Zdemolowane pociągi, bójki, narkotyki, pijaństwo, Sodoma i Gomora – taki mniej więcej obraz Owsiakowego przystanku Woodstock ma przeciętny obywatel Polski. Namalowali go „rzetelni” dziennikarze, którzy albo wcale na imprezie się nie pojawili, albo ubrani w ładnie skrojone garnitury krążyli z kamerą w oczekiwaniu na choćby najmniejszą rozróbę. Aby opisać to, co naprawdę się tam dzieje trzeba to przeżyć, dojechać jak wszyscy – pociągiem, spać na polu namiotowym, zobaczyć to wszystko na własne oczy.
Jest takie jedno miejsce, które raz do roku zmienia się nie do poznania. Z pustego, nieużywanego lotniska przeistacza się w 400- tysięczne, tętniące życiem miasto. Miasto rock’n’rolla, pełne muzyki i słoneczników. To właśnie w Żarach Jurek Owsiak wraz z całą ekipą „zapaleńców”, ludzi z Fundacji i blisko tysiącem wolontariuszy z Pokojowego Patrolu, organizuje co roku Przystanek Woodstock.
Największy tego typu festiwal w Europie. To tutaj zjeżdżają się ludzie z całej Polski by na 2 dni stworzyć społeczność rządzącą się prawami „miłości, przyjaźni i muzyki”, posłuchać koncertów kilkudziesięciu zespołów, stoczyć błotne bitwy, przejechać się na samochodzie wiozącym toy-toyki i naładować się pozytywną energią na cały następny rok.
Przyjeżdżają chcąc odpocząć od codziennego życia, problemów, dużych miast. Zmęczeni codziennymi aferami w telewizji, mający dosyć polityki, wszelkich ważnych ludzi i wojen. Przybywają aby choć przez 48 godzin nie myśleć o szkole, czy pracy, tylko wraz z przyjaciółmi i 400-tysięcznym tłumem podobnie myślących ludzi pokołysać się i poszaleć w rytm muzyki. I nie myśleć o niczym innym.
Wszystko genialnie współgra, współistnieje obok siebie. Każdy wie co powinien robić, a czego mu nie wolno. Opiera się to na zaufaniu, którym Jurek Owsiak obdarza wszystkich, którzy tu przyjadą. Ale do czasu… Jeżeli ktoś złamie zasady to w zależności od przewinienia zajmie się nim policja, ochrona –
Niebieski Patrol, albo Pokojowy Patrol.
Pokojowy Patrol. Zaangażowanie, zapał i poświęcenie. „Widoczne na całym polu czerwone koszulki” to młodzi ludzie, którzy za jedynie michę jedzenia i miejsce na namiot, 24 godziny na dobę, kilka dni przed i po festiwalu, chodzą, pilnują i pomagają każdemu, kto tego potrzebuje. Niekiedy wykończeni, bez chwili wytchnienia i czasu aby cos zjeść, czy się przespać, bandażują trzydziestą rozciętą rękę i biegną w środku nocy po raz kolejny na polowy dworzec, by odebrać i poprowadzić kolejną grupę przybywająca na ten jedyny w swoim rodzaju festiwal.
