Wpływ internetu

Internet stał się w bardzo krótkim czasie jedną z najważniejszych, najszybciej rozwijających się gałęzi technologicznych.

Od czasu, kiedy po raz pierwszy Internet ujrzał światło dzienne, minęło zaledwie 20 (a jeszcze cztery lata temu mało, kto spoza kręgów biznesowych słyszał o nim) lat. A już zagościł we wszystkich naszych dziedzinach życia. Obecnie każdy producent komputerów liczy się z tym, że wszystkie oferowane produkty muszą spełniać nie tylko wymagania konsumentów, ale także Internetu.

Wielkie emocje i nadzieje wzbudzać mogą wiadomości o supermagistrali informacyjnej. Bardzo łatwo jest opowiadać i zakładać, że Internet jest niewątpliwym krokiem w kierunku łączności, jaką prezentują nam opowieści i filmy popularnonaukowe.

Jest to oczywiście możliwe, jednak bardzo odległe w czasie. Możliwości składowania pamięci, transmisji danych, wyświetlania monitorów, modemów, inteligentnego oprogramowania wymagają jeszcze lat doświadczeń i pracy, aby były zdolne do pracy w standardzie supermagistrali. To, jak daleko nam jeszcze do urzeczywistnienia snów, dobrze ilustruje porównanie obecnej liczby użytkowników Internetu do ogólnej liczby mieszkańców naszej planety. Internet w swoim obecnym stanie nie mógłby obsłużyć nawet podwojonej liczby swoich klientów, nie mówiąc już o liczbie większej 250 razy. Nie wspominając już o urządzeniach potrzebnych dla 5 bilionów ludzi i 2,5 biliona serwerów obsługujących to towarzystwo.

Nie chcemy jednak wmawiać komuś, że Internet jest do niczego. Wręcz przeciwnie, programiści mają nadzieję, że Internet rozwinie się w najbliższym czasie do tego stopnia, że każdy będzie mógł w jakiś sposób korzystać z jego zasobów. Z nowej pamięci laserowej komunikacji światłowodowej, trójwymiarowej rzeczywistości wirtualnej

Bezustannie czynione są zabiegi o polepszenie usług internetowych. Prowadzone są prace nad skonstruowaniem nie tylko lepszych sieci, ale i łatwiejszych do modernizacji. Wprowadzenie nowej generacji protokołów TCP/IP ma również przyczynić się zwiększenia szybkości przepływu informacji. Tak samo nowy projekt adresowania domeny serwerów i klientów IP umożliwi nieograniczone nadawanie nazw. Wspomniiałem oczywiście tylko o niektórych możliwościach rozwoju Internetu.

Opisywane przez dziesięciolecia nieprawdopodobne możliwości komputerów, takie jak wideokonfereneje, natychmiastowy interaktywny dostęp do danych i serwisów informacyjnych, są już właściwie osiągalne. Aplikacje używające szybkich i niezawodnych transmisji danych w Internecie zalały świat biznesu, nauki i rozrywki. Możesz oglądać żywe obrazy, animacje, interaktywną telewizję, najnowsze i najcenniejsze księgi z bibliotek Watykańskich, nawet sprawdzić stan swojego konta, a wszystko to nie ruszając się ze swojego wygodnego fotela.

Internet jest miejscem, gdzie możesz znaleźć właściwie wszystko, wszystkie możliwe technologie, informacje i programy użytkowe, jakie tylko sobie wyobrazisz. Oczywiście mogą jeszcze nie spełniać twoich oczekiwań, programy mogą być powolne, błędne, a nawet niedostępne w momencie, gdy będziesz ich potrzebował. Jednak są tam, a wszelkie ich niedoskonałości tym dobitniej świadczą, że wszystko jest możliwe.

A.Ż. (webmaster@zhp.otwock.com.pl)

Alarm

Uwaga! Uwaga! Leci!

Szybki jak pociski. Wymierzony w ludzi

Ktoś wyskoczył przez okno

Skrzypnęły gdzieś drzwi

Ogólny hałas panika króluje

Ktoś jeszcze się modli ktoś jeszcze wierzy

To wszystko na nic krzyknął głos jeden

Widzę śmierć Boening 757. Teraz cisza

Już nie. Wybuch nastąpił. Koniec modlitwy

Koniec paniki. Oto jest stan wyjątkowy

W kościele mówili: „Na śmierć bądź zawsze gotowy”

Więc śmierć czy jeszcze życie ?

Ty już wiesz Więc skoro tak miało być

Niech tak się stanie Na wieki wieków Amen.

Uwaga ! Uwaga ! Leci drugi!

Szybki jak tamten Wymierzony w ludzi

Znów wybuch. Śmierć po raz drugi króluje

Jakby było mało Ktoś wyskakując przez okno

głośno żartuje. Kilku uciec zdołało

Wyszli z budynku Budynek się wali

To już nie żarty Nikt nie przeżyje

Już wszyscy wiedzą Na całym świecie

Tysiące ludzi na wieść mdleją

Wieże World Trade Center już nie istnieją

Zginęli obywatele świata

Przykryci tonami gruzu

Wieczny odpoczynek racz im dać Panie

To oni krzyknęli na alarm Alarm dla całego świata

Dla muzułmanów Dżihad

Dla nas święta zagłada

Do zamachu nikt się nie przyznaje Alarm trwa

Samobójca nie przeżył żaden Jednak my wiemy

Wszystkiemu jest winien Osama Byn Laden

[4.11.2001]

Piotr Zadrożny

Komunikat Komisji ds. Systemu Punktacji Zastępów

Serdecznie gratulujemy odwagi i wytrwałości zastępom, które zdecydowały się wziąć udział w Systemie Punktacji Zastępów.

