Akcja „Czysty las” w Józefowie

Każdy z nas może być wrogiem lub przyjacielem przyrody: roślin, zwierząt, krajobrazu. To, kim się staniemy, zależy tylko i wyłącznie od nas – od decyzji, jakie podejmujemy i od ich konsekwencji.

Niestety, codzienny widok pobliskich lasów – zwalki szkła, plastiku, papy i eternitu, stare meble, zardzewiale karoserie samochodów itp., sugeruje, iż wielu z nas podjęło zle decyzje…

Aby ratować józefowskie lasy i przede wszystkim zapobiegać takim sytuacjom, Szczep Józefów przy współpracy z Burmistrzem, Referatem ds. eksploatacji i obsługi miasta oraz Dyrekcją szkól zorganizował akcję „Czysty las”. W dniach 13 września 2003 (harcerze) i 20 września 2003 (uczniowie) ruszyli w wir wielkiego sprzątania okolicznych lasów. Efektem porządkowania niewielkiego obszaru przez 3 DH ZAWISZACYi 5 DH LEŚNI było zebranie 20 worków segregowanych odpadów (szkło i plastik) i ponad 30 worków innych śmieci.
Sprzątaniem tym Szczep nasz zapoczątkował cykl zbiórek poświęconych ekologii.

Wielkie dzięki: Magdzie Cyberman z Urzędu Miasta, Ilonie, Siarkowi, Adrianowi, Maćkowi, Magdzie Sz., Beacie, Wice, Kasi O., Oli B., Bronkowi, Adamowi, Mateuszowi, Michałowi, Piotrkowi – z 3 DH, Mirkowi, Michałowi, Basi Bakule, Patrycji Zawłockiej, Kubie Zawłockiemu, Marcie Kokowicz, Kubie Wojciechowskiemu, Wiktorii Michałowskiej, Andrzejowi Prokopowi i Pawłowi Gwardjakowi z 5 DH LEŚNI.

Monika

Sprzątanie lasu, w którym uczestniczyli harcerze, było takie jak każde inne sprzątanie – nudne. Zebraliśmy około 20 worków segregowanych śmieci takich jak szkło, plastik i wiele niesegregowanych. Spotkaliśmy wściekłego kota, który chciał ugryźć jednego z nas. Jednym z ciekawszych śmieci, które znaleźliśmy była sprężyna od kanapy, na której świetnie się skakało. Po paru godzinach ciężkiej pracy rozeszliśmy się do domów w pełni zadowoleni, że przynajmniej w części pomogliśmy przyrodzie.
Piotrek Książek – 3DH ZAWISZACY.

INFO: Statystyczny Polak wytwarza 300 kg śmieci rocznie ( w krajach U.E. dwa razy więcej). Tak, więc 5-osobowa rodzina wytwarza każdego roku 1,5 tony śmieci. Jeśli przykładowo 10 rodzin pozbywa się ich nielegalnie, wyrzucając je np. do lasu, to znaczy, że wyrzucają DO LASU 15 TON śmieci rocznie. Jeśli jest takich rodzin 100 – znaleźć możemy w lasach 150 TON. A jeśli jest takich rodzin więcej …?

Idziemy na

Idziemy na „Starą Baśń”. Co tam recenzje krytyków! Oni widzieli już tyle filmów, że nic im się teraz nie podoba. Mamy wolne 2 godzinki, kino – niejedno, grają znowu coś polskiego, trzeba być „na bieżąco”.


Jeśli czytaliście rzeczoną powieść, to bardzo słusznie, bo czytanie dobrze wpływa na naszą ortografię, interpunkcję, oratorstwo, zasób słów, skojarzenia, swobodę poruszania się w … bibliotece i w intelektualnej rozmowie. Jeżeli zaś należysz do większości społeczeństwa młodego, która baśnie zna, ale tylko Andersena, to pocieszam: scenariusz nie jest wierny z powieścią (patrz P.S.), więc nie pogubicie się w wątkach.

