Biwak we wsi. W dodatku starej

31 stycznia 2004 pod moim domem pojawił się dostawczy Mercedes zorganizowany przez dh Agnieszkę z 69 DW. Wysiedli z niego dh Jasiek i dh Łukasz. Po zapakowaniu moich manatków udaliśmy się pod klub „PROTON”.

Czekał tam na nas dh Tomek Kępka. Załadowaliśmy, co mieliśmy i wyruszyliśmy w stronę Starej Wsi. Ja i dh Jasiek zostaliśmy zamknięci na pace razem z materacami, kocami i plecakami. Było ciemno jak w nocy a nawet gorzej, ale dh Jasio wpadł na pomysł, żebym znalazł swoją latarkę. Zadanie było o tyle łatwe, że miałem ją w kieszeni, radość ze światła nietrwała zbyt długo. Z Egipskich ciemności wyłoniły się pudełka z napisem „UWAGA MATERIAŁY LATWO PALNE”. Po dojechaniu na miejsce powitał nas pan dozorca przekazując nam klucze. No i się dopiero zaczęło…

Byliśmy tam tylko w czwórkę, a pracy było sporo. Przygotowanie sal go spania zajęło nam długo oj długo. Ale kiedy nadszedł koniec zmagań z materacami dotarł dh Makowski z drużyny próbnej. Oczywiście jako komendant biwaku był „zadowolony” z naszych starań.
Koło godziny szesnastej trzydzieści postanowiliśmy w końcu coś zjeść. Kiedy zalewałem swoja upragnioną z głodu zupkę MADE IN CHINA, usłyszałem.
– Krzysiek mam dla ciebie zadanie bojowe. – z uśmiechem oświadczył oboźny Jasio.
Odparłem, że z chęciom pomogę i teraz wiem, że niepotrzebnie. Zostałem oderwany od gorącej, pachnącej zupki z kurczaka ;( i wysłany do Otwocka po drużyną dh Majaka.

Ale dużo by o tym gadać po dwóch godzinach wróciłem i zjadłem zostawioną na kaloryferze zupę.

Wieczorem, kiedy dotarła większa część drużyny zaczęło się biwakowanie. Gwizdek zbiórka, baczność, spocznij, kominek. Po kominku odbył się konkurs śpiewu ekstremalnego „KARAOKE SONG IN STARA WIEŚ”. Rozpoczął dh Majak śpiewając przebój Ich Troje „A wszystko to…” towarzyszył mu również chór męski. Kolejno wystąpił dh Jacek i dh Krzysiek. Potem dh Iwin jako Brytni, Połomski i wokalista zespołu Bajer full. Kolejno dh Palec i wiele innych osób. Wygrali najlepsi. Dzień ten trwał i trwał aż do rana. A to dlatego, że jeden taki, dh którym byłem ja o trzeciej w nocy włączył kompa i wydarł się w mikrofon „zaczynamy karaoke” przybyli najbardziej wytrwali się pojawili. Byli też tacy jak dh Lutek, którzy chcieli spać jak normalni ludzie, co dziwne, bo tam nikt nie był zbyt normalny. Bo kto o trzeciej rano śpiewa???

Gratulacje dla Palca, któremu nic nigdy nie przeszkadzało.
W niedziela mieliśmy zostać zerwani z samego rana i nie doczekaliśmy się. Więc, ja i Jacek zrobiliśmy pobudkę sami puszczając techno ile fabryka dała. I znów jakieś ale i, że jesteśmy wariatyJ Jakby nikt o tym nie wiedział.

Po południu wyszliśmy na boisko. Rozpoczęły się zmagania w wojnę na kulki i w rugby. Jak to bywa był remis. Wieczorne kominek o tematyce praw harcerskich, a po nim podchody. Zadanie – zdobyć nadajnik. Bieganie, rozglądanie się każdy wie jak jest. Odział, w którym byłem ja dotarł na miejsce.
Kiedy podchody uznano z ukończone byłem światkiem przyrzeczenia dh Oli i dh Agnieszki, z 69 DW. Przyrzeczeniu towarzyszyła wizyta dh hm Lackich. Wieczorem, kiedy nikt już nie m miał siły odbyły się śpiewanki, które i tak nie miały najmniejszego sensu do chrapanie przeszkadza!!!! A zwłaszcza te w czasie śpiewanek.
Najlepsza zabawą była mega symulacja z fabułą. Nasi ratownicy medyczni uczyli nas jak ratować ludzi. A my ich słuchaliśmy z przekonaniem, że to dla zabicia czasu. Niektórym do głowy wpadały dziwna pomysły. Mowa tu o mnie (Pocemonie i Jacku K.).

