Chcę żyć jak w bajce

Człowiek jako istota społeczna, żyjąca z pewnymi ograniczeniami i często dość prymitywnymi potrzebami, potrzebuje wyzwań, zadań, by Darwin nie przewracał się w grobie z powodu uwstecznienia osobnika ludzkiego…

To taki krótki wstęp do tego, by wykrzyczeć całemu Światu, że udało mi się coś, co mnie rozwinęło i nauczyło wielu rzeczy (i nie chodzi tu o rozwijanie papieru toaletowego). Jak zapewne wielu z Was wie, chciałam, by moje zobowiązanie było dla mnie zaskoczeniem i jakimś większym czy mniejszym przeżyciem. Całe szczęście, że ktoś tam na górze obdarował mnie niewyparzoną buzią, dzięki czemu uniknęłam zobowiązania – porażki w Przerwankach.

Teraz już wiem że trzeba częściej krzyczeć o rzeczach, które nam się nie podobają…choć w sumie i tak dużo wrzeszczę…W zasadzie to drę się, jak rozpieszczony dzieciak bo tak! Właśnie jestem najgorszym takim dzieciakiem i cieszę się bardzo, że sama siebie nie musiałam od małego wychowywać w zethapie.

A co do całej reszty i tych Przerwanek: Tomku, gdybyś tamtej nocy zrobił mi zobowiązanie, nie byłoby mnie już w ZHP, napisałabym podanie o wstąpienie do Legii cudzoziemskiej i tyle by o mnie było słychać… Tomeczku, pewnie teraz żałujesz, że nie siedzę w okopach w ciężkim kasku i cuchnącym mundurze. No ale dość na ten temat. Miło było pogdybać, ale do rzeczy…

A było to tak: historia ta wydarzyła się 11.11.2003, gdy ziemię zaatakowały tony sprzętu hufcowego błagające o ich policzenie. Pierwszym człowiekiem, który ujrzał nadlatujące z Kosmosu statki ze sprzętem był Tomasz Kępka – naczelny chwat i rozrabiaka- jako, że druh ten robić „nic” nie umie, postanowił w niedzielę – dzień święty (nieświęcony) zwołać swoją bandę, by ulżyć błagającemu sprzętowi i policzyć go w końcu…

A sprzęt ten przybył do nas z odległej galaktyki, gdzie lata liczone są w ósemki i ukośnie dzielone, toteż wiek jego szacowany był z grubsza na ok 100 lat. Wiek wiekiem, ale zapach…Zapach??? To fetor taki, że wytrzymać trudno. A czyściutki…..mmmm jak kominiarz po pracy. Więc wszystko zapowiadało się niesamowicie ciekawie. Nadmienić warto, że w dniu ww. liczyć wszystko miała też hrabianka pierwszej wody Asia Węgrzecka.

Liczyliśmy od rana… zmęczenie dawało o sobie znać, a Naczelny Kapitan naszej ekipy pocieszył nas, że o 19… Majewski ze sprzętem przylatuje z jakiejś jeszcze innej galaktyki wobec czego, idźmy na obiad, a o 19.15 spotkajmy się w Protonie. Co prawda jestem blondynką, ale zastanawiałam się jak mam to zrobić, żeby zmieścić się w protonie – ale w sumie pomyślałam, że kosmici to za nas załatwią… i jakimiś swoimi gwiezdnymi mieczami nam pomniejszą… (achh głupia ja jednak… naiwna )

W momencie, gdy wdrapywałam się na górę materacy, bo Kapitan stwierdził, że on jednak nie liczy, bo mu się nie chce – zaczęli mnie wołać, żebym złaziła stamtąd. Oczywiście wściekła odwróciłam się do nich i oto zamiast łaciny w czystej postaci, którą miałam im zaserwować, w stronę moich towarzyszy poleciał najgłupszy wyraz twarzy jaki miałam od dziecka: otóż Komando Kępka stał w berecie, a w ręku trzymał kopertę… Ichaaaaaaaa w sumie pomyślałam. I zaczęłam rozszyfrowywać to, co było w środku…

A potem był internet, potem był Maciek Dymkowski i Dom Partii, szybki samochód, Krzysztof K, Ewa K, Asia Kuczyńska, Beata K, Radosz, Wojtek, Trąbiński, Dorota, Jasiek, Kasia, Wiktor, Michał, Tomek L, Tomek G, Magda G, dh Ula, Michał Łabudzki, Karol, Ola K, Marysia M, Rambo, Daniel, Kasia K, Zadra, Mały, moja mama, Maciek Wojtasiewicz, Asia W, Tomek K.
Jeżeli o kimś zapomniałam to przepraszam… Byli wszyscy, na których mi zależało i nie było nikogo, kogo bym nie chciała widzieć, a to najważniejsze.

Nie mam ochoty pisać więcej… Były czerwone spodnie do munduru i uśmiech. Było tak, jak sobie tego nie wyobrażałam i z tego się cieszę. Kiedyś pomyślałam sobie: jeżeli są rzeczy, których nawet nie umiem wymyślić, na pewno mi się przytrafią. I przytrafiają mi się cały czas, bo jestem osobą, która chce żyć w bajce, a bajka ta pisze się każdego dnia…

pwd Anna Pietrucik

Palmiry 2003

Tak niedawno bolały nogi po Palmirach 2002, a tu już następne. Tym razem lepiej się przygotuję…

Już ok. tygodnia przed Palmirami zaczęły się ostatnie przygotowania do wielce oczekiwanego wyjazdu na ten rajd. Już spory czas wcześniej w Przecieku (to nasze ulubione pismo) pojawiły się informacje, na których znajdowały się informacje o tym, że w tym roku Palmiry organizuje 209DH. Mimo, że niełatwym zadaniem było zamówienie noclegu i autokaru dla, UWAGA!!! 150 osób, to oni jednak sobie z tym poradzili, za co im serdecznie dziękujemy.

Ogólnie, rajd ten miał fabułę II wojny światowej, o czym uczestnicy mogli zorientować się po przyjeździe. Jednak nie od razu. Najpierw zmyłka w postaci święta pieczonego ziemniaka, które przeprowadził Piotrek.