Zdjęcie ze strony www.starabasn.pl
Jesteśmy w kinie. Wydaliśmy 21 zł na bilet (a myśleliśmy, że w Multikinie jest taniej!) – nie starczyło nam na kukurydzę. I bardzo dobrze, bo to amerykański zwyczaj, a film mamy krajowy. Co innego jakby sprzedawali prażoną kaszę albo podpłomyki. Czułoby się tego ducha IX wieku, w którym cała rzecz filmu się dzieje.


Po reklamach (które najcierpliwszego wyprowadzą z równowagi) nareszcie widzimy starą wiedźmę, która w zielnym dymie u stóp Światowida (inni mówią Świętowida), którego 5 DH Leśni już znają (z obozu Arcybiskupstwo) ośmiela się straszyć starego Popiela jakimiś myszami. On nie wierzy, a my już skądś to znamy. Napisy początkowe. Dobra muzyka Krzesimira Dębskiego. Akcja. Szybka, bez dłużyzn, a mówią, że kiedyś życie płynęło wolniej… Mamy okazję przekonać, ze nie było też sielanką.

Zdjęcie ze strony www.starabasn.pl
Słuchajcie panny! Córki były zależne od woli ojca. Jeżeli przyrzekł je do służby w świątyni, nie było zmiłuj. Gdy ojca nie stało, srogą pieczę nad nią sprawował najstarszy brat. Poza tym samotne spacery po lesie mogły być bardzo niebezpieczne, chyba, że w pobliżu był Ziemek Żebrowski. A lubczyk działa naprawdę, gdy ma się niebieskie oczy i odprawi naprzód gusła.


Kawalerowie! Za Popiela też brali do wojska. Służyło się w grodzie u księcia i „fali” może nie było, ale biada tym, których ojcowie stanęli przeciw władcy. Można było stracić głowę (patrz film, brrr!).

Szanowne małżonki! Gdy umierał mąż, kończyło się też i wasze życie (na stosie, razem z ciałem zaślubionego).


Czcigodni mężowie! Z obrazu pana Jerzego Hoffmana wynika, że wy nic tylko wiecujecie (kłócicie się pod starymi dębami), spać na stole wśród pobiesiadnych misek, wojować, wojować i ścinać głowy. Pod katem tych ostatnich film był bardzo obrazowy bez niedomówień. Krew tryskała, na oblegających lała się wrząca smoła, miecze w brzuchach, strzała w oku…

Zdjęcie ze strony www.starabasn.pl
Jak na baśń przystało, wszystko skoczyło się… ups! Ach, wygadałam się. Przepraszam tych, co jeszcze nie byli. To co? Już nie będziecie chyba szli na „Starą Baśń”? Jak macie wolne 21 zł, to zostawcie sobie na kolejne 21 Przecieków.

MS


P.S. miejmy nadzieję, że Ignacy Kraszewski nie przewraca się teraz w grobie widząc jak Hoffman usunął z filmu Niemców. Zamiast nich na Słowian napadają Wikingowie, a żona Popiela jest osobą bez narodowości (w książce jest Niemką). Tak jakby konflikt słowiańsko-germański był tylko starą baśnią.

Państwo Środka od środka


Bariera językowa dzieląca Chińczyków od turystów niejednego podróżującego przyprawiła o ból głowy. Trzeba być przygotowanym na to, że porozumienie się z Chińczykami będzie trudne.
W małych miasteczkach na południu nikt nie mówił po angielsku. Poza turystami. Jeżeli nauczysz się odróżniać Japończyków, okaże się, że każdy z nich mówi po angielsku, a czytanie chińskiego pisma to dla nich pestka – większość japońskich znaków jest podobna. Więcej…

Zbiórka w Pogorzeli

27 września upłynął pod znakiem lilijki w Pogorzeli. Na zbiórkę w ośrodku ,,Pol-hot”, zorganizowaną przez kadrę Kręgu ,,Srebrnych Sznurów”, przybyła młodzież harcerska ze środowiska Gimnazjum nr 2 i nr 3 w Otwocku. Łącznie z nie-harcerzami spotkało się ok. 40 osób. Idea harcerstwa zasiana w sercach młodzieży w czasie wakacji zebrała więc obfite żniwo.