No wiec to się jednak przydało. Zostaliśmy jako ratownicy zesłani na boisko, a szkoła była budynkiem ambasady. Atak terrorystów, trzy huki petardy i poszło. Jak by to było naprawdę to była by to największa katastrofa wywołana nie przez terrorystów, ale przez ratowników.
Czas umilaliśmy sobie grą na gitarze, graniem w piłkę na sali. Dowództwo zorganizowało nawet konkurs na najlepszy kabaret. Kto wygrał nie wiem, ale było śmiesznie.

Hitem śniadaniowym buła jajecznica z dwudziestu jaj, której wykonanie jest udokumentowane dla potomków na filmie.
Dziękuje dh Jurkowi Lisowi i dh Agnieszce Fedorowicz za odowiedzenie nas z wyświetlaczem. Dzięki temu urządzeniu mogliśmy obejrzeć film na dużej płachcie.
Dzięki za MUSZTRĘ Jasiu!!!!!!!!! Było cool J.
Na szczęśćie wróciłem do domu cały.

Pocemon
(dla wtajemniczonych Gibon)
69 DW

Coraz dalej mi do domu…

„CORAZ DALEJ MI DO DOMU, WSZYSTKIE KLUCZE POGUBIONE”

03.02.2004, wtorek, Otwock godz. 19:10
Są już wszyscy. Wsiadamy do pociągu i ruszamy na spotkanie ze wspaniałymi krajobrazami, głębokim śniegiem(1,70m) i siarczystym (jak mi się wtedy wydawało) mrozem. Każdy cieszy się, że jedzie. Podróż takim środkiem transportu jak pociąg nie opływała w luksusy, za to nie narzekaliśmy na nudę. No bo jeśli ma się w przedziale dziewięcioletniego chłopca, opowiadającego o swoich przeżyciach (m.in. jak to zjeżdżał na zjeżdżalni „Hara-kiri”) oraz rozrywkowych członków naszej wspaniałej drużyny to o nudzie nie ma mowy!!! Ale nawet najbardziej wytrwali przegrali ze zmęczeniem i poszli spać. Nasze ciała ułożone były w pozycji embrionu (cokolwiek to oznacza).

04.02.2004, środa, Jelenia Góra ok. godz. 07:48
Drastyczna pobudka po krótkim śnie (jeśli można to tak nazwać), zdrętwiałe kończyny, niesmak w jamie ustnej i radość z kończącej się jazdy – w takim stanie można mnie było zastać na drugi dzień ranoJ.Wreszcie dojechaliśmy…
Prosto z dworca pojechaliśmy dużymi samochodami do Jagniątkowa. Po drodze mieliśmy okazję sprawdzić swoje umiejętności w ratowaniu ludzkiego życia, bowiem na poboczu pewna starsza pani dostała zawału (taką postawiliśmy diagnozę). Pominę opis samej akcji ratowniczej, ale z pewnością staruszka została (w całości) dostarczona karetką do szpitala, który paradoksalnie znajdował się po drugiej stronie ulicy.
Dalsza podróż nie była już tak emocjonująca.

Jagniątków, godz. 10:33
To mała miejscowość, skąd o własnych nogach ruszyliśmy na Hutniczy Grzbiet do chatki, w której mieliśmy zamieszkać przez najbliższe kilka dni. Droga pod górę była niezmiernie dłuuuga, męcząca i ciężka, bo w plecakach, oprócz swoich prywatnych rzeczy, nieśliśmy około 80kg jedzenia. Po 3 godzinach marszu z częstymi postojami (każdy wg własnej potrzeby) dotarliśmy do celu. Jaka była moja radość, gdy pośród drzew i śnieżnych zasp ujrzałam drewnianą chatkę… to jest uczucie nie do opisania!!!