Prawdziwe emocje zaczęły się wieczorem. Najpierw przedstawienie prezentacji na temat II wojny światowej przygotowanej przez Łukasza. To naprawdę wstrząsnęło wszystkimi uczestnikami. Potem jednak odbyła się gra terenowa, którą przygotował znany wszystkim Zadra, wraz z pomocą zastępu starszo-harcerskiego z 209DH. Była to chyba jedna z niewielu gier, na której można było zginąć. Została ona przeprowadzona zgodnie z planem, a przy okazji okazało się, że w naszym hufcu, zarówno wśród młodych jak i starszych, nie brakuje odważnych harcerzy. Potem już tylko kolacja, herbatka i spać…

Jednak nie wszyscy chcieli przespać tamtą noc i niewielką grupą, w której i ja się znajdowałem, poszliśmy śpiewać. Nie zdążyłem się zorientować, a tu 4 rano. Boże, razem z Łukaszem musimy wstać ok. 7, obgadać co będzie na odprawie, wyznaczyć kto, co sprząta. Jednak mimo niewyspania o niczym nie zapomnieliśmy.

Po odprawie wszyscy wzięli się za sprzątanie, każdy prosił o szczotkę, wiadro z wodą i inne tego typu rzeczy. Dzięki współpracy wszystkich drużyn szybko uporaliśmy się z trudnym sprzątankiem. Potem już tylko parę chwil drogi na Palmiry, apel i do domu. To były wspaniałe dni, które na pewno zapamiętam.

Bardzo chciałbym podziękować wszystkim drużynowym, przybocznym jak i ich drużynom za współpracę i zrozumienie, że ogarnięcie takiej grupy osób nie jest łatwe. Dziękuję też 209DH za organizację.

Rambo, 209 DH

Trzeba zrobić grę historyczną

10 listopada 2003. Był poniedziałkowy pochmurny wieczór. Szłam do swojego drużynowego na Radę Drużyny. Jeszcze nie wiedziałam o niespodziance, jaka na mnie miała czekać…

Dh Mirek szybko rozwiał moje i innych zgromadzonych tam wątpliwości (była jeszcze Ola Wojciechowska z naszej – 5 DH „LEŚNI” – drużyny i Agata Brzezińska i Rafał Nojszewski z 3 DHS „ZAWISZACY”). Oświadczył krótko: jutro trzeba zrobić grę historyczną dla szczepu z okazji Święta Niepodległości…

Super – pomyślałam – jest 20:10, jutro muszę wstać o 5:00 rano, żeby pojechać na zbiórkę drużyny sztandarowej Hufca, a tu taki „psikus”. No i ten sprawdzian z francuskiego w środę – ale ten fakt już przemilczałam.
Radziliśmy chyba z 1,5 godz. Podzieliliśmy się szybko zadaniami i przed 22:00 każde z nas było już w domu i mogło się zabrać za przygotowanie swojej części.

11 listopada 2003. Pobudka o 5:00! Wstałam, zjadłam śniadanko, umundurowałam się i o 6:05 wyszłam z domu i pojechałam do Otwocka. Uroczystość zakończyła się ok. 12:30 (o niej samej napisał dh Mikołaj), a o 13:00 mieliśmy być na mszy w Józefowie.
Samochód wypchany od silnika po bagażnik przywiózł nas pod samo kościół, gdzie czekała na nas kolejna niespodzianka. Otóż Msza Św., na którą tak się spieszyliśmy odbyła się w… minioną niedzielę, tj. 9 listopada 2003…

W wynikłych okolicznościach gra odbyła się nieco wcześniej niż planowaliśmy. Najlepsze było to, że żadne z punktowych (Ola Wojciechowska, Agata Brzezińska, Mikołaj Fedorowicz i ja) nie byliśmy jeszcze do gry przygotowani. Byliśmy pewni, że po Otwocku dotrzemy do swoich domów. Tak się jednak nie stało, a gra już się zaczynała. Uratował nas drużynowy, który przez 20 minut wprowadzał uczestników w grę. My w tym czasie mogliśmy się przygotować…

Patrycja Zawłocka

Gra historyczna

„Wybiła godzina rozstrzygająca! Polska przestała być niewolnicą i sama chce stanowić o swoim losie, sama chce budować swoją przyszłość, rzucając na szalę wypadków własną siłę orężną. Z dniem dzisiejszym cały Naród skupić się winien w jednym obozie. Poza tym obozem zostaną tylko zdrajcy, dla których potrafimy być bezwzględni”

Fragmentem odezwy Józefa Piłsudskiego zaczęła się gra historyczna poświęcona Świętu Niepodległości. Celem gry było zapoznanie z wydarzeniami historycznymi związanymi z odzyskaniem niepodległości przez Polskę, przypomnienie kilku pieśni patriotycznych (zwłaszcza Hymnu Państwowego) i przybliżenie sylwetki Marszałka Piłsudskiego.

Harcerze podzieleni na cztery oddziały wojskowe mieli dotrzeć do miejsca formowania polskiego oddziału wojskowego. Miejsce, do którego należało dotrzeć w czasie gry było zaszyfrowane szyfrem, do którego kluczem było słowo JÓZEFPIŁSUDSKI. Na początku gry wszystkie grupy dostały zestaw pieśni i piosenek, z których należało wybrać jedną na każdym punkcie kontrolnym W taki sposób chcieliśmy przypomnieć harcerzom takie pieśni jak Bogurodzica, Boże, coś Polskę, Nie pytaj o Polskę (Obywatel G.C.), Pierwsza brygada, Pierwsza kadrowa, Polska (Kult), Rota, Wojenko,wojenko. Żeby nie było za łatwo pieśni trzeba było poskładać z pociętych części.

Na punktach można było dostać fragment hasła, które po połączeniu należało podać na miejscu formowania się polskiego wojska.
Pomiędzy punktami kontrolnymi, w umówionych miejscach były ukryte ponumerowane wydarzenia, które doprowadziły do odzyskania niepodległości przez Polskę. Kalendarium wydarzeń należało wpisać na odpowiednią listę, która na koniec przedstawiała co takiego się stało, że w 1918 roku odrodziło się Państwo Polskie.
Na punkcie Patrycji i Oli można było sobie przypomnieć Hymn Państwowy ucząc się przy okazji obrazkowej techniki uczenia. Natomiast Agata i Mikołaj przybliżali sylwetkę Marszałka Piłsudskiego.

