pieczone. Jak Bake Rollsy .
A teraz krytykujemy. Ambitne kino to nie jest. Oryginalne też na pewno nie. Znów bowiem wracamy do porównania z podwójnie pieczonym pieczywkiem. Nic nowego się tam nie znajdzie każdy fragment był już kiedyś wykorzystany i został po prostu na nowo odgrzany. Co jeszcze? Bohaterowie są zdecydowanie zbyt… bohaterscy i wszystko jakoś za łatwo im przychodzi. No i powiedzmy sobie szczerze twórcy filmu nawet nie zadali sobie trudu, żeby całość wyglądała choć trochę realnie. Bo niby wiadomo, że takie przygody się nie zdarzają, ale film mógłby trochę zadziałać na wyobraźnię. Żeby chciało się po wyjściu z seansu pogrzebać w ziemi i znaleźć nawet te 2 złote.
Ocena ogólna: na rozrywkę intelektualną nie liczcie. Typowa amerykańska produkcja nie wymagająca użycia szarych komórek podczas projekcji. Film po prostu do obejrzenia. Ale w moich oczach wcale nie odbiera mu to wartości, bo rozrywka naprawdę niezła i miejscami potrafi trzymać w napięciu. A Sean Bean naprawdę pasuje do roli „tego złego”.
Ola Bieńko
5 DHS „LEŚNI”
1PPP i „Obława Augustowska”
W poprzednich odcinkach przedstawiałem Wam historię Bohatera naszego Hufca – 1 Praskiego Pułku Piechoty. Mogliście się dowiedzieć skąd brali się Polacy w głębi ZSRR w czasie wojny oraz jak bardzo skomplikowane były losy zarówno pojedynczych żołnierzy jak i ich dowódcy. Dziś pora na najważniejszą dla mnie część wiadomości o 1 PPP. Na tą, która była powodem rozpoczęcia akcji związanej z Bohaterem.
Powodem była t.zw. „obława augustowska” z lipca 1945 roku. Był to przykład działań typowo eksterminacyjnych przeprowadzanych przez NKWD, UB i LWP skierowanych przeciwko oddziałom AK.
Zacznijmy jednak od kilku słów wprowadzenia.
II Wojna Światowa zaczęła się dla Białegostoku dużym ruchem wojsk i bombardowaniami częściowo tylko zakłócającymi tryb życia miasta. W wyniku napływu uchodźców liczba ludności wzrosła kilkakrotnie. Wojska niemieckie wkroczyły do Białegostoku 15 września 1939, jednak nie na długo. W wyniku paktu Ribbentrop-Mołotow z 23.08.1939 w dniu 22 września miasto zostało przekazane Armii Czerwonej i wcielone do Związku Radzieckiego.. Sowieccy okupanci w okresie 19-miesięcznego pobytu w Białymstoku wymierzyli szeroko zakrojone akcje represyjne właściwie przeciwko wszystkim mieszkańcom miasta (nawet harcerzom i zuchom). Kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców zostało zesłanych w głąb ZSRR, na Syberię i do Kazachstanu, z czego 90% zginęło w sowieckim łagrach, a także padło ofiarą mordu dokonanego na polskich oficerach w Katyniu.
Pomimo represji ze strony obu okupantów w mieście istniał silny ruch niepodległościowy, kierowany przez Armię Krajową , która przeprowadziła wiele udanych akcji dywersyjnych. Ważną rolę pełniło tajne nauczanie w obliczu zakazów prowadzenia szkolnictwa polskiego (wydanych przez obu okupantów).
Przez 3 lata miasto było we włądaniu Niemców. Pod koniec lipca 1944 roku do Białegostoku wkroczyły oddziały Armii Czerwonej. Po zakończeniu II Wojny Światowej ważyły się losy przynależności państwowej Białegostoku. Nie było pewne, czy pozostanie on na terenie Polski czy też będzie wcielony zo ZSRR. Ostatecznie jednak miasto przejęła administracja związanego ze Stalinem Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego.
