…Głównie wśród harcerzy mamy swoich znajomych i przyjaciół. Ale czy w pewnym momencie nie staje się to minusem?
Na co dzień żyjemy w dość hermetycznym środowisku. Nasi znajomi wywodzą się głównie z harcerstwa, ze szkoły czy potem z pracy. Jak mocno cenimy sobie harcerstwo mogliśmy się przekonać podczas zabawy na warsztatach, gdzie większość z nas przy eliminacji odpowiednich grup społecznych najpierw wyrzuciła „znajomych i przyjaciół” a potem dopiero „harcerstwo” – uznając, że w sumie są one tożsame, bo głównie wśród harcerzy mamy swoich znajomych i przyjaciół.
Ale czy w pewnym momencie nie staje się to minusem? Czy nie macie czasem wrażenia, że omijają nas jakieś inne rzeczy, których moglibyśmy spróbować? Mówimy, że harcerstwo to jest sposób na życie, że ideały w nim zawarte są uniwersalnymi drogowskazami. Z tym się zgadzam, są one dla mnie drogowskazami, ale nie drogą. Drogę wytyczam ja sama kierując się nimi. Czasem bywa ona bardziej kręta, ale przez to staje się „moja”. Nie powielam schematów, uczę się na własnych błędach. Sama podejmuje decyzje, co i kiedy robię. Prawo jest dla mnie ideałem, do którego dążę cały czas, ale nie zawsze go osiągam.
Mając 16 lat nie umiałam sobie wyobrazić jak to będzie, kiedy Iza już nie będzie siedzieć ze mną w jednej ławce na studiach, a z Olką nie będziemy prowadzić drużyny. Jeszcze większą abstrakcją było dla mnie myślenie o założeniu własnej rodziny. Dzisiaj Iza jest w Białymstoku na studiach, Ola studiuje na SGH i nie działa w harcerstwie, a nasze kontakty mają czystko nie-harcerski wydźwięk. Owszem nasze przyjaźnie dopełniły się na płaszczyźnie harcerskiej, ale teraz nie są z nią zupełnie związane. Kiedy się spotykamy to nie planujemy zbiórek, ale nasze życie. Mówimy o tym, co chcemy robić za kilka lat i są to opowiadania, których tematy przewodnie są bardzo różne. Każda z nas, inaczej wyobraża sobie swoje życie.
Harcerstwo było i jest dla mnie ważną częścią mojego życia, ale nie najważniejszą. Jest miejscem, gdzie szukam swojego miejsca w społeczeństwie, a nie gdzie je znajduje sensu stricte. Bo moje miejsce w społeczeństwie to będzie rola żony, matki, nauczyciela (o ile się uda 😉 ) a harcerstwo będzie tylko dodatkiem do normalnego życia. Nie chce tworzyć sobie harctrixu, w którym będę mówić swojemu dziecku i mężowi, że nie mam czasu, bo musze iść na zbiórkę.
Harcerstwo jest i pozostanie moją pasją, ale nie sensem życia.
Tak samo sensem życia nie jest dla mnie ciągłe robienie kariery, pogoń za pieniędzmi. Niestety dzisiejszy świat nie rozpieszcza nas pod tym względem i tylko nieliczne osoby mogą pozwolić sobie na to, aby ich żony nie pracowały w ogóle, z założenia. Może uznacie, ze jestem jakaś staroświecka, ale ja tęsknię za czasami, kiedy żona mogła spokojnie wychowywać dzieci a mąż mógł zarobić tyle, aby żyli na przyzwoitym standardzie. Nie miejcie wyobrażenia, że chciałabym tylko prać, gotować, sprzątać i rodzić dzieci. Bo rola żony i matki to nie jest tylko poświęcenie, jak to się zwykło dzisiaj przedstawiać. W mediach lansuje się pogląd, że kobieta rezygnuje wtedy z siebie, ze swoich planów, że poświęca się dla dobra mężczyzny i dzieci, a sama staje przez to nieszczęśliwa. To nie do końca tak jest. Prawie wszystkie dziewczyny i kobiety, jakie znam i z jakimi rozmawiałam na ten temat uważają podobnie jak ja. Że fajnie byłoby móc wyjść za mąż, wychować dzieciaki i dopiero później móc pójść do pracy. Bo czy po części goniąc za pieniędzmi i karierą możemy przegapić dzieciństwo naszych dzieci i najpiękniejsze chwile w naszych małżeństwach?
Owszem są też i takie dziewczyny oraz panowie, którzy przed założeniem rodziny uważają, że powinni zrobić karierę. Ze dopiero po osiągnięciu pewnego statusu majątkowego, pewnej pozycji „w branży” można myśleć o rodzinie, bo są w stanie sfinansować wszystkie jej potrzeby. Może faktycznie będą mieli pieniądze na zapewnienie rodzinie wszystkiego, ale czy będą mieli czas na to, żeby cieszyć się tym wszystkim z nimi? Czy nie będą musieli zbyt szybko wrócić na swój tor w wyścigu szczurów zanim ktoś ich wyprzedzi, zajmie ich miejsce?
Dzisiaj każdy z nas chcąc nie chcąc musi brać udział w tym wyścigu. Ale umyśle, że to tylko od nas zależy, w jakiej kategorii w nim wystartujemy i które miejsce zajmiemy.
Moim zdaniem harcerstwo to takie miejsce, gdzie obowiązują zupełnie inne zasady niż w „szczurzym świecie”. Tutaj robimy wszystko społecznie, uczymy się dawać, a nie tylko brać. Niestety, co raz mniej osób przychodzi do nas i chce spróbować żyć, choć przez moment według naszych zasad, tak jak my. Trudno jest, choć przez chwilę dążyć do ideałów, które są tak zupełnie inne niż te, które lansują media. Nie palić, nie pić, nie przeklinać, mówić prawdę, być bezinteresownym, po prostu starać się być dobrym to wcale nie jest takie łatwe jak nam się wydaje. Nie jest łatwo odmówić piwa na imprezie, gdzie wszyscy piją i wyszydzą Cię potem od „harcerzyków”. Nie jest tez łatwo, kiedy na zbiórce drużynowy, drużynowa zacznie mówić tego Ci nie wolno, tamtego Ci nie wolno…
A może lepiej przestawmy się na tryb „nie powinieneś tak, bo…”, „szkoda, że nie było Cię na zbiórce, ale masz racje, że szkoła/studia są ważniejsze” itd. Bądźmy wyrozumiali dla naszych harcerzy, bo ich życie wcale nie jest lżejsze od naszego, a może czasami bywa nawet i trudniejszym. Pamiętajmy, że zazwyczaj obracają się oni wśród nastolatków, gdzie każdy chce być „swój”, chce być w pełni zaakceptowany, a większość z ich rówieśników to nie są harcerze. I pamiętajmy, że mamy im pomagać szukać miejsca w społeczeństwie, a nie wytyczać im te miejsce. Nie przedstawiajmy naszej drogi, którą my szliśmy jako tej jednej właściwej. Dawajmy im drogowskazy i pozwalajmy na wytyczanie własnych ścieżek. Bądźmy z boku i patrzymy na to, co robią. Służmy im pomocą, ale niczego nie narzucajmy. Uczmy się też od nich, bo i oni mają nam wiele do zaoferowania.
Życzę sobie i Wam tego, abyśmy umieli tak postępować. Ja ciągle się tego uczę, tak jak ciągle wytyczam swoją niepowtarzalną harcerską ścieżkę na mojej drodze życia.
Marysia Mikulska