Odkąd nadeszła zima, Kaktusińska stała się dziwnie aktywna – przynajmniej raz w tygodniu chodziła na basen, siłownię, solarium i raz na jakiś czas na łyżwy. Wszystkich, którzy choć odrobinę znają naszą bohaterkę, z pewnością są niezwykle zdziwieni taką nagłą zmianą jej nastawienia do życia… No cóż, jak widać ludzie się czasem zmieniają i czasem na lepsze.
Tego dnia Kaktusińska nieco wcześniej skończyła zajęcia na siłowni bo miała w planie nadrobić zaległości w dziedzinie nauki języka szwedzkiego, na który zapisała się w tym roku. Ponieważ bardzo dbała o swoją kondycję, postanowiła odbyć uroczy, 5 kilometrowy spacer z siłowni do domu zamiast gnuśnieć w autobusie. Ledwo zdążyła wyruszyć, kiedy nagle minęło ją rozpędzone BMW Ryszarda. „Gdzie ten wariat tak pędzi?” Pomyślała zaintrygowana. Ale natychmiast porzuciła tę myśl – przecież tak bardzo sobie z Rysiem ufali!!! Wzięła kilka głębokich wdechów i natychmiast odzyskała równowagę wewnętrzną.
Ledwo jednak zakończyła wykonywanie zalecanych przez podręcznik „Joga dla początkujących” ćwiczeń, gdy minęło ją Alfa Romeo Przecinaka. Tym też się nie przejęła ale gdy zza rogu ulicy wyskoczyła prowadzona pewną ręką Xsara komendanta hufca… po prostu nie wytrzymała! Nie była to jednak oznaka słabości tylko wybitnych postępów w rozwoju osobowości – przecież należy być ciekawym świata i otwartym na wszelkie nowości. Dlatego, bynajmniej nie z pustej ciekawości, postanowiła dokładnie badać tę sprawę. Ale jak tu gonić samochód, a nawet trzy, na piechotę?! Ale Kaktusińska nie od tego miała głowę, komórkę i przyjaciół, żeby nie mogła dać sobie rady z tak drobnym problemem! Wystarczył jeden telefon i po pięciu minutach siedziała w samochodzie Eweliny. Ponieważ obie dziewczęta były na bieżąco po ponownej analizie wiekopomnego dzieła kinematografii amerykańskiej pt. „Szybcy i wściekli”, pościg za Ryszardem, Przecinakiem i komendantem dostarczył im niespotykanej przyjemności.
Po 15 minutach szaleńczej jazdy ulicami Otwocka i Józefowi, dotarli nad rzekę Świder. Kaktusinska z Eweliną zdecydowały się zaparkować samochód w zakrzaczeniu a resztę misji wywiadowczej odbyć na piechotę. Warto tu dodać, że Ewelina również od jakiegoś czasu oddawała się rozrywkom na basenie, siłowni itd… Jednak nie o zaletach fizycznych obu dziewcząt mamy tu mówić…. Oto na polanie nad rzeką, w świetle księżyca samochodu niewyraźnie rysowały się sylwetki pięciu facetów. Wprawne oko Kaktusińskiej, doświadczonej obserwatorki, bezbłędnie wyłowiło Ryszrda i chyba Przecinaka. Tego drugiego nie była już tka pewna, bo odkąd ostatni raz wypatrywała kogoś z krzaków w środku nocy minęło troche czasu, mniej więcej tyle, ile od momentu, gdy zaczęła jeździć na obozy jako kadra. Przydatność Eweliny w tym momencie była analogiczna.
– Widzisz coś?
– Nie, mam za słabe szkła… Czy tu musi być tak potwornie ciemno? Ugh… Chyba w coś weszłam…
– To tylko błoto, mam nadzieję, bo też w czymś stoję…
– Ćśśśś, bo nas usłyszą…
– No co ty, są zbyt zajęci!
– A tak w zasadzie, to co oni tam robią?
– Nie widzę zbyt dobrze… Tak jakby coś wyjmowali z bagażnika… Czekaj, ten jeden ma chyba łopatę w ręku…
– Gdzie jest komendant? Żebyśmy tylko na niego nie wlazły bo… a w zasadzie nic nam nie zrobi…
Ledwo Kaktusińska wypowiedziała te słowa dał się słyszeć jakiś trzask, łupnięcie o ziemię czegoś ciężkiego, jakby ktoś się przewrócił i kilka słów o których czynne użycie nigdy by nie posądziły komendanta.
– On chyba tez dawno nie stał na warcie ani nie podchodził żadnego obozu…
– Czekaj, co on wyprawia? On ma aparat! Przecież flesz będzie widać! Wiejemy!
[klik, klik, klik] [odgłosy zamieszania]
Kiedy dziewczyny, bynajmniej nie zdyszane, dopadły do samochodu, Ryszard i spółka z piskiem opon wpadli na ulicę.
– Ty, jak myślisz? Dopadli komendanta?
– A skąd ja mam wiedzieć, to twój facet… Wiesz co? Załatwmy to sposobem. J dzwonie do komendant i podpuszczę go, ze chcę mu zapłacić składki więc jeśli nic mu nie jest i aktualnie nie siedzi ani w kufrze samochodu ani w wykopanym przez nich dole, powinien się chętnie ze mną spotka a ty dzwoń to Ryśka i też coś mu ściemnij, np. że możesz wpaść do niego.
– dobra, dzwonimy…
Po chwili:
– I jak?
– Chyba mamy problem. Komendant powiedział, że właśnie jedzie do chorągwi coś załatwić. A co z Ryszardem?
– Powiedział, że jest teraz u Lola.
– To akurat może być prawda…
– Ale Lolo mieszka w Wołominie! Przecież się nie teleportował!
– Trzeba rozpocząć akcję ratunkową.
Ola Kasperska