W czasie trwania akcji „Burza” na terenie Białegostoku skoncentrowane odziały różnych formacji polskiego państwa podziemnego atakowały tylne straże wojsk niemieckiech oraz RONA (Ruska Oswaboditielnaja Narodnaja Armia, tzw. „Własowcy”) pod Jesionówką, Andryjankami, Czarną Cerkiewną, Oleksinem.
Wobec szybko zmieniającej się sytuacji militarnej, oraz szczupłości sił, do współdziałania taktycznego oddziałów Armii Krajowej z Armią Czerwoną nie doszło. Pierwsze zetknięcie się oddziałów AK ppor Gołaszewskiego „Ostoi” z wojskami sowieckimi pod Dołubowem zakończyło się aresztowaniem dowódcy i rozbrojeniem żołnierzy, których następnie skierowano na punkt zborny do Milejczyc. Po drodze, we wsi Lipiny, wszyscy zbiegli.
Nastąpiły dalsze rozbrojenia.
Z uwagi na to, że były one dokonywane przez sowieckie jednostki frontowe, które w szybkim tempie posuwały się naprzód, przeważająca większość oficerów i żołnierzy uniknęła na razie aresztowania. Inaczej rzecz się miała, gdy na teren powiatu weszły oddziały NKWD z osławionym „Smierszem” gen Sierowa na czele.
4 sierpnia 1944 roku dowództwo 65 Armii I Frontu Białoruskiego zaprosiło ujawnioną kadrę obwodu na rozmowy do Brańska, gdzie miano omówić m.in. zasady formowania nowych jednostek. Tam oświadczono zgromadzonym oficerom, że żadnego „dagawora” nie będzie. Następnie według sprawdzonego wzoru w Wilnie, Lwowie i innych miejscach, NKWD aresztowało 12 oficerów komendy obwodu. W tym komendanta obwodu por. L. Miniakowskiego „Kmicica”, por. M.Ciepłucha „Józefa”, por. A. Pucka „Bruździcza”, por. F. Kozłowskiego „Barkasa”, ppor. J. Siergiejuka „Waha”. Aresztowanych oficerów deportowano do ZSRR i internowano w obozie w Ostaszkowie.
W Białymstoku nie zaprzestano walki zbrojnej wobec narzuconej Polsce ze wschodu władzy. Wiele osób za patriotyczną działalność zostało skazanych na karę śmierci, ciężkie więzienie czy zesłanie na Syberię. To właśnie na białostocczyźnie trwał najdłużej zbrojny opór przeciw okupantowi.
Pomimo końca wojny terror i grabieże ze strony sowieckiego okupanta w Białymstoku nie ustały, a wręcz nasiliły się, gdyż wojska sowieckie traktowały Białystok na równi z miastami niemieckimi, wywożąc urządzenia przemysłowe i rabując mieszkańców.
Władza komunistyczna już na początku napotkała poważne kłopoty kadrowe, w związku z czym do służby w „bezpiece” praktycznie przyjmowany był każdy, kto się zgłosił. Nie miało znaczenia wykształcenie, lecz dobre chęci i deklarowane sympatie, na zasadzie późniejszego powiedzenia „Nie matura, lecz chęć szczera, zrobi z ciebie oficera”. Przyjmowano zarówno absolwentów siedmioklasowej szkoły powszechnej, jak i analfabetów oraz pospolitych złodziei. A nad wszystkim czuwali „doradcy” z ZSRR, tzw. sowietnicy, którzy nie tylko szkolili polskich funkcjonariuszy, ale przede wszystkim pilnowali ich roboty, sprawdzając, czy wszystko jest „jak należy”.