Formą oceny uczestników gry było awansowanie na kolejne stopnie wojskowe podczas wykonywania zadań na punktach i między nimi. Najwyższego stopnia w 3 DH dosłużyła się Aga Fischer z oddziału „Błękitna Armia”, a w 5 DH „LESNI” – Przemysław Firląg z oddziału „Stalowe Wilki”. Zgodnie z obietnicą dostana nagrody.

Dziękujemy 32 Szczepowi DHiZ im. Pierwszego Parskiego Pułku Piechoty z Hufca Warszawa Praga Południe za materiały pomocne przy przygotowaniu gry.

Te pałatki śmierdzą grzybem

Tak jak każdej jesieni, drużyna sztandarowa naszego hufca (składająca się z najlepszych z najlepszych wśród najlepszych (kto wie, z jakiego to filmu?) brała udział w uroczystościach z okazji święta 11 listopada.

Zaczęło się jak zwykle rankiem tzn. o 7.00 rano pod MDK-iem, co dla ludzi z dalszych krain oznaczało pobudkę około godziny SZÓSTEJ, ale skoro się wstało już wstało to było już coraz lepiej. Wracając do tematu, o godzinie siódmej zebrała się spora grupka ludzi z drużyn: 5, 69, 33, 17 i co dziwne (bo wszyscy myśleli, że się rozpadli) starszej 3, cha cha! ale psikus. W sumie zebrało się nas około 30 i wtedy wbrew oczekiwaniom wielu nie zjawił się druh Michał Łabudzki. Zamiast niego przybył (cha cha! psikus) niejaki Marek „Buła” Ródnicki, a druh Michał wpadł tylko na chwilę podrzucić nam berety. Po przybyciu „Buły” zaczęło się dobieranie pałatek i beretów, jak zwykle nie obyło się bez paru psikusów m.in. niektóre pałatki miały zapach grzybowy, a niektórych osób berety po prostu nie lubiły. Odziani takie wspaniałe stroje rozpoczęliśmy musztrę.

Musztra trwała dość długo a była raczej standardowa (jejku jak ja dawno nie musiałem padać?), więc nie będę się o niej rozpisywał powiem tylko, że psikusów było, co nie miara.

Musztrowaliśmy się chyba przez dwie godziny a potem wyruszyliśmy przez przystrojone flagami ulice otwocka w kierunku obelisku i kościoła gdzie miały się odbyć wszystkie uroczystości. W drodze nie działo się nic ciekawego za wyjątkiem mini pojedynku: Krulis vs Iwin.
Szybko dotarliśmy pod obelisk gdzie mieliśmy czas na jedną próbę wmaszerowania przed pomnik. Następnie ruszyliśmy do kościoła. Podczas mszy nasza drużyna stała naprzeciwko najróżniejszych innych pocztów sztandarowych (najdziwniejszy był chyba poczet OKS-u, bo wszyscy z pocztu byli w dresach [co w kościele wydawało się kiepskim psikusem]), również w kościele pojawiły się pierwsze ofiary w ludziach, w prawdzie nie „zgony”/omdlenia, ale tylko nagłe wyjścia z kościoła z powodów pojawiania się mroczków przed oczami(swoją drogą to dobrze, kiedy osoba wie kiedy musi wyjść a nie stoi póki jej się taśma nie urwie).

Msza trwała około godziny (standard:)) i po upływie tegoż czasu wymaszerowaliśmy z kościoła a następnie ładniutko ustawiliśmy się w czwórki. Jak co roku nasza drużyna prowadziła cały korowód od kościoła pod wspomniany wcześniej obelisk (postawiony, jakby ktoś nie wiedział, ku czci Marszałka Piłsudskiego) gdzie odbyć się miała ostatnia część ceremonii (moim zdaniem najciekawsza, bo było najwięcej do roboty). Po ustawieniu się przed pomnikiem rzuciła mi się w oczy jedna rzecz. Nie byliśmy jedynymi przedstawicielami naszego hufca!(psikus?) Koło nas stała jakaś tajemnicza drużyna w niebieskich kurtkach, jak się okazało była to drużyna druha Setnieskiego (numeru nie pomnę), która przyniosła pod obelisk znicze z pewnym niezwykłym ogniem (kto jest ciekawy niech się zapyta wyżej wymienionego druha, na czym polegała niezwykłość).

Owa drużyna była czymś niespodziewanym na tegorocznej uroczystości, wszystko inne było podobne do zeszłorocznego święta niepodległości tzn. były przemowy ważnych osobistości otwocka, wciąganie flagi na maszt, warta przy pomniku (na której była kolejna ofiara, którą był druh Dyniak, który najwyraźniej się starzeje?) i składanie kwiatów przy biciu werbla. Jednym słowem uroczystość wyglądała dokładnie tak jak powinna wyglądać.

Uroczystość się skończyła, zrobiliśmy sobie zdjęcie pamiątkowe i teraz nadszedł moment kulminacyjny, czyli jedzenie! Marek zrobił nam psikus i powiedział: „Pączków nie będzie” na szczęście to był naprawdę psikus, więc dostaliśmy to, na co czekaliśmy przez te 5 godzin. ?

Jak mówią w jednym z popularnych w tym czasie filmów „Wszystko, co ma swój początek ma i koniec” w prawdzie motto jest dość oczywiste a film nie najlepszy, lecz skoro już się kończy to, czemu nie napisać czegoś takiego? Wracając do tematu zbiórka skończyła się o 12.30 i żeby zdążyć na Msze do Józefowa musiałem podróżować w bagażniku znanego gangstera Siary Siarzeskiego (cha cha! Ale psikus). A jak przyjechałem to okazało się, że ksiądz proboszcz zrobił psikus i msza była w niedzielę, ale to już inna historia, ktorą na następnej stronie opowie druhna Patrycja.

Mikołaj Fedorowicz

Zjazd Hufca – X 2003

Wyniki wyborów władz Hufca:

The Winner is… usiądźcie… kto by pomyślał… Tomek Grodzki.

