Kaktusińska postanowiła sobie, że w nowym semestrze to na pewno, ale normalnie na 100% zacznie się systematycznie uczyć. Nie byłoby w tym nic nowego, bo takie same obietnice robiła sobie od 10 lat. Tym razem jednak postanowiła, że odpowiedni rozdział z książki będzie czytać jeszcze przed zajęciami, ze będzie aktywna na ćwiczeniach a nawet ten pan profesor, co to ma 450 osób na wykładzie będzie ją znał z imienia i nazwiska, bo będzie się u niego zjawiała na konsultacje na każdym dyżurze i na każdej przerwie.
Do wszystkich egzaminów podejdzie w zerówce, będzie pilna, żadnych imprez tylko solidna i bardzo rzetelna nauka. W sumie nie byłoby kompletnie nic dziwnego w takich obietnicach, żeby nie jeden malusieńki fakt: przecież wszyscy doskonale znamy Kaktusińską i wiemy, że jest na tyle rozsądna że nigdy nie podjęłaby się tak nierealnych postanowień (czyt. Jest zbyt leniwa aby ułożyć tak długą listę).
Ale zacznijmy od początku…
Po rozwikłaniu zagadki porwania komendanta hufca nasza bohaterka znalazła się w nielichych opałach. Dziwnym trafem, udział Eweliny w całym przedsięwzięciu umknął opinii publicznej i kolejno: złośliwości komendanta, złośliwości specgrupy kwatermistrzowskiej i dziki szał, bynajmniej nie namiętności, Ryszarda skupiły się na jej biednej głowie. Mogła się zresztą tego spodziewać, przecież zawsze jak tylko coś szło nie tak, jak trzeba, to po uszach obrywała Kaktusińska, jeśli tylko można ją było powiązać ze sprawą…Kaktusińska zachowała się jak zwykle, czyli najpierw się wściekła i wrzeszczała na wszystkich, którzy tylko wspomnieli przy niej o oskarowych planach komendanta (właściwie to z niego się powinni śmiać…) a potem zaczęła wszystkich olewać. Łącznie z Ryszardem, który ciągle jej wytykał brak zaufania. Postanowiła się jednak bardziej skoncentrować na swoim związku. Może bez przesady, ślubu ani dzieci w planach nie miała ale doszła do wniosku, że skoro już się jej trafił taki uroczy frajer i że nie musi sama nosić zakupów, stresować w kinie podczas horrorów… W każdym bądź razie, postanowiła więcej czasu spędzać z Ryśkiem. A niech mu będzie. Nawet zapisała się na tę samą siłownię, co może akurat nie było najlepszym pomysłem, bo a). była to siłownia tylko dla facetów; b). Rysiek się wściekł, c). na siłowni nie było absolutnie żadnego zdatnego do użytku dla niej sprzętu. Skończyło się na tym, że chodziła tam głównie po to, by kupić kanapkę…
Na całe szczęście dla naszej bohaterki, cała sytuacja miała też swoje pozytywy. Ryszard, po długich i suto zakrapianych pertraktacjach z Przecinakiem zrozumiał, ze jego Rybeńka wcale nie jest szaleńczo zazdrosna ani w ogóle przewrażliwiona, tylko niesamowicie go kocha (wersję z przewrażliwieniem Kaktusińska odkryła bardzo szybko i w zamian za napisania za Przecinak egzaminu z finansów Przecinak był studentem powszechnie znanej w miejscowych kręgach uczelni prywatnej – zdołała nakłonić go do przekazania odpowiednich treści jej ukochanemu). W efekcie znowu było jak w bajce nawet walentynki były w tym roku jakoś mniej okropne i dawały się przeżyć, bez odliczania minut do końca tego dnia z precyzją godną co najmniej milenijnego sylwestra…
Niestety, na naszą bohaterkę ciosy zawsze spadają w najmniej spodziewanym momencie. Tak samo był tym razem. Pewnego dnia Kaktusińskiej przyszło do głowy, że powinna się udać na swoją alma mater i zorientować, czy musi zdawać w tym semestrze jakieś egzaminy. Jeśli tak, to jakie i kiedy. Niestety, na tablicy pod dziekanatem pożądanych informacji nie było. Kaktusińska wcale się tym nie zraziła i skierowała swe kroki do okienka w dziekanacie. Chwilę później dał się słyszeć wrzask Kaktusińskiej: „JAK TO, *&$@%#, SKREŚLONA Z LISTY STUDENTÓW?”. Okazało się, że w ferworze miłosnych uniesień zapomniała o sesji i na żaden egzamin nie stawiła się w żadnym z dwóch dopuszczalnych terminów.
Na całe szczęście, Opatrzność czuwa nad roztargnionymi duszami i Kaktusińskiej pozwolono na przedłużenie sesji do końca lutego. Złośliwi twierdzili, że choroba psychiczna jest okolicznością łagodząca… 😉
Ola Kasperska