Sobota 8.11.2003. 8:00 rano. Budzik dzwoni bezlitośnie. Kto przy zdrowych zmysłach wstaje dobrowolnie o takiej porze w sobotę…?
Zwlekam się z łóżka, podchodzę do okna i odsłaniam żaluzje.
Tępym wzrokiem patrzę na świat za szybą… O nie mgła… Kiepsko to widzę, trzeba sprawdzić temperaturę. Człapie do kuchni włączam wodę na herbatę, rzut oka na termometr 3’C chłodno… Poranna toaleta . Kurcze czy warto??? Wracam do kuchni, robię herbatę. Kolejne spojrzenie na termometr 3,2 'C nie jest tragicznie, rośnie.
8:15 pierwszy telefon (to Adaś)
„Ty jak jest, w sumie trochę zimno nie??” Oczywiście jedziemy nie ma nie, jest już 3,4 'C i rośnie”OK Będę u ciebie za pół godziny”. Jem śniadanie
8:30 Telefon znów dzwoni (tym razem Tomek) „Nic się nie zmieniło?”No nie w końcu jesteśmy twardzi nie (krótka rozmowa, będzie u mnie niedługo)
8:45. Dzwonek do drzwi. Jest Adam. Szybka kawa i czas się przygotować. Wbijamy się w ciepłe kalesonki, skórzane spodnie , góra typowo na cebulkę (najważniejsze ubrać się ciepło i nieprzewiewnie). Gotowe .
Poruszamy się troszkę jak „miśki po siłowni” Tomek też już przyjecha.ł. Wystawiam sprzęt 😉 Stara MZ TS 150 ojca. Kilka komentarzy na temat stylistyki starszych motocykli.
Gdzie jest Bogdan?? Dzwonie po niego. ZASPAŁ!
9:00 szybka decyzja jedziemy po niego, zaoszczędzimy na czasie. Oho Mama Bogdana chyba jest zadowolona że wyciągamy jej syna w taką pogodę. Przyjacielsko grozi nam palcem i puka się w czoło (Luuubi nas 😉
9:15 Szybka kontrola sprzętu i w drogę. W sumie nie jest tak źle, do prędkości 70 zimno nie jest prawie odczuwalne. Jedziemy dwoma motocyklami Tomek na swojej XT 600 może jechać dużo szybciej ale dopasowuje tępo do nas. Trzeba jeszcze nakarmić rumaka i sprawdzić podkowy. Zjeżdżamy na stacje benzynową. Tankujemy, dopompować powietrza i w dalszą drogę
Na Czersk
Droga jest prawie pusta, jedzie my spokojnie jednym tempem. Oho Dziadek na komarku (też dwa koła) zgodnie z tradycją plecak (Adam mój pasażer) pozdrawia podnosząc rękę. Wyskakujemy na obwodnicę. Tu można przyspieszyć, szeroko i pusto. Prędkość około 80-90. Wyprzedziliśmy „Malucha” z czterema radosnymi panami upakowanymi w środku jak konserwy. Adaś krzyczy z radochy „Pierwszy zaliczony”. Dojeżdżamy do ronda . Lewo Mińsk Mazowiecki, prawo Góra kalwaria (Tędy). Hmmm… zamszowe rękawice to nie był dobry pomysł wiatr je przewiewa ciekawe ile wytrzymam. Adamowi wieje trochę po nogach. Przejeżdżamy przez Wisłę (tu zawsze jest chłodniej i bardziej dmucha). Rondo w Górze Kalwarii – Lewo Warka prawo Warszawa.. Panowie NA Warkę! Jeszcze chwila i na miejscu. Jest! Drogowskaz na Czersk.
9:45.Dojechaliśmy. Nie czuje palców lewej ręki ale humor dopisuje. Wszyscy mamy czerwone nosy i uszy. Panowie mam kawę, po łyku i na zamek. Pani nie bardzo chce się zgodzić żebyśmy postawili motocykle za kasą, cóż stawiamy przed. 4 studenckie proszę. Wchodzimy.
Zwiedziliśmy południową basztę, było przy tym trochę śmiechu i trochę drżących łydek. Tomek podobnie jak i ja ma lęk wysokości (weszliśmy obydwaj). Później baszta “bramna”. Na arsenał nie wchodziliśmy “nie dostępny dla zwiedzających”.
Około 11:00 zjedliśmy drugie śniadanie popijane kawką z termosu. Czas do domu. Droga powrotna przebiegała pomyślnie i bez żadnych zbędnych przygód (pomijamy to że temperatura spadła do 2’C).
Generalnie sezon motocyklowy 2003 nasza czwórka uważa za zamknięty. Jutro Tomek jedzie do Broku na ogólnopolskie zamknięcie sezonu i “pogoń za lisem”.
W skład ekipy jadącej do Czerska wchodzili:
kierowcy : Tomek i ja Perkun
plecaki: Bogdan i Adam