Jest to propozycja skierowana do wszystkich harcerzy naszego hufca, ale niestety spotkała się z zainteresowaniem tylko jednej drużyny. I oni i my wiemy, że spełnianie wymagań wynikających z regulaminu Systemu Punktacji Zastępów jest i trudne, i czasochłonne, ale chyba warto. Nie tylko ze względu na nagrodę, która czeka na zwycięski zastęp, ale również po to by zmierzyć się z innymi zastępami, podzielić własnymi doświadczeniami – zarówno tymi, które przyniosły sukces, jak i tymi, które nie do końca się udały. Nasza propozycja daje taką szansę. Stanowi również możliwość wsparcia i uatrakcyjnienia pracy zastępów.

Dlatego ponawiamy nasze zaproszenie do wzięcia udziały w Systemie Punktacji Zastępów. Startujący od listopada będą w trochę gorszej pozycji, ale przyznane dotąd punkty nie są tak duże, by odebrać innym szansę na zwycięstwo. Przypominamy, że termin składania raportu za listopad mija w piątek 7 grudnia o godz. 19:30. To wystarczająco dużo czasu, by podjąć decyzję. Jeszcze raz serdecznie zapraszamy.

Z poważaniem,

Komisja ds. Systemu Punktacji Zastępów

A oto punkty przyznane za październik 2001:

Przyjaciele Zielonego Chomika – 22,50

Virides – 20,00

Wieczni Wędrowcy – 15,00

Drwale – 7,50

Friendsi Przyrody – 6,00

Green Pigs – 0,00

[wszystkie zastępy należą do 5 D.H. “LEŚNI”]

Warto Wiedzieć Co Ma Się Pod Nosem

Dziś przedstawiamy kolejne wydawnictwo z serii wypada mieć, bo WypadaWiedziećCoMaSięPodNosem. Z przedstawianym przewodnikiem będziemy wędrować „Szlakami dawnej Puszczy Osieckiej” „za rączkę” z Martą Kołodziej-Sobocińską oraz Wojciechem Sobocińskim.


(Czytelnicy Linii Otwockiej powinni kojarzyć to nazwisko). Słoneczno żółta książeczka „opowie” o krajobrazie, klimacie, ale i o historii tych terenów. Tych terenów = m.in. Józefów, Michalin, Otwock, Karczew, Wiązowna, jak i obrzeża Warszawy. To ja może zacytuję fragment wstępu: „Nazwa Puszcza Osiecka jest historycznym określeniem części olbrzymich lasów porastających niegdyś wschodni brzeg Wisły od Wieprza aż po Bug i Narew. (…) w przybliżeniu obejmowała obszar nieco szerszy niż dzisiejsze granice powiatu otwockiego. (…) Rozwój cywilizacyjny tych obszarów, zubożając przyrodniczo Puszczę, przyniósł jednocześnie rozkwit kulturowy. (…)”

Dzięki umieszczonej instrukcji obsługi przewodnika bez problemu się w nim odnajdziemy. Wydawnictwo jest bardzo praktyczne, ponieważ poza standardowymi informacjami jak ilość kilometrów, czy sposób oznakowania szlaku, dowiadujemy się czy na daną trasę należy przygotować buty, czy dokonać przeglądu naszego bicykla. Opisy tras zawierają odnośniki do stron, gdzie opisane są odwiedzane miejscowości. „Szlakami dawnej Puszczy Osieckiej” to wydawnictwo dla wszystkich krótkodystansowych podróżników: dla tych zmotoryzowanych, dla miłośników dwóch kółek, dla niedzielnych spacerowiczów (patrz: str. 58 przewodnika) i oczywiście dla harcerzy (patrz: wycieczki przyrodnicze str. 68, np. na wieczorny koncert derkaczy).

Przewodnik jest doskonałą pomocą dla drużynowego w planowaniu zbiórek w terenie w celu przybliżania harcerzom naszej najbliższej okolicy.

Przewodnik ten powinien uświadomić nam, że nie trzeba mieć dużo pieniędzy, ani nie trzeba nigdzie daleko jechać, żeby stanąć oko w oko z dziką przyrodą.

„(…)Dlatego, drogi Czytelniku postanowiliśmy przybliżyć Ci ten nieco zapomniany region. Pragniemy jednak, by Twoje kroki skierowały się nie tylko do dworów i pałaców czy kościołów, ale również do malowniczych wiosek, w których ostały się jeszcze ostatnie kryte strzechą chaty (…)”.

STRZ

A może Ty też jesteś zarażony?

W naszym pięknym kraju panuje taka dziwna moda na bycie ponurym. Jest to zjawisko powszechne i nie omijające żadnych kręgów naszego społeczeństwa.


