„(…)Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście(…)”
ks. Jan Twardowski
Przyszło nam żyć w dziwnych czasach. Na naszych oczach dokonuje się globalizacja. Możemy być jej przeciwnikami lub zwolennikami, jednak nie zmieni to faktu, że postępuje ona nadal i wkracza w coraz to bardziej intymne dziedziny życia człowieka.
Świat zamienia się w „globalna wioskę”, gdzie informacje z jednego jej końca na drugi przekazywane są dosłownie w ułamkach sekund. Pewne, kiedyś można by rzecz lokalne problemy staja się zagadnieniami nad którymi pochyla się cały świat. Każdy chce mieć zdanie na każdy temat, nawet taki, który nie dotyczy nas bezpośrednio.
Bardzo ważną rolę w tym wyścigu do wszelkiego typu informacji odgrywają dziś media. To głownie telewizja, radio i gazety są źródłem informacji o otaczającym nas świecie. Wszystko staje się „medialne”. Niestety nawet zagadnienie tak tajemnicze i mistyczne jak odchodzenia, umieranie człowieka może być medialne, o czym mieliśmy szanse przekonać się bezpośrednio przed Wielkim Tygodniem i w jego trakcie. W każdych wiadomościach telewizyjnych, w każdym serwisie informacyjnym w radio, w każdej gazecie i na stronie każdego portalu internetowego pojawiały się coraz to nowe informacje dotyczące Terii Schiavo. Po 15 latach życia, dzięki aparaturze sztucznie podtrzymującej jej istnienie, amerykański sąd – na prośbę jej męża, a przy ostrym sprzeciwie jej rodziców i rodzeństwa, nakazał odłączenie Terii od aparatury i tym samym skazał ją na śmierć głodową. 15 lat to bardzo długo, niektórzy z was żyją niewiele dłużej. 15 lat cierpienia jej najbliższych i jej samej. I finał tej historii o tyle tragiczni jeszcze bardziej bolesny, że to sąd musiał decydować o śmierci lub życiu człowieka. Że instytucja, której zdaniem jest wymierzać sprawiedliwość tym razem decydowała o życiu lub śmierci osoby, która nie uczyniła nic co by było sprzeczne z prawem.
Wiem, że zgodnie z nauką Kościoła Katolickiego należy ratować życie ludzie za wszelką cenę i do samego końca. Tylko, czy osoba która pozostaje w stanie wegetatywnym „żyje”? Czym jest „życie”?
Absolutnie nie jestem zwolenniczką eutanazji, ale z kiedy patrzę na to jak medycyna rozwija się na przód to ogarnia mnie przerażenie. Boję się tego, iż może kiedyś ja znajdę się na miejscu Terii i wiem, że chciałabym aby pozwolono mi odejść. Odejść tam gdzie czekają już na mnie najbliżsi z rodziny i znajomi. Śmierć nie jest dla mnie końcem, ale bramą przez którą wchodzę w życie wieczne. Nie chciałabym aby ktoś zatrzymywał mnie tutaj za wszelką cenę. Nie chciałabym aby moi najbliżsi patrzyli na mnie jak cierpię, jak ich nie poznaje. Wolę aby pożegnali mnie ze świadomością, że to pożegnanie nie ma wydźwięku „żegnaj”, ale „do zobaczenia”. Chciałabym, aby zapamiętali piękne chwile jakie razem było dane nam przeżyć, a nie to jak bardzo jak z dnia na dzień zamieniałam się w kogoś im obcego.
Kiedy pisze ten tekst z pokoju obok dobiega głos spikera, który z relacjonuje jak miliony Polaków i ludzi na całym świecie pogrążeni są w modlitwie o zdrowie Ojca Świętego, bo chcieliby aby został z nami jak najdłużej. Też bym chciała aby był z nami jak najdłużej, ale chciałaby także umieć odejść z tego świata jak Jan Paweł II. Gasnąć spokojnie i z ufnością. On wie, że to nie jest koniec, ale dopiero początek jego właściwego życia, do którego każdy z nas został powołany.
Nie ważne czy wierzymy, że po śmierci trafimy na łono Abrahama czy przed oblicze Allacha. Każda religia, każde wyznanie mówi człowiekowi, ze śmierć nie jest końcem, ale początkiem nowego życia. Niektórzy wierzą, że narodzą się na ziemi ponownie, inni że zjednoczą się ze swoim Bogiem. Ale nigdy nie jest to absolutny koniec po którym nic już nie następuje.
Papież Jan Paweł II był osobą niezwykłą, nam – Polakom szczególnie bliską i kochaną. Potrafił przezwyciężać podziały i rozumiał świat jak mało kto. Budował ekumenizm i głosił Ewangelię w duchu miłości i pojednania z innymi religiami. W liberalnym świecie jasno podkreślał co jest dobre, a co złe, był konserwatysta nie zmieniającym poglądów a potrafił zjednać sobie rzesze młodych. Udowadniał, że Bóg jest Miłością, i obdarza nas miłością bezwarunkową.
Niedawno przeżywaliśmy Wielki Tydzień i Dzień Zmartwychwstania Pańskiego. Byliśmy świadkami tego jak Jezus cierpiał psychicznie i fizycznie. Jak szedł, i upadał pod krzyżem w drodze na Golgote, aby tam po raz kolejny udowodnić nam jak bardzo kocha nas Bóg.
Przeżywaliśmy śmierć Jezusa, ale potem radowaliśmy się Jego zmartwychwstaniem. Święta Wielkanocne są najważniejszymi świętami dla chrześcijan, gdyż namacalnie pokazują sens naszej wiary. W to że i my zmartwychwstaniemy.
Nie bójmy się więc mówić o śmierci. Jest ona wpisana w nasze życie, tak ja narodziny zaczynają nasza ziemska podróż, tak ona jest porostu jej kresem.
Marysia Mikulska
17 DH Widnokrąg