Wiosną 1945 roku major Franciszek Piątkowski, ówczesny szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Białymstoku narzekał, że co prawda jego podwładni to „ludzie oddani sprawie demokracji, ale częstokroć kompletni analfabeci; agentura słabo zorganizowana; pracujący już agenci często uchylają się od dalszej współpracy, widząc rosnącą siłę band i naszą w stosunku do nich słabość”.
„Bandy” o których mowa to oddziały AKO (Armia Krajowa Obywatelska), które powstały na bazie oddziałów AK, które nie zdecydowały się na ujawnianie nowej władzy. Oddziały te liczyły na bliski konflikt między ZSRR i zachodem i działały w ukryciu, w lasach. Ich zadaniem była m.in. ochrona ludności cywilnej przed terrorem nowego okupanta.
Oddziały te stanowiły dość dużą siłę i stanowiły spory problem dla nowej władzy (patrz. cytowany raport).
W związku z tak dużymi siłami postanowiono zorganizować w lipcu 1945 roku na terenie Suwalszczyzny, Augustowszczyzny oraz części Białostocczyzny dużej akcji masowych zatrzymań miejscowej ludności. Część zatrzymanych osób nigdy nie powróciła do domu. Operacja ta przeprowadzona została przez wojska sowieckie oraz przez współdziałające z nimi formacje polskie: jednostki LWP (1 Praski Pułk Piechoty), Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego i Milicji. Działania skierowano przeciwko członkom i sympatykom Armii Krajowej oraz innych organizacji niepodległościowych.
Świadkowie śledztwa prowadzonego przez IPN w tej sprawie wskazują , że po zatrzymaniu aresztowani byli umieszczani w tymczasowych, tworzonych w warunkach polowych miejscach odosobnienia, pełniących rolę obozów filtracyjnych. Zatrzymanych poddawano przesłuchaniom połączonym z biciem i torturami. Przesłuchujący, wyłącznie oficerowie sowieccy, zmierzali do ustalenia, czy zatrzymani byli członkami Armii Krajowej bądź innych organizacji o charakterze niepodległościowym, a także uzyskania danych innych osób należących do tych organizacji. Po upływie paru dni następowała kolejna selekcja zatrzymanych i osoby te były przewożone do nowego miejsca odosobnienia. Tam kontynuowano przesłuchania, konfrontacje, okazania i prowadzono dalszą selekcję.
Osoby co do których władze sowieckie powzięty uzasadnione, w swym mniemaniu, podejrzenie o przynależności do organizacji podziemnych były przewożone do trzeciego w kolejności miejsca uwięzienia, pozostałe zaś osoby po upływie kilku do kilkunastu dni były zwalniane do domu. Za znamienne należy uznać, iż pierwsze i drugie z miejsc odosobnienia nie były utajniane przed członkami rodzin osób zatrzymanych. Mogli oni dostarczać uwięzionym żywność i ubrania, przy czym w pierwszym miejscu odosobnienia zwykle pozwalano im kontaktować się z bliskimi, w drugim zaś paczki dostarczane były za pośrednictwem strażników pilnujących więźniów. Natomiast trzecie miejsce odosobnienia było utajnione i nieznane członkom rodzin zatrzymanych. Wyjątek stanowi tu Augustów, bo z racji na wielkość miasta nie udało się zachować tajemnicy, co do uwięzionych tam osób.
Trzeci obóz filtracyjny – jest ostatnim miejscem, w którym zdołano potwierdzić obecność zaginionych. Stąd więźniowie byli wywożeni w nieznanym kierunku. Można zakładać, że miejscem kaźni były okolice Grodna.
Na terenie Suwalszczyzny i Augustowszczyzny uczestniczyły regularne oddziały Armii Radzieckiej 1 Frontu Białoruskiego4, jednostki 62 dywizji strzeleckiej (piechoty) NKWD dowodzonej przez generała brygady Byłaga oraz wydzielona 110 osobowa formacja 1 Pułku Praskiego dowodzona przez porucznika Sznepfa. Rola tej jednostki była ograniczona do miasta Suwałki i północnych granic powiatu suwalskiego.
