Można powiedzieć, że „na arenie hufcowej” zaistniałeś dość dawno. Jak to się stało, że wskoczyłeś w harcerskie bojówki i beret ?
Harcerskie początki wyssałem z „mlekiem matki” – oboje rodzice byli przez wiele lat czynnymi instruktorami – nawet poznali się w harcerstwie. Moją pierwszą jednostką była gromada zuchowa „Rozśpiewane Krasnale”, prowadzona przez dh. Ewę Wawrzynowską w Szkole Podstawowej nr 2.
Zostało Ci coś z tego „rozśpiewania”? Albo z krasnala?
Raczej nie… Gromada po kilku latach przestała działać a ja straciłem kontakt z harcerstwem. A śpiewać jak nie potrafiłem tak i nadal nie potrafię .Powróciłem po latach, już jako pełnoletnia osoba. Było to w 1997 roku, gdy wziąłem udział w kursie łączności na SAS-ie w Perkozie. Na ten wyjazd namówił mnie dh Bogdan Kusina.
Czy patrząc z perspektywy czasu uważasz ten moment za przełomowy?
Na pewno tak. Po powrocie z obozu uczestniczyłem w zbiórkach 126 DHS, prowadzonej wtedy jeszcze przez Maćka Wojtasiewicza. Od razu czułem w tym podstęp bo już w październiku zostałem wybrany na Szefa Harcerskiego Klubu Łączności „Pająk”, którym jestem do chwili obecnej. Cały scenariusz mojej „kariery” został przez dh Bogdana bardzo szczegółowo zaplanowany. Sytuację to można uznać za wręcz podręcznikowy schemat zdobycia, przeszkolenia i wykreowania swojego następcy. Cały czas mogłem z jego strony liczyć na ogromne wsparcie – jest przecież Instruktorem z ogromnym doświadczeniem – od nikogo wcześniej ani później nie dowiedziałem się tyle o łączności, harcerstwie i życiu. Nadal często mam przyjemność się z Nim spotykać i za każdym razem dowiaduję się czegoś nowego.
Można powiedzieć – błyskawiczna kariera. Jak wspominasz swoje przyrzeczenie?
Chyba – niestety – błyskawiczna. Zostałem od razu rzucony na głęboką wodę, nie mając praktycznie żadnego zaplecza od strony harcerskiej. O ile z łącznością jakoś sobie radziłem to od strony obrzędowej i organizatorskiej miałem wiele do nadrobienia. Oczywiście cały czas miałem i mam do pomocy wspaniałych współpracowników – Kasię i Anię Czerniak, Maćka Michalczyka, Maćka Wojtasiewicza i oczywiście Tomka Lubasa, bez którego na pewno bym sobie nie poradził.
Moje przyrzeczenie było jedynym w swoim rodzaju. Odbyło się na zamku w Czersku, w całkowitym zaskoczeniu i konspiracji przede mną. Ja sam byłem zaangażowany w przygotowanie przyrzeczenia dla Maćka Michalczyka i nie miałem żadnego pojęcia że wezmę w nim udział po drugiej stronie. Całością dowodził Maciej Wojtasiewicz. Wszystko zaczęło się od „zniknięcia” jednej z harcerek – to nie była Twoja siostra ?
Ile razy mam powtarzać, że Marysia Mikulska nie była, nie, jest i chyba nie będzie moją siostrą?!
Na poszukiwania wyruszyli wszyscy zgromadzeni podzieleni na kilka zespołów. Jednym zespołem dowodził Maciek Michalczyk. Tuż za murami został przez nas złapany, związany i sturlany z nasypu. I tu się zaczęło – w samochodzie zaczął wyć alarm, ktoś krzyknął „złodzieje” wszyscy się rozbiegli, ja miałem poczekać przy wyjącym aucie na kluczyki i pilota do alarmu. Z kluczykami wrócił Maciek W., blady i przerażony – stwierdził, że drugi Maciej spadając wpadł na drzewo i nie oddycha. Przestało być wesoło – wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do najbliższej stacji zadzwonić – wtedy jeszcze nikt nie miał telefonu komórkowego. Tam jednak telefonu nie znaleźliśmy, Maciej zadecydował, że wracamy i sami zawiedziemy rannego do szpitala. Kiedy wjechaliśmy na teren Zamku wszystko było już przygotowane – wszyscy stali w kręgu z zapalonymi świecami, Maciek już czekał, ja miałem się szybko przebrać w mundur .
Nie wiem czy ktoś inny miał takie przeżycia w czasie przyrzeczenia – dla mnie było to niezapomniane wrażenie. Dziękuję też Asi Kuczyńskiej, która w odpowiednim momencie położyła mi rękę na ramieniu!
Przejdźmy teraz do bardziej prozaicznego tematu – nauki. Czym zajmujesz się jako student?
Studiuję na Wydziale Elektroniki i Technik Informacyjnych Politechniki Warszawskiej. Właśnie zaczynam 8 semestr nauki. Moja specjalizacja to „Systemy i Sieci Telekomunikacyjne”. Wydział wybrałem jeszcze przed wyjazdem na obóz do Perkoza, ale specjalizację dużo później. Początki nauki były bardzo trudne – dużo matematyki i elektroniki, ale jak już się przez to przeszło to dalej było naprawdę przyjemnie. Wszyscy jednak narzekamy tam na permanentny brak kobiet – na moim semestrze jest … jedna.
Czy wybór kierunku studiów miał związek z twoją łącznościową pasją?
Można tak powiedzieć. Od dawna interesuję się krótkofalarstwem. Chociaż wiedza akademicka ma się nijak do łącznościowej praktyki, ale przynajmniej studiuję to, co lubię i to, co sprawia mi przyjemność. Na uczelni poznałem teorię pola elektromagnetycznego, budowę typowego wzmacniacza i anteny, nie mówiono jednak jak sprawnie rozstawić maszt i jakie miejsce wybrać aby uzyskać najlepsze wyniki radiowe.
