A ja mam już dość….
Jestem zmęczona i nie mam siły na nic kompletnie. Siedzę przed komputerem przez cały czas tworząc materiał programowy o Betlejemskim Światełku Pokoju.
Gdy już jestem prawie bliska omdlenia Mirek – Grodzkim zwany – zaproponował mi, bym napisała do Przecieku o tym, jak powstawał mój materiał o Światełku. Bla, bla, bla. Szczerze mówiąc pomyślałam, że to żart (bo jak wszyscy wiecie Mirka trzymają się często żarty).
Jednak tym razem mówił (o dziwo) poważnie. Wolałabym jednak, żeby to był żart – przynajmniej dzisiaj. Niestety. Któż z Was, moi drodzy oparłby się wrodzonemu urokowi MG? No właśnie… Tak też było ze mną, więc piszę tę „preambułę” do materiału dydaktycznego – żartuję, taką małą kronikę .
Mam nadzieję, że to co napiszę nie zniechęci Was do tworzenia takich prac „popularno – naukowych”. Ja byłam bliska napicia się soku z cebuli, żeby skończyć te męki, więc jeżeli macie słabe serca nie czytajcie już dalej. Proponuję zająć się kolejnym artykułem w „Przecieku”. Zaczynam. Na początku mój komputer się popsuł, więc siedziałam u swojego brata 2 klatki dalej i zaczynałam pisać, pełna zapału i chęci. Po 7 stronie, włączyłam coś – niechcący oczywiście – i wersy na moich kartkach zaczęły się przesuwać, zmieniać położenie i mieszać. Postanowiłam więc używając funkcji „wytnij/wklej” i poukładać tekst jak puzzle na swoje miejsca. Ale gdy tylko jeden fragment znalazł się na miejscu, parę innych znowu zmieniało położenie. Raz nawet udało mi się skasować cały akapit.
Byłam zła, wściekła wręcz. Już miało być blisko końca, a tu takie dżołki. Nie, tak to nie mogło być. Zaczęłam wciskać wszystkie klawisze po kolei i jakoś (nie pytajcie jak) udało mi się wszystko pokładać. Oprócz tego wykasowanego akapitu – to musiałam odtworzyć z pamięci. Czas leciał, a ja musiałam pracę oddać Magdzie Grodzkiej, która jest dobrym duchem tego arcydzieła, pomaga mi, robi drobne, kosmetyczne poprawki, zwane korektami, a potem Tomasz G. zajmie się składem. Jestem pewna, że jeżeli miałabym zająć się tym wszystkim sama -wszystko wylądowałoby w niszczarce.
Od tamtej pory na sam dźwięk słów „Betlejemskie Światło Pokoju”, mam dziwny skurcz w brzuchu i jakiś taki odruch kierujący mnie… mniejsza zresztą gdzie.
Muszę jednak przyznać, że jak skończyłam i usłyszałam od Magdy, że materiał jest całkiem ok. zrobiło mi się lekko i miło – oczywiście tekst potrzebował kilku poprawek, ale to już kosmetyka.
Na koniec pozostaje mi tylko życzyć Wam więcej szczęścia (niż mi było dane go zaznać) w pracy ze złośliwymi komputerami. I mimo wszystko zachęcam do dzielenia się wiedzą z innymi.
Aneczka P.