Bezspornie ustalono, że działania w terenie były kierowane i koordynowane przez doradców sowieckich przy poszczególnych Powiatowych Urzędach Bezpieczeństwa Publicznego.
Dotychczasowe śledztwo pozwala na podanie, że zachowane polskie archiwalia wskazują, iż od dnia 10.07.1945 r., do dnia 25.07.1945 r., jednostki Armii Czerwonej, NKWD, 1 pułku praskiego LWP oraz UBP i MO zatrzymały w sumie blisko 1878 osób. Brak jest jednak informacji jaka część z tych osób została zwolniona, jaka przekazana jednostkom sowieckim oraz kto konkretnie był zatrzymany i przez jaką jednostkę.
W postępowaniu przygotowawczym ustalono bowiem personalia 550 osób zaginionych, oraz potwierdzono ich zatrzymanie w wyniku prowadzonej „obławy”. Uzyskano również dane kolejnych 84 osób, wobec których należy jeszcze zweryfikować informacje o ich zaginięciu w wyniku przeprowadzanej pacyfikacji. Osoby te prawdopodobnie zostały zamordowane.
Fakt uczestnictwa żołnierzy 1 Praskiego Pułku Piechoty w działaniach przeciwko polskiemu podziemiu na terenie objętym obławą nie budzi wątpliwości. Potwierdzają to dzienniki bojowe tej formacji, których częściowy zbiór znajduje się w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie.
W latach 1944-1956 w białostockim więzieniu wykonano około 300 wyroków śmierci. Liczby więźniów zakatowanych w śledztwie, samobójców, zmarłych z ran i wycieńczenia oraz tych, których śmierć czekała podczas pobytu w więzieniu lub areszcie, podlegających białostockiemu UB, wciąż nie jesteśmy w stanie określić, nawet w przybliżeniu… Badania na ten temat prowadzi Oddział Białostocki IPN.
W Białymstoku nie zaprzestano walki zbrojnej wobec narzuconej Polsce ze wschodu władzy. Wiele osób za patriotyczną działalność zostało skazanych na karę śmierci, ciężkie więzienie, zesłanie na Syberię. Na Białostocczyźnie właśnie trwał najdłużej zbrojny opór przeciw okupantowi.
Tzw. „Obława Augustowska” stanowi jeden z elementów martyrologii narodu polskiego już po oficjalnym zakończeniu działań wojennych w Europie.
Dla nas o tyle przykry jest to element, że brali w nim udział żołnierze, których formacja stała się Bohaterem naszego Hufca.
Lista Wildsteina – Biała Sowa
Lista Wildsteina? Co to takiego? Może i lepiej, że nie wiesz! Posłuchaj: – dawno, dawno temu, kiedy papier toaletowy był rzadko osiąganym rarytasem, a mortadela najlepszym przysmakiem pod słońcem, kiedy na założenie telefonu czekało się kilkanaście lat, a mniej telefonów od Polaków mieli tylko Albańczycy, kiedy najlepszym samochodem była M-20 Warszawa.
Potem był Fiat 125p i Polonez, byliśmy najszczęśliwszym narodem pod słońcem. To cóż, że wszystkiego brakowało, nawet wyobraź sobie, ludzi do pracy. Tak! Znaleźć dobrego, skrupulatnie pełniącego swoje obowiązki pracownika, było bardzo trudno! A pracujący głosili hasło: CZY SIĘ STOI, CZY SIĘ LEŻY, DWA TYSIĄCE SIĘ NALEŻY. O każdego z nas troszczyło się PAŃSTWO. W poważnym, PAŃSTWOWYM Urzędzie każdy aktywny Polak miał osobistą teczkę, a w teczce wszystko co mu się przytrafiło, było skrupulatnie opisane. Niektórzy mieli je cieńsze, a niektórzy grubsze. Niektórzy musieli je mieć z założenia, np. księża. Nazywało się to TECZKA NA KSIĘDZA. Materiały w teczkach służyły PAŃSTWU w jego codziennej trosce o dobro swoich obywateli. A słowo OBYWATEL, pochodziło wtedy od ” OBYWAĆ SIĘ”. Bowiem umiejętnością rodaków było obywać się, bez wielu dzisiaj używanych rzeczy.