Pokłosie Sobieszewa

W jednym z poprzednich wydań Magazynu pisałam o obozie w Sobieszewie, zorganizowanym metodą harcerską dla dzieci z najuboższych rodzin. Celem tej ,,Wielkiej Wakacyjnej Wędrówki” (pod takim hasłem powołano obóz) było zachęcenie dzieci i młodzieży do harcerstwa oraz stworzenie drużyn harcerskich. Ten cel już jest realizowany. Większość uczestników obozu przystąpiła do działalności harcerskiej po złożeniu Przyrzeczenia Harcerskiego. Na zbiórce pojawiło się także sporo nowych twarzy. To dowód na to, że harcerstwo przyciąga jak magnes i że rodzina harcerska jest otwarta na nowych członków.
Mankamentem zbiórki okazał się termin spotkania – sobota 27 września. Młodzież z Gimnazjum nr 3 miała wtedy w planach wyjście do kina na ,,Starą baśń”. Na zbiórkę nie dotarła niestety także młodzież harcerska z Gimnazjum nr 4.

Będziemy Pogorzelić

Od rana świeciło słońce. Spotkaliśmy się o godz. 12.00 przed Szkołą Podstawową nr 12, skąd udaliśmy się na Stadion, aby przygotować przedpole wędrówki. Były kiełbaski z grilla, chipsy i inne smakołyki. Mieliśmy trochę czasu, aby zerknąć na mapę i zapamiętać trasę. Ok. godz. 14.00 drużynami wyruszyliśmy ze Stadionu, by zdobyć Pogorzel. Droga była prosta, wiodła ok. 10 km przez las. W lesie są najlepsze warunki do przeprowadzenia gry terenowej, którą poprowadził dh Przewodnik Michał Bany. Każdy uczestnik gry dostał szarfę (kawałek folii) symbolizującą życie. Gra polegała na zdobyciu jak największej liczby żyć. Podczas niej można było awansować na stopień szperacza. Zwyciężyły dziewczyny.

Ok. godz. 16.00 dotarliśmy do bazy w Pogorzeli. Cel został zdobyty. Dalej wszystko działo się po harcersku. Było spotkanie w kręgu przy ognisku, nie zabrakło też śpiewanek oraz gier i zabaw pod kierunkiem drużynowego Pawła Majkowskiego. Młodzież pląsała w rytm Ojca Abrahama, Janicka i kręcioła… Wszyscy, choć zmęczeni, dobrze się bawili.

Ostatnim akcentem zbiórki była gawęda naszego Komendanta – harcmistrza Władysława Setniewskiego (pseud. Szara Sowa), który podziękował zebranym za przybycie i opowiedział o wartościach harcerstwa. Komendant przypomniał to, co niejednokrotnie słyszałam już w Sobieszewie, że harcerstwo to służba Bogu, Ojczyźnie (czyli Bliźnim) i sobie. Te elementy nie mogą być deprecjonowane przez nikogo. Im bardziej kocha się siebie, tym bardziej kocha się innych. Człowiek jest wart tyle, ile sam z siebie daje innym ludziom, a harcerstwo szczególnie sprzyja krzewieniu bezinteresowności.
Nasz Kwiat Harcerstwa właśnie w ten sposób podsumował zbiórkę. Kiedy mówił, wszyscy słuchaliśmy w skupieniu. W kręgu przy ognisku znów wytworzyła się atmosfera bliskości, która przykuwała uwagę postronnych. W pewnym momencie ktoś z zewnątrz zapytał nawet, czy mamy spotkanie z bohaterem. To znak, że byliśmy, jesteśmy i będziemy widoczni nie dzięki mundurom czy liczbie zdobytych stopni i sprawności harcerskich, ale właśnie dzięki bratniemu słowu, które sobie daliśmy… Bo wszyscy harcerze to jedna rodzina. Nie zapominajcie o tym Druhny i Druhowie! Do następnego razu.

Czuwaj!
dh. Monika Piwek

Jedyny taki Przystanek.


Zdemolowane pociągi, bójki, narkotyki, pijaństwo, Sodoma i Gomora – taki mniej więcej obraz Owsiakowego przystanku Woodstock ma przeciętny obywatel Polski. Namalowali go „rzetelni” dziennikarze, którzy albo wcale na imprezie się nie pojawili, albo ubrani w ładnie skrojone garnitury krążyli z kamerą w oczekiwaniu na choćby najmniejszą rozróbę. Aby opisać to, co naprawdę się tam dzieje trzeba to przeżyć, dojechać jak wszyscy – pociągiem, spać na polu namiotowym, zobaczyć to wszystko na własne oczy.