W komendzie będą mu pomagali/przeszkadzali:
Tomek Kępka (kwatermaster, commoner)
Agnieszka Fedorowicz (namiestnik zuchowy, peer)
Mirek Grodzki (szef HSI, floor-leader)

Komendzie będą pomagali:
Magda Grodzka (komisja stopni i kształc., royal)
Michał Łabudzki (namiestnik harcerski, royal)
Julia Grodzka (obsługa dyktafonu, royal)

Kontrolowali ich będą (Komisja Rewizyjna):
Tomek Lubas (supervision)
Jolanta Pietrucik (superintendence)
i Piort Jaworski (inspection)

Oczywiście nie tyle kontrolowali, ile służyli swoim instruktorskim doświadczeniem, no bo przecież jesteśmy wszyscy harcerzami i takie tam.

Jedną z uchwał Zjazdu, z którą się mocno identyfikuję było zlecenie komendzie hufca podjęcie działań (zamykających się w dwuletniej perspektywie) mających na celu ew. zmianę bohatera Hufca.

Ponadto:
– nie powołano Sądu Harcerskiego,
– uznano, że w statucie ZHP powinien znaleźć się zapis umożliwiający uzyskanie przez hufce osobowości prawnej,
– Nie powołano skarbnika Hufca,
– przyjęto Plan Rozwoju Hufca ZHP Otwock na lata 2003-2007.

Delagatami na Zjazd Chorągwi Stołecznnej w marcu 2004 wybrano:
phm. Mirka Grodzkiego
pwd. Łukasza Kostrzewę.

Mirek Grodzki

Listopadowa tupanka na dwa glany

[Tup, tup,tup] … Jak ja tego nienawidzę…[tup, tup, tup]…zachciało się starej babie… [tup, tup,tup]…drużyny reprezentacyjnej [tup, tup, tup]… trzeba chociaż było włożyć inne buty… [tup, tup,tup]… bo jak Rysio po mnie przyjedzie, to się… [tup, tup, tup]… znowu wpieni, że mu… [tup, tup, tup]… dywanik w furze… [tup, tup, tup]… zasyfie glanami… [tup, tup, tup]…

Był o czy11 listopada 2003. Kaktusińska w towarzystwie niezwykle licznej tego roku drużyny sztandarowej zmierzała do kościoła. Właściwie, to wcale nie miała zamiaru się na tej szopce pojawić, ale niestety – miała strasznie miękkie serce i nijak nie mogła odmówić błaganiom tegorocznego nieszczęśnika, wyznaczonego do przyprowadzenia sztandaru na uroczystości.


[tup, tup, tup]… uważaj z tym kijem [tup, tup,tup]… bo mnie zaraz w głowę wyrżniesz… [tup, tup, tup]… i tym razem nie powiesz, że to nie twoja wina… [tup, tup, tup]… że co? Wiem, że to się drzewiec nazywa… [tup, tup, tup]… bez sensu, że zasuwamy piechotą… [tup, tup, tup]… wyglądamy żałośnie… [tup, tup, tup]… wszyscy się z nas śmieją… [tup, tup, tup]… jest nas taki tłum… [tup, tup, tup]… że byśmy mogli podjechać samochodem… [tup, tup, tup]… i to seicento… [tup, tup, tup]… a jakbyśmy brzuchy wciągnęli… [tup, tup, tup]… to nawet w malucha… [tup, tup, tup]…


Co się stało z tymi wszystkimi ludźmi… [tup, tup, tup]… którzy kiedyś walili tłumami… [tup, tup, tup]… na te tup tanki … [tup, tup, tup]… Pewnie tak jak ja… [tup, tup, tup]… zmienili trochę tryb życia… [tup, tup, tup]… ale czemy nie ma nowych… [tup, tup, tup]… przecież kiedyś sztandarówka to była super sprawa… [tup, tup, tup]… wyjazdy, gry, fajowe towarzycho… [tup, tup, tup]… ani na 3 maja, ani na 11. Listopada nie trzeba było nikogo ściągać… [tup, tup, tup]… bo w sztandarówce było zawsze wystarczająco dużo ludzi… [tup, tup, tup]… żeby nie te dzieciaki (całkiem duże dzieciaki) … [tup, tup, tup]… pewnie byśmy wystąpili jako poczet… [tup, tup, tup]… i postawili by nas przy wyjściu… [tup, tup, tup]… ale może chociaż by wtedy duszno nie było… [tup, tup, tup]…


… [tup, tup, tup]…co? drużyna stój? … [tup, tup, tup]… Jak to się robiło?? … [tup, tup, tup]…A, już wiem. Teraz lewa, potem prawa… [tup, tup, tup]… o, a oni robią na odwrót… [tup, tup, tup]… No, nareszcie w kościele… [tup, tup, tup]… przynajmniej już tupać nie muszę… [tup, tup, tup]…


Ale się ostatnio w tym hufcu nazmieniało. O, kombatantów w tym roku jakby mniej. Żeby tylko nikt nie zemdlał. A na zjeździe, to było fajnie. Coś mi to przypomina… No tak – wybory na prezydenckie na Ukrainie. Jeden kandydat, jeden zwycięzca. Żadnych niespodzianek… Ciekawe, kto pierwszy zasłabnie. Stawiam 5 zeta na tego w czapce. Co? Już nie można obstawiać? Jak to? Przecież zakłady zawsze były ważne do pierwszego omdlenia! Skandal! Mali krwiopijcy….




O czym to ja…? A tak. Zjazd hufca. W sumie fajnie było. Szkoda tylko, że Rysia nie wybrali do komisji. On tak bardzo chciał być w komisji. Naoglądał się chłopak telewizji i nie jego wina, że mu się w głowie przewróciło. No bo teraz wszędzie tylko komisja i komisja. No i jak usłyszał, że szukają do komisji, to po prostu nie mógł się oprzeć. Było mu strasznie smutno, że nie może kandydować, bo nie jest harcerzem. Co z tego? Przecież w każdej chwili można się zapisać. A on nigdy nigdzie nie był zapisany, poza ministrantami po komunii. Potem się tylko biedakowi przypomniało, że przecież Przecinak był harcerzem, więc może by sobie chociaż swojego ziomala do komisji wkręcić? Zawsze to coś. Ale też się nie chcieli zgodzić. Prawdę mówiąc, to znowu wszyscy byli dla Rysia potwornie niemili. I znowu ktoś mu groził policją a ten niski łysy bezczelnie zawracał mu głowę pytaniami o to, czy Rysio nie wie, kto łysemu skroił radio. Tak jakby Rysio zadawał się z elementem. A przecież Rysio jest porządny… Ale co z tego, skoro go nie wybrali do komisji?? Naprawdę, żal mi go było. Mam tylko nadzieję, że kiedyś się z tego otrząśnie…


