Raz…, raz…, raz… dwa… strzy… Czy mnie słychać…?

Helou! To ja, Głos Twojego HaeSjI! Dziś opowiem Ci, co tam hufcowi Spiskowcy spiskują żeby nie było, że nie wywiązują się ze swoich obowiązków. Trochę bywali w harcerskim świecie, a jak gdzieś nie byli, to już wiedzieli kogo trzeba, tam… ten… kolanem do ściany… i… no…

I w ten sposób stało się, że w końcu oddają do użytku kolejny numer Twojego ulubionego miesięcznika. Zgodnie z umową, czy jak to tam nazwać, każdy kolejny numer pojawia się w trzecią roboczą środę każdego miesiąca. Jeśli nie zauważyłeś, że comiesięczny raport Spiskowców, w tym miesiącu pojawia się z tygodniowym opóźnieniem, to bardzo dobrze, bo się nie wydało! Chociaż… może to tak nie do końca dobrze, bo wiesz, co to oznacza, drogi Czytelniku? To oznacza, że nie czekasz na „PRZECIEK” z utęsknieniem i nie pilnujesz, kiedy wychodzi. No dobra, tym razem masz wybaczone. W każdym razie „Spisek” przyznaje się do „obsuwy”, ale stało się to na prośbę naszych współpracowników.

Dobra… to jedno już załatwiłem.

Teraz w imieniu Spisku pragnę pochwalić się pierwszym autografem, jaki dostali jako redakcja, a tak właściwie, to Ty, drogi Czytelniku, go dostałeś. Tak, tak. Ale może po kolei. Pan Wojciech Sobociński jest tak jak Ty druhem, podharcmistrzem z resztą (harcerzował na Pradze Pd). Może już nie jest tak aktywny na polach harcerskich jak Ty, ale nareszcie nawiązał z nami (w sensie otwockimi harcerzami) kontakt, który mu się już po nocach śnił (nic nie wspominał o koszmarach). No kto z kim pierwszy i w ogóle, to już dokładniej innym razem, jak się druh Sobociński da namówić Spiskowi na jakiś interwju, na przykład. Dh S. współpracuje z harcerzami z naszego hufca, służąc im swoją fachową wiedzą w zakresie przyrodniczo turystycznym [P2(2) „Polowanie na nietoperze” & P4(4) „Bagienna awifauna”]. Na łamach Twojego pisma pojawił się w numerze z maja (z kotem w umywalce na okładce), a tak na co dzień pisuje do „Linii Otwockiej”. Ostatnio sprawił, że na rynku pojawił się przewodnik po dawnej Puszczy Osieckiej. Tutaj oficjalnie zapraszam Cię na stronę 16 „Przecieku”.

Jestem, co prawda tylko Głosem, ale czytać też potrafię i szczerze powiem, że już na dniach moja biblioteczka powiększy się o jeszcze jedną pozycję turystyczną. Tam, gdzie Cię zaprosiłem trochę wyżej, jest napisane o tym przewodniku.

Ha! Twoja biblioteczka niech nie będzie gorsza! Jest to akurat ten typ kobiety, który lubi być poszerzany! Zgłoś się do HSI i żądaj przewodnika „Szlakami dawnej Puszczy Osieckiej” Marty i Wojciecha Sobocińskich.

Harcerze 12 zł , krewni i znajomi 15 zł
Żadnego 0-700! Po prostu przyjdź do Hufca!
[Albo napisz: po.puszczy@zhp.otwock.com.pl]

Rozmowy zasłyszane – MONGOLIA

– Nie chcesz chyba powiedzieć, że smakowały ci baranie jelita, którymi poczęstowali nas w jurcie? Muszę przyznać, że bałam się nieco o twoje zdrowie, ale z drugiej strony poczułam też ulgę, że to nie ja muszę degustować i spokojnie mogłam wyłgać się wegetarianizmem.

– Dobra, dobra! Wiem, że do Mongolii moda na wegetariańskie żarcie jeszcze nie dotarła i długo nie dotrze, i że łatwo można się tym wykpić, ale w końcu sama piłaś sute-czaj i obsuwałaś chuszury. Tylko czasami kończyło się to… hm… koniecznością spożycia dużej ilości węgla.

– No, nie porównuj solonej zielonej herbatki z dodatkiem mleka albo tłuściutkich, smażonych placuszków nadziewanych baraninką do jakichś tam flaków pływających w brunatnej wodzie. To już była przesada. Nawet ten wysuszony na kamień ser okazał się w porównaniu z tym wyjątkowo smaczny. A tak swoją drogą, to zastanawiam się, czy dałoby się zrobić taki kamienny ser z naszego białego?

– No nie wiem… tamten był chyba zrobiony z mleka jaka… A może wielbłąda, owcy albo klaczy? Przecież oni piliby mleko słonia, gdyby mogli! A ryb nie jedzą, chociaż mają taaakie rzeki! Pamiętasz Jezioro Chubsuguł? Przeogromniaste! Trzeba by było z 10 dni jechać konno, żeby je objechać!

– A wiesz, że ostatnio przeczytałam gdzieś, że Jez. Chubsuduł stanowi 3% zapasów wody pitnej. I to jeszcze jakiej wody! Nigdy wcześniej nie widziałam tak czystego i tak „martwego” jeziora. Pamiętasz, nie rosły tam prawie żadne rośliny. Co w takim razie jedzą ryby? Wszędzie mnóstwo maleńkich kamyczków. Ale było śliczne! A jakie zimne. W końcu coś o tym wiesz, prawda?

-No taaak! Naturystyczna kąpiel w Chubsugule była ostatnią przed naszą ośmiodniową konną wyprawą w góry. Pamiętasz opowieść o lęku wysokości na jeziorze? Podobno pływając (brrr… nie wiem, jak?) można się przestraszyć… wysokości właśnie. A raczej głębokości woda jest przezroczysta na kilkadziesiąt metrów. A ta bardzo niska temperatura jeziora jest chyba ostrzeżeniem przed górską wycieczką we wrześniu. Przecież którejś nocy zamarzł strumień, przy którym stał nasz namiot.

