Punktualnie o ósmej rano rozdzwonił się budzik Kaktusińskiej. Chwile potem drugi i trzeci. Jaki był powód takiego alarmu? Bardzo prosty. Otóż nasza bohaterka od jakiegoś czasu planowała ponowny wyjazd zarobkowy do USA i tegoż właśnie pięknego, słonecznego dnia o godzinie 13.00 przypadało jej spotkanie z panem konsulem.
Miał on zadecydować, czy Kaktusińska nie stwarza potencjalnego niebezpieczeństwa dla obronności Ameryki i czy ogólnie można dać jej wizę. Nasza bohaterka wstała tak rano, bo po prostu obawiała się zaspać a ponadto zanim o 12.00 ustawi się w upakarzajacej kolejce na Pięknej, miała się spotkać z reprezentantem biura, które za ciężkie pieniądze miało zorganizować jej wyjazd.
Ryszard, chociaż był szczerze przeciwny kolejnemu wojażowi ukochanej (jednak wyszła na jaw sprawa z przewodnikiem po rezerwacie Indian), uznał, że przecież nie może sprzeciwiać się jej szczęściu i że przez 3 miesiące jakoś bez niej wytrzyma. Zresztą, może urwą się z chłopakami na trochę do Meksyku i tam spotkają z jego miłością… W każdym bądź razie postanowił być uosobieniem wyrozumiałości i zaoferował się, ze podwiezie ukochaną do Warszawy.
Tym razem Kaktusińskiej udało się nie spóźnić ani niczego nie zapomnieć, przynajmniej taką miała nadzieję, nie tylko zresztą ona, bo reprezentant biura, który zdążył już trochę ją poznać, pół nocy nie spał. W końcu to nic dobrego, jak potencjalny uczestnik work&travel zostaje wyprowadzony z konsulatu za zakłócanie porządku itd… co za wstyd dla biura… W każdym bądź razie koszmarne sny reprezentanta miały szansę się nie spełnić bo Kaktusińska zaczęła nad wyraz dobrze.
– Paszport przyniosłaś?
– Tak.
– Zdjęcia?
– Są. Chcesz jedno na pamiątkę?
– Ele… wiesz, dzięki, moja dziewczyna jest bardzo zazdrosna… – usiłował się wykręcić reprezentant.
– Pantoflarz – mruknęła wściekła Kaktusińska.
– Coś mówiłaś?
– Nie, tylko że mam też te dwa papierki których wcześniej zapomniałam wypełnić i przynieść.
– O! Super, w sumie nie ma to aż takiego znaczenia, bo już je za ciebie wypełniliśmy i musisz je tylko podpisać. Ale super, że je przyniosłaś, naprawdę. Czekaj, mam jeszcze tylko takie małe pytanko: dlaczego w twoim paszporcie nie ma żadnej adnotacji, że opuściłaś terytorium USA?
-??? A powinna być? – Kaktusińskiej zrobiło się słabo. Przypomniała sobie okoliczności, w jakich wracała do domu i przyszło jej na myśl, ze to i tak cud, że w ogóle wróciła i że nie błąka się do tej pory po lotnisku…
– Tylko spokojnie… A może miałaś jakiś egzamin i masz wpis w indeksie datowany po powrocie?
– Niee… Ale mam lewe zwolnienie lekarskie! W studenckiej książeczce zdrowia, w domu… – Kaktusińska urwała w połowie. Jeden rzut oka na reprezentanta upewnił ją, że jeszcze chwila a będzie musiał sobie przypomnieć zasady pierwszej pomocy w przypadku palpitacji i to bardzo szybko…
– Czekaj, spokojnie… Dzwonię do biura…
Reprezentant połączył się ze soją bazą, czując mniej więcej jak dowódca inwazji na Irak którego nagle poinformowano, ze atak lotniczy odbędzie się przy pomocy czołgów. Po chwili rozmowy zwrócił się do Kaktusińskiej.
– Przecież Iksiński z biura dzwonił do ciebie i mówił, ze masz wziąć kartę pokładową!!!
– Aaa… Kartę pokładową z lotu powrotnego do Polski? Jasne, że ją mam. – rozpromieniła się Kaktusińska.
– To czemu nic nie mówisz?!!
– Bo nie pytałeś!! – Kaktusińska też zaczynała już być wściekła na tego niekompetentnego człowieka, który przyprawił ja o taki stres. – A tak w ogóle, to gdzie są wszyscy? Tylko ja mam dziś rozmowę z konsulem?
– Nie, ale kazałem ci przyjść godzinę wcześniej na wypadek, jakby przyszło ci do głowy się spóźnić… Chodźmy na jakąś kawę…
Kaktusińska, chociaż z początku wściekła, ze znowu traktują ją jak idiotkę, w skrytości ducha musiała przyznać mu rację. A kawa? Czemu nie, zawsze lubiła kawę… Tylko dlaczego tym razem musiała ja wylać na swoją spódnicę??!!
Ola Kasperska
PS. Relacja z przebiegu rozmowy z konsulem w następnym numerze, jak wyżej podpisana autorka będzie miała z głowy swoją własną.