W tamtych czasach nasi generałowie szykowali się do uszczęśliwienia ludu Danii, aby i on też poznał szczęście posiadania teczek. Na ćwiczeniach sztabowych wojsk Układu Warszawskiego, polski generał grał rolę gubernatora Jutlandii..!!!, a największym wrogiem było NATO!!! i Wspólnota Europejska!!!
Niektórzy Polacy, jak np. Pani Anna Walentynowicz, suwnicowa w Stoczni Gdańskiej, uwierzyli w postanowienia ówczesnej Konstytucji, że każdy OBYWATEL ma prawo do…., jak się uważnie czytało, to do wszystkiego! Skoro ma prawo, między innymi do zrzeszania się, to założyli Wolne Związki Zawodowe. No i zaczęło się! PAŃSTWO zapytało: Obywatelko Anno, a dlaczegóż to przystępujecie do WZZ? Czyżby mało Wam było jednej legitymacji związkowej? Było to pytanie retoryczne.
Działania Pani Anny opisano w jej teczce i odpowiednie organa zapewniły Jej pełną izolację od takich pomysłów. Że to szkodziło Jej zdrowiu fizycznemu?, cóż…. Ale jak wspaniale pomagało jej zdrowiu politycznemu! Po latach takich kuracji zdrowie Pani Anny jakby odeszło, ale co najgorsze, wredny duch pozostał. Duch Wolnych Związków Zawodowych. Cała zawierucha w Sierpniu 1980 roku zaczęła się właśnie przez panią Annę. Załoga Stoczni Gdańskiej przerwała pracę, żądając przywrócenia swojej suwnicowej. Co było dalej, to wiemy. Na końcu runął Mur Berliński i rozpadł się Związek Radziecki.
A gdyby nie było teczek? Nadal byśmy stali w kolejkach po papier toaletowy……
A teraz o autorach teczek: byli nimi funkcjonariusze Służby BEZPIECZEŃSTWA. Ci sami, którzy zapewnili BEZPIECZEŃSTWO księdzu Jerzemu Popiełuszce i setkom innych, ale oni sami nie nadążali pisać i prosili o pomoc innych OBYWATELI. Chętnym nadawano pseudonimy, żeby ich nikt nie rozpoznał, np. BOLEK, a także nazywano ich TAJNYMI WSPÓŁPRACOWNIKAMI, czyli TW. W naszym mieście też było ich sporo. Wejdźcie na stronę www.listawildsteina.com i zobaczycie setki tysięcy nazwisk, ale pomieszano współpracowników, pokrzywdzonych i funkcjonariuszy. Ale jestem dobrej myśli. Odchodzące w niesławie ze sceny politycznej SLD, o którym tak pięknie śpiewa Kukiz, (służę stroną!!!) chyba nie zdąży zniszczyć Instytutu Pamięci Narodowej, a on, mam przynajmniej nadzieję, pokaże nam prawdziwe oblicze PEERELU. Im szybciej zakończy się proces lustracji, tym lepiej dla nas wszystkich. Należy ZŁO nazwać ZŁEM, a DOBRO DOBREM i tyle!!!
Jest tyle innych, pięknych tematów! Nadchodzi wiosna!!
P.S. Ostatnio Pani Anna wygrała proces z PAŃSTWEM i otrzymała 70.000 złotych za swoją kurację zdrowotną w latach osiemdziesiątych. Ta kwota zdrowia jej nie przywróci, ale na leki na razie wystarczy.