Jest takie jedno miejsce, które raz do roku zmienia się nie do poznania. Z pustego, nieużywanego lotniska przeistacza się w 400- tysięczne, tętniące życiem miasto. Miasto rock’n’rolla, pełne muzyki i słoneczników. To właśnie w Żarach Jurek Owsiak wraz z całą ekipą „zapaleńców”, ludzi z Fundacji i blisko tysiącem wolontariuszy z Pokojowego Patrolu, organizuje co roku Przystanek Woodstock.
Największy tego typu festiwal w Europie. To tutaj zjeżdżają się ludzie z całej Polski by na 2 dni stworzyć społeczność rządzącą się prawami „miłości, przyjaźni i muzyki”, posłuchać koncertów kilkudziesięciu zespołów, stoczyć błotne bitwy, przejechać się na samochodzie wiozącym toy-toyki i naładować się pozytywną energią na cały następny rok.

Przyjeżdżają chcąc odpocząć od codziennego życia, problemów, dużych miast. Zmęczeni codziennymi aferami w telewizji, mający dosyć polityki, wszelkich ważnych ludzi i wojen. Przybywają aby choć przez 48 godzin nie myśleć o szkole, czy pracy, tylko wraz z przyjaciółmi i 400-tysięcznym tłumem podobnie myślących ludzi pokołysać się i poszaleć w rytm muzyki. I nie myśleć o niczym innym.
Wszystko genialnie współgra, współistnieje obok siebie. Każdy wie co powinien robić, a czego mu nie wolno. Opiera się to na zaufaniu, którym Jurek Owsiak obdarza wszystkich, którzy tu przyjadą. Ale do czasu… Jeżeli ktoś złamie zasady to w zależności od przewinienia zajmie się nim policja, ochrona –
Niebieski Patrol, albo Pokojowy Patrol.



Pokojowy Patrol. Zaangażowanie, zapał i poświęcenie. „Widoczne na całym polu czerwone koszulki” to młodzi ludzie, którzy za jedynie michę jedzenia i miejsce na namiot, 24 godziny na dobę, kilka dni przed i po festiwalu, chodzą, pilnują i pomagają każdemu, kto tego potrzebuje. Niekiedy wykończeni, bez chwili wytchnienia i czasu aby cos zjeść, czy się przespać, bandażują trzydziestą rozciętą rękę i biegną w środku nocy po raz kolejny na polowy dworzec, by odebrać i poprowadzić kolejną grupę przybywająca na ten jedyny w swoim rodzaju festiwal.

O dziewiątej rano i o czwartej po południu. O drugiej w nocy i dwudziestej trzeciej, a także podczas ulewnego deszczu. Pędzą pociągi i pędzą ludzie z patrolu. Prowadzą i pokazują. Prowadzą i ostrzegają. Bacznie pilnują…



„Pokojowy Patrol musi zapobiec wszelkim ekscesom. Z kolejnych pociągów, po makabrycznej podróży w nieludzkim tłumie, wyładowują się coraz to nowe falangi ludzi. Niekiedy pijanych, a nawet gorzej – naćpanych. Więc co chwila trzeba stawiać czoło czemuś nowemu, czemuś nieprzewidzianemu. A to jakiś atak astmy, a to ktoś ma podejrzanie długi nóż do chleba. Nóż, którym można by zabić słonia. I trzeba mu ten nóż bardzo szybko odebrać.” /Jurek Owsiak/