Hutniczy Grzbiet, chatka AKT, Godz. 13:58
Po ciężkich zmaganiach czas na posiłek i cieplutką herbatę. I tu nie obyło się bez psikusów. Poznałam na swojej skórze jedną z zasad panujących w chacie. Dotyczy ona tego, iż nie bierze się kanapki spod spodu, a karą jest zmywanie naczyń po posiłku. Szczęście w nieszczęściu, że to nie był obiadJ. Po napełnieniu naszych brzuszków, mieliśmy za zadanie dowiedzieć się jak najwięcej o miejscu, w którym przebywamy. Każda z trzech grup pracowała na swoją korzyść. Wyduszenie informacji nie było jednak takie proste. W zamian za nie musieliśmy spełnić prośby gospodarzy chatki (niekiedy trudne). Ja jako osoba zmywająca, pomagałam swojej (najlepszej J) grupie jak tylko mogłam, nastawiając gumowe ucho, wszędzie tam gdzie słychać było cos ciekawego.
Jakieś efekty tego były… J

Godz. 20:00
Teraz nadszedł czas na sprawdzenie naszej wiedzy. Na szczęście nie pisaliśmy żadnego testu itp. no bo są ferie. Organizatorzy wyjazdu (Sonia&Kuba) zapewnili nam ciekawą formę wykazania się. Zdrowa forma rywalizacji czyli „słodki” hazard. Stawialiśmy cukierki; za dobra odpowiedź dostawaliśmy drugie tyle, a za złą… no cóż traciło się je. Na koniec gry wcale nie podliczaliśmy słodkości, tylko każda grupa zjadła to, co wygrała!!
Ten quiz nas troszeczkę wymęczył, nie wspominam już o przebytej dziś drodze, więc szybko „polegliśmy” w naszych śpiworach.

05.02.2004, czwartek, Hutniczy Grzbiet, chatka AKT godz. 08:00
Jedną z najstraszniejszych rzeczy na biwaku harcerskim jest pobudka, a drugą wieczna towarzyszka – zaprawa poranna. Bez tego nie można zacząć dnia. Koszmar rannego wstawania jest dla mnie nie do zniesienia. Jak zwykle wstałam ostatnia (prawie na siłę)… A po akrobacjach na śniegu czas na śniadanie. Każdy Zwiewny czyhał tylko na to, by ktoś nieuważny wziął kanapkę spod spodu. Trafił się pewien osobnik (to nie byłam ja), który nieświadomie złamał zasadę…
Dzień minął mi szybko. Chłopcy ciężko pracowali przy noszeniu wody z zamarzniętego źródełka, rąbaniu i noszeniu drewna, a ja usilnie próbowałam wynaleźć sobie jakieś zajęcie. Nie udało mi się. Postanowiłam więc obijać się z premedytacją aż do obiadu J. A po obiedzie… OLB czyli Obowiązkowe Leżenie Bykiem. Jednak pozycja horyzontalna nie dawała mi już satysfakcji. Zapoznałam się z pewnym starszym człowiekiem, który przeprowadzał na sobie dość interesujące doświadczenie. A mianowicie od 7 miesięcy nie robił nic, poza załatwianiem potrzeb fizjologicznych. Nawet jadł tylko wtedy, gdy ktoś zlitował się nad nim i cos mu przyniósł. Dziwny człowiek!! Ale rozmowa wkręcająca… Musiałam jednak przerwać konwersacje, bo Kuba robił zbiórkę na grę. Tę część programu także uważam za udaną i wzbogacającą moją wiedzę.
Wieczorem drużyna integrowała przy wspólnym śpiewie i rozmowach. Niektórzy wytrzymali nawet do 5 nad ranem…

06.02.2004, piątek, Hutniczy Grzbiet, chatka AKT godz.09:00
Oj nasz oboźny chyba zaspał. Wstaliśmy o całą godzinę później!! Nie powiem, żebym nad tym specjalnie ubolewała J. Moja radość sięgnęła zenitu, kiedy okazało się, że porannej gimnastyki nie będzie (ciekawe dlaczego???). no ale kolejny punkt programu, czyli śniadanie odbyło się obowiązkowo. Po posiłku znów trzeba trochę popracować, tylko nie za ciężko. Częste wychodzenie do latryny kończyło się zwykle na wycieczce na skały, z której widok rozpościerał się na całą Jelenią Górę. Cudowny obraz dla oczu…
Po południu plany nam się nieco pokrzyżowały, bo do chaty przybyli oczekiwani goście, ale w nieoczekiwanej ilości. „Trochę” ciasno się zrobiło… ale nic nie przeszkodzi Zwiewnym w dobrej zabawie. Pomysłów nam nie brakuje, a jeden z nich okazał się naprawdę fajny – wieczorne ognisko z kiełbaskami. Pychota!!!