Możemy stworzyć długą, długą listę zaczynając od gbórowatej sklepowej a kończąc na dyrektorze szanowanej firmy. Nie należy zapominać o całym szeregu innych osobistości towarzyszących naszemu codziennemu życiu. No tak ale można zapytać gdzie leży przyczyna tak marnego stanu ducha naszego narodu. Owej przyczyny nie należy jednak szukać w martyrologicznej przeszłości, lecz tu blisko, w nas samych. Do takiego wniosku doszedłem po wczorajszym wyjątkowo nie nieudanym poranku.

A wszystko zaczęło się tak. Wstałem rano a za oknem jak to za oknem nic inspirującego, a już na pewno nie impresje znad lazurowego wybrzeża. Jedynie wczesny szary cięty z rzadka zimną i mokrą mżawką widok. Tak więc trudno wymagać promiennego uśmiechu na twarzy. Paskudna pogoda wywołała u mnie nieznaczny grymas niezadowolenia. Ale to oczywiście nie koniec porażek. Oto z wolna przemierzam przestrzeń domu w poszukiwaniu łazienki gdy nagle pod stopą poczułem nieprzyjemną wilgoć. No tak właśnie stanąłem w samym środku kałuży, którą z zadowoleniem wyprodukował mój piesek. Powodowany głębokim afektem dopadłem drania i… zaproponowałem mu zmianę lokalu. Dzięki temu dałem odrobinę upustu nagromadzonej w sobie agresji .

To jednak nie koniec porażek, bo oto za chwilę miałem przekonać się jak złośliwe w swej naturze mogą być krany. Tak krany naprawdę mogą zatruć człowiekowi życie. Sytuacja była całkiem zabawna a zaczęła się dość niewinnie bo od nałożenia pasty na szczoteczkę. Dalej była procedura czyszczenia, mordowania bakterii i tych wszystkich innych rzeczy. Problemy pojawiły się gdy wyplułem do umywalki zawartość mojej jamy ustnej (trzeba zaznaczyć że byłem przy tej czynności pochylony). Pech chciał, że dokładnie w tym samym momencie kran zapowietrzył się i potężny strumień wody uderzył w to co wyplułem w ten sposób że cała zawartość umywalki wylądowała na mojej twarzy. Po tym epizodzie postanowiłem nie jeść śniadania i tak już nie byłem głodny. Wolałem nie ryzykować podobnego zajścia z nożem, widelcem czy czymś podobnym.

Poczłapałem do autobusu. A w Mini-busie jak to w Mini-busie – aż szkoda wsiadać. Pan kierowca z czarnym wąsem i olbrzymim bambrem wydał mi bilet z miną kata egzekutora nie mówiąc przy tym ani słowa. Oczywiście dalej było już tylko gorzej. Miejsce zająłem naprzeciwko uroczej panienki i pomyślałem sobie iż rzeczą sympatyczną będzie uśmiechnąć się do niej. Cóż moje intencje zostały opacznie odebrane gdyż w zamian potraktowany zostałem piorunującym wzrokiem z dodatkiem głębokiej pogardy.

Nie będę rozwodził się nad tłumem ponuraków o których otarłem się tego poranka dodam jedynie panią sekretarkę z mojej szkoły która potraktowała mnie z odrazą jako kolejnego natręta zakłócającego rytuał jej dnia.

Po wszystkich tych przejściach nie miałem już specjalnej ochoty uśmiechać się a już najbardziej być dla kogokolwiek miłym i uprzejmym.

Na uprzejmości może nie miałem ochoty ale dzięki prześladującemu mnie fatum naszło mnie na głębokie przemyślenia. Tak doszedłem do smutnego (i znowu ponuro) odkrycia. Nasze społeczeństwo trapi bliżej nieznana medycynie choroba, którą nazwałem Syndromem Dnia Powszedniego. Moim zdaniem możliwe są trzy przyczyny tego stanu.

Pierwsza raczej abstrakcyjna i nie mająca specjalnego związku z rzeczywistością. To, że ów syndrom odziedziczyliśmy w genach i cała nasza choroba przechodzi z pokolenia na pokolenie – począwszy od naszego pra-przodka pierwszego polaka a skończywszy na nas samych.

Druga teoria dotyczy powszechnego i zbiorowego pecha który prześladuje prawie każdego z nas codziennie rano. Dzięki tej teorii można by wytłumaczyć ponurość towarzyszącą nam w autobusach, pociągach i tramwajach .

I wreszcie ostatni pomysł na pochodzenie naszego syndromu to Łańcuchowa Reakcja Obronna, czyli na nieuprzejmość ponurość i brak przychylności ze strony bliźnich odpowiadamy tym samym. Niestety nie jest to metoda dość skuteczna gdyż łatwo zarazić się takim ponuractwem i tak powstaje reakcja łańcuchowa.

Naturalnie to tylko teorie a prawda – jak to z prawdą bywa – pewnie leży gdzieś po środku. Na szczęście choroba ta we wczesnym stadium jest łatwo uleczalna a środki zaradcze są powszechnie dostępne.

I tu dochodzę do sedna sprawy. Apeluję do wszystkich którym sprawa Syndromu nie jest obojętna. Podejmijcie walkę już dziś. Przede wszystkim uśmiechajcie się i nie zapominajcie o tym żeby być miłym. Manifestujcie uprzejmość i pokażcie innym, że jeszcze gdzieś jest piękny i normalny świat, gdzie ludzie są serdeczni dla siebie i wiedzą co to szacunek.

