Drogowskaz

„… Spieszmy się, spieszmy kochać ludzi

jak pouczał poeta-ksiądz Jan Twardowski.

Oni naprawdę tak umieją odejść nagle,

tak nie wrócić, zawieruszyć się na amen, zatrzeć ślad

Wystarczy wiatru nagły poryw, jedno słowo,

nieostrożny czasem gest.

Zostają głuche telefony, krzesła, stoły, lampy, okna

za oknami pochylone cienie drzew.”

(Jan Długosz)



Każdy z nas ma lub miał w swoim życiu osobę, która była dla niego drogowskazem. Bardzo często nie zdawał sobie sprawy z jej istnienia, dopóki nie okazało się, ze gdzieś po drodze po prostu ją zgubił.

Drogowskaz to bardzo specyficzna osoba. Potrafi się z tobą śmiać, bez zazdrości dzielić chwile radości i szczęścia. Potrafi płakać, gdy tobie nie starcza już łez. Jest zawsze gdzieś w pobliżu, czasem tuż-tuż za twoimi plecami, czasem z oddali śledzi twoje nie rozważne, młodzieńcze kroki, ale zawsze jest na tyle blisko, by w razie potrzeby stanąć przy tobie. Nigdy nie każe, zawsze radzi. Ale to od ciebie zależy, w którą stronę podążysz. Niezależnie od twojej decyzji ona z radością lub z obawą- podąży za tobą. Wybór jest w tym momencie tylko twoją decyzją.

Pozwala upadać, popełniać błędy. Wtedy natychmiast zjawia się przy tobie, podaje lekko pomarszczoną, twardą, spracowaną dłoń, pomaga wstać, bez słowa ociera łzy. Czasem jednak staje przed tobą i z tym swoim przepełnionym mądrością i dobrocią wyrazem twarzy, mówi łagodnym głosem. Mówi, byś dalej nie szedł, bo przepaść, bo cierpienia bez dna, bo ból, strach, krzywda nie do naprawienia. Ale nadal to ty dokonujesz wyboru…

Na początku twój drogowskaz prowadzi cię za rękę szeroką polną miedzą. Łagodne promienie słońca powoli budzą do życia zmarzniętą ziemię. Na surowym, błękitnym niebie ukazują się nieśmiało pierwsze, białe chmurki, nieodzownie zwiastując nadejście dobrych, słonecznych dni. Czujesz wtedy niesamowity spokój, ukojenie, wiesz, że nic złego nie ma prawa się przytrafić. Wiesz, że jesteś całkowicie bezpieczny, że wszystkie złe moce, gdyby tylko sprzysięgły się przeciw tobie zostałyby pokonane jednym machnięciem czarodziejskiej różczki twego drogowskazu. Patrzysz na niego i widzisz ideał, kogoś kim chciałbyś być w przyszłości. Owa osnuta mgiełką tajemnicy postać pokazuje Ci świat, uczy kochać i być kochanym, uczy żyć, myśleć, pokonywać samego siebie, stawiać sobie wyzwania.

Powoli zagłębiacie się w las. Z początku jest to rzadki zagajnik, w który figlarz-wiatr muska delikatnie młode, zielone listki. Jest wiosna. Wszystko budzi się do życia. Twój drogowskaz puszcza twą dłoń. Idziecie razem, ale mimo wszystko nadal to on prowadzi. Pokazuje ci jak nie zgubić się w lesie, który niezauważalnie dla ciebie stał się nagle gesty i dziki. Pełne dostojeństwa dęby patrzą z góry na twe poczynania. A ty? Ty co krok potykasz się o ich wystające korzenie, padasz boleśnie na wilgotną ziemię, w sam środek kolczastych, purpurowych malin i wtedy czujesz dobre dłonie oplatające cię w pasie i stawiające na dwie, lekko pokiereszowane nogi. Z dnia na dzień twoje kroki stają się coraz pewniejsze, ale i ścieżki którymi podążacie są coraz bardziej dzikie i niebezpieczna. Uczysz się jak nie zbłądzić w gęstwinie tych leśnych drożyn. Nabywasz pewien wewnętrzny kompas; kompas, który gdzieś tam w twym środku trwać już będzie zawsze.

Twój drogowskaz powoli daje ci coraz większą swobodę. Właściwie teraz idziesz już sam, kierując się odziedziczonym kompasem. Twój drogowskaz zdecydował, że czas powoli wycofać się. Dać ci pole, miejsce. Zrobił to z własnej woli, choć było to dla niego bardzo ciężkie i trudne. Gdzieś w oddali zauważasz tylko cień znajomej postaci, czasem jakiś drobny ślad, który celowo zostawił, byś wiedział o jego obecności. Czasem zawsze przypadkiem, przynajmniej tak myślisz- udaje ci się go spotkać, zobaczyć starą, dobrą, coraz bardziej naznaczoną wiekiem twarz. Czujesz wtedy radość, bo pamięta, bo wierzy, bo jest…

Ale…

..w pewnej chwili orientujesz się, że od wielu, wielu dni -dni, które ty spędziłeś troszcząc się o siebie i inne bliskie osoby- nie widziałeś tej kruchej, przygarbionej już postaci. Przecież była na tyle silna, że o nią nie potrzebowałeś się troszczyć, ona nie potrzebowała słów twego wsparcia, twego uśmiechu, ona zawsze radziła sobie sama. Właściwiej jej obecność, jej istnienie było czymś tak zupełnie naturalnym, że nie uważałeś za słuszne o to zabiegać. Ot! było, jest i będzie. To raczej przeciwnie: ona była twoją opoką, ostoją, to ona była potrzebna do życia tobie, bo cóż ty mógłbyś jej dać?