07.02.2004, sobota, Petrovka ok. godz. 13:15
W końcu jesteśmy na szczycie. Już zwątpiłam, że nie dojdę. Chciałam zostać w połowie drogi i poczekać aż wszyscy będą wracać na Hutniczy Grzbiet. Ale jestem osobą, która za wszelką cenę zdobywa stawiane sobie cele. I udało się.
Dla wyjaśnienia: Petrovka to góra, na której szczycie znajduje się schronisko z bardzo miłą obsługą (sama się o tym przekonałam). Pokonaliśmy trudną trasę pod górę, to pokonamy z góry.
Do chatki wróciliśmy razem z Heniem jako ostatni, ale nikt nie zauważył naszej nieobecności. Nie było na mnie ani cm2 suchego skrawka ubrania. A zaraz mieliśmy schodzić do Jeleniej Góry do pociągu. Trudno, jakoś sobie poradzę J.

08.02.2004 niedziela, Warszawa godz. 05:55
„Wstawać!! Dojeżdżamy do Śródmieścia!!” krzyczał Kocyk. Te słowa zerwały nas na równe nogi. Zaraz potem byliśmy już na peronie, czekając na pociąg do Otwocka. Muszę przyznać, że podróż powrotna była równie udana jak na początku, a może nawet i bardziej. Graliśmy i śpiewaliśmy tak długo, że musiał nas uspokajać konduktor (i to nie razJ).
Co na pewno zapamiętam z tego wyjazdu? Chyba to, że chodzenie na boso po śniegu jest fajne, wspinaczka bez zabezpieczenia jest niebezpieczna i że ludzie z 33ODHS są niesamowiciJ!!!! A piosenka SDM-u pt. „Zielony dom” zawsze będzie mi się kojarzyła z zimowiskiem „Zwiewnych” 2004, przypominając to co na nim przeżyłam…

Wilma (QRA)
Przyboczna 33 ODH



Taki wiersz, jaki jest!!!

Cóż to za gromadka liczna?
Każda buzia taka śliczna
To 33 drużyna
Swoje podboje rozpoczyna!!!

Z przodu Kuczyn dzielny chwat
Z nim żyjemy za pan brat.
On się nami opiekuje
„Padnij!”, „Powstań!” – rozkazuje.

Dalej dwie dziewczynki śmiałe
To przyboczne są wspaniałe.
Ola z Karolą – tak się nazywają
We wszystkich Kuczyna swą siłą wspierają.

Za nimi wielkimi krokami kroczy
Wysoki, przystojny, namiętny druh Kocyk J
Jemu tylko dać wiertarkę
On naprawi nawet pralkę.

Ktoś też biegnie bocznym torem-
Kuba z Padim pod śpiworem.
Bracia bardzo się kochają
I swym żartem rozbawiają.

Tuz za nimi Serhio z Heniem
Na wspinaczkę napaleni.
W latrynie „Henryki” modelują
W ten sposób majątek kumulują.

Z tyłu Artur śpiewa sobie
Klepiąc lekko mnie po głowie.
Nikt go słuchać nie chce wcale
Lecz on śpiewa wciąż wytrwale.

Piotrek Retman już zasapany
Goni Sonię zrezygnowany.
Ale Sonia woli Yoshiego
W drużynie chłopaka nowego…

The Dorothy jak roślinka
Wciąż ta sama smutna minka,
Lecz, gdy Henio ją raz rozśmieszy
Chińskim uśmiechem Dorota się cieszy.

Ania Bogusz apteczki bacznie pilnuje,
Każdego sprawdza czy nic nie wyjmuje.
Ale wieczorkiem, gdy ciemno na dworze
Ania pierwsza zasypia, nic już nie pomoże.

Druhna Krokiet z tyłu sapie
Ledwie do płuc tlenu łapie.
Poznasz ją po wdzięcznym chodzie
I zapierającej dech w piersiach urodzie.