– Te noce były koszmarne, mimo że (jak mawiał Krzysiek) ubieraliśmy się we wszystko oprócz zupek chińskich. Dobrze, że nasz przewodnik Bajra robił w ciągu dnia godzinne „fajfminutsbrejk”. Można było trochę odespać. A pamiętasz, że kilka dni wcześniej na Gobi spaliśmy w podkoszulkach. Było bardzo ciepło, choć wszyscy straszyli, że dobowe amplitudy mogą dochodzić do 30 OC.

– I tam przynajmniej zobaczyliśmy miejscowych. W górach nie udało nam się spotkać Caatanów, których szukaliśmy. A mieli być tacy super… I te stada reniferów… O! Widzisz! Oni też piją mleko, tyle, że reniferowe. Gdyby nie uciekli za którąś z gór, byłoby fajne widowisko. Zupełnie odmienna kultura i religia. Z całego szamanizmu uświadczyliśmy tylko jedną szamankę w samotnym czumie. Była tak „uturystyczniona”, że powinna sprzedawać u wejścia do swojego „wigwamu” bilety! Wracając do Gobi… Niesamowicie było w Sajszand, w lamajskiej świątyni, prawda?

-Pierwszy raz w życiu uczestniczyłam w buddyjskim nabożeństwie to naprawdę poważne przeżycie te bębny, kadzidła, „trąbki” z wielkich muszli i mnisi intonujący sutry. Ale się wtedy wzruszyłam. Ale to nie był koniec wrażeń… Pamiętasz, co stało na ołtarzu? Słoik ze swojsko brzmiącym napisem „SAŁATKA NADWIŚLAŃSKA” to dopiero było przeżycie!!!

– Ktoś kiedyś zauważył, że ciekawe są podróże rzeczy martwych. To samo dotyczy też mongolskich czapek i młynków modlitewnych, które przywieźliśmy na pamiątkę. Zresztą sama odkryłaś, że młynki są zrobione z blachy z napisem wewnątrz: „ODŚWIEŻACZ POWIETRZA O ZAPACHU POMARAŃCZOWYM”! Buddyjskie świątynie są pełne tajemnic…

– Tak. Na przykład, gdy mała mongolska dziewczynka wręczyła mi w czasie nabożeństwa dwa cukierki. Chciałam okazać się grzeczną turystką, stosującą się do zasad podróżniczego „savoir vivre’u” i jednego natychmiast skonsumowałam a drugiego schowałam do kieszeni na później, okazując przy tym, jak bardzo są pyszne. Ucieszyła mnie reakcja reszty Mongołów, którzy uśmiechali się do mnie. Później dopiero zrozumiałam, że oni po prostu śmiali się ze mnie, bo w taki oto sposób pozbawiłam Buddę posiłku. Te cukierki miały być ofiarą dla Niego. No cóż, wykazałam się ignorancją, ale za to Mongołowie mają co opowiadać swoim znajomym na imieninach i dobrze się bawią przy oglądaniu zdjęć, które nam potem robili.

– Tak! Mają poczucie humoru. Gorzej było, kiedy Krzysiek błysnął fleszem po oczach głównemu mnichowi odprawiającemu modły. Skończyło się to obowiązkową ofiarą w wysokości 3 dolarów. Poza tym na Gobi było fantastycznie. Niesamowicie zróżnicowany krajobraz. Od skał wulkanicznych, poprzez kamieniste równiny, aż do piaszczystych wydm. I mogliśmy pojeździć UAZ’em!. Poza tym to tam pierwszy raz jeździliśmy konno w mongolskim drewnianym siodle. Oni chyba muszą mieć ołowiane pośladki od takiej woltyżerki! No i te baranie flaki… To też tam.

– Szkoda tylko, że nie znaleźliśmy kości dinozaurów, z których przecież Gobi słynie. Znaleźliśmy za to inne kości. Ale wolę nie zastanawiać się, jakiego pochodzenia była ta, którą przywiozłeś sobie do domu. Szczególnie, biorąc pod uwagę fakt, że starym mongolskim zwyczajem jest pozostawianie zmarłych raczej na powierzchni ziemi niż pod…

– Czymś trzeba w końcu karmić bezdomne zwierzątka typu sępy wielkości helikoptera. Widzieliśmy je przecież w akcji…

– No tak, ale one jadły przecież jakiegoś padłego jaka, albo inną kozę, prawda? No powiedz, że prawda!!!

– Ależ tak, oczywiście jaka! Gobi to było przeżycie! Pierwszy raz widziałem wielbłądy na wolności. To wszystko było daleko od Ułan Bator, a później okazało się, że wcale nie trzeba długo jechać, żeby zobaczyć coś pięknego. Pamiętasz Terejdż? 60 km od U.B. a takie widoki. Mocno to wszystko skomercjalizowane; turyści, gościnne jurty… byłem pod wrażeniem. Zobaczyliśmy, jak się robi masło, piliśmy kumys. Musisz przyznać, że akurat te dwa przysmaki były O.K.. No i ten domowy chleb…

– Nie wiem, czy nasza osławiona polska gościnność może równać się z gościnnością mongolską. To niesamowici ludzie. Wystarczy przekroczyć próg jurty, a natychmiast częstują nas wszystkim, co mają. Są bardzo życzliwi, uśmiechnięci, ciepli i tacy niesamowicie spokojni. Tak, życie w stepie jest bez wątpienia spokoje, choć często niełatwe. Przeprowadzki na inne miejsce co trzy miesiące, srogie zimy, brak dostępu do lekarza to nie jest łatwe życie. A oni zawsze tacy serdeczni i uśmiechnięci…

– O, wysiadamy, nasza stacja…

Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i przede wszystkim miejsc jest zupełnie przypadkowe i nie związane z wyprawą Moniki Siwak, Marka Rudnickiego i Krzysztofa Podwójcica.

m&m’s

System zastępów – część 2

Część 1
Zawsze i wszędzie polecam system zastępów, czyli małe grupki chłopców o stałym składzie pod kontrolą zastępowych. Jest to ogromny krok do sukcesu.

R. Baden-Powell,

ScoutingforBoys, 1908


W drużynach harcerskich dziewczęta podzielone są na zastępy: małe grupki o stałym składzie prowadzone przez zastępowe wybierane przez same dziewczęta.