O, a nie mówiłam! Ten w czapce zemdlał pierwszy! Wygrałabym, żeby te nie małe wredne dusigrosze dopuściły mnie do kasy zakładowej. Pewnie po prostu wiedzieli, że jestem od nich o niebo lepsza! Co? Już koniec mszy? Jakoś szybko w tym roku. No, jeszcze tylko pod obeliks i spokój. Jak w tym roku nie będzie batoników, to… [tup, tup, tup]…


Ola Kasperska

45 lat Nieprzetartego Szlaku

19 – 21 2003 r. września odbył się Ogólnopolski Zlot Instruktorów Nieprzetartego Szlaku w Warszawie. Impreza została zorganizowana przez Wydział Programowy Głównej Kwatery ZHP, w którym pracuje zespół Nieprzetartego Szlaku. Celem zlotu było spotkanie instruktorów połączonych wspólną ideą wspierania rozwoju dzieci i młodzieży niepełnosprawnej zrzeszonej w ZHP oraz podsumowanie aktualnej sytuacji ruchu.
Pod skrzydłami Andrzeja Małkowskiego

Nieprzetarty Szlak powstał u zarania historii ZHP. Jego organizatorem był Andrzej Małkowski w 1911 r. działający w ruchu skautowym we Lwowie, gdzie zaczęły już funkcjonować drużyny skautowe: tzw. Polskie Drużyny Skautowe. Małkowski zaobserwował, że ten ruch szalenie absorbuje i zachwyca młodzież, która zawsze dąży do życia w grupie i jakiegoś zorganizowanego działania.


Małkowski przeniósł te spostrzeżenia dotyczące reakcji młodzieży na grupę dzieci najuboższych. We Lwowie i w narzeczu lwowsko-ukraińsko-rosyjskim o takich dzieciach mówiło się ,,batiary”, czyli dzieci wychowane na ulicy, bezdomne i zaniedbane przez rodziny. Najbiedniejsze dzieci zarabiały na życie sprzedawaniem gazet. Dlatego upowszechnił się sąd, że sprzedawca gazet pochodzi z najbardziej zaniedbanych środowisk.
Właśnie te bezdomne dzieci Andrzej Małkowski zorganizował w drużynę skautową w Polsce. Okazała się ona wielkim dobrem dla tych dzieci, które chłonęły ideę harcerską i zawsze były obecne w otoczeniu Małkowskiego.


Harcerstwo wychowuje młodzież do służby

Początki tego młodzieżowego ruchu były trudne. W Polsce idea wychowania poprzez skauting była związana z ideą niepodległości. Harcerstwo polskie, zdefiniowane przez Małkowskiego, to skauting + niepodległość. Polska była wtedy pod zaborami. Dlatego naczelną sferę wychowania młodzieży stanowiło przygotowanie do walki o niepodległość.


Natomiast reakcja władz, które się wtedy konstytuowały we Lwowie, na działalność Małkowskiego była bardzo negatywna. Uważano, że transponowanie tak szczytnych idei na grunt dzieci bezdomnych, niewychowanych, małych złodziejaszków i gazeciarzy jest deprecjacją tych idei.


Na uroczystości 1 Maja zawsze zapraszano ZHP. Podczas jednej z nich zaproponowano, aby w ramach przemarszu harcerstwa przez miasto i defilady przed trybunami wzięła udział także niewielka grupa dzieci niepełnosprawnych. Jednak władze się nie zgodziły, uznając, że to niedopuszczalne, aby upośledzone dzieci defilowały przed nimi w tak ważnym momencie historycznym.



Maria Łyczko w służbie dzieciom niepełnosprawnym

Ciekawa historia zdarzyła się w 1958 r., kiedy to w Rabce powstał kurs dla wychowawców sanatoriów i szpitali. Był to kurs organizowany przez Ministerstwo Zdrowia. Jego organizatorzy wiedzieli, że wychowawcza rola harcerstwa doskonale sprawdza się wśród młodzieży w szkołach. Doszli zatem do wniosku, że można by transponować tę metodę harcerską (już wtedy określaną jako wychowawcza metoda harcerska) na grunt dzieci nieuleczalnie chorych, przebywających w szpitalach i sanatoriach.
W ruchu brakowało jednak czegoś ożywczego. I wtedy poproszono właśnie dh. Marię Łyczko harcmistrzynię z komendy chorągwi krakowskiej o zorganizowanie tego kursu. Na kurs przyjechało ponad 50 osób delegowanych przez różne ośrodki szpitalno-wychowawcze. Kurs był przewidziany przez Ministerstwo na 2 tygodnie. Jednak trwał dłużej i to na prośbę uczestników. Jest to niewątpliwie zasługa dh. Łyczko, która niesłychanie promieniowała pewnym spokojem i przekonaniem o wartości tej idei przekazywania dzieciom niepełnosprawnym iskierki życia i radości. Dh. Łyczko potrafiła ją przekazać nie tylko bezpośrednio dzieciom, lecz także ludziom, którzy pracowali z tymi dziećmi.


Tajniki nazwy ruchu

W czasie tych kursów odbywały się nocne wędrówki na górę Luboń, która zarysowuje się na horyzoncie Rabki. Organizowano wtedy nocny bieg na tę górę. Patrole musiały zdobyć ten szczyt w nocy, nie znając drogi i zagotować sobie po drodze posiłek w śniegu (bo kursy odbywały się w listopadzie).


Podczas podsumowania takiego biegu w schronisku na Luboniu zastanawiano się nad tym, jak nazwać ruch, który tu właśnie znalazł swój początek. Zrozumiano, że praca z dziećmi niepełnosprawnymi jest przecieraniem szlaku tych dzieci do zdrowia i życia w społeczeństwie. Częsty kontakt z ludźmi przeciera tym dzieciom szlak, którym one już dalej same pójdą i wrócą do społeczeństwa. I tak powstała nazwa Nieprzetartego Szlaku.