Ja już zacząłem się leczyć. Ty możesz być następny. niech rozpocznie się nowa Łańcuchowa Reakcja Obronna. Ha-ha.

dh. Tomasz Wojciechowski

5 D. H. „LEŚNI”

Przygotowując zbiórkę

Przygotowując zbiórkę zdarza się, że brakuje nam pomysłów na tzw. przerywnik. Zamiast sięgać do starych, co prawda sprawdzonych gier i zabaw, może warto sięgnąć do czegoś nowego. Przykład kilku zadań zamieszczam pod spodem.

Zadanie 1

Na obóz pojechało trzech braci: Adaś nie kłamał nigdy, Bolek jedno zdanie mówił prawdziwe, a drugie fałszywe, natomiast Czesiek kłamał zawsze.

Pewnego dnia u komendanta dzwoni telefon z wartowni: „Tu mówi Bolek. Podchodzą nas harcerze z sąsiedniego obozu.”

– Wstawać, czy nie – myśli komendant.

A co ty myślisz?

Zadanie 2

Długość jednej zapałki wynosi 5 cm. Ile zapałek potrzeba na kilometr?

Zadanie 3

W każdym rogu kwadratowej działki rośnie jabłoń. Należy nie zmieniając kształtu działki powiększyć dwukrotnie jej powierzchnię tak, aby jabłonie nadal rosły przy granicy działki.

Zadanie 4

Harcerki przygotowywały jedzenie. Według przepisu do garnka należało wlać 4 litry wody. A druhny miały tylko takie naczynia jak widać na rysunku. Jak poradziły sobie harcerki?

Zadanie 5

Podczas rajdu harcerze znaleźli kamień, na którym było wyryte:

“Pod tym kamieniem spoczywają prochy człowieka, który przez 6-tą część życia był dzieckiem, a 12-tą młodzieńcem. Przez następną 7-mą część życia był nieżonaty. W 5 lat po ślubie urodził się syn, który dożył wieku 2 razy krótszego od ojca. W 4 lata po śmierci syna zmarł”.

Ile lat żył ten człowiek ?

Zasady dobrej zbiórki w terenie

Przypomnijmy sobie teraz zasady dobrej zbiórki i zobaczmy, czy sprawdzają się one również w przypadku zbiórek terenowych

1. Zasada logicznego ciągu – hm…wszystko co robimy (zbiórki też !!!) powinno mieć jakiś sens, czyli popularnie mówiąc „trzymać się kupy”. Wyobraźmy sobie następującą zbióreczkę w drużynie młodszoharcerskiej: dziewczęta śpiewają sobie na początek kilka ulubionych piosenek „Za naszym domem…”, „Pokochajcie błazna ludzie…” i nagle drużynowa mówi :” Wyobraźcie sobie, że jesteście grupą komandosów, których zrzucono…”. Albo inaczej: drużynowy stwierdza: „Dzisiaj pójdziecie na grę terenową”, więc harcerze idą i znajdują kolejne listy z zadaniami: Zmierz wysokość tego dębu… zaklaszcz trzy razy i zakwicz jak prosiak.. w którym roku urodził się Andrzej Małkowski?… Oj, chyba lepiej trochę inaczej, ciekawiej i… logiczniej. Temat gry terenowej można bez problemu wprowadzić na samym początku zbiórki, a nawet jeszcze wcześniej, np. przez odpowiednie zadanie międzyzbiórkowe (każdy zastęp przynosi busolę), albo zapowiadając, że następna zbiórka „w sobotę o 10.00 pod pomnikiem w Parku im. Szarych Szeregów, przychodzimy w mundurach polowych”. Postarajmy się również, żeby nie rzucać haseł „no to teraz wychodzimy na grę” albo „idziemy na zwiad”. Lepiej nawiązać do: poprzedniej zbiórki, usłyszanej przed chwilą gawędy, ostatniej piosenki itp. Podobnie zakończenie powinno współgrać ze wszystkim, co się do tej pory działo. Jeśli gra terenowa z listami, to dobrze gdy mają one wspólną tematykę, mogą również składać się na opowieść albo puzzle…

2. Zasada tempa – w przypadku gry tempo może „siadać” szczególnie wtedy, gdy patrole wychodzą co jakiś czas. Niezbędny jest wtedy dobry pomysł na zajęcie tych czekających na wyjście albo na przyjście pozostałych. Tradycyjnie można wtedy nauczyć nowej piosenki (dobrze, jeśli związanej z tematem gry), można też dać patrolom zadania „uzupełniające” do tych na trasie. Jeśli jest zima i patrole czekają w lesie na przyjście pozostałych, niegłupim pomysłem jest ognisko, albo cały zestaw gier ruchowych, no bo po co bezczynnie marznąć ?

