Do XI Finału już coraz mniej czasu. Zostało już tylko 8 dni na dokończenie przygotowań i dopracowanie wszystkich szczegółów. W związku z tym wybraliśmy się w sobotę do Fundacji WOŚP, aby opieczętować i zalaminować pierwszą turę identyfikatorów. My – czyli Jurek, Jasiek, Agnieszka i ja – Ania „Kózka” udaliśmy się tam już z samego rana, przez co, z tego co wiem, żadne z nas nie zdążyło zjeść nawet śniadania…
Dotarliśmy do celu przed 10. Na szczęście nie powtórzyła się sytuacja sprzed tygodnia i Fundacja była pełna zabieganych ludzi w WOŚP-owych koszulkach. Zostaliśmy pokierowani do piwnicy, gdzie urzędowali „krasnale” zajmujący się identyfikatorami. Pokazali oni nam co mamy z nimi zrobić, tzn. rozerwać, nakleić hologramek, podstemplować, wsadzić w folię i zalaminować. Było to trochę czasochłonne, ale na szczęście mieliśmy ze sobą tylko 109 ankiet.
Nie tylko w piwnicach, ale i w całej Fundacji panowała świetna atmosfera. Wszyscy gdzieś biegali, szukali się nawzajem, przynosili całe pudła z serduszkami, koszulkami, potykali się o nie, nie mogli znaleźć jakiś papierów, przyjmowali paczki i kolejnych ludzi ze sztabów, przepychali się o miejsca przy stołach (tylko dwóch) i usiłowali przekrzyczeć muzykę lecącą z radia.
Było naprawdę super, wesoło i kolorowo!
Już chcieliśmy wychodzić, po skończeniu półtoragodzinnej zabawy z identyfikatorami, gdy wszedł jakiś pan. Powiedział, że jest ze sztabu w Bydgoszczy i ma do zrobienia 1800 identyfikatorów!!! Dokładnie tyle: 1800! Zrobiło nam się szkoda pana, który prawdopodobnie nie wyszedłby stamtąd do samego Finału, i stwierdziliśmy, że mu pomożemy. Przyklejaliśmy (ja i Jasiek), stemplowaliśmy (pan), wkładaliśmy w folię (Agnieszka, Jasiek i ja), lamiowaliśmy (Jurek, Agnieszka i ja) i znowu przyklejaliśmy, stemplowaliśmy. I tak przez 3 godziny.
Pod koniec doszliśmy już to takiej wprawy i tak nas to wciągnęło, że trudno było się oderwać, nawet na zjedzenie ciastek!
Około 14.00 wreszcie uporaliśmy się z tym wielgachnym pudłem identyfikatorów i opuściliśmy Fundację przy towarzyszącym nam zdziwieniu „krasnali”, że tak szybko nam poszło, podziękowaniach oraz śmiechach i krzykach: „Gdzie są te rolki z hologramami? I kto je znowu gdzieś wsadził?”.
Udało nam się nawet natknąć na Jurka Owsiaka, a raczej on się natknął na nas biegając z góry i na dół po schodach. Swoją drogą, świetne mają w Fundacji rozmieszczenie pokoi i funkcji – piętrami. W piwnicy siedzą „Krasnale”, na parterze – „Krasnale” trochę ważniejsze, wyżej Zarząd Fundacji, więc Jasiek wydedukował, że Jurek Owsiak to chyba przesiaduje na strychu.
I tak właśnie niezwykle pracowicie spędziliśmy urocze 6 godzin jednej styczniowej soboty… A to była dopiero pierwsza tura naszych identyfikatorów…
Ania „Kózka”