A ona? Ona niepostrzeżenie odeszła. Po prostu przestała istnieć. Gdzieś tam od zawsze czekała na Twój uśmiech, na chwilę rozmowy. Czasem odpychana, bo przecież ona poradzi sobie sama, czasem niezauważana, bo była czymś tak oczywistym jak powietrze: zawsze i wszędzie, w każdej rzeczy którą robiłeś, w każdym kroku który stawiałeś. Żyła tymi krótkimi chwilami rozmowy, tymi przelotnymi spojrzeniami które rzucałeś w jej stronę, czasem stała długo na mrozie dobijając się do twoich drzwi, żebrząc o jeden łyk jej życiodajnej substancji. O jeden łyk ciebie…

A teraz? Teraz odeszła. Tak samo niepozornie i cicho jak istniała w twoim świecie….

Kochajcie swoje drogowskazy….Kochajcie dopóki możecie…

Czuwaj!

Martyna Tochowicz

Metoda harcerska z XXI w. – system zastępowy

Robert B-P stwierdził pewnego dnia – „Gdybym mógł wybierać miejsce, które chciałbym zajmować w ruchu, to chciałbym być zastępowym”.

O takim podejściu twórcy naszego ruchu zadecydowało zapewne przekonanie o znaczeniu zastępu w metodzie harcerskiej.

System małych grup, którego odmianą jest system zastępowy, jest obecnie uważany za jeden z najbardziej efektywnych i twórczych systemów pracy i nauki. Wykorzystują go urzędy, firmy lub inne instytucje do tworzenia zespołów charakteryzujących się zgraniem, umiejętnością współpracy oraz dużą efektywnością działań. Sposób pracy w tym systemie polega na rywalizacji między grupami w celu osiągnięcia jak najlepszych wyników.

pwd. Aleksander Senk

Więcej na stronie http://208wdhiz.home.pl/skrypty/m21c-sz.htm

O karaniu i nagradzaniu

Kara i nagroda – obok osobistego przykładu – są podstawowymi narzędziami wychowania, służącymi do wywierania wpływu na dzieci. Podstawą tych oddziaływań jest psychologiczna teoria warunkowania. Założenia tej teorii są bardzo proste: na zachowanie człowieka wpływają skutki jego zachowania. Jeżeli człowiek odczuje pozytywne skutki swojego zachowania, będzie skłonny je powtarzać. I na odwrót.




Jeżeli efekty jego zachowania będą dla niego miały negatywne konsekwencje, zachowanie to będzie się osłabiać, a nawet może zaniknąć. Inaczej mówiąc, gdy chcemy wzmocnić właściwą reakcję dziecka nagradzamy je; nagroda stanowi zachętę do powtórzeń właściwego zachowania. Karanie stosujemy wówczas, gdy zależy nam na usunięciu złych nawyków lub zachowań. Można tu wskazać pewne ogólne zasady karania i nagradzania:

1. Natychmiastowość działania. Zarówno kara, jak i nagroda powinna mieć miejsce bezpośrednio po zachowaniu dziecka. Przekładanie naszej reakcji na później – „już ja ci pokażę jak przyjdzie tata” – jest błędem. Odraczanie kary i nagrody osłabia siłę wychowawczego działania.

2. Adekwatność – nasza reakcja powinna być współmierna do zachowania dziecka. Zarówno zbyt duża, jak i zbyt mała kara jest nieefektywna. Podobnie jest z nagrodami. Karę i nagrodę powinno się dostosować do wieku i cech indywidualnych dziecka.

3. Konsekwencja. Jest ona związana z nieuchronnością i stałością naszych reakcji. Konsekwencja oznacza także jednolitość oddziaływań między rodzicami. Te same normy i zasady obowiązują tak u matki, jak i u ojca. Nie może dochodzić do sytuacji, w której na skutek braku porozumienia między rodzicami, to samo zachowanie jest różnie oceniane i klasyfikowane np. matka karze, a ojciec „przymyka oko”, to samo zachowanie jest przez jedno z rodziców karane, a przez drugie nagradzane. Dziecko traci orientację, gdy nie wie, czy jego zachowanie jest złe, czy dobre.

4. Stopniowalność. Warto, aby istniała jakaś hierarchia, gradacja kar i nagród. Dobrze jest prowadzić rejestrację dobrych i złych uczynków np. w formie tablicy, czy zeszytu. Pozwoli to nam pewne rzeczy objąć całościowo (oceniać dziecko za pewien okres czasu).

5. Twórczość. Może to wydać się dziwne, ale i tu jest ona potrzebna. Nasza nieskuteczność wynika stąd, że potrafimy do znudzenia powtarzać coś, co jest nieskuteczne. Ktoś zbadał, że to jest cecha, różniąca ludzi od zwierząt (zwierzęta rezygnują z nieskutecznych działań, a człowiek – nie). O ile kara lub nagroda jest nieskuteczna, to trzeba ją po prostu zmienić. Jeżeli rodzic mówi: „ja już tyle razy zwracałem dziecku uwagę i nic nie działa” to znaczy, że zrobił to o ileś razy za dużo. Już dawno należało zmienić rutynową reakcję na inną, bardziej skuteczną. Warto pamiętać, że brak reakcji jest też reakcją.

Obojętność w miejsce nagrody będzie zawsze wygaszać, czyli osłabiać zachowanie. Nie opłaci się dobrze czynić, skoro nikt tego nie zauważa i nie docenia. Obojętność na negatywne zachowanie będzie działać na odwrót, czyli wzmacniać je. Dziecko wzrasta w przekonaniu, że skoro nikt nie reaguje, to można postępować tak dalej. W jaki sposób udziela się efektywnej pochwały i jak wzmacnia się pożądane zachowania? Żeby nasze oddziaływanie było skuteczne musimy pamiętać o kilku zasadach:

* Nagradzaj konkretnie – chwal coś, a nie kogoś. Opisz słowami osiągnięcie, zasługę (niech to jest nawet coś niedużego!). Ogólne i zdawkowe nagradzanie jest nieefektywne i niewiarygodne.