3. W przypadku zwiadu, jeśli jest on częścią większej, harcówkowej zbiórki trzeba „strategicznie” skalkulować ilość czasu, bo jeśli będzie go za dużo, bardzo prawdopodobne, że harcerze będą snuć się po osiedlu, wsi itd. i nudzić się. Ważny jest też czas trwania całej gry – jeśli będzie łatwa i za krótka, harcerze skwitują ją „ale kicha” i może być trudno zachęcić ich do entuzjastycznego potraktowania następnej. Z drugiej strony gra długa i po niezbyt ciekawiej trasie też nie przyniesie dobrych efektów. Gry w ogóle „lubią” sprawiać niespodzianki. Zaplanowaliśmy, że przejście trasy powinno zająć godzinę, góra półtorej, a tu po 2,5 godziny harcerzy dalej nie widać…Okazuje się, że ktoś zabrał jeden list i w związku z tym harcerze zabłądzili. Jak zapobiec takim sytuacjom ? Myślę, że najbezpieczniej jest zostawić sobie spory zapas czasu na tego typu sytuacje awaryjne. Nic się nie stanie, jeśli harcerze wrócą do domu trochę wcześniej, niż powiedzieli rodzicom, gorzej, gdyby wrócili dwie godziny za późno… 4. Zasada przemienności elementów – zbiórki terenowe same w sobie są urozmaicone, np. na grze: harcerze idą wg opisu trasy, szukają ukrytego listu, biedzą się nad odczytaniem go, następnie wykonują zadanie. Po prostu nie ma kiedy się nudzić, szczególnie jeśli liczy się czas wykonania zadań. Ważna jest jednak wielkość patrolu – jeśli będzie za duży, dwie osoby zajmą się zadaniem, a reszta będzie się nudzić. Takiej zbiórki nie da się przeplatać tradycyjnymi przerywnikami, czyli piosenkami i pląsami…. Dla zachowania równowagi początek i koniec zbiórki mogą być bardziej statyczne, czasem nawet powinny, żeby dać harcerzom wytchnienie. Z kolei na wycieczce czy nawet podczas dojścia do lasu zwracajmy uwagę na możliwości fizyczne – 11-latek nie jest w stanie maszerować tak szybko jak jego 15-letni kolega. 5. Zasada czegoś nowego nowego na każdej zbiórce – bardzo wdzięczna zasada, jeśli chodzi o zbiórki w terenie. Już samo przeprowadzenie zbiórki nie w harcówce, a np. w parku (choćby dobrze znanym) jest pewnym „powiewem nowości”, nie mówiąc już o terenie absolutnie nieznanym i atrakcyjnym (bagna, chaszcze itp.) Trzeba jednak koniecznie pamiętać o bezpieczeństwie (!) – nawet supergenialny pomysł nie jest wart realizacji, jeśli harcerzom podczas zbiórki może się coś stać. Pamiętajmy, że jesteśmy za nich odpowiedzialni. Sama formuła pozwala na liczne innowacje: opis trasy czy listy możemy przygotować na wiele sposobów (przykłady podam w dalszej części). Zbiórka w terenie jest wspaniałą okazją do poznania czegoś nowego, chociażby nieznanego kawałka osiedla. Niesie tez za sobą mnóstwo nowych sytuacji (np. harcerz musi sam podjąć błyskawiczną decyzję, czy warto od razu spróbować zdobyć proporczyk i zaryzykować bycie złapanym, czy lepiej poczekać).

6. Zasada „drużynowy też jest z nami” – podczas zbiórek terenowych harcerze większość czasu spędzają sami. Rola drużynowego sprowadza się więc do przygotowania (starannego!) zbiórki. Może on również być tajemniczą postacią spotykaną na trasie, albo jeśli potrzebuje porcji godziwej rozrywki ukryć się w szczególnie ciekawym miejscu trasy i obserwować zmagania swoich harcerzy. Czasem jest wręcz wskazane, żeby służył radą i pomocą w wykonywaniu zadań np. może przed zwiadem zasugerować, gdzie można uzyskać potrzebne informacje – jeśli harcerze nie poradziliby sobie sami, bo jeśli są w stanie to patrz punkt następny.

7. Zasada samodzielności i inicjatywy harcerzy – druga wspaniale „spełniająca się” zasada. Zbiórki w terenie angażują niemal wszystkie funkcje psycho-fizyczne i są znakomitą okazją do sprawdzenia swojej kondycji, zaradności, umiejętności współpracy i właśnie wykazania się inicjatywą. Powinniśmy zawsze dawać harcerzom zadania „na poziomie”, tzn. wymagające pewnego wysiłku, ale możliwe do wykonania. Mają wtedy ogromną satysfakcję, że zdołali wykonać coś, co z początku wydawało się trudne, nabierają wiary we własne siły oraz zaufania do innych – a przecież o to nam chodzi. Na bardziej zaawansowanym etapie rozwoju drużyny można nawet pokusić się o to, żeby zastępy, albo pojedynczy harcerze przejmowali stopniowo organizację zbiórek terenowych, i nie tylko tych. Jeśli drużyna pracuje zastępami, niech zastępowy organizuje gry, wycieczki i zwiady dla swojego zastępu – na początek łatwe do przygotowania i przeprowadzenia, później coraz trudniejsze.

8. Zasada czterech stałych elementów – rozpoczęcie, zakończenie – jak najbardziej, zadanie międzyzbiórkowe – jeśli jest taka potrzeba, natomiast gawęda może być dobrym wprowadzeniem, bądź podsumowaniem, ale nie starajmy się jej na siłę wprowadzać do planu zbiórki, bo będzie to tzw. kwiatek u kożucha.