Patrycja, Justyna, Paulina i Wiola
To dziewczyny nie z przedszkola.
Za rzadko je na zbiórkach widzimy
Dlatego bardzo za nimi tęsknimy.

Jeszcze ja na koniec skromnie
Chcę opisać się przekornie
Wilma – tak mnie nazywają
Jak biedną kurę ciągle zaczepiają J…

To wszyscy „Zwiewni” krótko przedstawieni,
Mamy nadzieję, że szybko do nas wstąpisz,
Będziemy niezmiernie zaszczyceni,
A gdy nas ujrzysz, w harcerzy nie zwątpisz!!!

Podróże Na – skrzydłach białego orła

Nahojowski urodził się szlachcicem, chowany był od dziecka do konia i szabli, do chwały na polach bitewnych Rzeczypospolitej. Gdy był mały, słuchał nieraz opowieści starych żołnierzy o dawnych bitwach, pochodach i potyczkach. Wrócił z wielkiej podróży do Włoch, wrócił wprost ze szkół, jak na prawdziwego szlachcica przystało, cztery lata temu, na wieść, że zbuntowany Kozak Chmielnicki, a może, jak powiadali niektórzy – polski szlachcic – zniósł wojsko kwarciane pod Korsuniem, potem zaś pobił zebraną naprędce armię Rzeczypospolitej pod Piławcami… Nahojowski od razu zaciągnął się do wojska. Od razu pragnął przysłużyć się szablą Rzeczypospoliteji

„Wilcze gniazdo” Jacek Komuda

Rok temu dosłownie pożarłem tę książkę. Opowieści o rubasznej szlachcie, zawziętych kozakach oraz niepokonanych husarzach cwałujących po dzikich polach w obronie Najświętszej Rzeczypospolitej działały na mnie jak swoisty wehikuł czasu.
Czułem się jak bym tam był, trzymał szablę w ręku i wtedy to się zaczęło.
Fascynacja XVII wiekiem, zwyczajami, ubiorem a zwłaszcza orężem jakim była polska szabla. Trochę musiałem czekać aż spełni się moje marzenie, a było to tak…

Mglisty sobotni poranek, dojeżdżamy do Radzymina. Wąska kręta uliczka pomiędzy małymi domkami.

-to chyba tutaj

Wjeżdżamy w wąziutką bramę szkoły, teraz schodami na górę, zmieniamy butki i na sale.

-Ciekawe jak to będzie?

Zwykła sala gimnastyczna, kilka osób w środku każdy czymś wymachuje
Wymiana uprzejmości.

-cześć jestem Michał i prowadzę ten bałagan

Niepozorny chłopak ostrzyżony na jeża pracuje jako nauczyciel w tutejszym L.O.
Po pracy ma jednak niecodzienne hobby. Prowadzi treningi fechtunku polską szablą bojową.
Szybka rozgrzewka

Broń się!!

-Postawa!

Trener dokładnie objaśnia jak mamy ustawić stopy, kolana korpus.

-macie palcaty?? (drewniany odpowiednik broni białej używany do treningu)
-YYY nie
-dobra pożyczcie im coś

Poznajemy podstawową postawę i przechodzimy do poruszania się po sali (hehe i tu zaczęły się schody)

-przysiąść na nogach
-mniejsze kroki
-większa przerwa miedzy stopami, potkniesz się o coś a przeciwnik tylko na to czeka
-Nie skakać nie szurać
-Marek zabierz ich na korytarz, tam na śliskim zrozumieją czemu tak nie wolno robić

Obrona piątą zastawą

To fakt praca nóg to podstawa, należy przemieszczać się płynnie, szybko i w każdej chwili mieć możliwość wycofania.

-Teraz poćwiczymy zastawy (zasłony przed atakiem)
Tutaj dowiadujemy się jak ustawić szablę żeby nie dostać po głowie i nie tylko

Później podstawowe ataki, następnie łączymy chodzenie w pozycji, prosty atak prosta obrona. Ufff robi się ciepło, szybko wychodzą w praniu błędy o których mówił Michał(uderzenie drewnianą szablą po palcach (że o głowie nie wspomnę ) przypomina aby we właściwy sposób trzymać oręż

Spóźniona zastawa = guz na głowie

-Dobierzcie się w pary i zacznijcie powoli ćwiczyć ataki i zasłony PAMIĘTAJCIE POWOLI…
Zrobiło się jeszcze bardziej ciekawie niż dotąd , trener zwraca nam uwagę aby pozbyć się złych nawyków

-Nie tnij na szablę ale na głowę, jego zadaniem jest blokować cięcia i dbać o własną makówkę

-Nie walić z całej siły ale starajcie cię trafić, dzięki temu uczycie się prawidłowo uderzać a partner wie jak ma robić zastawę aby była skuteczna.