* Udzielaj nagrody publicznie. Nagradzaj i chwal przy innych – świadkowie zwielokrotnią siłę oddziaływania pochwały. Nie pomniejszaj nagrody stwierdzeniami: „tak jak wszyscy”, „inne dzieci także”.

* Nagradzaj szczerze – pokaż, że autentycznie cieszysz się z osiągnięcia dziecka. Szczypta entuzjazmu jest przyprawą, z którą nagroda lepiej smakuje i działa.

* Stosuj stopniowanie nagród, np. „mała” – bezpośrednio przy okazji, „średnia” – uroczysta przy wszystkich członkach rodziny, „duża” np. pisemna – dyplom na ścianę, prezent.

W tym miejscu pojawia się pytanie: czy w każdej sytuacji, gdy pojawi się właściwe zachowanie należy nagradzać dziecko? Trzeba uważać, żeby nie uzależnić zachowań dziecka od naszych pochwał. Gdy pozytywne zachowanie powtarza się, pochwałę należy stosować z wyczuciem, niekoniecznie za każdym razem. Dobre zachowanie nie może przerodzić się w mały dziecięcy interes – wyrachowany sposób na uzyskiwanie korzyści. Jeżeli zauważamy, że nagradzane zachowanie przeradza się w nawyk, stopniowo usuwamy nagrodę. Warto nastawić swoje radary na wyłapywanie tego, co w naszych dzieciach dobre i wartościowe. Nagradzanie powinno stać się naszym nawykiem i codzienną praktyką wychowawczą. Wtedy zbudujemy w dzieciach autentyczne poczucie własnej wartości i wiarę we własne siły.

O karaniu i nagradzaniu (cz. II)

Czy jest recepta na skuteczne karanie? Czy są jakieś reguły skutecznej kary? Spróbujmy się chwilę nad tym zastanowić. Zacznijmy od kilku refleksji. Jak wygląda nasz wymiar sprawiedliwości? Za co karzemy dzieci? Co nas najbardziej denerwuje? Jak się zachowujemy, gdy karzemy dzieci? Co potem czujemy? Czy mamy czyste sumienie? Jakie są rezultaty naszych działań?

Akt wymierzania kary to trudna sytuacja. Często kara jest gwałtowną reakcją na zachowanie dziecka – negatywne emocje, krzyk, mocne słowa. Niestety, gdy pojawia się agresja i przemoc, kara przeradza się w gwałt – gwałt, który narusza godność dziecka i naszą. Warto zawsze w tych sytuacjach zachować tzw. „zimną krew”. Bądźmy miłosierni i łagodni. Przed wymierzeniem kary dajmy się dziecku wytłumaczyć. Oceniając postępowanie dziecka zawsze należy brać pod uwagę intencje, udział jego wolnej woli. Wiele zachowań dzieci, które drażnią rodziców, wynika z braku świadomości, wyobraźni, słabego myślenia przyczynowo-skutkowego, przypadku, a nie z „czystej” złośliwości, czy krnąbrności dzieci. Zanim ukarzemy, stawiajmy wiele pytań: dlaczego tak się stało, co dziecko wtedy myślało, jaki był jego cel, zamiar. Pamiętajmy, że nawet największy bandzior ma prawo do obrony przed zapadnięciem wyroku.

Przystępując do karania należy mieć na uwadze kilka wskazówek:

* Kara powinna być sprawiedliwa. To nie jest nienawistny akt zemsty, tylko prosta konsekwencja konkretnego czynu. Dziecko musi wiedzieć, że jest karane za konkretne przewinienie (nieodpowiednie postępowanie, zaniedbanie), a nie za to, że jest złe. Nasza reakcja powinna odnosić się do nieakceptowanego zachowania, a nie osoby dziecka. To bardzo ważne! Inaczej nauczy się od nas, że jest złe, niedobre, niewarte! Obrażanie dziecka, używanie obelżywych słów, fizyczne znęcanie się zawsze naruszają godność dziecka – dziecka Bożego! W wymierzaniu kary nie dajmy powodować się złością, nienawiścią, czy sadystyczną satysfakcją. Uczyńmy to z miłością i z głęboką troską o dobro dziecka.

* Kara powinna być adekwatna do czynu – zbyt wielka, przestaje być karą, przeradza się w krzywdę.

* Indywidualizacja kary: coś, co dla jednego dziecka będzie bardzo dotkliwą karą, drugie odbierze jak fraszkę. Bierzmy zatem pod uwagę wrażliwość dziecka. Przyznanie się do winy, skrucha, obietnica poprawy możemy uwzględnić jako okoliczności łagodzące karę. Karzmy mądrze. Oto rysunek satyryczny: ojciec wymierza klapsy chłopcu i mówi: „już ja cię nauczę bić siostrzyczkę”.

* Kara do wyboru, np. dla wyboru dla kłócącego się, rywalizującego ze sobą rodzeństwa, już sam wybór wspólnej kary może tu być elementem godzenia się (czasami skuteczne jest stosowanie zasady: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego). Dajmy dziecku szansę samodzielnego wyboru kary dla siebie, wtedy łatwiej ją zaakceptuje. Brak nagrody też jest karą. Pozbawianie dziecka różnych przywilejów, czy przyjemności kryje wiele możliwości skutecznego karania.

* Pamiętajmy o tym, że kara powinna być stopniowalna jeżeli bodziec jest za słaby powinien być zmieniony na większy np. trzy małe kary = jedna duża.

* Jeżeli już wyznaczamy jakąś karę np. dodatkowa praca, obowiązek, to pamiętajmy, że należy sprawdzić, jak została ona wykonana w naznaczonym czasie (często rodzice o tym zapominają i nie są konsekwentni do końca).