9. Zasada podziału pracy między drużynowego a przybocznego – jak najbardziej! Zbiórka w terenie, szczególnie wymyślna gra terenowa czy bieg na stopnie musi być dobrze przygotowana, bo inaczej czeka nas klapa. Oznacza to oczywiście dużą ilość czasu i pracy, i każdy przyzwoity przyboczny nie zostawi swojego drużynowego samego, a żaden drużynowy nie pozbawi przybocznego możliwości poznania kolejnego tajnika prowadzenia drużyny pt. przygotowanie zbiórki w terenie. Przygotowując cokolwiek w ekipie dwu- lub trzyosobowej mamy co najmniej dwa razy więcej pomysłów, a poza tym łatwiej uniknąć błędów typu: niezgodna z rzeczywistością liczba parokroków, pomyłka w opisie trasy czy szyfrowaniu. Więcej uwag o tym, co należy zrobić przed zbiórką znajdziecie w dalszej części.

10. Zasada niespodzianki – łatwa do zastosowania, np. dziwna postać na trasie, nieoczekiwane miejsce zbiórki czy też samo wyjście w teren. Poza tym tzw. „samo życie” czyli pogoda lub nieoczekiwane pomysły harcerzy mogą niespodziewanie urozmaicić albo zupełnie zmienić przebieg zbiórki.

Materiał pochodzi z “Poradnika raczkującego drużynowego” ze strony internetowej Hufca ZHP Łódź – Bałuty.

Wieczór z Wampirem, czyli Wampiriada

Sobota, godzina 16.10. Drobny poślizg zawsze musi być wliczony w każde przedsięwzięcie. Na sale dawnego kina w Karczewie zaczynają wchodzić harcerze, zuchy i wszyscy zaproszeni goście. Gaśnie światło, publiczność czeka w napięciu…


Nagle, nie wiadomo skąd rozlega się echo rozmowy jakichś dwóch niezwykłych stworzeń. Po chwili rozsuwa się kurtyna i oczom zgromadzonych ukazuje się napis „Wampiriada” a dwa urocze wampiry-konferansjerzy: Henryka (na co dzień Magda Firląg) i Zdzisław (szerzej znany jako Łukasz Kostrzewa) schodzą po drabinie na scenę. Festiwal piosenki „Wampiriada” zostaje otwarty.

Publiczność oczekuje na występ pierwszego zespołu. Jednak co się dzieje? Na scenie, wśród scenografii tworzącej ruiny zamku, Henryka usiłuje przypomnieć sobie słynny fragment „Hamleta” W. Szekspira… Zdesperowany Zdzisław ściąga niefortunną aktorkę ze sceny mówiąc, że „prezes zdecydował, że teraz wystąpi 33 ODHS”. Tak się też dzieje. Jako następny wykonawca pojawia się 126 DH i 7 ODH. Swoje umiejętności (oczywiście nie licząc niezastąpionego Zdzisława i Henryki) prezentuje także 65 GZ „Mali Globtroterzy”, 11 DH „Bezdroże”, zespół „Polarynki” z Domu Dziecka w Michalinie oraz połączone siły dwóch próbnych drużyn – działających przy szkołach podstawowych nr 1 i nr 6.

Pomiędzy występami publiczność miała okazję wspólnie się pobawić i rozruszać podczas wspólnych harcerskich zabaw. W ten sposób, wśród śmiechu, śpiewu i muzyki, upłynęła konkursowa część festiwalu. Jury odleciało na naradę, nastąpiło 10 minut przerwy.

Drugą część imprezy stanowił występ gwiazdy wieczoru, zespołu Szczyt Możliwości. Łukasz Kostrzewa, Piotrek Kostrzewa i Maciek Siarkiewicz zaprezentowali znane utwory zespołu Stare Dobre Małżeństwo oraz swoje własne kompozycje. Wzruszona publiczność razem z nimi śpiewała o bieszczadzkich aniołach, które skrzydła, nawet przy dobrej pogodzie, noszą w plecaku.

Szczyt Możliwości, żegnany owacjami, opuścił scenę. Jego miejsce zajął naczelny czarownik hufca Otwock, komendant Tomasz Grodzki, tego dnia pełniący funkcję przewodniczącego jury. Pierwsze miejsce i główną nagrodę – gitarę, ufundowaną przez redakcję Tygodnika Otwockiego otrzymały Polarynki. Druga nagroda trafiła do próbnych drużyn a trzecie miejsce zajęły zuchy z gromady „Mali Globtroterzy”. Ponadto redakcja Samorządowa Inicjatywa Młodych przyznała nagrody specjalne Maćkowi Łabudzkiemu, obu próbnym drużynom i Tomkowi Kuczyńskiemu, za to, że „był na festiwalu”. Każdy zespól otrzymał pamiątkowy dyplom i nagrodę dodatkową w postaci płyty kompaktowej.

Festiwal nie miałby z całą pewnością tak niezwykłej, pełnej radości atmosfery, gdyby nie dekoracja. Jej tło stanowił „witraż” z bibuły z zamkiem, wilkiem na skale, Babą Jagą na miotle i żółtymi ślepiami, spoglądającymi w głąb sali – czyli tym wszystkim, co kojarzy nam się z atmosferą grozy. Jedyne oświetlenie sali pochodziło ze świeczek, masek z dyni i podświetlenia „witraża”. Jeśli dodać do tego ruiny zamku – mamy kompletny obraz wyglądu sceny. Jednak pomimo tego posępnego z pozoru wystroju nikt się nie bał. Za to wszyscy poczuli się choć trochę „magicznie”. Nie byłoby tego efektu, gdyby nie nieoceniona Gosia Sawa, nasz naczelny scenograf, której udało się połączyć liczne szkice pomysłów w jedną całość.

