Tegoroczne (pisane w 2002 roku) topienie Marzanny symbolizującej zimę odbyło się w przerwie między jedną zadymką śnieżną a drugą. Zmokliśmy nieco, trochę może zmarzliśmy, ale… właściwie, to nie tak strasznie.
Organizatorzy przewidzieli takie rzeczy. Wędrowaliśmy przez cały niemal Józefów, aż nad Świder – gdzie odbyła się finalna „egzekucja”. Szkoda trochę było, ponieważ Marzanna tego roku była naprawdę urocza. Mmm… te warkocze… nie jednemu harcerzowi spędzają sen z powiek;)
A co do marznięcia, to co jakiś czas na trasie mieliśmy punkty rozgrzewcze. Na pierwszym punkcie grzało nas słonko podczas poszukiwań odpowiedniego pomnika na józefowskim cmentarzu, gdzie oczywiście należało szukać następnych wskazówek. Rozpadało się.
Kolejnym miejscem było solarium (2 w 1 – wypożyczalnia kaset video i solarium – co ma piernik…?), w którym należało przekonać pana za ladą by pozwolił poopalać się za darmoszkę i żeby jeszcze dał wskazówki, gdzie należy dalej iść. Trzeba było tylko pozbierać śmieci w okolicy lokalu i już. Ale było ciepło! Rozpadało się.
Otrzymane wskazówki zaprowadziły nas na basen – ten przy nowym gimnazjum. Tu znów czekał nas sprawdzian ze skuteczności daru przekonywania. Zadaniem było sprawienie, by pani w kasie pozwoliła jednej osobie (wyposażonej w strój kąpielowy rzecz jasna) wejść za darmo na basen – tam gdzieś ukryta była wiadomość. Reszta mogła pomagać szukać siedząc na trybunach. Ale w środku było ciepło – 27 stopni. Chwilowo nie sypie.
Z wyłowioną mapą znaleźliśmy dh Tomka Kępkę z hufcowym niezatapialnym dżipem (przecież nie mówię, że zakopaliście się po same drzwi w błocie nadświdrzańskim). Szybkie zadanko i ostatnie wskazówki. Teraz szliśmy już bezpośrednio nad rzekę, gdzie wszyscy mieliśmy się spotkać przy harcerskim ognisku. Słoneczko wyłazi niemrawo.
Po rytualnym spaleniu Marzanny odśpiewaliśmy już tylko „Pieśń pożegnalną” i jej odpowiednik zuchowy (przepraszam, ale niestety nie wiem jak ona się u zuchów nazywa) i rozeszliśmy się do domów. Nadal nie pada.
Aaaaaa! Jeszcze wcześniej „Zawiszacy” rozdali drużynom własnoręcznie wykonane prezenty wielkanocne. Były to pisanki – nasza, czyli dla „Leśnych” pomalowana była w sosenki – tak na marginesie, jest to ulubiony motyw naszego drużynowego, Mirona. Fajny pomysł. Ha! Chyba na dobre pożegnaliśmy tę obrzydliwą zimę.
[po 15 minutach od zakończenia oficjalnych obchodów] Ranyjulek! Jak sypie! Jakie wielkie płaty! Ble, jak wszystko nasiąka! Aaa, no nie po oczach! A może by tak w autobus i podjechać do Michalina? Mokro nam… Chlupie mi w bucie… Nic nie widać… Na szczęście za jakieś kilkadziesiąt minut będziemy w domu! Ale nam się podobało aja-jaja-jaj! Dziękujemy organizatorom!
Rzecznik prasowy 5DH ”LEŚNI”