Wasza Biała Sowa
Zmagania z granatowym sznurem – 3 (ost.)
Zmagania z granatowym sznurem nie oznaczają tylko wzlotów i upadków, których dostarczają mi moi harcerze. To także zmagania z samą sobą… Nigdy nie twierdziłam, że życie drużynowego jest łatwe. Harcerstwo jest moim stylem życia i dlatego też moment, gdy dostałam granatowy sznur nie był tylko małym epizodem „po drodze”. To kolejna furtka pełna doświadczeń. Ale… nie do końca o tym miało być…
Teraz, gdy ów sznur jest częścią mojej drogi, częścią mnie – praca, do jakiej mnie zobowiązuje jest pracą nad samą sobą. Składają się na to zarówno chwile radości jak i smutku. Z czym borykam się najczęściej? W chwili, gdy stawiam sobie to pytanie nie mam jednej odpowiedzi… Tysiące wydarzeń wpływa na moje decyzje, zmusza do wyborów, ale także do refleksji. Chcę pokrótce przedstawić moje główne problemy. Nie, nie ma obawy, nie będę się rozpisywała…. Tylko tak… hm… takie hasła, zagadnienia.
1. Największy problem, jaki mam to brak motywacji. Na szczęście nie jest to tak, że cały czas mi się nie chce, nie ma sensu itp.. Najgorzej jest, gdy widzę brak zaangażowania ze strony harcerzy. Zastanawiam się wtedy: „I po co? I jak tu cokolwiek zrobić?”. Nie wiem jak, ale zawsze mi przechodzi, znajdzie się jakiś bodziec, który sprawia, że nie robię niczego na siłę. Może to po prostu dlatego, że nie chcę tracić naszych harcerzy, o tak bardzo mi na nich zależy? Nie wiem…
2. Nie wiem czy to błąd czy nie, ale kolejną rzeczą, z która mam problem, to gubienie granicy między byciem drużynową i kumpelą. Jest to wielka radość, gdy „dzieciaki” przychodzą by pogadać, zwierzyć się lub gdy oczekują pomocy. Wiem wtedy, że jestem potrzebna i darzą mnie zaufaniem. Jednak czasem jest to dość kłopotliwe, gdy trzeba przejść z tej stopy czysto koleżeńskiej i nagle zachować pewien dystans, tym bardziej, że niektórzy nie potrafią tego ogarnąć: „jak to…?”.
3. Następny problem to brak pomysłów. Tego chyba nie trzeba rozwijać i tłumaczyć? Ale, nie byłabym sobą gdybym czegoś nie dodała 😉 To nie jest tak, że co tydzień jestem bliska rozpaczy bo nie wiem co zrobić na zbiórce. Nie, nie… Co zrobić? To chyba jasne mam konspekt i nie ma problemu… ale jak ciekawie to zaprezentować? Jakich form użyć? Co zrobić by nie usnęli z nudów, aby chwycili temat?
4. Czasami jestem niekonsekwentna. Szczególnie jeśli chodzi o „kary”. Nie zawsze je stosuję albo nie sprawdzam czy kara przyniosła skutek. Efekt jest taki, że niektórzy zaczynają mówić: „bo myśleliśmy, że nie będziesz tego sprawdzać jak ostatnio, więc nie zrobiliśmy”. To
ogromny minus, wada, hm, wszystko co złe. Brrr….
Tak naprawdę, zarzucam sobie bardzo dużo, ale chcę skupić się na tym, co najbardziej mnie męczy. Wynika to z mojej osobowości i odbija się negatywnie na pracy w drużynie
Myślę, że te cztery „największe problemy” wystarczą. Nie chcę zarzucać Was szczegółami. Jednak jeśli stwierdzę, że czymś jeszcze warto się podzielić, obiecuję, że napiszę. Na chwilę obecną żegnam… ozięble 😉
Kinya