O dziewiątej rano i o czwartej po południu. O drugiej w nocy i dwudziestej trzeciej, a także podczas ulewnego deszczu. Pędzą pociągi i pędzą ludzie z patrolu. Prowadzą i pokazują. Prowadzą i ostrzegają. Bacznie pilnują…
„Pokojowy Patrol musi zapobiec wszelkim ekscesom. Z kolejnych pociągów, po makabrycznej podróży w nieludzkim tłumie, wyładowują się coraz to nowe falangi ludzi. Niekiedy pijanych, a nawet gorzej – naćpanych. Więc co chwila trzeba stawiać czoło czemuś nowemu, czemuś nieprzewidzianemu. A to jakiś atak astmy, a to ktoś ma podejrzanie długi nóż do chleba. Nóż, którym można by zabić słonia. I trzeba mu ten nóż bardzo szybko odebrać.” /Jurek Owsiak/
* * *
31 lipca. Dworzec Wschodni w Warszawie. Tłum. Podstawiają pociąg: cztery wagony. Otwiera się co czwarte okno i są tylko dwa kible na cały skład. Część osób stoi na jednej nodze. Wyprawa do kibla zabiera ponad godzinę. Duszno jak w saunie. Po pewnym czasie ludziom zaczyna brakować powietrza, więc leci kilka szyb. Nawet sokiści to rozumieją. Trasa – blisko 500 km. Podróż trwa ponad 12 godzin. Ludzie najpierw piją, bo
na trzeźwo nikt tego nie zniesie, a w końcu kładą się spać. Gdzie i jak się da. Na stojąco, jedni na drugich, zaplątani rękami i nogami układają się w zwartą masę, po której w razie potrzeby chodzi się butami. Żadnej agresji, żadnego wandalizmu. Próbujesz się przecisnąć – każdy robi ci miejsce. Odlewasz się przez drzwi, bo do kibla za daleko – przytrzymają, żebyś nie wypadł. Gdy jedna dziewczyna dostaje ataku padaczki, pół pociągu stara się jej pomóc. Gdy jakiś koleś rani się w palec, wszyscy szukają dla niego plastra. Pociąg wlecze się niemiłosiernie, ale ludzie jakoś wytrzymują. Na peronie w Żarach czeka ekipa z kamerą, która gdy tylko wiara się oddala, filmuje „zdemolowany” pociąg. Jakaś rurka urwana, wybite szyby, śmieci i butelka po jabolu. Dowód wandalizmu leci w Polskę. W „Faktach” można go zobaczyć jeszcze w pięć dni po zakończeniu festiwalu. Nikt nie zauważył, że straty są żadne jak na pięciokrotnie przeładowany pociąg. W Polskę leci też obficie cytowany komunikat PAP o wandalach i zdemolowanych pociągach. A czy nie PKP jest temu winne? Do Żar przyjechało 400 tys. osób, a oni podstawili 24 bydlęce pociągi na całą Polskę. Kilka tysięcy ton rdzy.
/Mariusz Kuczewski/
* * *
Miejsce akcji: Żary. Województwo zielonogórskie. Lotnisko. Na przedmieściach. Kiedy wjeżdża się na nie kilka dni przed rozpoczęciem koncertów, to od razu narzuca się wrażenie ogromu. Kosmos. Sen. Science fiction. Piorun kulisty. A do tego wszystkiego pełnia księżyca. I to jaka pełnia. Wokół zaś zasadzone 40 tysięcy słoneczników, lub lepiej – 5 kilogramów nasion słonecznika. I wyrósł wesoły żywopłot. Niedaleko budującej się właśnie sceny stoją telefony z numerami zwrotnymi. Tak, że każdy może zadzwonić do rodziców i poprosić o oddzwonienie. Stoją też podprowadzone na tę okazję wodociągi. Można się myć. A wzdłuż pola namiotowego, na które cały czas napływają nowi przybysze, instaluje się gastronomia. Scena wygląda jak z daleka jak wrak jakiegoś gigantycznego statku pirackiego. Kiedy już stanie gotowa i w pełni oświetlona, to w nocy, z jeszcze większej odległości, będzie sprawiała wrażenie UFO. Rozjarzonego i grzmiącego. Taka niezapowiedziana wizyta. Na razie wszystko wygląda jak niegroźny piknik. Nieliczne jeszcze namioty i pierwsze flagi. Za parę dni, kiedy obozować tu będzie 400-tysięcy ludzi, łopoczące flagi stworzą ruchomy las, rodem z „Makbeta”.
* * *
„Miejsce, gdzie odbywają się koncerty robi niesamowite wrażenie. Gigantyczna scena, a przed nią namioty po horyzont. Na prawo od sceny Krisznowcy, którzy wydają codziennie kilkadziesiąt tysięcy posiłków. Na środku pola aleja z budami z żarciem, a wkoło 400 toyek. Krany z wodą, prysznic, pralnia, kafejka internetowa, a nawet i poczta i kasa PKP. Wszędzie tłumy ludzi. Punki, hipisi, długowłosi, ogoleni na łyso, ubrani na czarno i na kolorowo, z pacyfą, anarchią, bądź krzyżykiem na szyi. Ale zobaczyć także można wielopokoleniowe rodziny z Żar. – „Nie boi się pani tu przychodzić?” – pytam staruszki w słomkowym kapeluszu. – „To bardzo sympatyczni ludzie. A, że dziwnie wyglądają i piją… mnie to nie przeszkadza. Młodzi są, niech się bawią.”