Zastęp daje harcerce poczucie bezpieczeństwa i pewność siebie, umożliwia odnalezienie własnego „JA” w małej grupie rówieśniczek, poczucie wspólnoty. W działaniu zastępu uczy się ona rzeczy, których nie miałaby okazji nauczyć się sama – życia w grupie, małej społeczności, współdziałania, lojalności, dawania i brania, tolerancji, samodzielności, czasami kierowania innymi.

Vademecum Skautek, 1978


Sukces w działaniu harcerskiej metody wychowawczej polega w dużej mierze na właściwym wykorzystaniu możliwości, jakie daje praca systemem zastępowym. Problemy pojawiają się tam, gdzie idea działania w małych grupach nie została właściwie zrozumiana i nie jest prawidłowo realizowana. W takiej sytuacji praca z drużyną staje się coraz trudniejsza, a harcerze sami czują się rozczarowani.


Jeśli więc program pracy drużyny systemem zastępowym ma przynieść sukcesy, drużynowi, muszą zrozumieć, że:


1. Bardzo ważne jest, aby harcerki i harcerze dobrze się czuli w swoich zastępach, dlatego że sami powinni wybierać grupkę, do której chcą należeć. Nie wolno więc stosować np. zasady, że wszystkie zastępy muszą mieć tyle samo członków, albo że rodzeństwo nie może być w jednym zastępie. Z punktu widzenia samych skaut6w, skauting wprowadza ich w grupy braterstwa, które sq zgodne z ich naturalnym instynktem bycia w gromadzie. (R. B-P)


2. Nie ma żadnego wzorca wiekowego, na podstawie którego można utworzyć zastęp: może on bowiem składać się z harcerek i harcerzy w różnym wieku, w tym samym wieku lub drużyna może wypracować sobie własną kombinację. Zastępy powinny być złożone ze skaut6w w zbliżonym wieku (R. B- P).


3. Zastępowa, zastępowy powinni być wybierani przez członków swojego zastępu. Mogą oni być zmienieni, jeśli zastęp uzna, że „szef” nie wywiązuje się z powierzonej funkcji. Każdy przywódca zastępu sam wybiera swojego zastępcę, podzastępowego, ale zawsze musi on być zaakceptowany przez grupę.


4. Naturalne jest, że zastępowy nie zawsze będzie posiadał ogromną wiedzę i umiejętności, w małym palcu miał wszystkie techniki i talent ich przekazywania. Zastępowy to osoba, która ma za zadanie uczyć swoich harcerzy wiadomości i umiejętności podstawowych, ale tak naprawdę nauka i rozw6j harcerzy dokonuje się poprzez działanie, wspólne wykonywanie zadań i itp. O ile jest to możliwe, funkcja zastępowego powinna być niejako przechodnia: drużynowy musi stwarzać takie sytuacje, które zachęcą wszystkich członków drużyny do podejmowania się odpowiedzialności za grupę rówieśników. System zastępowy ma za zadanie wykształcić u chłopców poczucie odpowiedzialności za innych członków zastępu (R.B-P) .


5. Rozwój dzieci i młodzieży nie trwa chwilę, ani nawet rok. Zastępowi i drużynowy nie mogą więc oczekiwać od razu wspaniałych wyników swojego działania, a integrowanie się dziewcząt i chłopców, tworzenie zastępów, podejmowanie pracy, nauka przez zabawę i działanie, wreszcie pełna odpowiedzialność zastępu za swój program i jego realizację to proces długotrwały.


Wszyscy harcerze powinni przejść przez kilka etapów działania w drużynie:

– kilka dziewcząt lub kilku chłopców decyduje się na bycie razem w grupie, czyli zakładają zastęp,

– poznają się bliżej, zaczynają razem wykonywać proste zadania proponowane przez drużynowego,

– jedno z nich zaczyna przewodzić grupce przy wykonywaniu zadań, staje się coraz bardziej odpowiedzialne za zastęp i przejmuje obowiązki zastępowego,

– zastęp sam zaczyna wykonywać proste działania; trudniejsze próby podsuwane są przez drużynowego, jednak nie ingeruje on w wybór samodzielny zastępu,

– samodzielność grupy rośnie; nie potrzebują pomocy drużynowego, sami planują i realizują zadania zawarte w programie,

– zastęp potrafi planować takie zadania, które służą samorozwojowi, ukierunkowane są na przeważające zainteresowania harcerek i harcerzy, następuje specjalizacja zastępu w danej dziedzinie (np. ekologia, surviwal, plastyka, wędrownictwo, itp.),

– wszystkie zadania mają jasny, ściśle okre6lony cel – zastęp realizuje samodzielnie swoje plany i ponosi za to pełną odpowiedzialność,

– zastęp potrafi zaplanować własną pracę na najbliższy rok, połączyć ją z zamierzeniami drużyny, przygotować program rozwoju indywidualnego swoich członków. Funkcja zastępowego jest w zasadzie „przechodnia” w zależności od podejmowanego zadania – harcerze dobrze się znają i wiedzą, komu można powierzyć odpowiedzialność za konkretne zadanie.


Wybór zastępowej, zastępowego może następować na każdym z przedstawionych etapów, zależy to po prostu od decyzji członk6w zastępu, jest jednak zasada, której powinno się przestrzegać: o ile zastępowa czy zastępowy nie muszą być najstarszymi w zastępie, o tyle ich doświadczenie, wiedza i umiejętności dotyczczące zadania, do kt6rego kierowania mają być wybrani, powinny być największe.


Kilka uwag dla drużynowego:


1. Drużynowy ma za zadanie pomagać zastępom, umożliwiać rozw6j indywidualny ich członków i dbać o jego zapewnienie w każdej małej grupie, ale nie powinien być nadopiekuńczy w stosunku do swych harcerzy uczących się przecież samodzielności.


2. Zastępy nie muszą ewoluować dokładnie według opisanych etapów – jeden szybciej przejdzie określony etap, drugi w ogóle go ominie, a trzeci będzie długo „rozporacowywał” dany etap. Zastępy nie muszą się rozwijać w tym samym tempie, gdyż zależy to od indywidualnych predyspozycji członków zastępu.