Chciałabym podziękować wszystkim tym, którzy przyczynili się do zorganizowania festiwalu: sponsorom – firmie Morand, redakcji Tygodnika Otwockiego, Samorządowej Inicjatywie Młodych, sklepowi muzycznemu Otwrock i Komendzie Hufca. Szczególne wyrazy wdzięczności kieruję do Asi Kołodziejek, Kasi Kołodziejczyk, Łukasza Kostrzewy, Piotrka Kostrzewy, Magdy Firląg, Diany Mierzejewskiej, Maćka Siarkiewicza, Sylwii Żabickiej, Sylwii Woś Michała Dymkowskiego, Maćka Dymkowskiego, pana Krzysztofa Krzeszewskiego, Tomka Lubasa i oczywiście pani Ryszardy Falkowskiej.

Ewa

Wywiad z Wampirem

HSI: Jak czujecie się po festiwalu, w momencie gdy to duże przedsięwzięcie wreszcie się już odbyło?


Ewa Krzeszewska: Ja jestem dumna, wiem że to mało skromne, ale była to pierwsza taka impreza, za która czułam się całkowicie odpowiedzialna, choć przecież nie robiłam wszystkiego sama. Słyszałam kilka pochlebnych opinii o festiwalu – to było bardzo miłe. Jeżeli kiedyś miałam jakiekolwiek wątpliwości, to teraz nie ma po nich śladu.

Ola Kasperska: Na pewno jest satysfakcja, że właściwie wszystko się udało tak jak trzeba i nie wydarzyła się żadna katastrofa. Ale czuję też ulgę, że już jest po wszystkim. Teraz Można się już tylko cieszyć tym, co było, a nie martwić o to, co może się nieplanowanego wydarzyć.

HSI: A wydarzyło się?

O.K.: Prawdę mówiąc, to chyba obeszło się bez większej katastrofy. Tylko frekwencja mogła być wyższa. Liczyłyśmy na większy – poprawka – jakikolwiek odzew ze strony hufców ościennych. Szkoda, że tak się nie stało, bo festiwal z pewnością jest doskonała okazją do wspólnej zabawy i lepszego poznania się.

HSI: Zaciekawiła mnie nazwa. „Wampiriada” brzmi raczej złowieszczo. Może wystraszyli się? Skąd pomysł na taką właśnie nazwę dla tej imprezy i do czego się odnosi?

E.K.: Wystraszyli się? Hm… być może. Jeżeli chodzi o nazwę to narodziła się podczas jednego z naszych spotkań, kiedy próbowałyśmy coś postanowić. Nazwa wypłynęła samoistnie, gdy zdecydowałyśmy się na konwencję Halloween. Wampiry, Wampiraida, Halloween – to się łączy.

HSI: Nie ma działania bez idei, a idea – jak wiadomo – musi się narodzić. Jak doszło do tego, że „Wampiriada” się odbyła?

O.K.: Pierwsze hasło padło na wyjazdowej zbiórce drużynowych i funkcyjnych hufca, jeszcze w lutym. Wtedy każdy z obecnych miał powiedzieć, co jest w stanie zrobić dla środowiska. Jakoś tak wyszło, że wpadł nam do głowy ten festiwal. Później obie wpisałyśmy sobie to przedsięwzięcie w plan próby na stopień Przewodnika i … klamka zapadła.

HSI: Festiwal ze strony widza wyglądał na bardzo dopracowany. Możecie powiedzieć, co sprawiło wam najwięcej trudności?

E.K.: Gdy już organizacja przedsięwzięcia ruszyła pełną parą okazało się, że jest mnóstwo rzeczy, które trzeba zrobić, a przede wszystkim nad nimi zapanować. Dla Nas obu to było nowe doświadczenie i obie byłyśmy zielone w tym temacie. Co rusz ktoś przychodził i podpowiadał, że trzeba zrobić to, czy tamto. Ale jak sama powiedziałaś festiwal wyglądał na dopracowany, wiec chyba się udało. Była jeszcze kwestia pieniędzy, sponsorów. Trudno jest pójść do firmy i po prostu poprosić o pieniądze, ale niektórzy okazywali się bardzo życzliwymi osobami i cały stres mijał.

HSI: Czy zorganizowanie festiwalu wymaga dużych nakładów środków finansowych?

O.K.: Najdroższym elementem było nagłośnienie, sfinansowane w całości przez Komendę Hufca. Ogólnie rzecz biorąc, starałyśmy się pozyskać jak najwięcej sponsorów. W ten sposób większość dekoracji mogłyśmy wykonać dzięki życzliwości pana Andrzeja Morawskiego z firmy Morand – pozostałą część pokryły wpłaty uczestników.

E.K.: Bardzo ważną rzeczą na festiwalu są nagrody, chciałyśmy, aby były one atrakcyjne, więc zwróciłyśmy się do Tygodnika Otwockiego, który ufundował pierwszą nagrodę – gitarę. Karimaty – drugą nagrodę – dostałyśmy od Tomka Kuczyńskiego, a od sklepu muzycznego Otwrock otrzymałyśmy płyty kompaktowe.

HSI: Finanse i sponsoring to dość drażliwa kwestia. Jakie było nastawienie potencjalnych sponsorów wobec waszej propozycji?