Wychodzi nam nawet nie źle (jak na zupełnych żółtodziobów), ale do Wołodyjowskiego to hu hu albo i jeszcze dalej…

Atak na głowę

Dwóch zawodników którzy są chyba tutaj najlepsi pokazało nam walkę prawdziwą żelazną szablą
Niezapomniany widok. Klingi w czasie zderzenia sypią iskrami i dzwonią w charakterystyczny sposób.
Szybkość, pewność, pełna precyzja to widać

Trener mówi że na razie my nie możemy walczyć ostrą bronią bo mogli byśmy sobie coś zrobić, Nikt nie zaprzecza (ciekawe czemu 😉 )

Wszystko co miłe szybko się kończy i tak tutaj niewiadomo kiedy trening dobiegł końca.
Za tydzień znów przyjedziemy

Jak mówi staropolskie przysłowie
„Ucz się szabli, siodła, dzbana a uznają w Tobie pana”

Perkun
Foto by Lestek

Do luzaków

TEXT TEN SKIEROWANY JEST PRZEDE WSZYSTKIM DO „LUZAKÓW” . Oraz do tych, którzy mają jakiś wpływ na to aby „luzacy” wzięli się wreszcie za coś porządnego, solidnego i stałego!

„LUZAK” TO TEN KTO:
– nie ma stałego, dobrego zajęcia w ZHP
– ma dużo pomysłów
– sporo chęci
– …tylko trochę brak im odwagi i wsparcia (przydałby im się jakiś dobry mechanizm na rozpęd)

A tak w skrócie: luzak to ten kto jest wszędzie i nigdzie, robi wszystko, i nic (albo wszystko i wszystko J)
Drodzy LUZACY wierzcie mi, jest baaaaardzo dużo miejsc gdzie można by zacząć coś działać, założyć jakąś drużynę, gromadę albo cuś takiego podobnego…

I naprawdę jest jeszcze więcej możliwości niż mogłoby Wam się wydawać!
A oto miejsca gdzie można „zaszczepić” harcerstwo (tzn. zrobić nabór, może też postarać się o harcówkę, a jeżeli harcówka nie wypali to zawsze można przecież robić zbiórki w naszej hufcowej harcówce lub w jakimś innym MDK-owym pomieszczeniu oczywiście za zgodą Pana Dyrektora Czesława Woszczyka) :
– szkoły podstawowe
– gimnazja
– licea
– !!!kościoły!!!
– !!!Domy Dziecka!!!
– Instytucje PRYWATNE też.

Bardzo was zachęcam szczególnie do pracy (społecznej rzecz jasna) w szkołach ponieważ jest ich sporo i naprawdę jest w czym wybierać. Poza tym można w takich przypadkach liczyć na pomoc ze strony RODZICÓW, zarówno materialną, finansową jak i duchową.

DLACZEGO WARTO???
– „satysfakcja gwarantowana” J
– nowe znajomości
– nowe kontakty
– metafora: spacerowanie po drodze nigdy nieprzetartego i nie odkrytego do końca nieprzetartego szlaku J
– pochwały od przełożonych
– duma i chluba rodziców za robienie odpowiedzialnej i niełatwej pracy (choć nie zawsze to okazują…)
– wyrabianie odpowiedzialności za swoich podopiecznych, a z czasem zapewne swoich własnych dzieci
– UŚMIECH HARCERZY I ICH DORAZNE, WYRAZNE, NATYCHMIASTOWE ZADOWOLENIE (czyt. Uśmiech dzieciaków)
– Łatwiejsze, sprawniejsze funkcjonowanie w dorosłym życiu, np. w pracy m. In. W grupie
– I wiele, wiele innych…

JAKIE WADY???
– jeśli ktoś jest „MIĘTKI”, nieambitny, niewytrwały, leniwy itp. to nie poczuje tego dlaczego WARTO.