Co uważasz za swoje największe osiągnięcie?
Chyba znalezienie sposobu na połączenie zainteresowań, hobby, nauki i pracy – przecież wszystko obraca się wokół szeroko pojętego radia. Jestem krótkofalowcem, szefuję Klubowi Łączności, studiuję telekomunikację i pracuję jako… informatyk. Powodem do dumy są chyba też uprawnienia, które zdobyłem – mam Świadectwo Uzdolnienia Radiooperatora w Służbie Amatorskiej klasy A – tzn. musiałem wykazać się biegłością nadawania i odbioru telegrafii.
Klub łącznościowy organizuje kurs łączności. Opowiedz o tym szerzej.
W najbliższym tygodniu rozpoczyna się kurs nauki telegrafii (alfabetu Morse’a). Umiejętność ta niezbędna jest do zdobycia Licencji Radioamatorskiej I klasy. O ile zdobycie wiedzy teoretycznej potrzebnej do zdania egzaminu nie sprawia ogromnych problemów, to nauka „titania” jest długą, trudną i żmudną pracą. Należy poznać brzmienie liter, cyfr i znaków specjalnych. Kursant musi umieć odebrać nadawany tekst na słuch i zdążyć go zapisać, musi też umieć podobny tekst nadać.
Równolegle z nauką telegrafii powtarzany będzie materiał teoretyczny.
Bez względu na to czy aktualnie kurs trwa czy nie serdecznie zapraszamy na zajęcia Klubu Łączności – na rozpoczęcie przygody z łącznością zawsze jest dobry dzień. Zajęcia odbywają się dwa razy w tygodniu – we wtorek i czwartek w godz. 18 – 20. Instruktorem prowadzącym jest dh Tomek Lubas, kurs telegrafii poprwadzi dh Krzysiek Krzeszewski.
Prowadzisz dość intensywne życie. Znajdujesz w nim czas na bezpośrednie kontakty z ludźmi, np. kobietami ?
Znajduję czas na spotkania i z ludźmi i z kobietami J . Uprzedzając kolejne pytanie – nie mam żadnej specjalnej kobiety na oku. Cały czas jestem otwarty na wszelkie propozycje. Ważne jest tu słowo „bezpośrednie”. O ile kontakt „wirtualny” może być początkiem ciekawej znajomości, to różnego rodzaju „chat’y” w żaden sposób nie mogą i nie powinny zastępować bezpośredniego kontaktu. Nie ukrywam, że sam jestem użytkownikiem Gadu-Gadu i codziennie z jego pomocą kontaktuję się z przyjeciołmi – to jednak zawsze mamy możliwość spotkania się w rzeczywistości!
O ile w ciągu tygodnie nie mam ani czasu ani siły na wychodzenie z domu, o tyle w weekend staram się zawsze zrobić coś ciekawego. Kilka tygodni temu zostałem zarażony grą w kręgle – świetna zabawa niestety bardzo kosztowana. Dopóki pozwalała na to pogoda starałem się codziennie przejechać kilkanaście kilometrów na rowerze. Teraz ze względu na porę roku przenoszę się na … basen.
Mojego życia nie nazwał bym intensywnym – raczej monotonnym. Pobudki o tej samej porze, te same twarze w pociągu, długi dzień pracy i powrót do domu. Dla większości starszych osób to nie żadna nowość – ale mnie to nadal bardzo męczy.
Czy masz jakiś ściśle określony ideał kobiety?
Na ten temat można by przeprowadzić osobny wywiad – bo nie da się w jednoznaczny sposób odpowiedzieć na to pytanie. Najłatwiej jest powiedzieć, że kobieta powinna mieć w sobie to „coś” – ale to było by zbyt banalne. Na pewno należy rozdzielić sprawy wyglądu, powierzchowności od tego co kobieta ma w głowie, jak się zachowuje, co myśli itd. O ile to pierwsze zawsze odgrywa decydujące znaczenie w momencie poznania – dopiero później można dowiedzieć się czegoś więcej o jej wnętrzu. Zwracam także bardzo dużą uwagę na grę ciała – może się przeceniam, ale uważam, że jestem w stanie dowiedzieć się bardzo dużo o kobiecie przez pewien czas ją obserwując.
Ale wracając do sedna :
175 cm wzrostu, maksymalnie 25 lat, nie może być anorektycznie chuda, najlepiej aby miała krągłe uda, i długie maksymalnie kręcące się włosy, kolor generalnie bez znaczenie – choć lepiej jak by były jasne, musi studiować i mieć dobrze określony plany na przyszłość. Powinna wiedzieć czego chce w życiu, ale nie powinna za wszelką cenę dążyć do dominacji. Do tej pory jeszcze osobiście takiej bliżej nie poznałem Zna ktoś może taką (mój e-mail: mosuch@elka.pw.edu.pl)
Plany na najbliższą przyszłość?
W lutym mam zamiar bronić swoją pracę inżynierską. To jest na razie mój jedyny realny plan, któremu wszystko jest i będzie podporządkowane. Kiedyś powiedziałem sobie, że skończę te studia choćby nie wiem co. Jeżeli będzie taka konieczność to zrezygnuję także z pracy i zawieszę działalność w Hufcu. Po obronie mam zamiar udać się na zasłużony urlop na narty. Wtedy będę miał chwilę czasu zastanowić się co dalej, w jakiej formie kontynuować studia i pracę . W sumie mamy już październik, więc wcale nie mam aż tak dużo czasu na przygotowania i naukę.
No cóż – życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.
Dzięki, do zobaczenia.
Ola Kasperska