Po 1958 roku Nieprzetarty Szlak rozwijał się żywiołowo. We wszystkich ośrodkach szkolno–wychowawczych i szkołach specjalnych ruch obejmował dzieci niewidome i niedowidzące, głuche i niedosłyszące, dzieci upośledzone. W tym czasie powstało bardzo dużo placówek dla chorych dzieci: m.in. olbrzymi ośrodek ,,Przedwiośnie” w Zalesiu i ośrodek w Helenowie dla dzieci z upośledzeniem kręgosłupa.


W obliczu kryzysu

19 – 21 2003 r. września ruch obchodził uroczystości 45-lecia w Warszawie. Podsumowanie dotychczasowej działalności było dla instruktorów Nieprzetartego Szlaku trochę smutne, bo po okresie olbrzymiego rozwoju ruchu (po 1958 r.), kiedy w samej Rabce było ok. 50 drużyn harcerskich, w każdym szpitalu i sanatorium istniała drużyna harcerska, obecnie jest absolutny regres.


Przyczyna tego kryzysu jest po stronie Ministerstwa Sprawiedliwości, które miało pod opieką ośrodki prewencyjne i domy poprawcze (ośrodki szkolno-wychowawcze dla dzieci trudnych, dzieci z patologicznych rodzin). O kryzysie przesądził także brak dofinansowania działalności Nieprzetartego Szlaku. Kursy dh. Łyczko odbywały się w Rabce 2 razy w roku: ok. 100 osób rocznie przygotowywały do pracy z dziećmi upośledzonymi, ale były zbyt drogie. Dlatego po wielkim rozkwicie Nieprzetartego Szlaku, trwającym od 1958r. do lat 80., potem nastąpił regres. Ten kryzys jeszcze jest niestety widoczny, ale już przebijają się przez niego pewne symptomy powrotu do rozwoju.
Zresztą Nieprzetarty Szlak zawsze miał zdolności regeneracyjne. Po przemianach ustrojowych, kiedy nastąpiło w ogóle załamanie ruchu harcerskiego w całej Polsce, tylko Nieprzetarty Szlak przetrwał w cudowny sposób. Potem nagle rozkwitły drużyny Nieprzetartego Szlaku. One jedne się ostały, bo nie brały udziału w przemianach politycznych. Nieprzetarty Szlak zawsze istniał na marginesie życia politycznego, mając swój jedyny cel: służbę dzieciom niepełnosprawnym i poszkodowanym przez los albo przez ludzi.



Obchody uroczystości w Warszawie

Impreza trwała 3 dni. W oficjalnych uroczystościach wzięli udział m.in.: dh. Maria Łyczko twórca i organizator Nieprzetartego Szlaku oraz harcmistrz Wiesław Maślanka naczelnik ZHP. Na spotkanie przybyła także reprezentacja Urzędu Rady Ministrów, kancelarii Prezydenta, Ministerstwa Sprawiedliwości i Ministerstwa Edukacji Narodowej.


Zlot 45 lecia NS

Piątek 19 września 2003. Na Zamku Królewskim odbyło się uroczyste rozpoczęcie zlotu, połączone z wręczeniem odznaczeń zasłużonym instruktorom Nieprzetartego Szlaku. Później zaplanowano wizytę na Powązkach, gdzie złożono wieńce na grobie Marii Grzegorzewskiej twórczyni ruchu na rzecz niepełnosprawnych (twórczyni pedagogiki specjalnej, czyli ruchu na rzecz metody kontaktu i kształcenia dzieci upośledzonych). Następnie zebrani udali się do teatru ROMA na wodewil: młodzieżowy musical z czasów Elvisa Presleya.


Sobota, 20 września 2003 r. W tym dniu zaplanowano wyjazd do Wilanowa zwiedzanie Pałacu i ogrodów, które należą dziś do rzędu najcenniejszych i najbardziej popularnych pomników polskiej kultury artystycznej. Następnie odbył się przejazd na Stare Miasto i ponownie na Powązki, gdzie złożono kwiaty tym razem na grobach Aleksandra Kamińskiego, Stefana Mirowskiego i Stanisława Broniewskiego ,,Orszy”. Wieczorem instruktorzy spotkali się w kręgu przy ognisku w leśnym ranczo między Białobrzegami a Rynią. Były gry, zabawy, tańce, śpiewy i olbrzymi tort. Dh. Łyczko opowiedziała gawędę o historii i aktualnej sytuacji Nieprzetartego Szlaku. Podsumowaniem dnia było przemówienie dh. Teresy Hernik, która podziękowała wszystkim zebranym za to, że ofiarowali kilkadziesiąt lat swojego życia dzieciom niepełnosprawnym, nie traktując tego jako ofiary.


Niedziela, 21 września 2003 r. Na zakończenie obchodów uroczystości odbyła się msza św. w kościele św. Marcina na Starym Mieście, gdzie jest wmurowana tablica poświęcona pamięci harcerek. Msza św. była odprawiana przez naczelnego kapelana Jana Ujmę w asyście harcerzy w mundurach. Po mszy na dziedzińcu u sióstr franciszkanek odbyło się spotkanie w pożegnalnym kręgu.


To było prawdziwe święto harcerstwa. Pokazano, że taki ruch istnieje i że jest bardzo ważny, że obok wszystkich fundacji, które działają na rzecz dzieci niepełnosprawnych, harcerstwo ma swoją rolę i tę rolę realizuje.


dh. Monika Piwek

(konsultacja merytoryczna dh. Ludomira Ryll harcmistrz, instruktor Nieprzetartego Szlaku)

Jan Paweł II – Co to znaczy „czuwam”?

Zdjęcie ze strony PAP.plW godzinie Apelu Jasnogórskiego staję, o Matko, przed Twoim umiłowanym wizerunkiem, ażeby Cię powitać.
Witam Cię jako pielgrzym ze stolicy świętego Piotra w Rzymie, a zarazem syn tej ziemi, pośród której od sześciuset lat jesteś obecna w Twoim Jasnogórskim Wizerunku.

Przybywałem tutaj często wołaniem serca, w każdą środę przemawiałem do Ciebie wobec uczestników audiencji generalnych na placu Świętego Piotra. Przeżywałem jubileusz sześćsetlecia wraz z wszystkimi Twoimi czcicielami, wraz z całym moim narodem.

Dziś dane mi jest stanąć raz jeszcze na tym świętym miejscu i spojrzeć w Twoje jasnogórskie Oblicze.