3. Drużynowy musi dobrze analizować każdy kolejny etap, na którym akurat znajduje się zastęp, oceniać pracę zastępowego i dbać o warunki rozwoju zapewniane harcerkom i harcerzom.


4. Nie jest niczym złym, jeżeli któryś z zastępów cofnie się do etapu, który osiągnął wcześniej, po prostu grupa musi sama decydować, na co ją stać i w jaki sposób potrafi najlepiej zrealizować założone sobie plany.


5. Drużynowy na każdym etapie rozwoju zastępów jest stróżem zasad pracy w zastępach, ekspertem, doradcą i pomocnikiem.


System zastępowy jest elementem, dzięki któremu metoda nasza może przynieść sukcesy. Ale wszystko zależy od ludzi, a nie od systemu. (R. B- P)


Kilka uwag na temat tego, czego harcerz może potrzebować:


– radości z przynależności do drużyny z własnego wyboru, przebywania z grupą przyjaciół. Harcerz ma prawo zostać w zastępie tak długo, by zadecydował, czy grupka ta mu odpowiada i czy sam do niej pasuje. Ma także prawo do zmiany zastępu pod warunkiem, że oba zastępy się na to godzą. Dla drużynowego oznacza to, że zastępy wcale nie muszą być jednostkami stałymi, niezmiennymi, zakłada to także nierówność zastęp6w pod względem wielkości, struktury wieku i umiejętności członków zastępu: to jest właśnie to, czym jest system małych grup i dzięki czemu na pewno ułatwi sprawną działalność drużyny.


– czynnego uczestnictwa w planowaniu pracy drużyny, nieustannej aktywności wewnątrz zastępu. Czasem któryś z zastępów działa w odmienny sposób niż reszta, i tak być powinno. Drużyna w całości składa się wszak z kilku zastępów dowodzonych przez różnych przywódc6w, jest więc mozaiką działań kilku małych grup układaną równomiernie przez wszystkich członków drużyny.


– reprezentowania zastępu przez zastępowego na radzie drużyny. Dla drużynowego oznacza to, że każdy harcerz ma prawo do własnego zdania na temat pracy drużyny i powinien mieć możliwość przekazania go radzie. By tak się faktycznie działo, zastępowy będzie potrzebował pomocy w stworzeniu planu pracy zastępu, czasu na spotkania i rozmowy z wszystkimi członkami zastępu. Jedną z głównych cech dobrego przyw6dcy jest zdolność do reprezentowania wszystkich członk6w zastępu na radzie drużyny.


Tekst pochodzi z materiałów kursu drużynowych starszoharcerskich Centralnej Szkoły Instruktorskiej ZHP w Załęczu Wielkim (1995 rok)

3, 2, 1, 0… CZUJ!

Uff.. 5 G.Z. “LEŚNE LUDKI” znowu wkracza do akcji.


Po kilku nieprzespanych nocach udało się sklecić wszystko do kupy. Na pierwszą zbiórkę zuchy przyszły wprawdzie nie tak licznie jak harcerze, ale jakże pięknie i ochoczo! W naborze do gromady pomagali nam harcerze z 5 D.H. “LEŚNI” (którym dziękuję za pomoc). W końcu cała kadra gromady wywodzi się z tej drużyny:

Karolina Śluzek – drużynowa, Agnieszka Bąk – opiekunka, Karolina Grodzka – przyboczna, Anna Białkowska – przyboczna.

Zbiórki odbywają się w każdy Czwartek, o godz. 16.01 w Szk. Podst. Nr. 2 w Michalinie.

Św. Jerzy – patron skautów

[O patronie polskich harcerzy czytaj na tej stronie]
Dla skautów na całym świecie świętym – opiekunem, to znaczy tym, który wstawia się za nami u Boga jest św. Jerzy.


Nie mamy pewnych informacji historycznych dotyczących tej postaci. Niektórzy podważają historyczność św. Jerzego. Wiele dokumentów m.in. o św. Jerzym zostało sfałszowanych przez starożytnych heretyków, a inne mają sporo niejasności. Dodatkowo kiedy Małą Azję zajęli Turcy, zniszczyli w niej wszelkie ślady chrześcijaństwa. Legenda głosi, że miał być uproszony przez rodziców w późnej starości długą modlitwą.


Najstarszy opis Świętego pochodzi dopiero z roku 954. Jest w nim, jak i w wielu średniowiecznych żywotach św. Jerzego mnóstwo legend.


Kościół Wschodni nadał mu tytuł „Wielkiego Męczennika”. Kult jego na Wschodzie był tak popularny, że zajmował pierwsze miejsce po Najśw. Pannie Maryi i św. Michale.

Helloween czy Święto Wszystkich Świętych?


Święto Wszystkich Świętych i Zaduszki

KULT ZMARŁYCH

WIERZENIA PRASŁOWIAŃSKIE

PO
CO ŚWIĘCI?

EGZAMIN ŚWIĘTEGO

Cmentarz w Józefowie
"Są tajemnice wiary, których nie tylko nie można
objąć rozumem, ale i nikt by ich sobie nie mógł wymyślić"
ks. Jan Twardowski