* Odbycie kary, jest równoznaczne z przebaczeniem i pojednaniem. W akcie zbliżenia i miłości okażmy swoją wiarę w dobro i nadzieję na poprawę dziecka. Przebaczenie i pojednanie może niekiedy nastąpić zaraz po rozpatrzeniu sprawy i wyznaczeniu kary. Jak widać karanie i chwalenie są pewnymi umiejętnościami wychowawczymi.

Umiejętność nagradzania i karania wymaga wielkiej uważności i zaangażowania. Zarówno pochwała, jak i kara wymaga aktu zwrócenia uwagi na dziecko, jest pewnym rodzajem wysiłku poznawczego, wymaga porozumienia, komunikacji. Rodzice wspólnie z dziećmi mogą pokusić się o stworzenie rodzinnego kodeksu, który zawiera repertuar nagród i kar oraz warunki ich otrzymywania.

W życiu codziennym ludzie przeważnie polują na złe uczynki innych. Spróbujmy zapolować na dobre uczynki naszych bliskich i podziałać poprzez wzmacnianie tego, co dobre w człowieku. Przekonamy się, że wtedy będziemy mniej musieli karać.

Tomasz Biernat

źródło: www.radiomaryja.pl

Dr Tomasz Biernat

I świeć przykładem, świeć – BŚP 2001

Będąc, co prawda wyrosłym już, fanem „Ulicy Sezamkowej” mogę powiedzieć, że sponsorami 16 dnia grudnia roku 2001 były następujące słówka: świecenie, świece, światło, Betlejemskie Światełko Pokoju, harcerze.

Wieczorem, 16 grudnia 2001 r., już po raz trzeci światełko z Betlejem zapłonęło w kościele oo. Pallotynów w Otwocku. Po raz trzeci również właśnie otwoccy harcerze sprawili, że owo światełko, niejako boczną drogą (oficjalna to: Łysa Polana, Kraków, Częstochowa, Warszawa i reszta kraju), bezpośrednio z granicy trafiło pod strzechy mieszkańców powiatu otwockiego. Tu szczególne podziękowania dla: Tomka i Asi Kuczyńskich, Tomka Kępki, Sylwii Czamary, Pawła Pawłowskiego, Ewy Krzeszowskiej, Maćka Dymkowskiego, Oli Kasperskiej i Sylwii Woś, którzy odebrali światełko na granicy RP od skautów słowackich.

Tak naprawdę, to betlejemski ognik był w Otwocku już około godziny 19.00. 60 minut później odbyła się uroczysta msza święta. Jej oprawą zajęli się harcerze z naszego hufca instruowani przez Michała Łabudzkiego (Dzięki!) – procesja na „wejście” i „wyjście”, czytania, psalm i wszystkie inne śpiewane części mszy, procesja z darami, modlitwa wiernych i oczywiście przekazywanie i dystrybucja światełka wśród zgromadzonych ludzi (ktoś musiał przecież pilnować, żeby ten cenny płomyk nie został zdmuchnięty). Wszyscy obecni mogli zabrać pokojowy ognik do domu zaraz po zakończeniu mszy. Uroczyste przekazanie BŚP na ręce zaproszonych przedstawicieli władz miasta oraz księży odprawiających to wieczorne nabożeństwo odbyło się jeszcze w trakcie mszy świętej.

Z braku odpowiednio nastrojowego rzeczownika pozwolę sobie powiedzieć, że niejako atrakcją, a dla większości, podejrzewam, niespodzianką była „Pieśń pożegnalna” zagrana na kobzie przez Pawła Brągoszewskiego, niegdysiejszego „naszego” harcerza. Dzięki!

Wychodzący z kościoła ludzie „odprowadzani” byli do samej bramy przez szpaler harcerzy z pochodniami. Idąc tą aleją naprawdę czuło się, że to światło jest wszędzie (patrz: początek tekstu).

Zaproszenie za uroczystość przekazania BŚP przyjęli liczni mieszkańcy oraz:

Przewodnicząca Rady Powiatu – Zofia Szymańska-Avakumowić, Starosta Powiatu – Jarosław Kozłowski, Przewodniczący Rady Miasta – Lech Barszczewski, Prezydent Miasta – Krzysztof Boczarski, Wiceprezydent Miasta – Artur Brodowski, Naczelnik Wydziału Kultury Urzędu Miasta – Leszek Korczak, Dyrektor Młodzieżowego Domu Kultury – Czesław Woszczyk, Prezes PTTK w Otwocku – Jerzy Kudlicki, Radna Alicja Azulewicz, Radny Mateusz Kudlicki, Radny Michał Bany.

Mszę celebrował ksiądz proboszcz – Tomasz Pławny.

STRZ

Wyprawa po ogień – BŚP 2001

Rok temu na Głodówkę po betlejemski ogień pojechała cała drużyna sztandarowa – był autokar, spotkanie z artystami ludowymi, kominek itd. Tym razem było troszkę inaczej.

Na Głodówce zjawiliśmy się w skromnej, dziewięcioosobowej reprezentacji, po dwóch dniach jeżdżenia na nartach i chodzenia po górach. Samej wyprawie towarzyszył zupełnie inny – ale też fantastyczny – nastrój.