* * *

31 lipca. Dworzec Wschodni w Warszawie. Tłum. Podstawiają pociąg: cztery wagony. Otwiera się co czwarte okno i są tylko dwa kible na cały skład. Część osób stoi na jednej nodze. Wyprawa do kibla zabiera ponad godzinę. Duszno jak w saunie. Po pewnym czasie ludziom zaczyna brakować powietrza, więc leci kilka szyb. Nawet sokiści to rozumieją. Trasa – blisko 500 km. Podróż trwa ponad 12 godzin. Ludzie najpierw piją, bo
na trzeźwo nikt tego nie zniesie, a w końcu kładą się spać. Gdzie i jak się da. Na stojąco, jedni na drugich, zaplątani rękami i nogami układają się w zwartą masę, po której w razie potrzeby chodzi się butami. Żadnej agresji, żadnego wandalizmu. Próbujesz się przecisnąć – każdy robi ci miejsce. Odlewasz się przez drzwi, bo do kibla za daleko – przytrzymają, żebyś nie wypadł. Gdy jedna dziewczyna dostaje ataku padaczki, pół pociągu stara się jej pomóc. Gdy jakiś koleś rani się w palec, wszyscy szukają dla niego plastra. Pociąg wlecze się niemiłosiernie, ale ludzie jakoś wytrzymują. Na peronie w Żarach czeka ekipa z kamerą, która gdy tylko wiara się oddala, filmuje „zdemolowany” pociąg. Jakaś rurka urwana, wybite szyby, śmieci i butelka po jabolu. Dowód wandalizmu leci w Polskę. W „Faktach” można go zobaczyć jeszcze w pięć dni po zakończeniu festiwalu. Nikt nie zauważył, że straty są żadne jak na pięciokrotnie przeładowany pociąg. W Polskę leci też obficie cytowany komunikat PAP o wandalach i zdemolowanych pociągach. A czy nie PKP jest temu winne? Do Żar przyjechało 400 tys. osób, a oni podstawili 24 bydlęce pociągi na całą Polskę. Kilka tysięcy ton rdzy.
/Mariusz Kuczewski/

* * *



Miejsce akcji: Żary. Województwo zielonogórskie. Lotnisko. Na przedmieściach. Kiedy wjeżdża się na nie kilka dni przed rozpoczęciem koncertów, to od razu narzuca się wrażenie ogromu. Kosmos. Sen. Science fiction. Piorun kulisty. A do tego wszystkiego pełnia księżyca. I to jaka pełnia. Wokół zaś zasadzone 40 tysięcy słoneczników, lub lepiej – 5 kilogramów nasion słonecznika. I wyrósł wesoły żywopłot. Niedaleko budującej się właśnie sceny stoją telefony z numerami zwrotnymi. Tak, że każdy może zadzwonić do rodziców i poprosić o oddzwonienie. Stoją też podprowadzone na tę okazję wodociągi. Można się myć. A wzdłuż pola namiotowego, na które cały czas napływają nowi przybysze, instaluje się gastronomia. Scena wygląda jak z daleka jak wrak jakiegoś gigantycznego statku pirackiego. Kiedy już stanie gotowa i w pełni oświetlona, to w nocy, z jeszcze większej odległości, będzie sprawiała wrażenie UFO. Rozjarzonego i grzmiącego. Taka niezapowiedziana wizyta. Na razie wszystko wygląda jak niegroźny piknik. Nieliczne jeszcze namioty i pierwsze flagi. Za parę dni, kiedy obozować tu będzie 400-tysięcy ludzi, łopoczące flagi stworzą ruchomy las, rodem z „Makbeta”.


* * *



„Miejsce, gdzie odbywają się koncerty robi niesamowite wrażenie. Gigantyczna scena, a przed nią namioty po horyzont. Na prawo od sceny Krisznowcy, którzy wydają codziennie kilkadziesiąt tysięcy posiłków. Na środku pola aleja z budami z żarciem, a wkoło 400 toyek. Krany z wodą, prysznic, pralnia, kafejka internetowa, a nawet i poczta i kasa PKP. Wszędzie tłumy ludzi. Punki, hipisi, długowłosi, ogoleni na łyso, ubrani na czarno i na kolorowo, z pacyfą, anarchią, bądź krzyżykiem na szyi. Ale zobaczyć także można wielopokoleniowe rodziny z Żar. – „Nie boi się pani tu przychodzić?” – pytam staruszki w słomkowym kapeluszu. – „To bardzo sympatyczni ludzie. A, że dziwnie wyglądają i piją… mnie to nie przeszkadza. Młodzi są, niech się bawią.”


