Z Michałem Łabudzkim, drużynowym Drużyny Reprezentacyjnej Hufca ZHP Otwock rozmawia Perkun.
Jak i kiedy trafiłeś do harcerstwa?
Pamiętam bardzo mroźną zimę w 1987 roku. Było tak zimno, że podstawówka, do której wówczas chodziłem (otwocka „dwunastka”) została zamknięta. Jednak harcerzy trudno zniechęcić i zbiórka mojej drużyny – 48 DH, miała odbyć się w szkolnej harcówce. I tej zbiórki ja i kilka innych osób nie zapomnimy. Bo odbyło się wtedy Przyrzeczenie. W zwykłej sali, przy ognikach z tzw. suchego spirytusu, niedaleko ciepłego kaloryfera, na podłodze z PCV… Ale było to duże przeżycie. Z osób, które były tam obecne, dziś w naszym hufcu spotkać możecie Agatę Łukaszewicz, Tomka Kuczyńskiego, Arka Królaka, Michała Męczkowskiego. Ale harcerstwo zaczęło się kilka miesięcy wcześniej – zaczęło się zupełnym zauroczeniem w drużynowej – Agnieszce Rek – ale to zupełnie inna historia…
Twój największy harcerski sukces?
Nie przepadam za słowem „sukces”, choć to bardzo modne obecnie sformułowanie. Sukcesy kojarzą mi się z krótkotrwałymi fajerwerkami, a dla mnie cenne jest to, co buduje się z czasem, co przychodzi trudno i mozolnie. I co nie zawsze ma wystrzałowy finał. I stąd najbardziej cieszą mnie Wasze roześmiane twarze w hufcu, nasze ubłocone buty na „Palmirach” albo zapach dymu z ogniska w Przerwankach. Sukcesem jest to, że wielu z nas ma w życiu busolę, na której podziałce jest miejsce na 10 Harcerskich Praw.
Co zawdzięczasz harcerstwu?
Harcerstwu zawdzięczam: Iśkę, Ankę, Tomka, Jurka, Pawła, Dorotę, Magdę, Agnieszkę, Jaśka, Dominikę, Adama, Rafała, Zbyszka, Martę, Arka, Michała, Jarka, Ulę, Łukasza, Kaśkę, Roberta, Marka, Monikę, Agatę, Baśkę, Piotrka, Mateusza i wielu innych…. Ogromną część mojego życia.
Czym zajmujesz się w życiu pozaharcerskim?
Sprzedaję hot-dogi na Stadionie X-lecia. (Zastanawiam się, czy odpowiedzi na poprzednie pytania nie były zbyt poważne?)
Mało kto o Tobie wie, że…
Zbierałem kiedyś etykiety od serów topionych. Mam ich do tej pory kilkaset sztuk. A w albumie numizmatycznym z różnym skutkiem kolekcjonuję stare i zagraniczne monety i banknoty. I chyba też niewielu wie, że skradziono mi już trzy rowery. Do tego, który mam obecnie nawet nie kupowałem zapięcia, żeby nie korciło mnie gdziekolwiek go zostawić.
Jak to jest być „świeżo upieczonym” tatą?
Ciężko to sformułować. Kiedy rodził się nasz synek odebrało mi mowę i ciekły mi łzy. Chociaż tak naprawdę, to tatą czułem się już od pierwszych tygodni ciąży mojej żony – i nie mieści mi się w głowie, że niektórzy twierdzą iż maleńki, trzymiesięczny dzidziuś jest tylko płodem, którego jak nie chce się rodzić, to można go usunąć. Strzeżcie się ludzi, którzy tak myślą – niestety sporo jest takich osób w naszym rządzie.
Z Izą (małżonką) poznaliście się w harcerstwie? Jak to było?
Moja żona była wtedy w piątej klasie (podstawówki) i poznaliśmy się nie w harcerstwie, ale na podwórku, na karuzeli. Ale choć później w różnych drużynach (Isia – 63 DH, ja – 48 DH), to jakoś tak się ułożyło…
Za młodu „łaziłeś po drzewach”, czy grzecznie „chodziłeś po chodnikach”?
To „za młodu” to bardzo ciekawy czas w moim życiu. Nie udało mi się bywać na dyskotekach i siedzieć na prywatkach. W soboty i niedziele i większość dni w tygodniu po szkole siedzieliśmy w kilku w lesie. Nie za bardzo chciało mi się uczyć – lepsze były łuki, miecze, kusze, ogniska, straszenie ludzi…
Najlepszą tego ilustracją jest…
Kiedyś, o świcie postanowiłem wyruszyć na „Torfy”. I żeby nie budzić rodziców, (którzy mogliby oponować) przywiązałem linę do kaloryfera i siuuu, zjechałem z 1-go piętra na ziemię (z trudem udało mi się nie zbić szyby sąsiadom z parteru – działałem bez uprzęży). Jak wieczorem wróciłem to znalazłem linę pociętą przez mojego tatę na małe, kilkucentymetrowe kawałki.
Swego czasu, kiedy strumyk w otwockim lesie wezbrał na ponad metr głębokości, to razem z Mateuszem Kudlickim szybko do niego wskoczyliśmy i po odpowiednim zamaskowaniu się przemierzaliśmy go wzdłuż i wszerz.
Na koniec wspomnę, że podczas leśnych prób naśladowania Zorro, gdzie zamiast rumaka służył mi rower, zafundowałem sobie wstrząśnienie mózgu i krótką wizytę w szpitalu. Działo się, działo…
Twoje życzenie do komendanta Hufca.
Do Komendanta chciałem powiedzieć, co następuje: podziwiam i cenię Twoją decyzję podjęcia się trudów bycia komendantem hufca. I nie znam lepszej kandydatury (powinienem dodać – dzień bez wazeliny jest dniem straconym), ale ja naprawdę tak uważam. A sobie, innym a szczególnie tym, którzy się w tej rubryce wypowiadali ostatnio chciałem przypomnieć o siódmym punkcie prawa – harcerz jest karny i posłuszny rodzicom i wszystkim swoim przełożonym.
P.S. Korzystając z okazji chciałem pozdrowić Iśkę i Antka
Dziękuję za rozmowę