Na ogień oczekiwaliśmy już na Głodówce. Mieliśmy okazję obejrzeć z bliska nowego gospodarza ośrodka. Zapytał skąd jesteśmy. Jak usłyszał, że z Otwocka, dziwnie gorliwie uścisnął nam ręce… Potem ktoś krzyknął, żeby ktoś przyszedł na dół po coś. Oczywiście poszedł Kuczyn. I w sumie dobrze na tym wyszedł, bo zadali mu kilka prostych pytań i pokazali w telewizji. W tym czasie reszta kombinowała, jakby tu zabawić się w Prometeusza i po prostu zaharcerzyć ogień nieco wcześniej… Całemu zajściu towarzyszył straszliwy mróz, tony spadającego z nieba śniegu i niesamowity wiatr. Wobec tych różnych bezpłatnych pogodowych atrakcji – zrezygnowano z apelu. Sama msza w kaplicy Betlejemskiego Światła Pokoju także odbyła się dość szybko – kazanie skrócone do minimum, jednak pod koniec i tak wyglądaliśmy jak zaspy śnieżne. A potem – jak na filmie. W te pędy do samochodu z dwoma latarenkami z migoczącymi płomykami i obłędem w oku – zdążymy, czy nie zdążymy? I co powiedzieć Jurkowi? Szczerze mówiąc, to dopiero w samochodzie poczułam magię całej tej uroczystości – wcześniej jakoś zatraciła się w pośpiechu.

Droga do Otwocka zajęła sporo czasu – padał taki śnieg, że na 10 metrów nic nie było widać. Przed Radomiem Kuczyn mówi przez radio, że zgasł mu ogień. Wobec tego kryzysu Maciek Dymkowski proponuje, żeby Tomek Kępka jechał 20 na godzinę. Na szczęście zaraz była stacja i kryzys zażegnano. Przed Grójcem Kuczynowi znowu zgasło. Już tak blisko, nie możemy nawalić…! Czując się po trochu jak w filmie „Wyprawa po ogień”, dojechaliśmy do Otwocka. Kto był – ten wie: tłum ludzi w kościele i przerażony Jurek. No, ale zdążyliśmy. Nawet z półgodzinnym zapasem.

Ola Kasperska

Wy jesteście światłością świata – BŚP 2001

Nadchodzi czas świąt Bożego Narodzenia. Czas pełen ciepła i radości, choinki, łamania się opłatkiem, prezentów i życzeń. Do harcerskiej bożonarodzeniowej tradycji na stałe weszło Betlejemskie Światło Pokoju. Niesione światło jest symbolem miłości, pokoju, nadziei i braterstwa.

„ Wy jesteście światłością świata…
Nie zapala też się światła i nie stawia pod korcem,
ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim,
którzy są w domu…”
(Mt 5, 14-15)

Na czym polega akcja Betlejemskiego Światła Pokoju?
Betlejemski ogień bezustannie płonie w Grocie Narodzenia Pana upamiętniając przyjście na świat Chrystusa – Boga Miłości. Oznacza Dzieciątko Jezus, Mesjasza przynoszącego pokój, który jest wyzwoleniem od różnorodnych zniewoleń wewnętrznych, od ludzkiego grzechu, prywaty, nałogów, nieczystości. Wyzwala ludzi od rozpaczy, daje im sile i nadzieje.

W XII wieku uczestnik wypraw krzyżowych po raz pierwszy przywiózł Ogień z Betlejem, dar dla swoich krewnych i rodaków, symbol Najwyższego Dobra.

Spalająca się świeca symbolizuje oczekiwanie, okres adwentu, oznacza pełną ofiarę poprzez całkowite spalanie się. Jest symbolem blasku, a wiec promieniowania dobrem, rzetelności, przykładem, pogoda ducha, miłości do ludzi i świata. Ten płomień to również solidarność z ubogimi, łączenie się z Chrystusem, który narodził się przecież w ubóstwie.

Harcerskie rekolekcje, czyli przygotowanie duchowe…

Harcerze Hufca Otwock przygotowania do całej akcji rozpoczną od harcerskich rekolekcji. Jest to forma duchowego przygotowania do uroczystości przekazania BŚP oraz Świąt Bożego Narodzenia. Rozwój duchowy to jedno z zagadnień metody harcerskiej. W tym roku rekolekcje poprowadzi dla nas Naczelny Kapelan ZHP ks. hm Jan Ujma. Będą trwały dwa dni: 9 i 10 grudnia, o godz. 20.00.

Tradycyjnie już skorzystamy z gościny księży Pallotynów w Otwocku przy ul. Żeromskiego..

Na rekolekcje chcemy zaprosić nie tylko harcerzy i przyjaciół, ale również rodziców i otwocką młodzież.

Uroczystość przekazania BŚP władzom miasta i mieszkańcom Otwocka

Betlejemskie Światło Pokoju dociera do nas dzięki sztafecie skautowej zapoczątkowanej przez skautów z Austrii, którzy odpalają ogień w Betlejem i przekazują go dalej jako symbol pokoju, braterstwa, miłości, jedności skautów na całym świecie.

Polscy harcerze tradycyjnie otrzymują ogień od skautów słowackich na Łysej Polanie w Tatrach. Stąd Światło przenoszone jest na „Głodówkę” – do harcerskiego ośrodka, gdzie w najwyżej w Polsce położonej kapliczce odprawiana jest msza święta. Następnie ogień wędruje do Krakowa, na Jasną Górę i do Warszawy, a potem już do wszystkich chorągwi i hufców, a nawet dalej, za granice naszego kraju. W każdym miejscu Światło przekazywane jest bardzo uroczyście, z przepiękną oprawą, w towarzystwie gości i delegacji poszczególnych harcerskich środowisk. W Otwocku już po raz trzeci przywędruje Betlejemski Ogień bezpośrednio z Łysej Polany. Jeszcze tego samego dnia, 16 grudnia 2001 w niedzielę o godz. 20.00, w kościele księży Pallotynów w trakcie uroczystej mszy przekażemy ten ogień na ręce władz miasta wszystkim mieszkańcom Otwocka i okolic. Warto wybrać się z całą na wieczorną mszę w Otwocku.

Podobnie jak w latach ubiegłych, ZHP podejmuje akcje wspólnie z Wigilijnym Dziełem Pomocy Dzieciom, organizowanym przez CARITAS Polska.