ŚWIĘCI
HARCERZE

PATRON HARCERZY

FOTORELACJA


HALLOWEEN

KULT ZMARŁYCH

W naszej tradycji kult zmarłych i obchody 1 i 2 listopada mają szczególne znaczenie. 1 listopada obchodzimy jako święto Wszystkich Świętych, a więc zmarłych zbawionych, wyniesionych ponad zwykłych śmiertelników. Dzień ten celebrowany był kiedyś jako święto radosne. Natomiast 2 listopada to Dzień Zaduszny, w którym wspominamy wszystkich zmarłych (nie tylko Świętych). Modląc się o ich dusze staramy się przyjść im z pomocą w drodze do życia wiecznego. 
Przyjęło się, że to 1 listopada jest dniem obchodzonym uroczyście, dniem masowych odwiedzin grobów. Drugi dzień świąt pozostaje w jego cieniu. W tych dniach ogarnia nas zaduma, myślimy o przemijaniu, śmierci. Zastanawiamy się co do tej pory udało nam się zrobić i na co jeszcze sił nam powinno wystarczyć. Myślimy o osobach, które na cmentarzach odwiedzamy. Tego dnia przypominamy sobie, że wierzymy w „Świętych obcowanie”.
W pamięci o zmarłych i w okazywaniu im szacunku jest zarówno pewien lęk przed nieznanym i nieodwracalnym jak i uczucie pustki spowodowane odejściem bliskich. Świadomość przemijania skłania do zadumy i szczególnego dialogu jaki toczy się między nami i umarłymi. W pamięci i szacunku dla zmarłych jest również odwieczne pragnienie nieśmiertelności i trwania. Trwania chociażby w pamięci, we wspomnieniu, w serdecznej myśli.
Święto Wszystkich Świętych to również święto patriotyczne – w miejscach uświęconych krwią Polaków zapalamy znicze, składamy kwiaty i oddajemy im szczególną cześć, np. poprzez uroczystości patriotyczne, wystawienie wart honorowych. 
Na zdjęciach widzimy harcerzy ze Szczepu Józefów im. R.G. Hamiltona podczas warty honorowej na cmentarzu w Józefowie.

WIERZENIA PRASŁOWIAŃSKIE

Nasze listopadowe zaduszki zredukowane do jednego lub dwu dni to pozostałość po zaduszkach odprawianych przez naszych przodków. 
Prasłowianie wierzyli w życie pozagrobowe i tajemniczy świat zmarłych, rządzący się własnymi prawami. Wierzyli w nadludzką wiedzę i moc zmarłych, dzięki której mogli wpływać na losy żyjących. Byli przekonani, że w pewnych porach roku duchy zmarłych mogą opuszczać zaświaty i niewidzialne przebywać wśród żywych bądź przychodzić do nich we śnie. Zmarli przebywający w świecie żywych mieli doświadczać głodu i pragnienia, potrzebować ciepła i wypoczynku, a także obecności innych ludzi, zwłaszcza krewnych i współziomków. Wierzyli, że obowiązkiem żyjących jest zaspakajanie tych pragnień. Jeżeli nie udało by się zaskarbić przychylności umarłych mogłoby się to skończyć wyrządzaniem dotkliwych szkód, nękaniem, straszeniem, sprowadzeniem nieszczęść i przedwczesną śmiercią.
Religia chrześcijańska zaadoptowała wcześniejsze wierzenia i praktyki. W chrześcijańskim kulcie zmarłych przechowały się więc resztki pogańskich obrzędów zadusznych. Wiele ich śladów znajdujemy także w tradycji ludowej i literaturze (np., „Dziady” Adama Mickiewicza, dla których inspiracją były powszechnie odprawiane jeszcze w XIX w. na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczpospolitej „dziady” – obrzędy ku czci zmarłych).
Jeszcze na początku XX w. w wigilię święta Wszystkich Świętych pieczono chleby i pierogi, gotowano bób, kaszę i wraz z miodem i wódką pozostawiano je na noc na stołach dla dusz zmarłych. Prawosławni zanosili jadło na groby. Zostawiano na noc otwarte furtki, uchylone drzwi do domu, aby duchy bez przeszkód mogły przekroczyć próg swych dawnych domostw. Było to znakiem pamięci, życzliwości i gościnności. Zmarłych niekiedy wołano po imieniu i zapraszano do wejścia w progi domu.
Obchody zaduszne kontynuowane są zatem przez wieki. Dawne ofiary z jadła i napojów zastąpiły naręcza kwiatów, zwłaszcza późnych jesiennych chryzantem, składane na grobach. W miejsce przywoływania zmarłych do ich domów mamy dziś „wypominki” (przywoływanie zmarłych z imienia i nazwiska). Natomiast dawny zwyczaj palenia ognisk na grobach został wyparty przez palenie zniczy i nabożeństwa żałobne

PO CO ŚWIĘCI?

Pierwszymi, których chrześcijanie otaczali szczególną czcią byli męczennicy, czyli ludzie, którzy za wiarę w Chrystusa przelali własną krew.
Kościół głosi potrzebę modlenia się za dusze zmarłych, ponieważ skraca to okres cierpienia dusz przebywających w czyśćcu i zapewnia im wieczny spokój. Zmarli po odbyciu oczyszczającej pokuty orędują za żywymi w ich ziemskim życiu i w godzinie śmierci. Święci przedstawiani są jako wzór do naśladowania. Przez ich wstawiennictwo Bóg udziela nam pomocy. Możemy i powinniśmy modlić się do nich, aby wstawiali się za nami i za całym światem.

Kościół podkreśla, że Święci to nie żadne „udane egzemplarze” i wyjątkowe jednostki, ale ci, którzy na serio wzięli naukę Chrystusa i nie szczędzili sił by w praktyce żyć z jego wskazaniami. Papież Jan Paweł II często powtarza, że do świętości powołany jest każdy z nas. 
Obchodzenie święta Wszystkich Świętych wyznaczono w Kościele początkowo na 13 maja. Dopiero w połowie VII w. w Anglii pojawił się zwyczaj obchodzenia tego święta 1 listopada.

Na ołtarze wyniesionych zostało 70 Polaków, w tym 25 świętych
i 45 błogosławionych. Tylko w ciągu 20 lat tego pontyfikatu Ojciec Święty
Jan Paweł II ogłosił błogosławionymi i świętymi 30 naszych rodaków.

W „kolejce” do wyniesienia na ołtarze czekają wciąż
znane i wybitne postaci polskiego Kościoła, takie jak m.in. Prymas Tysiąclecia
kard. Stefan Wyszyński, kapłan-męczennik Jerzy Popiełuszko czy założyciel
Ruchu Światło-Życie ks. Franciszek Blachnicki.

EGZAMIN NA ŚWIĘTEGO czyli jak zostaje się
świętym?

  • Zgodnie z procedurą, ustaloną przez Jana Pawła II w
    konstytucji z 1983 r., zanim rozpocznie się właściwy proces
    beatyfikacyjny, diecezja lub wspólnota zakonna winny zebrać jak najwięcej
    danych o kandydacie na ołtarze, czy zmarł w opinii świętości czy męczeństwa
    oraz jakie łaski lub cuda uzyskano za jego pośrednictwem. Te czynności,
    zwłaszcza uzyskanie i zabezpieczenie odpowiednich materiałów rzeczowych,
    czyli tzw. proces informacyjny, można rozpocząć prawie zaraz po śmierci
    danej osoby, ale rozpoczęcie oficjalnego procesu beatyfikacyjnego jest możliwe
    najwcześniej w 5 lat po jej śmierci.

