19.01.2002 r.
„Jest sobota za oknem mróz i Warszawa kaszle miarowo…” to taka piosenka, właśnie leci w radio. Tak, tak, faktycznie jest sobota i to właśnie dzisiaj odbyło się pierwsze spotkanie zuchwomanów i zuchmana w sprawie tegorocznej koloni zuchowej.
Zrobiliśmy jedną w ubiegłym roku, więc może i w tym się uda. Może w tym roku nie będzie już takiego problemu z osobami pełnoletnimi, bo Aśka i ja już będziemy po osiemnastkach, ale trzeba jeszcze mieć uprawnienia wychowawcy, a z tym trochę gorzej. Mamy w planach kurs wychowawców kolonijnych, ale trzeba go jeszcze ukończyć, a z tym mogą być problemy. Nie zapeszajmy. A poza tym trochę nam się sypnęła zeszłoroczna komendantka dh. Madzia, bo brzuchata i niedługo rodzi, a z taką dzidzią do Przerwanek to chyba nie pojedzie. Chociaż małe Kaźmierczaki były tylko miesiąc starsze i pojechały i było ich dwóch! No zobaczymy.
Próbowaliśmy sobie wstępnie ustalić konwencję kolonii. W zeszłym roku był kosmos i całkiem nieźle nam to wyszło. W tym roku oczywiście pierwszym pomysłem była zabawa w … nie nie Pokemony tylko w Harrego Pottera, ale stwierdziliśmy, że może nam się nie udać mecz „quiditha” (?) (chociaż na latającego zucha mam już koncepcję: lina, uprząż, drzewo…), więc zaczęliśmy kombinować dalej. W propozycjach pojawiła się „Egipcjanka”, słowianie i kilka innych mniej porywających. Trochę zmartwił nas Siarek, bo powiedziął, że skoro w tamtym roku w Przerwankach było słońce, to jak to zwykle bywa, w tym będzie lało! Ale na to też znaleźliśmy odpowiedź. Zawsze można powiedzieć, że w Egipcie jest teraz pora deszczowa i na taką właśnie trafiliśmy. Ha, ha, ha… Tylko, żeby zuchy uwierzyły. Chociaż im można wcisnąć wszystko, no prawie wszystko. Ciekawe, na jakiej konwencji w końcu stanie…
21.01.2002 r.
Moje życzenie, co do spokojnych dziewczynek się spełniło. Chłopców jest pięciu i są tak spokojni i bezproblemowi keine Probleme! Dzieci na razie nie jest dużo, ale bawią się doskonale. Nareszcie innych interesuje to, co do nich mówię! SUKCES!!!!!!!!!!!!!!!!
25/26.01.2002 r.
NAZ, NAZ i po NAZ-ie. Było zupełnie inaczej niż w zeszłym roku. Wtedy prawie wszystko zrobiła Żaba, a tym razem cała organizacja wylądowała w moich rękach. Na początku trochę się bałam, ale jak zaczęłam pisać plan to stwierdziłam, że nie jest to takie trudne. Oczywiście nie wystrzegłam się błędów i w trakcie całej akcji plan pracy troszkę się zmienił. Problem polegał na niedostosowaniu niektórych zajęć do możliwości Świetlicy i co ważniejsze do samych dzieciaków. Ale nie mogę powiedzieć, że się nie udało-wręcz przeciwnie moim zdaniem wypadło całkiem dobrze. Dzieciaki bawiły się świetnie i z nadzieją pytały czy przyjdziemy w poniedziałek i były smutne jak słyszały „niestety nie”. Ale może zobaczymy się za rok…
Miła to robota, ale dobrze, że NAZ jest tylko raz w roku, bo to bardzo męczące zajęcie. Codziennie wracałam do domu po pięciu godzinach tam spędzonych i zasypiałam na siedząco. Potem budziłam się i nieprzytomna musiałam przygotować kolejny dzień zajęć. Nie jestem pewna, czy jest to, co Tygrysy lubią najbardziej! Jednym słowem miło było, ale dobrze, że się skończyło.
8.02.2002 r.
No tak! Jak to zawsze z feriami bywa szybko się kończą (za szybko!!!!!!!!). Tak też było i w tym przypadku, a co się z tym wiąże trzeba znowu iść do szkoły i co NAJPRZYJEMNIEJSZE na zbiórkę!!!! Musze powiedzieć, że czwartkowa zbiórka była i to chyba jej najlepsza charakterystyka. Było stosunkowo mało dzieci-6, ale -jak się dowiedziałam niektóre są u babci na pączkach, inne są chore i tak dalej. Niemniej jednak zbiórka może nie była szczytem atrakcyjności, ale chyba się podobała, bo dzieciaki mogły się trochę pobabrać w kleju i odbyć wycieczkę do łazienki (co u mnie w gromadzie stanowi niemałą atrakcję)! w następnym tygodniu muszę się trochę zmobilizować i przygotować coś, żebyśmy wszyscy-łącznie ze mną nie usnęli. Wierzcie mi nie ma nic bardziej nudnego od prowadzenia nudnej zbiórki. Ale może uda się coś wyskrobać-obaczymy za tydzień. Na razie!
Karolina Śluzek
P.S.
Niestety Ania znowu nie mogła przybyć na zbiórkę… Najgorsze jest to, że nie wiem, w jakim stopniu jej kolejne tłumaczenia są zgodne z prawdą, a jej przeprosiny szczere. Nie lubię „pracować” z kimś, kto robi ze mnie balona. Jak na razie to nie wiem, co mam z nią zrobić. Sądzę jednak, że „nasza współpraca” nie potrwa długo. Albo wóz, albo przewóz!