Jurek Lis

Było zimno… – rekolekcje harcerskie

Przede wszystkim było zimno. Czekaliśmy około 10 minut, zanim zaczęła się msza. W tym czasie zdążyliśmy (a przynajmniej ja) zmarznąć.

Po czasie odpowiednio długim msza się rozpoczęła. Środkiem przeszła kolumna składająca się z: Marka (R.) i Michała (też R.) – obaj trzymali świece – księży (dokładnie dwóch, w tym nasz kapelan) i ministrantów (chyba sześciu). Msza rozpoczęła się standardowo. No… prawie, bo ksiądz powitał się z „cywilami” normalnie, a z nami – harcerzami – po harcersku.

Dalej było tak jak zwykle, aż do ewangelii. Po ewangelii było (standardowo) kazanie. A kazanie standardowe nie było i to żadną miarą.

Prowadząc kazanie ksiądz Ujma odwoływał się do harcerzy, ich (naszego) postępowania, od czasu do czasu napomknął o II wojnie światowej, jej horrorze i o Szarych Szeregach. Ale zanim ksiądz zdążył nam objaśnić ewangelię, zaczął opowiadać nam o sobie (troszeczkę). Dowiedzieliśmy się m.in., że nigdy nie udzielał pierwszej komunii.

Potem przeplatał kazanie własnymi wspomnieniami i anegdotkami ze swego życia. Wspominał lata kiedy jeszcze był piękny i młody, i nie był księdzem (dopiero miał nim zostać), i mieszkał w Józefowie. Jak spacerował po naszych pięknych lasach (Ha! duma mę rozpera! 🙂 ^-^) i w ogóle…

Powiedział, że mszy, a raczej jej prowadzenia, nauczyła go „Oaza” i Ruch „Światło Życie”. Mówił też, że przyrzeczenie harcerskie składał w Częstochowie (gdzie się urodził, uczył i wychował) wraz z klasą, a w roku 1990 (wtedy gdy pojechał po raz pierwszy by odebrać Światełko Pokoju) prymas złożył mu propozycję, aby zaczął pełnić funkcję kapelana naczelnego ZHP. No i się zgodził. 🙂

A potem ksiądz już nie przeplatał… już tylko wspominał… (uśmiech ^-^)

W pewnym momencie, gdy ks. Jan dzielił się z nami swoimi wspomnieniami (bądź co bądź ciekawymi), przerwał i przyznał, że przed mszą harcerze „kazali” mu mówić bardziej „ekologicznie” (znaczy się o nas), ale „troszkę” się rozkręcił [śmiech (tym razem także księdza)], bo tu jest jego ukochany Józefów (Ha! Moje miasto! m.in. 🙂 ), w którym mieszkał, pracował, spacerował po lasach i w końcu został księdzem i naszym kapelanem.

Potem ksiądz skończył kazanie, potem wszystko było po staremu, a potem był koniec. A koniec był iście niestandardowy i iście harcerski. Otóż „odśpiewaliśmy” (a raczej odfałszowaliśmy) „Modlitwę harcerską” i było super. Było naprawdę wzniośle (no…, może poza tym, że wszyscy śpiewali trochę za cicho, a obok mnie Miron fałszował, próbując wydobyć z siebie wysokie tony, argh…), „harcerzowo” i nastrojowo.

Trudno w to uwierzyć, ale msza zleciała strasznie szybko. A przynajmniej miałam takie wrażenie, bo druh ksiądz Jan Ujma nie przynudzał (tak jak ma to w zwyczaju większość księży) i dzięki temu msza była duuuuuuuuuuuuuużo ciekawsza i „krótsza” (i nawet spać mi się nie chciało!)

Ach! Bym zapomniała! Przez pół mszy (do kazania) Maro (Marek Rudnicki) i Miś (Michał Rudnicki) trzymali świece, a przez drugie pół siedzieli obok ministrantów. Maro miał minę jakby był natchniony, a Miron (Mirek G.) próbował go rozśmieszyć (A to świnia! Miruś nie obraź się 🙁 ).

No to CZUWAJ – cie i SŁAWA!

Pozdrawiam(!) 🙂 😉 ^-^

Wasza Ciocia Karinka Zielińska alias Sawa!

Dzwonki i zapadła cisza… – harcerskie rekolekcje

Dziewiątego grudnia mieliśmy bardzo mroźny wieczór. Około wpół do ósmej ja i Karinka Zielińska zostałyśmy zapakowane, do Toyoty Mirona Grodzkiego i wywiezione do Otwocka, na Żeromskiego do kościoła Pallotynów.


Gdy weszliśmy do środka już czuło się coś niezwykłego i nierutynowego w świątyni. Sam kościół ma jakąś atmosferę, ale chodzi o przygotowania, czynione szybko, bo były to już detale i za chwilę miała rozpocząć się msza. Po lewej odbywały się próby mikrofonu, po prawej, bracia Rudniccy synchronizowali ruchy i coś omawiali.

W kościele zbierali się harcerze i „cywile”; to trochę smutne, ale to oni stanowili większość.

Dzwonki i zapada cisza, a potem szum, gdy ludzie się podnieśli i zaczęli popatrywać z zainteresowaniem na środkowe przejście. Szła nim kilkunasto (?) osobowa kolumna, którą otwierali bracia (Marek i Michał) Rudniccy, trzymali oni świece, które zwykle wnoszą starsi ministranci. Ministrant z krzyżem, dwaj księża – jeden od Pallotynów i ksiądz Ujma – i reszta – kilku ministrantów.