  • Następnie miejscowy biskup lub władze zakonne mogą
    powołać komisję, która winna zebrać całość materiału dotyczącego
    tej osoby, a jeśli kandydat(-ka) był(-a) zakonnikiem(-nicą), komisję
    powołują władze zakonne. Chodzi tu zarówno o dokładne poznanie jej życia,
    zasług, pozytywnych i negatywnych jej cech, jak i zgromadzenie całego jej
    dorobku piśmienniczego. Szczególnie ten ostatni element jest istotny,
    trzeba bowiem zapoznać się ze wszystkim, co pozostawił po sobie kandydat
    na ołtarze: kazaniami, artykułami, książkami, a nawet prywatnymi
    notatkami, aby wyeliminować jakikolwiek możliwy błąd teologiczny lub
    doktrynalny, który mógłby go zdyskwalifikować. Na tym etapie przesłuchuje
    się również świadków i wszelkie osoby, które znały kandydata.

  • Po zgromadzeniu niezbędnych danych na szczeblu
    diecezjalnym lub zakonnym materiały porządkuje się, tłumaczy na jakiś język
    światowy (najczęściej włoski) i przesyła się do Kongregacji Spraw
    Kanonizacyjnych, gdzie cała procedura rozpoczyna się od początku. Sprawa
    otrzymuje swego relatora, który będzie odtąd prowadził ją do końca.
    Szczególne znaczenie ma zbadanie i dokładne sprawdzenie przypisywanego
    kandydatowi cudu, przy czym chodzi tu o nie dające się wytłumaczyć
    istniejącym stanem wiedzy fizyczne zjawisko nadprzyrodzone, głównie
    uzdrowienie. Nie uwzględnia się natomiast cudów moralnych, np. niezwykłego
    nawrócenia czy porzucenia nałogów, istnienia przez dłuższy czas
    instytucji bez niezbędnych środków materialnych itp. Na tym etapie ze
    sprawą współpracuje promotor wiary (dawniej: advocatus diaboli, czyli
    adwokat diabła), którego zadaniem jest wyszukiwanie słabych stron
    kandydata, jego życia i przypisywanych mu czynów.

  • Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wówczas opracowuje się
    dekret o heroiczności cnót danego kandydata (sługi Bożego), który następnie
    rozpatruje na rozszerzonym posiedzeniu, z udziałem Ojca Świętego,
    Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych. Po podpisaniu dekretu (najczęściej
    kilku lub kilkunastu) przez wszystkich uczestników zebrania, Papież
    wyznacza termin ceremonii beatyfikacyjnej, podczas której wyniesie daną
    osobę na ołtarze.

Na ogół od rozpoczęcia procesu na najniższym szczeblu do
beatyfikacji lub kanonizacji mija wiele, zwykle co najmniej kilkadziesiąt lat,
przeciętnie mniej więcej pół wieku. Ale są też okresy krótsze: np. w
naszych czasach pierwsza błogosławiona Zairka (Kongijka) Maria Klementyna
Anwarite Nengapeta (1939-64) została beatyfikowana w 21 lat po śmierci, św.
Pius X – błogosławiony w 1951, w 37 lat po śmierci, chorwacki kardynał
Alojzije Stepinac – w tym roku, w 38 lat po śmierci. Najszybciej zaś w
dziejach Kościoła świętym został Antoni Padewski: 30 V 1232 – w niecały
rok po swej śmierci. Najdłużej na wyniesienie na ołtarze musiał czekać św.
Bernard z Tyronu (Francuz; ok. 1046-1117), kanonizowany w 1861 r., a więc w 744
lata po śmierci.

źródło: http://e.kai.pl/

 

PATRON HARCERZY

Dla nas, harcerzy takim świętym, opiekunem, to znaczy tym, który wstawia się za nami u Boga jest św. Jerzy. 

Św. Jerzy w herbie Dolnego Brzegu

Nie mamy pewnych informacji historycznych dotyczących tej
postaci. Niektórzy podważają historyczność św. Jerzego. Wiele dokumentów
m.in. o św. Jerzym zostało sfałszowanych przez starożytnych heretyków, a
inne mają sporo niejasności. Dodatkowo kiedy Małą Azję zajęli Turcy,
zniszczyli w niej wszelkie ślady chrześcijaństwa. Najstarszy opis Świętego
pochodzi dopiero z roku 954. Jest w nim, jak i w wielu średniowiecznych żywotach
św. Jerzego mnóstwo legend.

LEGENDA O ŚWIĘTYM JERZYM
Kliknij, żeby powiększyć!!Ojcem
św. Jerzego miał być Geroncjusz, Pers, a matką Polocronia z Kapadocji. Syn
miał być uproszony przez rodziców w późnej starości długą modlitwą.
Jako młodzieniec Jerzy zapisał się do legionów rzymskich, w których
stopniowo doszedł do rangi wyższego oficera. Kiedy za panowania cesarza
Dioklecjana wybuchło prześladowanie, Jerzy miał piastować godność trybuna,
czyli naczelnika miejscowego garnizonu. Wiemy, że jednym z dekretów prześladowczych
cesarza był nakaz, by wszyscy żołnierze rzymscy złożyli ofiary bóstwom
rzymskim. Żądano jej od każdego z osobna. Św. Jerzy, przewidując co go
czeka, rozdał swoją majętność ubogim. Kiedy stanowczo odmówił złożenia
ofiary, dla odstraszenia innych, zastosowano wobec niego szczególnie okrutne męczarnie.
Musiały one być faktycznie wyjątkowe, skoro wśród tak ogromnej liczby ówczesnych
męczenników Kościół Wschodni nadał mu tytuł "Wielkiego Męczennika".
Kult jego na Wschodzie był tak popularny, że zajmował pierwsze miejsce po Najśw.
Pannie Maryi i św. Michale.

