„Wyjdź w świat, zobacz, pomyśl – pomóż, czyli działaj!”
Droga braci harcerska!!!
Oto nasza dewiza, nasze hasło przewodnie przyświecające nam wędrownikom, znaczy się najlepszym, w niepogodę, w deszcz i w słońce, w zimę i w lato i jeszcze gdzieś tam kiedyś.
I jesteśmy z niego dumni i nie oddamy nawet zuchom za ich znaczki.
Skąd taki lokalny patriotyzm i przywiązanie do jednego wersu tekstu? O tym należałoby mówić długo, i artykuł pokrótce przerodziłby się w gawędę, gawęda w legendę, a legenda w kolejne tomy Władcy Pierścieni. Jak było na początku? Źródła wędrownictwa są dwa. Pierwsze umiejscowienie ma w historii Polski i historii skautingu polskiego. W okresie międzywojennym zrodziła się idea wyodrębnienia grupy harcerzy ciut starszych niż inni i określono ich mianem wędrowników. Z czasem wartości i charakter działalności się zdewaluowały, by po wojnie przestać istnieć. Obecnie, od paru lat istnieją ludzie (i chwała im za to), którzy szkolą kadry, nauczają pracy, wskazują szlaki i pokazują jak powinno wyglądać wędrowniczenie sobie. A pokazują na przykładzie Władcy Pierścieni, parafrazy wszystkich wartości wędrowniczych. Najpierw była „Szara Drużyna”, później „Rozbrykany Kucyk”, a co będzie w przyszłości, zależy tylko od nas.
Warsztaty „Pod Rozbrykanym Kucykiem” odbyły się w dniach 4-6 czerwca 2004 w ośrodku wychowawczym „Jędruś” w Michalinie. Opisując co tam było, a czego nie było, a było bardzo dużo i jeszcze mniej nie było i było więcej niż by nie było, można by nazbierać materiału na jeszcze jednego Hobbita. Zacznę od początku, powoli, bez pośpiechu.
Piątek wieczór. Pierwsze zajęcia były typowo integracyjne. Każdy musiał do „zaczarowanego worka Izy” wrzucić jakąś charakterystyczną rzecz, którą zawsze nosi przy sobie. Majtki z góry odpadały. Większość to były jakieś wisiorki, pierścionki i ozdóbki siłą ściągane z ciała, ale znalazły się też: plaster (mój), przepocona sznurówka czy sznurek (nie wiem kogo ale się domyślam), a nawet fragment kierunkowskazu autobusu rasy SCANIA (wiem czyj). Następnie trochę sobie popląsaliśmi, a w okolicach godziny późnej rozpoczęły się zajęcia z symboliki wędrowniczej i fantastyczny, dopracowany w najmniejszych szczegółach, zapierający dech w piersiach rozmachem i przesłaniem kominek, którego ozdobą była moja osoba (skromność to pierwsza i największa z wielu moich zalet). Drama, pantomima, lub coś bardzo podobnego, w naszym wykonaniu utrzymane było w duchu tolkienowskim i przedstawiało symboliczne stworzenie wędrownika z sandałów, kwiatów, ziemi i jabłka. I przyszedł Michał upaćkany czarną farbą i udawał Melkora i go pokonałem. Nie ma to jak prawdziwy wędrownik, ho ho.
Sobota rano, dzień drugi, data gwiezdna 05.06.3004. Zajęcia z pracy w grupach. Przy pomocy dwóch kamer (jedna moja) i aparatu fotograficznego mieliśmy za zadanie nakręcić dwa filmy i zrobić pokaz slajdów przedstawiające to w jaki sposób zorganizujemy obóz/biwak, jak znajdziemy sponsora i jaka dokumentacja jest nam potrzebna. Potem Lidka opowiadała nam o metodyce pracy, instrumentach wychowawczych i takie tam różne. Głównie dotyczyło to konstytucji, stopni harcerskich i wędrowniczych tego… „czym są znaki służb?”. Patrycja chyba już wie. Ja też.
Wieczorem nadszedł dzień sądu. Każdy z nas musiał przeprowadzić rozmowę z przebywającą na warsztatach kadrą wędrowniczą: Lidia, Michał i Jurek vel. fotograf. Było mokro, wietrznie, zimno, było strasznie i podchwytliwie. Jednym słowem, w sam raz dla nas. Pytania schematyczne i tendencyjne, atmosfera nastrajająca pozytywnie, jednym słowem luz…
W nocy każdy z uczestników, którzy chcieli otrzymać naramiennik wędrowniczy musiał odnowić swoje przyrzeczenie harcerskie i dostawał naramiennik. Świta już dzień, ptaki śpiewają, a ty stoisz w kręgu ognia i czujesz ulgę, radość i powołanie. Że to nie jest ostatni etap, że będą kolejne stopnie i że będzie jeszcze lepiej.
Dzień trzeci, niedziela, data gwiezdna 06.06.3004. Magda G. (dzienx za sponsora) poprowadziła wykłady o tym, jaki wybrać obóz do konkretnej grupy wiekowej uczestników, jakie zebrać dokumenty i jakie potrzebujemy uprawnienia, by np., wyjść do lasu lub poprowadzić grupę szarych wędrowców z Shire do Mordoru (tutaj jedynym uprawnieniem byłyby certyfikaty wydawane przez niejakiego Lutka Spod Góry. Ale ja tam nie wiem gdzie go znaleźć.).
No i koniec, i sprzątanie, i pożegnalny krąg, i iskierka, i do domu, wędrownicy, na piechotę!!!
Artykuł dzisiejszy jest sponsorowany przez cyferkę trzy i wszystkie kolory wędrowniczej watry.
Lutek Spod Góry
- Come back Ryszarda
- „To czyńcie na moją pamiątkę”