Witam Cię jako pielgrzym. Witam Cię w godzinie wieczornego Apelu po Mszy świętej odprawionej przez Prymasa Polski i duszpasterzy młodzieży. Witam Cię wraz z wszystkimi uczestnikami tego spotkania – przede wszystkim wraz z polską młodzieżą.

Raduję się z tego, że jesteśmy tutaj razem wobec Matki naszego narodu. Raduję się, drodzy młodzi przyjaciele, że razem z wami mogę Ją raz jeszcze pozdrowić słowami dzisiejszej wieczornej liturgii: Błogosławiona jesteś, Córko, przez Boga Najwyższego spomiędzy wszystkich niewiast na ziemi…

Tyś wielką chlubą naszego narodu!

Raduję się, że wespół z wami, młodzieży polska, będę mógł rozważyć zwięzłą, a jednakże bogatą treść Apelu Jasnogórskiego, który stał się jakby szczególnym dziedzictwem tysiąclecia chrztu Polski.

Już w czasie przygotowania do tej wielkiej rocznicy – 1966 – każdego dnia o godzinie 21 powtarzaliśmy, śpiewając lub wypowiadając te słowa:

„Maryjo, Królowo Polski, Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam!”

Zwięzłe słowa. Wymowne. Zakorzeniły się w naszej pamięci i w naszym sercu. Rok milenijny minął – a my nadal czujemy potrzebę, aby je powtarzać. Cieszę się, że dane mi jest dzisiaj powitać Panią Jasnogórską, rozważając naprzód, a potem śpiewając Apel Jasnogórski z polską młodzieżą.

Wypowiadając te słowa: „Maryjo, Królowo Polski, Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam„, nie tylko dajemy świadectwo duchowej obecności Bogarodzicy pośród pokoleń zamieszkujących polską ziemię.

Te słowa świadczą o tym, że wierzymy w miłość, która nas stale ogarnia. Ta miłość zrodziła się u stóp krzyża, kiedy Chrystus (jak to przypomniała dzisiejsza wieczorna Ewangelia) zawierzył Maryi swojego ucznia Jana: „Oto syn Twój” (J 19, 26). Wierzymy, że w tym jednym człowieku zawierzył Jej każdego człowieka. Równocześnie zaś w Jej Sercu obudził taką miłość, która jest macierzyńskim odzwierciedleniem Jego własnej miłości odkupieńczej.

Wierzymy, że jesteśmy miłowani tą miłością, że jesteśmy nią ogarniani: miłością Boga, która się objawiła w Odkupieniu – i miłością Chrystusa, który tego Odkupienia dopełnił przez Krzyż – i wreszcie miłością Matki, która stała pod krzyżem i z Serca Syna przyjęła do swego Serca każdego człowieka.

Jeśli wypowiadamy słowa Apelu Jasnogórskiego, to dlatego, że wierzymy w tę miłość. Wierzymy, że jest ona od stuleci obecna wśród pokoleń zamieszkujących ziemię polską. Że jest szczególnie obecna w znaku Jasnogórskiej Ikony.

Do tej miłości się odwołujemy. Świadomość tego, że jest taka miłość, że ma ona na ziemi polskiej swój szczególny znak, że możemy do niej się odwołać – daje naszej całej chrześcijańskiej i ludzkiej egzystencji jakiś podstawowy wymiar: jakąś pewność większą od wszystkich doświadczeń czy zawodów, jakie może zgotować nam życie.

Jeśli wypowiadamy słowa Apelu Jasnogórskiego, to nie tylko dlatego, aby do tej miłości (odkupieńczej oraz macierzyńskiej) odwołać się – ale także, aby na tę miłość odpowiedzieć.

Słowa: „Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam„, są bowiem zarazem wyznaniem miłości, którą pragniemy odpowiedzieć na miłość, jaką jesteśmy odwiecznie miłowani. Słowa te są zarazem wewnętrznym programem miłości. Określają one miłość nie wedle skali samego uczucia – ale wedle wewnętrznej postawy, jaką ona stanowi. Miłość – to znaczy: być przy Osobie, którą się miłuje (jestem przy Tobie), to znaczy zarazem: być przy miłości, jaką jestem miłowany. Miłować – to znaczy dalej: pamiętać. Chodzić niejako z obrazem umiłowanej Osoby w oczach i w sercu. To znaczy zarazem: rozważać tę miłość, jaką jestem miłowany, i coraz bardziej zgłębiać jej boską i ludzką wielkość. Miłować – to wreszcie znaczy: czuwać. Pozwólcie, że ten ostatni rys miłości szczególnie rozwiniemy.

Jest rzeczą niesłychanie doniosłą, aby w młodości – w tym wieku, w którym budzą się nowe uczucia miłości, uczucia decydujące nieraz o całym życiu – chodzić z takim dojrzałym wewnętrznym programem miłości, właśnie takim, o jakim mówi Apel Jasnogórski. Odpowiadając na miłość, którą jesteśmy odwiecznie umiłowani przez Ojca w Chrystusie, odpowiadając na nią zarazem jako na miłość macierzyńską Bogarodzicy – sami uczymy się miłości.

Pani Jasnogórska jest nauczycielką pięknej miłości dla wszystkich. Jest to zaś szczególnie ważne dla was, młodych. W was bowiem rozstrzyga się ów kształt miłości, jaką będzie miało całe wasze życie. A przez was – życie ludzkie na ziemi polskiej. Życie małżeńskie, rodzinne, społeczne, patriotyczne – ale także: życie kapłańskie, zakonne, misyjne. Każde życie określa się i wartościuje poprzez wewnętrzny kształt miłości. Powiedz mi, jaka jest twoja miłość – a powiem ci, kim jesteś.

Czuwam! Jakże dobrze, iż w Apelu Jasnogórskim znalazło się to słowo. Posiada ono swój głęboki rodowód ewangeliczny: Chrystus wiele razy mówił: „Czuwajcie!” (Mt 26, 41). Chyba też z Ewangelii przeszło ono do tradycji ruchu harcerskiego. W Apelu Jasnogórskim słowo „czuwam!” jest istotnym członem tej odpowiedzi, jaką pragniemy dawać na miłość, którą jesteśmy ogarnięci w znaku Jasnogórskiej Ikony. Odpowiedzią na tę miłość musi być właśnie to, że czuwam!