Na „scenie” pojawił się Michał Łabudzki i rzucił kilka słów komentarza oraz zacytował list św. Pawła. Robił to kilka razy. To było nieoficjalne otworzenie rekolekcji. Ksiądz słowem wstępu powiedział o harcerzach i nastała rutyna, aż do czytania przed ewangelią i psalmem. Oba czytania _ Stary Testament i list – przeczytał Jerzy Lis, a psalm śpiewał Kinga Duszyńska. Ewangelię czytał i komentował ksiądz Jan Ujma.

Robił to bardzo umiejętnie. Opowiadał o Betlejemskim Świetle Pokoju, wspominał o niezwykłym paradoksie: Światło Pokoju – z miejsca gdzie ludzie się mordują – giną dzieci i kobiety, a to dlatego, że nikt nie chce ustąpić i pójść na kompromis. Ale mówił, że gdy po raz pierwszy je (Światełko) odbieraliśmy to były przy tym trzy osoby: on, bardzo młoda harcerka i instruktor. Pierwsze przekazanie odbyło się w 1990 roku.

Mówiąc o sobie wspominał, że pochodzi z Częstochowy (jak Muniek Staszczyk!:) ^-^), tam się wychował i został harcerzem (to było trochę inaczej niż dziś, ale wyznawał dzisiejsze idee), ale jego miastem jest Józefów, szczególnie ten, gdy proboszczem był ksiądz Wincenty Malinowski (dziś świętej pamięci).

To młodzież miała jego uczyć prowadzenia mszy. Mimo że nie chodził (?) w dżinsach i z gitarą, ta młodzież go pokochała i została jego dziećmi”. W części refleksyjnej mówił o bardzo trudnej harcerskiej drodze, o świadectwie i służbie Bogu (potu przyrzeczenia przy krzyżu). To my, harcerze, jesteśmy światłem świata. Cytował Prymasa Glempa „o tym, że w XXI wieku musimy się zwrócić ku harcerskim wartościom i nie możemy pozwolić by błędy XX wieku – wieku totalitaryzmu, dwóch wojen światowych, wieku holokaustu itd. – zostały powtórzone.”

Sugerował nam byśmy zadali sobie pytanie – każdy z osobna – „Quovadis homo? Quovadis harcerzu?” Czy my bylibyśmy zdolni do takich poświęceń jak harcerze z Szarych Szeregów? Ja sądzę, że jestem tchórzliwym małym zwierzątkiem, którego nie byłoby stać na takie poświęcenie.

Myślę, że powinniśmy sobie zadać – jednak – pytanie – „Quovadis?” – to motyw przewodni. Dh. Ujma był zmęczony podróżą, a po za tym opowiadał tak ciekawie, że nie zauważyliśmy nieubłaganie płynącego czasu. Kazanie jak i msza skończyły się. Wszystko po staremu. Na koniec, na odchodne, w ramach harcerskiego pozdrowienia, odśpiewaliśmy – dość fałszywie – „Modlitwę harcerską”(?).

Pewnie Mirek Grodzki (którego pozdrawiam!) to wytnie [pewnie tak – MG] , ale pomyślcie przez parę minut przed snem o tym co było wtedy waszym ideałem i co was pchnęło by zostać jednym z nas, a co dziś by być nim nadal?…

Pozdrawiam i do następnego numeru

Czuwaj i Sława!

Ps. Co do darów, to były standardowe + krzyż harcerski i świeca (jako ogień)

Wasza Olka Wojciechowska

5 D.H. „LEŚNI”

Ps. Co do darów, to były standardowe + krzyż harcerski i świeca (jako ogień)

Harcerskie rekolekcje 2001

Nadrzędnym celem Związku Harcerstwa Polskiego jest zgodnie z zasadami skautingu przyczynianie się do rozwoju młodych ludzi w taki sposób, aby w pełni mogli wykorzystać i rozwijać swoje możliwości duchowe.

Wszystko to po to, żeby mogli nieustannie dążyć do poszukiwania głębszego zrozumienia i pełniejszego kierowania się w życiu chrześcijańskim systemem wartości, który zawarty jest nie tylko w Dekalogu, ale także Przyrzeczeniu i Prawie Harcerskim. Miłość, nadzieja, dobro, prawda, sprawiedliwość i przyjaźń stanowią harcerski system wartości. Rozwój duchowy osiąga się wypełniając obowiązki wobec Boga, Ojczyzny, innych ludzi i samego siebie.


O tym mówił Naczelny Kapelan ZHP, ks. Jan Ujma na rekolekcjach harcerskich, które odbywały się 9 i 10 grudnia 2001 w kościele oo. Palotynów w Otwocku.

Rekolekcje zaczęły się na niedzielnej mszy św. odprawianej dla młodzieży. W poniedziałek dolnym kościele przygotowaliśmy liturgię Słowa Bożego. Na początku nabożeństwa, przy dźwiękach muzyki i blasku świec Kasia Stolarska i Julita Duszyńska (obie z 7 D.H.) czytały fragmenty opowiadań o spotykaniu Boga w życiu codziennym.


Myślą przewodnią drugiej części rekolekcji była pamięć o ludziach, którzy umacniali harcerstwo duchowo, wspierali nas w trudnych chwilach i pogłębiali naszą wiarę. Ksiądz Ujma przypomniał Andrzeja i Olgę Małkowskich, Stanisława Broniewskiego, Aleksandra Kamińskiego, Stefana Mirowskiego i bł. Stefana Wincentego Frelichowskiego. Usłyszeliśmy o potrzebie autentyzmu i wyrazistości w naszym życiu harcerskim i pozaharcerskim. Powinniśmy częściej zastanawiać się nad tym jakimi jesteśmy harcerzami i chrześcijanami. Harcerze zadbali oczywiście również o część muzyczną.