* * *



„Na polu jest potwornie gorąco. Wszyscy pchają się do kranów i pod prysznic. Szybko tworzy się bajoro, w którym ludzi taplają się dla zabawy i ochłody. TVN robi reportaż o polskiej młodzieży. Przedstawiają dwa typy: uwalony w błocie prymityw z Woodstock’u kontra ugrzeczniony pielgrzymkowicz z Maryją na ustach. Pokazują autorytety młodych: Owsiak wrzeszczący ze sceny i roztrzęsiony Papa. Nikt jednak nie zauważa, że setki tysięcy wybierają Woodstock. Widać szatan ich opętał.”
/Mariusz Kuczewski/

Żadnego dziennikarza nawet nie zainteresowało 400-tysięczne miasto, w którym zanotowano tylko kilka przypadków łamania prawa. Miasto ludzi, którzy pomimo upałów, kurzu, ograniczonego dostępu do wody są spokojni i weseli. Nie było żadnego pobicia, kilka przypadków dilerki, paredziesiąt omdleń i to wszystko. Ze wszystkim sprawnie radzi sobie Pokojowy Patrol. Nie ma w Polsce miasta o takiej liczbie ludności z tak niskim wskaźnikiem przestępczości. A ludzie później czytają w gazecie albo widzą w telewizji tylko rozwalony pociąg i paru nawalonych gości. Manipulacja. Inaczej nie da się tego nazwać.



Na te kilka dni Żary stały się jednym z najludniejszych miast Polski. Przestępczość była znikoma i każdy, poza dziennikarzami, wrócił z niej zadowolony. Nikt tutaj, nawet Owsiak, nie był święty, ale przecież Woodstock to nie jest jakieś kółko różańcowe, tylko największy w Europie festiwal rockowy. Dziennikarze relacjonujący imprezę, przyzwyczajeni do afer i sensacji, nie zdają sobie chyba jednak sprawy, że jeśli przez nich Przystanek padnie, to nikt na tym nie skorzysta, a wiele osób straci bardzo dużo. Oni także – temat.



„Jeśli ktoś chce zobaczyć człowieka pijanego, zaćpanego, wytatuowanego, agresywnego, brudnego i nie najpiękniejszego, to niech tu koniecznie przyjedzie. Niech przyjedzie do Żar na Przystanek Woodstock. Pełno tu takich ludzi. Ale kto chce zobaczyć człowieka trzeźwego, normalnie wyglądającego, wesołego, myjącego codziennie zęby, uśmiechniętego – toteż niech przyjedzie, tu także takich można spotkać. Ja się żadnego z tych ludzi nie wypieram. Ja chcę się z nimi wszystkimi bawić. Ja ich tu wszystkich zapraszam i serdecznie witam. Dla wielu z nich to jedyne miejsce gdzie zostaną zaakceptowani. Nikt ich tu nie będzie wyzywał od szumowin i nieudaczników. I to do nich wyjdzie Darek Malejonek z „Maleo Reggae Rockers” i powie tak: „Bóg kocha Was takimi jakimi jesteście teraz”. I być może wielu z nich wyraźnie to usłyszy”…
/Jurek Owsiak/

połowę napisała & połowę zmontowała:
koza_nostra =)
[Ania Michałowska]

P.S. Przy okazji chcę was zaprosić do kina do film „Przystanek Woodstock – najgłośniejszy film Polski”, mając nadzieję, że po jego obejrzeniu chociaż część osób zmieni swoją opinię, zapewne niezbyt pochlebną, na temat tego festiwalu, ukształtowaną wyłącznie na podstawie mediów, które niestety po prostu kłamią…

A za to wszystko odpowiada jeden człowiek, którego ja osobiście podziwiam za wytrwałość. Za to, że połowa Polski i wszystkie media rzucają mu kłody pod nogi jak się da, utrudniając załatwienie wszystkiego, co ma związek z Woodstock ’iem, a on nie poddaje się i cały czas walczy o zmianę nastawienia ludzi. To trochę jak walka z wiatrakami, bo zmienić poglądy ludzi, które oni wbili sobie do głowy i przekonać ich, że się mylili, to prawie niewykonalne. Ale takie pojęcie nie jest znane Jurkowi. I tak, jak brzmiał ostatni text, który słyszałam w Fundacji: „Rzeczy niemożliwe załatwiamy od ręki.. Na cuda trzeba trochę poczekać…” 🙂

foto: TRoLL; wosp.org.pl

[HAL 2003] Fantastyczny obóz 5 DH „LEŚNI”