Co to znaczy: „czuwam„? To znaczy, że staram się być człowiekiem sumienia. Że tego sumienia nie zagłuszam i nie zniekształcam. Nazywam po imieniu dobro i zło, a nie zamazuję. Wypracowuję w sobie dobro, a ze zła staram się poprawiać, przezwyciężając je w sobie. To taka bardzo podstawowa sprawa, której nigdy nie można pomniejszać, zepchnąć na dalszy plan. Nie. Nie! Ona jest wszędzie i zawsze pierwszoplanowa. Jest zaś tym ważniejsza, im więcej okoliczności zdaje się sprzyjać temu, abyśmy tolerowali zło, abyśmy się łatwo z niego rozgrzeszali. Zwłaszcza jeżeli tak postępują inni.

Moi drodzy przyjaciele! Do was, do was należy położyć zdecydowaną zaporę demoralizacji – zaporę tym wadom społecznym, których ja tu nie będę nazywał po imieniu, ale o których wy sami doskonale wiecie. Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali. Doświadczenia historyczne mówią nam o tym, ile kosztowała cały naród okresowa demoralizacja. Dzisiaj, kiedy zmagamy się o przyszły kształt naszego życia społecznego, pamiętajcie, że ten kształt zależy od tego, jaki będzie człowiek. A więc: czuwajcie!

Chrystus powiedział podczas modlitwy w Ogrójcu apostołom: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie”.

Czuwam – to znaczy dalej: dostrzegam drugiego. Nie zamykam się w sobie, w ciasnym podwórku własnych interesów czy też nawet własnych osądów. czuwam – to znaczy: miłość bliźniego – to znaczy: podstawowa międzyludzka solidarność.

Wobec Matki Jasnogórskiej pragnę podziękować za wszystkie dowody tej solidarności, jakie dali moi rodacy, w tym również młodzież polska, w trudnym okresie niedawnych miesięcy (1). Niełatwo mi tutaj wymienić wszystkie formy tej troski, jaką otoczone były osoby internowanych, uwięzionych, zwalnianych z pracy, a także ich rodziny. Wy wiecie o tym lepiej ode mnie. Do mnie także dochodziły sporadyczne, choć częste wiadomości.

Niech to dobro, które wyzwoliło się w tylu miejscach, na tyle sposobów, nie ustaje na ziemi polskiej. Niech stale potwierdza owo „czuwam” z Apelu Jasnogórskiego, które jest odpowiedzią na obecność Matki Chrystusa w wielkiej rodzinie Polaków.

Czuwam – to znaczy także: czuję się odpowiedzialny za to wielkie, wspólne dziedzictwo, któremu na imię Polska. To imię nas wszystkich określa. To imię nas wszystkich zobowiązuje. To imię nas wszystkich kosztuje.

Może czasem zazdrościmy Francuzom, Niemcom czy Amerykanom, że ich imię nie jest związane z takim kosztem historii, że o wiele łatwiej są wolni, podczas gdy nasza polska wolność tak dużo kosztuje.

Nie będę, moi drodzy, przeprowadzał analizy porównawczej. Powiem tylko, że to, co kosztuje, właśnie stanowi wartość. Nie można zaś być prawdziwie wolnym bez rzetelnego i głębokiego stosunku do wartości. Nie pragnijmy takiej Polski, która by nas nic nie kosztowała. Natomiast czuwajmy przy wszystkim, co stanowi autentyczne dziedzictwo pokoleń, starając się wzbogacić to dziedzictwo. Naród zaś jest przede wszystkim bogaty ludźmi. Bogaty człowiekiem. Bogaty młodzieżą! Bogaty każdym, który czuwa w imię prawdy, ona bowiem nadaje kształt miłości.

Moi młodzi przyjaciele! Wobec naszej wspólnej Matki i Królowej serc pragnę wam na koniec powiedzieć, że wiem o waszych cierpieniach, o waszej trudnej młodości, o poczuciu krzywdy i poniżenia, o jakże często odczuwanym braku perspektyw na przyszłość – może o pokusach ucieczki w jakiś inny świat.

Apel Jasnogórski

1. Maryjo Królowo Polski (2x)
Jestem przy Tobie,
Pamiętam o Tobie,
I czuwam na każdy czas (2x)

2. Maryjo jesteśmy młodzi (2x)
Już dzisiaj zależy
Od polskiej młodzieży
Następne tysiąc lat (2x)

3. Maryjo Królowo nasza (2x)
Ciebie prosimy,
Uświęcaj rodziny
Uświęcaj każdego z nas (2x).

Chociaż nie jestem wśród was na co dzień, jak bywało przez tyle lat dawniej – to przecież noszę w sercu wielką troskę. Wielką, ogromną troskę. Jest to, moi drodzy, troska o was. Właśnie dlatego, że „od was zależy jutrzejszy dzień”.

Modlę się za was codziennie.

Dobrze, że jesteśmy tutaj razem w godzinie Apelu Jasnogórskiego. Wśród doświadczeń obecnego czasu, wśród próby, przez jaką przechodzi wasze pokolenie – ten Apel milenijny jest nadal programem.

W nim zawiera się jakaś podstawowa droga wyjścia. Bo wyjście w jakimkolwiek wymiarze – ekonomicznym, społecznym, politycznym – musi być naprzód w człowieku. Człowiek nie może pozostać bez wyjścia.

Matko Jasnogórska, która dana nam jesteś przez Opatrzność ku obronie narodu polskiego, przyjmij dzisiejszego wieczoru ten Apel polskiej młodzieży wespół z papieżem-Polakiem i pomóż nam trwać w nadziei! Amen. (…) Na koniec Papież pobłogosławił krzyże przyniesione przez młodzież. Powiedział przy tym: Niech w tym krzyżu będzie wasza mądrość i wasza siła przez Maryję Jasnogórską.

Apel Jasnogórski – rozważanie wygłoszone przez Jana Pawła II do młodzieży w Częstochowie 18 czerwca 1983 roku. W tym pliku znajdziesz pełny tekst rozważań z Apeli Jasnogórskich z innych pielgrzymek do Polski.

(1) – Papież mówi tu o stanie wojennym wprowadzonym w Polsce 13 grudnia 1981 roku (przyp. MG).