No to teraz w skrócie jak można się wziąć do pracy małymi kroczkami, powolutku, żeby nie popełnić żadnego błędu i żeby wszystko poszło sprawnie, bezproblemowo:

1. Zbierz ludzi którzy Ci pomogą, z którymi będziesz współpracował, takich których lubisz z którymi się dobrze dogadujesz, na których możesz liczyć i na pewno się na nich nie zawiedziesz. Jeżeli takowych nie ma lub jest ich nieco za mało to skontaktuj się z namiestnictwem (zuchowym lub harcerskim w zależności od tego z grupą w jakim wieku chciałbyś pracować, czy miałaby być to gromada zuchowa czy drużyna harcerska). Być może jest już ktoś z kim mógłbyś współpracować i wasze oczekiwania się mniej lub więcej (chociaż lepiej żeby więcej) pokrywały.

2. Teraz nadszedł czas na wywiad środowiskowy (jeżeli to ma być świeża, nowa drużyna) żeby wiedzieć gdzie moglibyście konkretnie zacząć działać. Jeżeli masz zamiar dołączyć do jakiejś drużyny to ten podpunkt, logiczne jest że należy pominąć J

3. No to jak już wiecie gdzie i co to może zgłoście to do komendanta hufca, namiestnictwa, może zapytajcie co sądzą o tym przedsięwzięciu wasi rodzice… (IT’S GOOD IDEA)
4. Jeżeli którakolwiek z osób wymienionych w punkcie powyżej zgłosiła jakiś sprzeciw lub ma jakieś wątpliwości albo… to należy to wziąć pod uwagę i zmienić, zmodyfikować plan.
5. W tym miejscu mamy dwie możliwości: albo od razu tworzycie waszej przyszłej drużynie (i przygotowujecie się do tego w każdy możliwy sposób) specjalizację, profil i nowych harcerzy zachęcacie do konkretnej profesji, albo poznajecie zainteresowania swoich harcerzy przez jakiś czas i dopiero po tym okresie „poznawczym” się na coś decydujecie. No co prawda możecie też nie decydować się na żadną specjalizację i interesować się wieloma dziedzinami. Pamiętajcie o tym, że jeżeli będziecie np. drużyną podróżniczą to wcale nie jest powiedziane że rezygnujecie np. z poruszania wątków ekologicznych.
6. To może by teraz porozmawiać z kimś kto jest szefem instytucji gdzie chcielibyście coś robić (np. z dyrektorem Domu Dziecka)
7. Jeżeli się zgodzi to może jeszcze będzie na tyle łaskawy że dorzuci jakąś harcówkę…J bardzo ważne jest żeby o to zapytać i nie przepuścić takiej okazji (Tomek Grodzki niedawno rozsyłał mail-em takie umowy o harcówkę, warto wziąć to pod uwagę)
8. Umówcie się z nauczycielami co do NABORU. Czy chcecie go robić z każdą klasą osobno na lekcji czy może ze wszystkimi uczniami po szkole czy przez cały dzień na przerwach czy jakoś tam jeszcze inaczej jak sobie już tam wygodnie wymyślicie
9. NABÓR. Zaplanujcie to naprawdę dobrze żeby nie było żadnej gafy i żeby ta „akcja” SUPERHIPERATRAKCYJNA!
10. No i już! Teraz zbiórki!
11. Żeby nie zmarnować tego co do tej pory wypracowaliście i żeby utrzymać harcerzy/zuchów to zbiórki też muszą być fajne, uczące.

Wierzcie, wielką satysfakcją jest widzieć uśmiechnięte buźki dzieci którym podoba się zbiórka i które cieszą się, że mogą zaimponować kolegom i koleżankom ze swojego podwórka, z klasy umiejętnościami zdobytymi na zbiórce. A w dodatku to dzięki naszej pracy, dzięki naszym staraniom, dzięki naszym chęciom i ciekawym pomysłom.
Wszystkim którzy przeczytali to, co napisałam, a ich postawa przypomina „luzaka” życzę powodzenia, nabrania i podtrzymania chęci, życzę wytrwałości cały czas przypływu siły, entuzjazmu, optymizmu. Życzę wam, abyście mięli co najmniej tyle nigdy niewygasłej energii ile mają moi bracia i…JA!!!

Karolina Grodzka