Do oceny obozu trzeba trochę czasu. Koniecznego do tego dystansu nabiera się dopiero po jakimś czasie. Kiedy już obozowe emocje opadną i ma się chwilę czasu na podsumowanie można uczciwie podsumować obóz. Tak więc – jako że minęło już wystarczająco dużo czasu od obozu – spróbuję podsumować nasze tegoroczne przerwankowe poczynania.

„Historia Wieży Narrenturm jest tak stara, że nikt nie pamięta kim byli jej pierwsi budowniczowie. Musieli być potężni i dysponować tajemną mocą, bo ich dzieło było niezwykłe i odradzające się. Niektórzy nazywali wieżę wieżą Głupców. Nikt już nie pamięta dlaczego”.


Nazwa NARRENTURM na bramie obozu; fot. MG

Tak zaczął się obóz 5 DH „LESNI”. W odpowiedzi na zapotrzebowanie dużej części harcerzy fabułę obozu oparliśmy o fantasy. Harcerzy, którzy fanami tego gatunku nie byli wprowadzaliśmy od kwietnia w świat ras, driad, czarów, walk z nieznanymi mocami, itp. I chociaż można było przed obozem zrobić więcej, to zasada przygotowywania obozu w jak najkrótszym czasie w końcu w tym roku została złamana. Ufff.

Przygotowując obóz chciałem przenieść doświadczenia z obozu z 2001 roku – kiedy nazywaliśmy się Arcybiskupstwo i na trzy tygodnie zamieszkaliśmy w grodzie starożytnych Słowian. Tamten obóz przypadł harcerzom do gustu. Nawet po cichu – na własny użytek – tegoroczny obóz nazywałem „Arcybiskupstwo 2”. Czy mi się udało najlepiej ocenią harcerze.

W przygotowaniu i przeprowadzeniu obozu bardzo pomógł zastęp starszoharcerski. To głównie oni opracowali szczegóły konwencji i fabułę obozu. Oni byli motorem całego przedsięwzięcia. Świetnie poruszali się po świecie, który na czas obozu stworzyliśmy. Właściwie moja ingerencja w program ograniczała się do korygowania naszego kursu.

Skład naszej Drużyny mało się od ostatniego obozu zmienił. Zalety tego można było docenić przy pionierce, służbie w kuchni i innych punktach programu wymagających harcerskiego wyrobienia. Z satysfakcja patrzyłem, że harcerze są dużo bardziej samodzielni niż jeszcze rok czy dwa lata temu. Moi drodzy, będą z Was ludzie!

Z przyjemnością odebrałem na tym obozie od piątki harcerzy Przyrzeczenie. Trwało cztery godziny i było wędrówką przez cztery krainy: wody, ziemi, powietrza i ziemi. Więcej nie chcę zdradzać – dam szansę harcerzom, żeby zrobili to sami.

Z perspektywy widzę, że był to nasz najlepszy z dotychczasowych obozów. Nie chciało się wracać do poniedziałku do pracy. Za rok pojedziemy na obóz „Arcybiskupstwo 3”. Oczywiście pod inna nazwą i w innej konwencji, ale z równie udanym skutkiem.

Wieża Narrenturm dla jednych jest zwykłą bajką, dla innych legendą, w której słychać echo dawnych wydarzeń, ale są i tacy, którzy wierzą , że dziejąca się, obok naszej, rzeczywistość. Świat, który można zobaczyć. Wystarczy tylko mądrze użyć swoich zmysłów…


Mirek Grodzki

P.S. Przeczytałem kiedyś, że najlepszą oceną obozu jest długość żegnania się po wyjściu z autokaru, który przywozi harcerzy z obozu do domu.
Miło było patrzeć jak harcerze nie mogli się rozstać i przeciągali pożegnanie w nieskończoność…
Aha, w końcu przekonałem się do fantasy!! No i na Olimpie nie było tak źle…