Źródło: http://www.bialystok.telbank.pl/katolik/ 

Św. Jerzy prawdopodobnie był trybunem w legionach cesarza
Dioklecjana, zmarł śmiercią męczeńską w Palestynie na przełomie III/IV w.
Żył on i poniósł męczeństwo bardzo dawno temu, około roku 304 podczas prześladowań
Dioklecjana (władcy cesarstwa rzymskiego, za którego rządów nasiliły się
prześladowania chrześcijan), dlatego wokół naszego patrona narosło wiele legend i przypuszczeń. 

Kościól grecki nazywał św. Jerzego "wielkim męczennikiem",
a jego dzień jest jednym z największych świąt.
Kliknij, żeby powiększyć!! Ilustracja ze strony www.leksykony.pl

Jest patronem Anglii, Portugalii, Aragonii, Genui, Stambułu,
Niemiec, Wenecji. Opiekuje się rycerzami, płatnerzami, pasterzami koni,
szpitalami, bezpłodnymi kobietami i harcerzami. Chroni przed dżumą, trądem,
syfilisem i opryszczką. Król Anglii Edward III nazwał jego imieniem order
rycerski.

Św. Jerzy w herbie DzierżoniowaPrzedstawiany
jest jako rycerz na koniu zabijający włócznią smoka (w Turcji węża), w
zbroi, czasem z chorągwią. Niekiedy przedstawiany jest w scenie męczeństwa (ścięcie
mieczem). Legenda o walce ze smokiem powstała dopiero w XII wieku.

Św. Jerzy znajduje się w herbie Moskwy, na emblemacie Rusi
Moskiewskiej – uznawanym za najstarszy i  najbardziej rosyjski herb. 

Modlitwa do św. Jerzego: Panie, głosimy Twoją moc i pokornie
modlimy się św. Jerzy naśladował mękę Pana naszego. Za jego pośrednictwem
dodaj nam sił w walce z naszą słabością. Amen.

Dzień świętego Jerzego przypada 23 kwietnia. Św. Jerzy należy
do najbardziej znanych świętych tak na Zachodzie, ale przede wszystkim na
Wschodzie.

Projektowaną patronką Drużyny Sztandarowej naszego Hufca jest święta Joanna.

W okresie zaduszek do późnej nocy nad wszystkimi cmentarzami jaśnieją wielkie łuny od chybotliwych płomyków zniczy – świadectwo łączności z naszą tradycją i znak, że nie wszystko umiera.

Na podstawie:
„ŚWIĘTA POLSKIE – TRADYCJA I OBYCZAJ”; 
Barbara Ogrodowska; Wydawnictwo Alfa; Warszawa 2000

„KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIECO”


PIERWSZE ŚWIĘTE MAŁŻEŃSTWO HARCERSKIE

21 października 2001 Papież Jan Paweł II beatyfikował małżeństwo harcerskie. Pierwszy raz w historii Kościoła beatyfikowane zostało małżeństwo. „Słudzy boży Luigi Quattrocchi (1880 – 1951) i Maria Corsini (1884 – 1965) prowadzili zwyczajne życie w nadzwyczajny sposób” – powiedział Papież podczas mszy beatyfikacyjnej w Bazylice Św. Piotra, na zakończenie dwudniowych obchodów Dnia Rodziny w Watykanie, na które z całych Włoch przybyło około stu tysięcy osób.
Przedtem odsłonięto ogromne portrety nowych Świętych z Włoch. W ceremonii beatyfikacji uczestniczyła również trójka dzieci małżeństwa Quattrocchich. Dwóch synów jest księżmi, a córka zakonnicą.
Beatyfikowane małżeństwo mieszkało w Rzymie i prowadziło mieszczańskie życie. Mężczyzna był znanym prawnikiem i pracował dla rządu włoskiego, a kobieta – pedagogiem i gospodynią domową. Oboje angażowali się w działalność wielu grup katolickich oraz harcerstwo. Maria pomagała żołnierzom w czasie I wojny światowej a później towarzyszyła inwalidom w pielgrzymkach np. do Lourdes we Francji.
„Drogie rodziny, dziś mamy potwierdzenie, że kroczenie ścieżką świętości przez małżeństwo jest możliwe, piękne, nadzwyczajnie owocne i fundamentalne dla dobra rodziny, kościoła i społeczeństwa” – powiedział Jan Paweł II.(kar) 
źródło: http://wiadomosci.wp.pl/wiadomosc.html?_WID=209764


FOTORELACJA
(1 listopada 2001. Cmentarz w Józefowie. Harcerze ze Szczepu
im. R.G. Hamiltona w Józefowie)


Zmiana warty przed…


… pomnikiem czterech żołnierzy…


… z II wojny światowej.


Procesja po Mszy św.


Warta przed obeliskiem poświęconym
pomordowanym przed okupantów
w latach 1939 – 1989

Następnego dnia po warcie honorowej – w Dzień Zaduszny –
spotkaliśmy się na cmentarzy, żeby porozmawiać o świętych, poznać
starodawne zwyczaje związane z kultem zmarłych i odwiedzić opuszczone groby.


CZY POTRZEBUJEMY HALLOWEEN?

Warszawa, 31.10.2001 17:01 

Halloween to przypadkowa lub nie, ale na pewno implantacja – uważa
prof. Andrzej Tyszka, socjolog kultury. Zapytani przez nas duszpasterze również
patrzą krytycznie na to święto.

Zdjęcie z festiwalu "WAMPIRIADA". Autor - Jurek Lis.
W Polsce obchodzimy święta pochodzenia europejskiego czyli Dzień Wszystkich
Świętych i Zaduszki – twierdzi prof. Tyszka. W PRL zbijały się one w jedno.
To święta bardzo głęboko wrośnięte w świadomość ludzi, jak i w
kalendarz świąt rodzinnych i narodowych – dodaje. Halloween natomiast ma swą
liturgię, obyczajowość, dość bogaty rytuał publiczny i prywatny. Ale to
jednak święto pochodzenia anglosaskiego, święto Amerykanów, które obecnie
jest dość natarczywie implantowane, podobnie jak Walentynki. Należy do innego
repertuaru kulturowego. Jeśli się przyjmie, musi wyprzeć stare lub zająć
miejsce obok – argumentuje socjolog.8

Według ks. Leszka Slipka, proboszcza z Podkowy Leśnej,
Halloween to zabawa dla dorosłych o umysłowości dziecka, amerykański
zwyczaj, nie mający charakteru religijnego. – Jak ja wspominam moich zmarłych,
to się nie bawię ich zdjęciem. Nie w głowie mi wygłupy. To

kwestia odczucia – dodaje.