* * *
„Na polu jest potwornie gorąco. Wszyscy pchają się do kranów i pod prysznic. Szybko tworzy się bajoro, w którym ludzi taplają się dla zabawy i ochłody. TVN robi reportaż o polskiej młodzieży. Przedstawiają dwa typy: uwalony w błocie prymityw z Woodstock’u kontra ugrzeczniony pielgrzymkowicz z Maryją na ustach. Pokazują autorytety młodych: Owsiak wrzeszczący ze sceny i roztrzęsiony Papa. Nikt jednak nie zauważa, że setki tysięcy wybierają Woodstock. Widać szatan ich opętał.”
/Mariusz Kuczewski/
Żadnego dziennikarza nawet nie zainteresowało 400-tysięczne miasto, w którym zanotowano tylko kilka przypadków łamania prawa. Miasto ludzi, którzy pomimo upałów, kurzu, ograniczonego dostępu do wody są spokojni i weseli. Nie było żadnego pobicia, kilka przypadków dilerki, paredziesiąt omdleń i to wszystko. Ze wszystkim sprawnie radzi sobie Pokojowy Patrol. Nie ma w Polsce miasta o takiej liczbie ludności z tak niskim wskaźnikiem przestępczości. A ludzie później czytają w gazecie albo widzą w telewizji tylko rozwalony pociąg i paru nawalonych gości. Manipulacja. Inaczej nie da się tego nazwać.
Na te kilka dni Żary stały się jednym z najludniejszych miast Polski. Przestępczość była znikoma i każdy, poza dziennikarzami, wrócił z niej zadowolony. Nikt tutaj, nawet Owsiak, nie był święty, ale przecież Woodstock to nie jest jakieś kółko różańcowe, tylko największy w Europie festiwal rockowy. Dziennikarze relacjonujący imprezę, przyzwyczajeni do afer i sensacji, nie zdają sobie chyba jednak sprawy, że jeśli przez nich Przystanek padnie, to nikt na tym nie skorzysta, a wiele osób straci bardzo dużo. Oni także – temat.
„Jeśli ktoś chce zobaczyć człowieka pijanego, zaćpanego, wytatuowanego, agresywnego, brudnego i nie najpiękniejszego, to niech tu koniecznie przyjedzie. Niech przyjedzie do Żar na Przystanek Woodstock. Pełno tu takich ludzi. Ale kto chce zobaczyć człowieka trzeźwego, normalnie wyglądającego, wesołego, myjącego codziennie zęby, uśmiechniętego – toteż niech przyjedzie, tu także takich można spotkać. Ja się żadnego z tych ludzi nie wypieram. Ja chcę się z nimi wszystkimi bawić. Ja ich tu wszystkich zapraszam i serdecznie witam. Dla wielu z nich to jedyne miejsce gdzie zostaną zaakceptowani. Nikt ich tu nie będzie wyzywał od szumowin i nieudaczników. I to do nich wyjdzie Darek Malejonek z „Maleo Reggae Rockers” i powie tak: „Bóg kocha Was takimi jakimi jesteście teraz”. I być może wielu z nich wyraźnie to usłyszy”…
/Jurek Owsiak/
połowę napisała & połowę zmontowała:
koza_nostra =)
[Ania Michałowska]
P.S. Przy okazji chcę was zaprosić do kina do film „Przystanek Woodstock – najgłośniejszy film Polski”, mając nadzieję, że po jego obejrzeniu chociaż część osób zmieni swoją opinię, zapewne niezbyt pochlebną, na temat tego festiwalu, ukształtowaną wyłącznie na podstawie mediów, które niestety po prostu kłamią…
A za to wszystko odpowiada jeden człowiek, którego ja osobiście podziwiam za wytrwałość. Za to, że połowa Polski i wszystkie media rzucają mu kłody pod nogi jak się da, utrudniając załatwienie wszystkiego, co ma związek z Woodstock ’iem, a on nie poddaje się i cały czas walczy o zmianę nastawienia ludzi. To trochę jak walka z wiatrakami, bo zmienić poglądy ludzi, które oni wbili sobie do głowy i przekonać ich, że się mylili, to prawie niewykonalne. Ale takie pojęcie nie jest znane Jurkowi. I tak, jak brzmiał ostatni text, który słyszałam w Fundacji: „Rzeczy niemożliwe załatwiamy od ręki.. Na cuda trzeba trochę poczekać…” 🙂
foto: TRoLL; wosp.org.pl