Po części „oficjalnej” zaprosiliśmy księdza kapelana do kawiarenki parafialnej, gdzie mogliśmy porozmawiać z księdzem przy szklance pysznej herbatki z cytryną i cieście. Były także wspomnienia z czasów jak Jurek Lis był u księdza ministrantem w józefowskiej parafii M.B. Częstochowskiej i jak piętnaście lat temu kapelan zwiedzał rowerem otwockie bagna. Ks. Ujma bardzo ciepło wspominał swojego proboszcza z tamtych czasów, ks. prałata Wincentego Malinowskiego. Na pewno nie wszyscy wiedzieli, że ks. Malinowski był ostatnim kapelanem harcerskim o-kręgu warszawskiego przed 1939 rokiem.


W podziękowaniu za Słowo Boże podarowaliśmy księdzu kapelanowi zdjęcia z niedzielnej mszy rekolekcyjnej i plakietkę Szczepu Józefów. Ksiądz kapelan obiecał, że od razu powrocie zawiesi pamiątkowe zdjęcia w Głównej Kwaterze ZHP. Ksiądz zasugerował nam, żebyśmy częściej spotykali się w kościele w mundurach harcerskich, np. na comiesięcznych mszach harcerskich [najbliższą okazją do tego będzie uroczyste przekazanie mieszkańcom i władzom powiatu Betlejemskiego Światła Pokoju – 16 grudnia 2001 o 20:00 w kościele oo. Palotynów].
I tą dobrą radą zakończyły się pierwsze rekolekcje harcerskie w Hufcu Otwock. Pierwsze, ale nie ostatnie.

Jan Wojciechowski
5 D.H. LEŚNI

Bądźmy wyraźni, bądźmy czytelni

Pod tym hasłem w dniach 6 – 9 grudnia 2001 w Warszawie odbył się XXXII Zjazd ZHP. Zjazd zbiera się co 4 lata. Jest najwyższą władzą w naszym Związku.

Ocenia ustępujące władze, przyjmuje główne cele strategiczne na najbliższe 4 lata i wybiera nowe władze, które za zrealizowanie tych celów będą odpowiedzialne.

Zjazd poza ważnymi uchwałami programowymi i wyborem nowych władz ZHP wprowadził kilka istotnych zmian do Statutu ZHP. Wasze ulubione HSI postarało się o przybliżenie Wam zmian, które dotyczą bezpośrednio nas – Hufca Otwock.

A któż inny może o tym opowiedzieć jak nie współtwórca nowych zapisów statutu – druh Piotr Borys. Zapraszamy do lektury wywiadu.

Mirek Grodzki: Był druh członkiem GK ZHP. Jak to jest pełnić taką funkcje?

Piotr Borys: Byłem członkiem GK przez 8 lat – w latach 1994-2001. Zajmowałem się głownie sprawami zagranicznymi, jako komisarz zagraniczny ZHP, a w ostatnim roku – również komunikacją wewnątrzzwiązkową oraz nadzorowałem pracę Biura GK i Działu Promocji i Informacji. Wiele się w trakcie tych 8 lat nauczyłem, miałem też swoje sukcesy i niepowodzenia. Trudno odpowiedzieć na tak ogólne pytanie „jak to jest pełnić taką funkcję?”. To duże wyzwanie i świetna okazja do nieustannego kształcenia. I za to chciałbym bardzo podziękować moim szefom i współpracownikom w GK.

MG: Kierował druh pracami zespołu, który opracowywał zmiany do istniejącego statutu. Jakie zmiany będą dotyczyły bezpośrednio hufca?

PB: Przede wszystkim – zjazd sprawozdawczy hufca. Oprócz zjazdów zwykłych organizowanych, tak jak dotąd, co 4 lata, w połowie kadencji wszyscy aktywni instruktorzy hufca będą się spotykali na zjazdach sprawozdawczych. Będą na nich oceniać pracę hufca w połowie kadencji i udzielać absolutorium komendzie hufca. W wypadku nieudzielenia absolutorium będą też zmuszeni do wyboru nowej komendy hufca.

Po drugie – zjazd określił, że funkcję komendanta hufca będzie można pełnić przez nie więcej niż dwie kolejne pełne kadencje. Oznacza to konieczność większego myślenia o wychowaniu swojego następcy i uwalnia niektóre hufce od rytuału wybierania od wielu kadencji tych samych komendantów. Oznacza to również, że obecni komendanci hufców będą mogli na zjazdach za 2 lata kandydować po raz ostatni na tę funkcję (oczywiście będą mogli wrócić po kolejnej kadencji).

Po trzecie – zjazdy hufców będą mogły wybrać skarbników hufców (jako członków komend hufców). Będą to osoby odpowiadające za gospodarowanie finansami i majątkiem na poziomie hufca.

Po czwarte – dla hufców, które nie mają własnego sądu harcerskiego, sądem właściwym w obu instancjach będzie sąd harcerski chorągwi, a nie – jak dotąd – sąd harcerski chorągwi i Naczelny Sąd Harcerski.

I po piąte – znaczna część dotychczasowych kompetencji komendanta hufca stała się kompetencjami władzy kolegialnej – komendy hufca. Urosła więc rola komendy i wszystkich jej członków.

MG: Opuszcza druh GK. Jakie ma druh plany na przyszłość?

PB: Podjąłem decyzję o niekandydowaniu do Głównej Kwatery, bo jestem bardzo przywiązany do koncepcji limitu dwóch kadencji i uznałem, że powinienem zacząć od siebie ten limit stosować. Zwolniłem tym samym miejsce dla nowych, mam nadzieję lepszych, członków GK. Cieszę się, że odchodzę w dobrym momencie, w dobrej atmosferze i że jest to moja własna decyzja. Jestem oczywiście nadal czynnym instruktorem Związku i mam nadzieję, że znajdę sobie jakieś nowe pole służby. Na razie chciałbym dać sobie na to nieco czasu, by móc z dystansem spojrzeć na swoją dotychczasową działalność.

MG: Dziękuję za rozmowę.