– Halloween czyli święto duchów uważam po prostu za głupie
– stwierdza również dominikanin o. Jędrzejewski. Podkreśla on, że święto
to nie wyrasta z naszej kultury a ewidentnie jest nastawione na rynek gadżetów.
Duszpasterz młodzieży ocenia, że Halloween to bezkrytyczne przyjmowanie
obcych kulturowo wzorów wątpliwej jakości, zakrawające na snobizm.

– Jestem ortodoksyjnym katolikiem i takie rzeczy mnie nie
interesują – kwituje o. Góra.

Halloween czerpie swoje początki z przedchrześcijańskiej
tradycji celtyckiej. Zgodnie z celtyckim zwyczajem 1 listopada kończyło się
panowanie boga śmierci. W tym czasie duchy zmarłych w mijającym roku wędrowały
do królestwa zmarłych. Maski czarownic i ogień miały pomóc ludziom w wypędzeniu
złych duchów i prowadzeniu dobrych dusz do królestwa zmarłych. Święto
najbardziej popularne jest dziś w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.

KAI (ak, mzi //mr)
źródło: http://e.kai.pl/



Zobacz też: Zaduszki mamy – czy potrzebujemy Halloween?

ANDRZEJKI 2001

Już po raz drugi wraz z ministrantami i bielankami z parafi
pw. M.B.Częstochowskiej w Józefowie

organizowaliśmy Andrzejki dla dzieci z parafialnej świetlicy. 
Naszym zadaniem było przygotowanie wszelakich wróżb, a ministranci zajęli się dyskoteką.





Wróżby cieszyły się wielkim powodzeniem wśród dzieci i młodzieży, ale i nie tylko ponieważ rodzice także mieli wielką ochotę dowiedzieć się co ich czeka w przyszłości. Wróżbitów i wróżbitek było bardzo wielu więc zacznę od początku ( od okna ) czyli od Marka
Rudnickiego, jego wróżba była dość nietypowa ponieważ po wielkim półmisku z rzadką galaretką pływały świeczki wokoło półmiska były rozłożone karteczki na, których były wypisane mądre myśli mądrych ludzi. Losowanie wróżby polegało na popchnięciu świeczki i w którym miejscu świeczka się zatrzymała z tego miejsca braliśmy myśl przewodnią na

przyszły rok. Marek był bardzo zadowolony ponieważ jego stoisko było praktycznie Samoobsługowe. Przechodząc dalej trafialiśmy na równie ciekawe miejsce prowadzone przez Karinę Zielińską i Tomka Lacha. U nich można było sobie wywróżyć przyszłość na całe rzycie czyli np.: zaręczyny, zakon, staropanieństwo, bogactwo, dobrobyt, słodkie życie i dziecko, a w przypadku dziecka dodatkowo wróżba specjalna czy to będzie syn czy córka. W przypadku gdy ktoś wróżył sobie dwukrotnie, dochodziło do małych sprzeczności w przypadku gdy ktoś wylosował ; zaręczyny i zakon. Po naradzie doszliśmy do
wniosku że to oznacza wielkiego pecha w przyszłości. Nie wszyscy byli zadowoleni z tego co ich czeka w przyszłości ale mówiąc krótko takie jest życie. Bysior (Maciek Lach) wróżył z kuli. Jego przepowiednie były tak fantazyjne że klienci odchodzący od stołu nie mogli z wrażenia powiedzieć ani jednego słowa (nie wnikajmy w szczegóły). Jego kolega Hubert, który dzielił z nim stół miał równie szokujące Wróżby typu „ wpadniesz dziś do … ” ale były także pozytywne wróżby takie jak „ spotkasz dziś wybrankę swojego życia albo uda Ci się wrócić bezpiecznie do domu", itp.

Nie mogło także zabraknąć lania wosku, tym zajmowali się Dyniak (Kuba
Wojciechowski) i Mikołaj Fedorowicz. Ich sposób wróżenia różnił się od tradycyjnego, ponieważ po odlaniu wosku były tylko dwie możliwości: szczęście lub pech, jeśli to co odlaliśmy wyglądało pechowo

Zamykajcie dzrzwi piwnicy,
Stańcie wszyscy dookoła.
Mrok rozjaśni światło świcy 
I niechaj już nikt ni woła.

Przyszliśmy tu wszyscy po to
Aby przyszłość swoją poznać,
Więc zajmijmy się robotą

Byśmy wrażeń mogli doznać.
Wróżyć dookoła będą
Dziś wróżbici znakomici.
Oni dookoła siędą
Niech moc czarów was Zachwyci!

Niech księżyca jasność blada
Szczelinami tu nie wpada
Tylko żwawo! Tylko śmiało!
"A. Mickiewicz", "Dziady" cz. VII 

to miało się pecha i odwrotnie, ale tylko oni potrafili stwierdzić czy figura jest pechowa czy też szczęśliwa. Piotrek Bijoch przepowiadał kim zostaniemy w przyszłości (zawód). Mirek skuszony pięknym wystrojem stoiska, nie oparł się pokusie sprawdzenia co jest jego życiowym powołaniem, a prawda jest taka że Miron będzie fryzjerem. Ostatnim miejscem gdzie można było się dowiedzieć coś o swej przyszłości było stoisko dziewczyn, Magda głównie przepowiadała jaka/i będzie nasz życiowy partner i ile będziemy mieli dzieci. Za to jej sąsiadce wystarczyła data urodzenia aby stwierdzić że jesteśmy: małpą lub świnią, ale to tylko dwa z wielu chińskich znaków zodiaków, które odzwierciedlały nasze usposobienie.

Gdy wszyscy dowiedzieli się co ich czeka w przyszłości udali się na dyskotekę, a my po męczącej pracy udaliśmy się na poczęstunek przygotowany przez rodziców za co bardzo dziękujemy.

Jasiek Wojciechowski

24/11/2001