O.K.: Sądzę, że na ogół raczej przychylne. Przecież nie chodziło o jakieś astronomiczne kwoty.

E.K.: Bardzo dużo zależało od chęci, jeżeli ktoś był przychylny naszej idei to można było załatwić decyzję np. Komendy przez telefon, jeżeli nie osoby zasłaniały się biurokracją

HSI: Czy jesteście zadowolone z efektu, jaki wywołała „Wampiriada”?

E.K.: To się okaże trochę później, zależy od tego, jak będzie wspominany. Tak na gorąco to mogę powiedzieć, że tak.

O.K.: Chyba tak, chociaż ciężko mi to obiektywnie ocenić. Po prostu wkład pracy jakby nieco przesłaniał mi efekt.

HSI: Czy „Wampiriada” stanie się od tej pory stałą pozycją w kalendarzu hufca?

O.K.: Nie mówię tak, nie mówię nie. Nie chciałabym w tej chwili podejmować takiego zobowiązania, ale jak to w życiu – wszystko się może zdarzyć. Nawet festiwal. HSI: Czego wam życzyć?

E.K.: Motywacji, żeby w przyszłym roku zaistniała „Wampiriada”, bo wydaje mi się, że potrzeba takich imprez.

O.K.: Chyba przede wszystkim cierpliwości i wytrwałości do dalszej harcerskiej pracy.

HSI: Dziękuję za rozmowę.

HSI

Zuchy – Czuj!

Bractwo Kamykowe znów do pracy jest gotowe – takim powitaniem zaczęło się pierwsze po wakacjach hufcowe spotkanie „zuchowców”.

Wszyscy byli jednomyślni, że zbiórki trzeba kontynuować. Zeszłoroczna praca Bractwa przyniosła efekty. Powstały dwie gromady zuchowe, i możliwe że wkrótce ujawni się trzecia. Bractwo Kamykowe jest niedużym liczbowo zespołem, ale jego potencjał i możliwości (oby tylko nie zapeszyć) są nie do opisania. Poza możliwościami ofiaruje wzajemną pomoc, wspieranie się w trudnych chwilach, inspiruje do działania, wspólnych planów, pomysłów na zbiórki. Takie są właśnie kamyki – przez nazwę, bliskie nazwisku najwspanialszego Wodza Zuchów – Aleksandra Kamińskiego, przez działanie – wytrzymałe, twarde w postanowieniach, szlachetne, potrafiące wyzwolić lawinę dobroci, radości i fajnych pomysłów. Bractwo Kamykowe to jeszcze nie namiestnictwo zuchowe, ale może zalążek, który stanie się już nie kamykiem, ale kamieniem milowym w rozwoju ruchu zuchowego w Otwocku

12 listopada br. odbyła się kolejna zbiórka Bractwa Kamykowego z udziałem pani psycholog Agaty Danowskiej. Pani Agata opisała cechy psychiczne dziecka w wieku zuchowym, czyli w wieku 7-11 lat, poradziła jak powinien zachowywać się drużynowy w niektórych trudnych sytuacjach na zbiórkach i powiedziała na co szczególnie zwracać uwagę, by osiągnąć powodzenie wychowawcze. Wnioski pani psycholog zbiegły się z doświadczeniami drużynowych, pochodzącymi ze zbiórek, czy kolonii zuchowej oraz potwierdziły trafność postępowania wobec dzieci w wielu przykładowo podawanych sytuacjach. Ciekawym podsumowaniem spotkania było przekazanie uczestnikom zbiórki informacji pt. ”Czym żyją twoje dzieci?” Przepisaliśmy dla Was druhno i druhu te 18 niezwykle ważnych linijek, abyście byli świadomi czym żyją wasze harcerskie dzieci. Musi to wiedzieć każdy drużynowy, że o rodzicach nie wspomnę. Dlatego bezwzględnie warto to przeczytać!

Dzieci wciąż krytykowane uczą się potępiać.

Dzieci wychowywane w atmosferze wrogości uczą się walczyć.

Dzieci wzrastające w strachu uczą się bać.

Dzieci, które spotykają się wciąż z politowaniem, uczą się użalać nad sobą .

Dzieci ciągle ośmieszane uczą się nieśmiałości.

Dzieci wzrastające pośród zazdrości uczą się, czym jest zawiść.

Dzieci bezustannie zawstydzane uczą się poczucia winy.

Dzieci otoczone tolerancją uczą się cierpliwości.

Dzieci otrzymujące dość zachęty uczą się śmiałości.

Dzieci, którym się nie szczędzi pochwał, uczą się uznawać wartość.

Dzieci w pełni aprobowane uczą się lubić samych siebie

Dzieci akceptowane uczą się odnajdywać w świecie miłość.

Dzieci, które często słyszą słowa uznania, uczą się stawiać sobie cele.

Dzieci wzrastające w atmosferze wspólnoty uczą się hojności.

Dzieci otaczane rzetelnością i uczciwością uczą się, czym jest prawda i sprawiedliwość.

Dzieci wychowane w poczuciu bezpieczeństwa uczą się ufać sobie i innym.

Dzieci dorastające w klimacie przyjaźni uczą się, jak wspaniale jest żyć.

Dzieci otoczone łagodnością uczą się spokoju ducha.

Ula Bugaj